Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2017, 23:35   #147
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Chloe zrobiła zmartwioną minę. Tak właśnie postanowiła zakryć ekscytację, jaką czuła na to, że zaraz będzie mogła zajrzeć w te sekrety i może odkryć odpowiedzi na parę pytań. Prawie jakby z namaszczeniem ujęła w dłonie pakunek z listami, przyglądając się im. Najchętniej od razu zasiadłaby do czytania. Ale na szczęście potrafiła być wstrzemięźliwa.
- Dziękuję za zaufanie jakim mnie pani obdarza, przekazując mi je - powiedziała z pełną powagą panna Vergest. - To dla mnie dużo znaczy - dodała i zbliżyła się do Amandy, obejmując ją przyjacielsko. - Będę ostrożna - szepnęła i puściła ją po czym spojrzała w kierunku wyjścia.
- Muszę już iść, ojciec Glaive może zacząć się niecierpliwić czekaniem - stwierdziła, przygryzając wargę w zastanowieniu. W końcu schowała pakunek pod pazuchę płaszczyka.


Noc była chłodna i ciemna. Księżyc chował się za gęstymi chmurami. Nawet jednej gwiazdy nie było widać. Wszędzie panował względny spokój i tylko od czasu do czasu zaszumiał wiatr w koronach pobliskich drzew.
Drzwi od domu Amandy zamknęły się ze zgrzytem za Chloe.

Dziewczyna spojrzała na czekającego na nią duchownego i lekko się do niego uśmiechnęła. Była szczelnie owinięta swoim płaszczykiem. Ręce miała skrzyżowane na piersi.
- Przepraszam, że ojciec musiał tyle czekać - odezwała się Chloe, czekając aż on ruszy przodem ku świątyni.

Kapłan, który w czarnym płaszczu oraz ciężkich butach bardziej o tej porze przypominał jakiegoś zabijakę, miast pobożnego wyznawcę Wielkiego Budowniczego, pokiwał głową, obdarzając dziewczynę spojrzeniem i dał jej znać, by ruszyła u jego boku.
Przez chwilę szedł w całkowitym milczeniu i tylko podeszwy butów szeleszczące po żwirze oraz gołej ziemi zdradzały, że ktoś przemieszcza się spod domostwa Barbary Beaumanoir. Theseus splótł dłonie pod piersią i pochylił głowę, krocząc jak na kapłana przystało. Choć pogrążony był w głębokiej komplementacji, to nie o Bogu w tej chwili rozważał.
- Trzeba przyznać, że nie poszło to dokładnie tak, jak oczekiwaliśmy - odezwał się w końcu ojciec Glaive, nie przestając obserwować tego, co było pod nim.

Krocząca tuż obok dziewczyna uniosła głowę, by spojrzeć na cicerone.
- Co tam się wydarzyło, ojcze? - zapytała, a jej ciemne oczy aż błyszczały z ciekawości, która zżerała Chloe od środka.
Kapłan westchnął cicho i zerknął kątem oka na gosposię.
- Ktoś rzucił na nią czar, moja córko. Nie byłem tego pewien, dopóki nie spróbowałem rozproszyć działanie Astralu. Powiodło mi się, ale tylko połowicznie. Przestrzeń nie powinna tak zareagować - nie kończyć się gwałtownym wybuchem energii. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z czymś takim… I to mnie w tym wszystkim martwi najbardziej.
- Wybuchem? - Chloe szeroko otworzyła oczy. Choć karnację miała bardzo jasną, to słysząc to pobladła jeszcze bardziej. - Nic się ojcu nie stało? - zapytała prędko, przyglądając się mężczyźnie uważnie i z przejęciem.
- Cóż, to nie był “taki” wybuch, który niesie ze sobą pożogę i spustoszenie. Bardziej jak… reakcja obronna albo kontrzaklęcie. Ktokolwiek rzucił czar na biedną staruszkę, znał się na tym i władał niemałą mocą. Ja nie… nie jestem dobrze przeszkolony w tej sferze. Posiadam pewne... powiedzmy zdolności, ale one nie umywają się do prawdziwego kunsztu władających magią. - Theseus zaczął nerwowo obracać sygnet na palcu, przygryzając przy tym lekko górną wargę w zamyśleniu.
- Ale jedno wydaje się dla mnie pewne. To nie był przypadek. A Barbara Beaumanoir była świadkiem czegoś, czego nie powinna była zobaczyć lub usłyszeć.

Chloe nieco uspokojona, a z pewnością nieco zła na samą siebie, spuściła głowę zamyślając się nad tym, co powiedział ojciec Glaive. Dziewczyna ruchem dłoni postawiła kołnierz swojego płaszczyka i opatuliła się nim bardziej.
- Dobrze, że ojcu nic się nie stało. Taka silna magia… Trzeba by znaleźć kogoś, kto byłby w stanie zdjąć ten urok. Chyba, że... - uniosła spojrzenie. - Użył ojciec medalionu? - zapytała, jakby szukając tylko potwierdzenia tego, co sama wywnioskowała.

Theseus omal nie zgubił krok, zaskoczony pytaniem młodej gosposi. Magia zawarta w symbolach wiary nie była poddawana do publicznej wiadomości. Kościół wolał, by atuty, jakimi dysponowali jego kapłani, pozostawały w niewiedzy wyznawców, ale przede wszystkim jego wrogów. Choć oczywiście zdarzało się, że czasem użycie magicznych przedmiotów odbywało się w otoczeniu świadków, postawieni wyżej w hierarchii kościoła nie decydowali się na drastyczne środki uciszania owych gapiów. Stąd też Glaive zakładał, że Chloe mogła mieć w przeszłości do czynienia z taką wiedzą, bądź po prostu zasłyszała plotki.

Zastanawiał się krótką chwilę.
- Tak - przyznał, wybierając szczerość w stosunku do gosposi. - Spróbowałem za jego pomocą rozproszyć magię otaczającą panią Barbarę. I dosłownie na moment odzyskała świadomość a także wzrok, jednak zaraz bielmo wróciło na jej oczy razem z otępieniem. W amulecie było skumulowane zbyt mało mocy, by rozproszyć tak silne zaklęcie.
- Czyli wiemy przynajmniej, że to sprawka magii, a nie trucizn - odparła Chloe intensywnie nad czymś myśląc. - Będzie trzeba spróbować ponowić próbę. Może teraz urok został osłabiony, hymmm....
- Nie wykluczam trucizny. Jeśli jednak moje rozproszenie odniosło jakiś skutek, głównym powodem zostaje magia. Może w kontrolowanych warunkach… Po głębokiej medytacji i ze wsparciem ksiąg, mógłbym osiągnąć lepszy efekt. Ale do tego musielibyśmy przekonać panią Amadnę, by oddała starą gosposię w nasze ręce na jakiś czas. Nie wiem z kolei, czy możemy jej w tej sprawie zaufać - mruknął i zerknął na Chloe. - Rozmawiałaś z nią, prawda, lilium? Wyniosłaś z tego jakieś wrażenie?

Chloe wykrzywiła usta w grymasie niezdecydowania.
- Muszę to przemyśleć ojcze - odparła cicho i w tonie, jakby miała na myśli coś dużo ważniejszego, niż tylko wrażenie jakie zrobiła na niej opiekunka skrzacicy.
Kapłan zwolnił kroku i przyjrzał się lepiej wiotkiej sylwetce dziewczyny.
- Powinniśmy działać z rozwagą, masz rację, córko - pokiwał głową, jednak nie odwrócił spojrzenia. - Wydarzyło się tam coś jeszcze, o czym nie wiem? - zagaił, jednak w jego głosie nie było ponaglenia do bezwarunkowej odpowiedzi.

Dziewczyna zrobiła zbolałą minę i odwróciła spojrzenie od cicerone. Ewidentnie coś ciążyło pannie Vergest na sercu.
- Ojcze, porozmawiamy o tym po śniadaniu. Lepiej będzie mieć świeże głowy do tego… - mruknęła Chloe nie podnosząc wzroku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 28-01-2017 o 00:11.
Mag jest offline