Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2017, 16:20   #128
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Theseus dojadł ostatnią kanapkę i rozparł się na krześle. Przetarł usta dłonią i popił herbatę. Przejechał językiem po zębach i pocmokał kilka razy. Wreszcie westchnął i spojrzał na Chloe.
- Cóż, słyszałem, że pan Trottier pragnie poświęcić się swojemu wyuczonemu fachu, jakim jest medycyna. To szlachetne. W końcu każdy powinien robić to, do czego został powołany - pokiwał głową. - Mimo wszystko był, a nawet nadal jest tu ważną personą. Co zaś do tej kobiety, o której mówiłaś… Warto poznać nową kandydatkę na mera. Z tego co pamiętam, to na posiedzeniu rady nie było zbyt wiele chętnych.
Kapłan dopił herbatę i podniósł się z miejsca. Odniósł naczynia, na których spożywał śniadanie na ladę i wytarł ręce do ścierki.
- Ty coś planowałaś na dziś, lilium? Nie musisz przebywać w świątyni cały dzień, jeśli nie chcesz - zagaił, opierając się tyłem o ladę.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie, nie mam żadnych planów - Chloe wzruszyła ramionami. - Pewnie zajmę się tłumaczeniem panu Diego jego obowiązków, jakie będzie miał tu w naszej świątyni.
Pogładził swoją brodę i pokiwał głową. Zerknął najpierw na wyjście z kuchni, potem na gosposię.
- Powinniśmy już do niego iść. Nie zostawiłem mu tam dużo jedzenia - powiedział na głos. - Dobrze, jak będziesz mi towarzyszyć. Znasz go lepiej. Może wytłumaczysz mu, że nie miałem co do niego złych zamiarów.

- Proszę, niech ojciec się nie martwi, pan Diego na pewno nie będzie miał ojcu tego zamknięcia za złe - gosposia uśmiechnęła się pocieszająco. - A właśnie, ojcz Glaive, trzeba będzie porozmawiać z merem w sprawie praktyk dla dzieci z sierocińca.
- Zobaczę, czy uda mi się z nim porozmawiać jeszcze dzisiaj - powiedział, prostując rękę i spoglądając na swój sygnet. Stał w zamyśleniu, czekając, aż Chloe skończy swoją herbatę.
Gosposia wstała od stołu, poprawiła sukienkę i skinęła duchownemu, że już mogą iść.
Theseus odparł skinieniem dziewczynie i odepchnął się od lady, po czym wyszedł z kuchni. Poprowadził ich korytarzem w stronę schodów na piętro. Po drodze wyjął pęk kluczy, którym pobrzękiwał w zamyśleniu.

Wreszcie znaleźli się przed drzwiami do jednej z komnat dla gości. Kapłan przystanął przed nimi i spuścił głowę, przebierając palcami w kluczach. Nie obyło się bez dwóch prób, zanim wybrał właściwy. Zerknął jeszcze na stojącą obok gosposię, po czym otworzył drzwi.

Komnata nie była duża. Wąskie okno było otwarte i wiało z niego chłodem. Diego siedział na łóżku z podkulonymi nogami. Twarz schował w dłoniach i oparł na kolana.
- Czy zamierzacie mnie tu zagłodzić?
Podniósł głowę i spojrzał na swoich gości.
Cicerone wszedł do środka, stukając ciężkim obuwiem. Rzucił szybkim spojrzeniem po komnacie, po czym wbił wzrok w sylwetkę mężczyzny. Założył ręce za plecami i ścisnął dłonie, zdradzając zdenerwowanie.
- Synu… - zaczął po chwili zastanowienia. - W tym domu nikt ci źle nie życzy, ani nie dybie na twoje zdrowie - powiedział trochę skrępowanym głosem i zerknął ukradkiem na Chloe, jakby szukał w niej wsparcia.
Gosposia postawiła na stole posiłek dla gościa, który zabrała po drodze z kuchni sierocińca.
- Nie, panie Diego nie życzymy panu źle. Niestety ale było to konieczne, a tu zapewne było panu wygodniej niż w celi - odparła Chloe spoglądając na mężczyznę. - Ojciec Glaive ma dla pana propozycję pracy - po tych słowach gosposia skierowała wzrok na duchownego.
Diego szybko rzucił opuchniętymi oczami na gości i chwycił miskę. Widać było, że był bardzo głodny. Dość łapczywie pochłaniał posiłek stukając łyżeczką o michę. Gdy pochłonął już kilka dużych kęsów i z trudem przełknął, Theseus i Chloe odzyskali jego uwagę. Wpatrywał się w nich w ciszy i przeżuwał już spokojniej…
- Propozycję pracy? - Zapytał nieufnie.

Theseus odchrząknął i potarł dłonią brodę, kupując sobie chwilę na zastanowienie.
- Powiedz mi, Diego… Co planujesz dalej robić? Słyszałem, że narobiłeś sobie kłopotów w innym mieście. Z pewnością przydałoby ci się miejsce, gdzie mógłbyś schować się na jakiś czas i przemyśleć swoje występki…

- Jak na razie, padre, nie mam planów. Chciałem kiedyś dostać się do portu i odpłynąć z tej dziwnej krainy. Za nic na pewno nie chcę wracać do Chlupocic. Choć nie uczyniłem nic złego, nie jestem tam mile widziany. W stolicy mnie szukają, bom pływał na statku pirackim. Pozostanie tutaj chyba jest moim najlepszym planem. Byłoby dobrze, gdyby nikt mi go nie pokrzyżował. Ani nie otruł…
Diego spojrzał podejrzliwie na owsiankę ulewając z drewnianej łyżki nieco gęstej cieczy.
- Panie Diego, przypominam, że już dwa razy pana odtruwałam - skomentowała grymaszenie mężczyzny Chloe po czym westchnęła i przewróciła oczami. - Na początek by pan wspomagał tutejszego kościelnego. A później… - wzruszyła ramionami. - Może uda się panu wykorzystać swoje talenty by zająć się jakąś pracą tu w mieście - zasugerowała. - Dajemy panu szansę na nowy start panie Diego, uczciwe życie, w zamian wymagamy jedynie lojalności. Względem kościoła i względem nas. Bóg jest miłosierny, a pieczęcie kościelne mają ogromną moc panie Diego - na koniec gosposia skrzyżowała ręce przed sobą i wbiła poważne spojrzenie w mężczyznę.
Ciecerone przystanął obok Chloe i założył ręce przed sobą, wypinając pierś. Wydał się przy tym ciut większy, a taka poza z pewnością dodała mu brutalnej charyzmy. Spojrzał na Diega z góry wymownie, wbijając w niego ciężkie spojrzenie. Przybysz mógł to odebrać jako groźbę… lub obietnicę ochrony.
DeLa Christo kiwnął głową i przeżuwając kolejną porcję owsianki odpowiedział Chloe.
- Doskonale wiem ile zawdzięczam pani, seniorita Vergest. Zapewne nie uda mi się spłacić długu jaki zaciągnąłem u pani do końca swojego zycia. Jednak każdego dnia zamierzam udowodnić pani… - Mężczyzna przerwał i zamaszyście poprawił grzywę, nico rozchlapując jedzenia…
- Że było warto - dokończył i wstał czując powagę sytuacji.
- Co miałbym zrobić? - Zapytał.

Theseus wyciągnął dłoń, sadzając Diego z powrotem na łóżko i gestem zachęcając go, by kontynuował posiłek. Sam spuścił trochę z pary i w momencie nieco złagodniał.
- Przez bardzo wiele lat w tej świątyni służył Nickolas Milet. Pełnił funkcję grabarza, a z czasem kościelnego - powziął Glaive, gładząc swoją brodę. - Niestety wiek i pewne paskudne… nałogi sprawiły, że nie powinien już dalej wykonywać części swoich obowiązków. Zwłaszcza, że ma tu do czynienia z młodymi sierotami, które mogą czerpać z niego zły przykład - westchnął i pokręcił głową.
- Praca nie byłaby wymagająca. Zapalanie świec w sali modlitewnej, wychodzenie na dzwonnicę, pomaganie w przeprowadzanych nabożeństwach. Nawiedzanie ze mną domów potrzebujących. Może też wyręczanie naszej gosposi w jej sprawunkach, jeśli będzie tego potrzebować - pokiwał głową, zerkając na Chloe. - Wszystko, co działałoby na korzyść kościoła i jego wyznawców.
- Wiedz jednak, że nie możemy za wiele zaoferować. Nic poza własną komnatą, ciepłymi posiłkami i częścią z ofiar składanych przez naszych wiernych. Myślę jednak, że te grube mury i bezpieczeństwo, jakie oferuje świątynia samego Wielkiego Budowniczego, są nad wyraz korzystne w twojej sytuacji, synu. Jesteś jak ten zbłądzony okręt na morzu, a ten dom jest twoją bezpieczną przystanią. Wykaż się, udowodnij, że współczucie i poświęcenie nie są ci obce, a może poza życiem na tej ziemi, zyskasz życie również po śmierci.

Diego spojrzał na Chloe jakby szukał potwierdzenia. Potem spojrzał na rosłego duchownego.
- Nawet się nie spodziewałem tak atrakcyjnej oferty, padre. Jestem do waszych usług. Udowodnię, że mam uczciwe zamiary i że umiem się odwdzięczyć, senior. Gracjas.
Mężczyzna znów się dźwignął by się skłonić, choć wyszło mu to mizernie gdyż nadal był osłabiony. Zakaszlał trochę. No może nie trochę, tylko jak gruźlik zarzęził. Szybko jednak odmachał ręką, by nie nikt mu nie pomagał. Obił dudniąco klatkę piersiową ręką, oparł się o szafkę i wykrztusił coś z płuc prosto w zaciśniętą pięść. - Jeszcze mój organizm nie przywykł do tutejszej gościnności… - Odpowiedział gdy złapał powietrze, a oczy mu łzawiły. Mogło to być ze wzruszenia, ale również mógł po prostu zakrztusić się owsianką.
- Dobrze - Cicerone pokiwał głową i przyjrzał się z troską mężczyźnie. - Na razie będziesz odpoczywał i nabierał sił. W tę niedzielę odbędzie się pierwsze nabożeństwo odprawiane przeze mnie w tej parafii. Jeśli do tego czasu twoje zdrowie się polepszy, pomożesz mi w sali modlitewnej. Następnego dnia odbędzie się pogrzeb jednego z naszych mieszkańców. Pan Milet zajął się już przygotowaniami, jednak może być potrzebna pomoc. Co do reszty obowiązków… - umilkł na chwilę i zerknął na Chloe. - Ufam, że nasza droga gosposia cię wprowadzi, synu. - Kapłan westchnął, jakby powierzanie tego mężczyzny młodej gosposi było dla niego trudem.
- Aha i jeszcze jedno… Chyba nie muszę tłumaczyć, w jakim miejscu się znajdujemy - dodał, unosząc palec i spoglądając na Diego. - To dom Boży. Nie ma w nim miejsca na hulanki i folgowanie swoim nieprzyzwoitym nałogom. Ufam, że będziesz zachowywał się godnie i nie splamisz tego miejsca jakimś… niewybaczalnym występkiem, prawda?
- Prawda, padre. Czy to oznacza, że mogę swobodnie poruszać się po świątyni? - Zapytał.
Cicerone skinął Diego głową.
- Tak. Teraz, kiedy pracujesz dla tego kościoła, stajesz się jego częścią jak ja czy panienka Chloe.
- Dziękuję padre! - Diego klęknął i chwycił dłoń duchownego szukając na nim jakiegoś pierścienia by móc go ucałować - Nie będziesz tego żałował!

Theseus mruknął i cofnął dłoń, pomimo iż na palcu znajdował się jego sygnet kościoła. Zamiast tego poklepał Diego po ramieniu.
- Wstań, synu. Dokończ jedzenie, odśwież się. Panienko Chloe, pokazałbyś Diego naszą świątynię? - zwrócił się do dziewczyny.
- Oczywiście ojcze - odparła dziewczyna, a jej mina wskazywała, że ta prośba była jej na rękę. - Panie Diego, porozmawiamy sobie o szczegółach współpracy - dodała spoglądając już na nowego pracownika.
- Znakomicie - dodał Theseus i uśmiechnął się lekko. Spojrzał jeszcze na Diego, jakby upewniając się, że ten nie planuje żadnych głupstw, po czym powoli oddalił się do drzwi.
- Zajmę się swoimi sprawami. Panienko Chloe, my jeszcze potem porozmawiamy - skinął jej i odwrócił się do drzwi.
- Miłego dnia wam życzę - rzucił jeszcze, zatrzymując się za progiem. W następnej zaś chwili zniknął w korytarzu.

Gosposia odprowadziła cicerone spojrzeniem po czym wróciła wzrok na Diega.
- Skoro w końcu jesteśmy sami - zaczęła Chloe krzyżując przed sobą ręce. Jej mina była równie poważna jak w dniu kiedy pierwszy raz spotkała expirata - Jest jeszcze jedna sprawa, o której musimy pomówić. To bardzo ważne i życie cicerone może od tego zależeć - powiedziała cicho, gdy podeszła bliżej do mężczyzny.
Tak, Chloe Vergest miała do pomówienia z nowym pracownikiem świątyni, ale najpierw przejdą się po domu bożym, przede wszystkim po to by na dzwonnicy, w miejscu niezwykle ustronnym, móc bez świadków pomówić z Diegiem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline