Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2017, 01:19   #114
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka spojrzała w tył, skąd padł strzał, który dobił worga. Od razu uśmiechnęła się do Kirka. Każdy jednak wiedział, że nie był to czas ani miejsce na podziękowania. Wróciła wzrokiem na kapłana. Virgo najwyraźniej musiał nie dosłyszeć jej skoro wskazywał jej to o czym sama mu przed chwilą mówiła. Nie mogła się też nie zgodzić z jego słowami. Paladynka była nad wyraz świadoma, że ta bitwa nie skończy się póki tamten goblin nie wyzionie ducha. Jednak, żeby do niego się dostać wciąż na drodze stała jej cała masa jego popleczników.
Spojrzała na Arthona. Radził sobie lepiej od przeciwnika więc z lekkim sercem mogła zostawić go z nim samego. Venora już sadziła się by wrócić do wycinki zielonych pokurczy gdy usłyszała słowa modlitwy wymawiane przez helmitę.

Natychmiast odwróciła się w jego kierunku i aż się wzdrygnęła gdy świetlisty krąg ukazał się przy niej, a w jego wnętrzu pojawił się czarny niedźwiedź.
"Niebiańska bestia" przeszło jej od razu przez myśl.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=S1xzKtMqe_4[/media]

Virgo wydał komendę przywołanej istocie, a ta posłusznie ruszyła przed siebie by ją wypełnić. Rycerka nieco niepewnie postawiła kilka pierwszych kroków za tą istotą, lecz widząc jak bardzo niedźwiedź jest skuteczny w rozpędzaniu stojących mu na drodze goblinów, od razu ruchy paladynki nabrały pewności.

Teraz miała szansę powstrzymać to szaleństwo. Rzuciła się biegiem za przywołaną bestią przeskakując nad trupami goblinów i odpychając tarczą tych, którzy próbowali sięgnąć swoim orężem ku niej. Venora czuła jak przepełnia ją bitewna euforia, była tak blisko. Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie na walkę gigantów. Trudno było w tej konkretnej potyczce ocenić kto wygrywa. Niby Sporg był poraniony, lecz każde dziecko Faerunu wiedziało, że trolla nie jest łatwo zabić, a już szczególnie gdy nie miało się pod ręką czegoś kwasowego.
Nie mogła niestety poświęcić tej dwójce więcej myśli. W pełnym skupieniu zaczęła rozmyślać nad taktyką walki z Barungiem. Był on cwanym przeciwnikiem. W głowie pojawiła jej się myśl, czy może w jaskini zastawił na nią pułapkę. Venora pokręciła głową. Nie miała wyboru, musiała zaryzykować licząc, że znajomość leża goblinów przyda jej się w tej chwili.

Wpadła w półmrok jaskini i nieco zwalniając kroku, pokonując kolejne korytarze, przywoływała z pamięci drogę jaką trzeba było pokonać do jaskini w której Barung miał swój tron. Tam też liczyła znaleźć gobliniego króla. Smród panujący w tym miejscu był nieznośny, ale na tą chwilę Venora bardziej czuła własny pot i mdlący zapach krwi, którą usmarowaną miała zbroję. I po prawdzie wola by zakończyć walkę była w niej tak wielka, że wszelkie niedogodności na tą chwilę nie znajdowały jej uwagi.
Uważnie stawiając stopy, paladynka w końcu znalazła się w szukanym przez siebie goblinim legowisku. Zatrzymała się w wejściu do pomieszczenia i rozejrzała. Było dokładnie takie jak je zapamiętała. Tylko, że puste. Był też na ścianie tajemniczy malunek białej dłoni, który w migotającym świetle ognisk wyglądał naprawdę złowieszczo. Mocno zaciskając dłonie na swej tarczy i mieczu, Venora ruszyła w głąb tej pieczary. Przestępowała nad porozrzucanymi po podłożu przedmiotami, niektóre tylko zwyczajnie odkopywała na bok.

W końcu go dostrzegła. Zmarszczyła brwi i jej twarz przybrała zaciętego wyrazu. Teraz miało wydarzyć się decydujące starcie. Teraz dowie się czy jej umiejętności walki wręcz okażą się wystarczające by wyszła z tego żywa, by zakończyć tą kampanię zwycięstwem, które wciąż było tak bardzo niepewne. Paladynka czujnie przyglądała się przeciwnikowi. A nie był on byle kim. Gdy pierwszy raz go zobaczyła, to prawdopodobnie nie miałaby z nim szans w walce. Lecz teraz...
Miecz rycerka trzymała nisko, prawie za sobą. Piękną tarczę, teraz naznaczona była licznymi zadrapaniami, trzymała przed sobą, na wysokości piersi, jakby oczekując, że zaraz z jakiegoś zakamarka wyskoczą łucznicy Barunga.

Ten natomiast gotował się do walki z nią. Wyciągnął swoją broń i nasączył jej ostrze jakimś płynem.
"Trucizna" Venora zgrzytnęła zębami. Nie dziwiło ją to, bo honoru nie spodziewała się po tym przebiegłym psie. Rycerka przełknęła ślinę oceniając swoje szanse na nie oberwanie ostrzem przeciwnika. Zupełnie nie znała się na truciznach więc założyła najgorsze, że ta, którą miał goblin może natychmiast pozbawić ją przytomności.

Jakie miała szanse, że gdy zostanie zatruta, to któryś z jej żołnierzy tu dotrze na czas. Czy wogóle będzie wiedział, że potrzebuje antidota?
"Czas pokaże" pokrzepiła się w myślach, całkiem niepewna jak to wszystko się skończy.
To, że goblin sam przyznał, że ta bitwa była dla jego strony przegrana, wywołała na twarzy panny Oakenfold lekki uśmiech. Jednak kolejne słowa... Coraz bardziej uświadamiała sobie, że doskonale wie o czym zielony mówł. Czyżby jej sny naprawdę były przepowiednią czegoś co miało nadejść?

Paladynka zatrzymała się. Nie powiedziała mu nic. Był fanatykiem, więc nie było czasu strzępić języka. Z resztą sir Morimond wbijał jej do głowy, że nie jeden już paladyn życie stracił, bo naszło go na natchnione monologi w czasie kiedy nie było na to czasu. A Venora wolała nie sprawdzać prawdziwości jego stwierdzenia.
Stanęła przyjmując postawę bojową. Miecz wciąż trzymała nisko, nie chcąc zdradzić się z tym jak zamierzy wyprowadzić pierwszy atak.

I wtedy Barung ruszył pierwszy na nią. Widziała tą furię w jego spojrzeniu, biegł na nią w zupełnym amoku. Venora naszykowała się na odparcie jego ataku, gdy goblin robiąc potężny zamach...

...Upadł.

Przeciwnik Venory w całej swej brawurze nie zauważył małego drewnianego totemu pod nogami i biorąc zamach potknął się, przewracając paladynce pod nogi.

Venora Oakenfold, paladynka helma, rycerka trenująca od wielu lat trudną sztukę walki wręcz, szkolona by przewodzić innym, w TYM konkretnym momencie stała z wielkim zaskoczeniem malującym się na całej jej posturze. Zastygła w ruchu górowała nad goblinem z mieczem uniesionym nad głową i tarczą trzymaną na wysokości bioder. Zamrugała oczami, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się wydarzyło. Barung leżał u jej stóp, a upadł tak niefortunnie, że musiało go zamroczyć. WSZYSTKIEGO by się z podziewała, ale nie takiego zakończenia bitwy, która zganiała jej sen z powiek od tylu dni.
- Tymoro, Helmie, dziękuję wam za pomoc - szepnęła cicho i z powagą, notując sobie w głowie, że musi pamiętać by dać datek na kościół bogini szczęścia.

W końcu paladynka opamiętała się. Już miała zadać ostateczny cios, a mogła jednym cięciem ukrócić goblina o głowę, lecz... Skierowała ustrze płazem i w ten sposób uderzyła w głowę Barunga.
"Jeśli nie odgryzie sobie języka jak tamten, to może cokolwiek uda się wyciagnąć z niego, choćby w samym Suzail" stwierdziła odkopując poza ręki goblina jego zatrutą broń. Wyprostowała się, zawiesiła tarczę na plecach, a miecz do pochwy u pasa i pochyliła się nad nieprzytomnym przeciwnikiem.
Chwyciła go za włosy i profilaktycznie rąbnęła jego twarzą o ziemię, by mieć pewność, że nie zacznie jej się za chwilę wierzgać. Na szybko znalazła sznur i związała nim goblina, wykręcając mu ręce w tył tak, że każda próba oswobodzenia się będzie dla niego bolesna. Założyła mu też knebel na usta, by nie odgryzł sobie języka, gdyby odzyskał przytomność. Zdjęła mu z głowy koronę, biorąc ją do lewej dłoni. W prawą pochwyciła goblina i uniosła w górę.

Teraz zamierzała wyjść z jaskini zrobić scenę dla gawiedzi, rzucając przed gobliny ich pokonanego herszta i miażdżąc w dłoni jego koronę zakończyć walkę raz, a dobrze...
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline