Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2017, 23:52   #149
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wkroczyła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Tym razem przekręciła klucz w zamku by nikt nie wkroczył do jej pokoju. Chloe była bardzo niezadowolona z tego jak skończyła się herbatka u pani Amandy. Oczywiście nie było tak, że całkiem zadziało się źle.
Owszem, była zła na siebie, że wyjawiła się przed ojcem Glaive. Zupełnie nie spodziewała się po nim takiej reakcji.
"Czyżby obawiał się Inkwizycji?" przeszło dziewczynie przez myśl gdy zdejmowała z siebie płaszczyk, który zaraz uwiesiła na gwoździku wbitym w ścianę. W końcu wielu duchownych lękało się instytucji, którą reprezentowała.
Położyła stertę listów przewiązanych sznurkiem na niewielki stolik stojący przy jej łóżku. Pani Amanda wydawała się być nimi bardzo poruszona. Chloe bardzo ciekawiło co też skrywają w sobie.

Najpierw jednak zdjęła z siebie wyjściowe ubranie. Podwinęła sukienkę i wyciągnęła umocowany na pasku przy jej udzie, sztylet. Położyła go obok listów. Jego ostrze było niezwykle ostre i gładkie, lśniło w nikłym świetle jednej świecy jaka dopalała się w pokoju gosposi. "Lusterko" - adekwatna nazwa dla sztyletu, w którego płazie ostrza można było się przejrzeć. Chloe bardzo lubiła ten rodzaj broni. Była ona bezpośrednia, cicha i skuteczna we wprawnej dłoni. A zręczności dziewczynie nie brakowało.


Gosposia rozebrała się i po szybkiej toalecie, przebrała się w koszulę do spania. Wzięła koc z łóżka i owinęła się nim, bo snu jeszcze przez jakiś czas zaznać nie zamierzała. Z małej szafeczki przy łóżku wyciągnęła dodatkowe świece. Ta która dawała teraz światło, lada chwila miała zgasnąć, więc potrzebowała przygotować się odpowiednio do studiowania listów. Najchętniej przeszłaby się jeszcze do kuchni, zaparzyła sobie zioł by mieć co sączyć w trakcie lektury, ale...

Na twarzy Chloe wykwitł grymas niezadowolenia na myśl, że mogłaby przypadkiem jeszcze natrafić na Cicerone. Polubiła go przez ten czas kiedy była po prostu gosposią, ale...
"Czego się spodziewałam?" pomyślała gorzko, bo nie mogła przeboleć tego jak on zareagował. Mimowolnie spojrzała na swoje łóżko. A dokładniej to pod nie, tam gdzie kryła się jej walizka z podwójnym dnem. "Że zacznie mnie traktować poważnie? Zacznie mówić o swoich planach zanim je zacznie wprowadzać je w życie?" już sama nie wiedziała, czy jego reakcja bardziej wskazywała na obawę czy zawiedzenie się.
Ale skoro już się wyjawiła z wiedzą o działaniu jego medaliony, to reszta poszła jej jakoś tak... Sama z siebie. Szczególnie po tym całym wybuchu jaki powstał przy próbie rozproszenia działania uroku.


Panna Vergest westchnęła ciężko i opadła na krzesełko stojące przed stolikiem. W dłoni trzymała kilka świec. Każdą, po kolei, zaczęła odpalać od tej jeszcze świecącej się i po nakropleniu wosku na blat stolika, przymocowała każdą z nich.
Wyciągnęła prawą dłoń i chwyciła nią Lusterko, które zaraz użyła by rozciąć sznurek pętający listy. Odłożyła ostrze obok i zabrała się za lekturę. A nie była ona ani lekka, ani przyjemna. Już przy pierwszych przeczytanych słowach, Chloe skrzywiła się z niezadowoleniem.

Lecz nawet szczegółowe opisy zawarte w listach nie zniechęcały dziewczyny by uważnie wszystko czytać. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na ominięcie niczego, choćby z tego względu by nie przeoczyć czegoś istotnego.


Świece zaczynały przygasać. Panna Vergest ze znużeniem i zmęczeniem wyraźnie widocznym na jej buźce, siedziała oparta na łokciu lewej ręki, podpierając głowę.
Wpatrywała się w to co nie pasowało do całości. A by to znaleźć musiała przebić się przez stertę bełkotu zakochanej starej kobiety, która nieszczęśliwie swe uczucia ulokowała nie dość, że w mężczyźnie innej rasy to do tego jeszcze będącego Cicerone.

- Niektóre kobiety to mają nie po kolei w głowie - mruknęła Chloe, powstrzymując ziewnięcie.

Listy miała podzielone na różne stosiki. Jedne listy były miały w sobie coś istotnego, inne były bełkotem napalonej staruszki, które nadawały się tylko do spalenia, by niczyje oczy więcej nie ucierpiały od czytania tego... Świństwa. Tak, Chloe będzie jeszcze długo mdliło na wspomnienie tego co przeczytała i to pomimo tego, że doszukiwała się tam jakiegoś szyfru.

Ta konkretna karteczka, którą trzymała w dłoni, na jednej stronie miała wymalowany symbol, jakby serduszka, po drugiej...

Cytat:
“Pić raz dziennie, przed zaśnięciem, jedną łyżeczkę.”
Podpis to A.B.
Jako jedyna, ta kartka zapisana była innym stylem pisma niż reszta. Chloe zaintrygowała ta notka.
"Kim jest AB? Pić jedną łyżeczkę? Brzmi jak opis przyjmowania lekarstwa... Ten lekarz, jak on się nazywał" dziewczyna zmrużyła oczy chcąc sobie przypomnieć.
- Rodolphe Trottier - wypowiedziała na głos. Pokręciła głową. To nie o niego chodziło. Ale mógł on wiedzieć coś o tym czy nie było innych praktykujących znachorów...

Chloe nie pierwszy raz studiowała zapiski po nocy, czy nawet do samego świtu. Rankiem z pewnością będzie wykończona. Ale przynajmniej było warto.
Listy powstawały od jesieni. Co prawda nie było za bardzo w nich dat, jednak pani Barbara pomiędzy kartki wtykała to czerwony listek dębu czy klonu, czy wprost w opisach listów było na przykład o ... zabawianiu się z bałwankiem.

Skrzacica, na której starania ojciec Courbet pozostaje niewzruszony, z każdym kolejnym listem wydaje się być coraz bardziej... opętana, szalona.
Pod pretekstem sprzątania biblioteki zamieszkała w świątyni, by oczywiście, być bliżej ukochanego, który nie zwracał na nią uwagi. Jeden z listów można by zinterpretować, że kobieta mogła chcieć popełnić samobójstwo, wspólnie z duchownym.

"Biblioteka... Tam pewnie natrafiła na "Żółtą księgę" " Chloe szerzej otworzyła oczy, by zaraz zmarszczyć brwi podejrzliwie.

Ostatnie listy robią się co raz bardziej nieczytelne, zawierające tylko bohomazy. I za nim znalazła karteczkę podpisaną przez tajemnicze AB.

Chloe wstała od stolika, przeciągnęła się z cichym jękiem. Spojrzała na listy. Dziewczynę zastanawiało co też pani Amanda miała na myśli, że były one gwoździem do trumny ojca Phillipe. Czyżby uważała, że to Barbara zrobiła mężczyźnie krzywdę? Gdyby to była prawda to zadanie Chloe dobiegłoby ku końcowi. Lecz to nie tłumaczy skąd owe szaleństwo u starej gosposi.
Tak, zdecydowanie panna Vergest zobaczyła jedynie wierzchołek tego co tu się działo. Jak choćby...
Dziewczyna sięgnęła dłonią po jeden z listów.

No właśnie. Treść tych listów czasem bywała gorsząca i Chloe czuła nie mały dyskomfort czytając je.
Lecz to z pewnością dziwne zachowanie, dla starszej osoby, powszechnie szanowanej w mieście i będącej osobistą gosposią miejscowego duchownego.
Chyba każdemu, kto to by przeczytał, coś tu mogło nie pasować.

Kilkukrotnie też Chloe natrafiła na opisy Barbary na temat odgłosów dochodzących z piwnicy świątyni, które się jej naprzykrzają. Za każdym razem, gdy tam schodziła - odgłosy milkły.
Powoli z listów zaczynało się wyłaniać nowe oblicze Barbary, a jej listy z miłosnych zamieniły w obsesyje na temat dźwięków, szurania, stukania i życia nocnego w piwnicy Świątyni.
Ewidentnie stara gosposia podejrzewała, że czai się tam straszne zło, które czyha na cicerone i tylko ona może go obronić.

- Mam nadzieję, że ojciec Glaive jeszcze tam nie zaglądał - mruknęła dziewczyna. - Głosiki. Ewidentnie kobieta z czasem oszalała... Ale - westchnęła. Była zbyt zmęczona by mogła twórczo myśleć. Pokręciła głową i zebrała listy. Ułożyła je jedna kupka na drugiej, od tych które chciała rankiem spalić, po te najważniejsze, dające jakieś wątki do badania dalej.
Trzymając w dłoni kartki, schyliła się pod łóżko, skąd wyciągnęła swoją walizkę. Otworzyła ją, wyciągnęła część ubrań, tak by mieć dostęp do ukrytej skrytki. Prawą dłonią sięgnęła po spinkę z włosów i otworzyła nią ukrytą przegródkę. Była całkiem pojemna, a w tej chwili znajdował się tam tylko jeden list. Z nim, to co miała w ręku nie mogło się zmieścić.

Jak zaczarowana patrzyła na przełamaną pieczęć katedry alchemii, która zdobiła owy list. Chloe do tej pory nie wiedziała jak odnieść się do jego treści. Korciło ją, żeby go spalić. W końcu to był jedyny dowód. Bez tego listu nikt się nie dowie...
Chloe wpięła na powrót spinkę we włosy i wzięła w dłoń ten sekret. Był on dla niej "ciężki". Miał siłę zniszczenia świata kilku osobom.

Wcisnęła listy Barbary w skrytkę i zamknęła ją. Ułożyła na powrót ubrania i zatrzasnęła kufer. Podeszła do płaszczyka i z wewnętrznej kieszonki wyciągnęła Bika. Bladozielone światełko stworzonka oświetliło twarz dziewczyny. Odwróciła się na pięcie i wróciła do łóżka. Ciężko usiadła na nim, z trzymanym w dłoni listem. Chloe spojrzała na dochodzące do końca swego istnienia świece.
"Powinnam go spalić" mówił jej rozsądek. Zostawienie listu było proszeniem się o kłopoty. Ale skąd w ogóle u niej to wahanie?



"Jesteś moją najbardziej zaufaną osobą w Szuwarach, lilium. Ufam też, że Wielki Budowniczy nie złączył naszych ścieżek bez powodu."

Dziewczyna posmutniała już do reszty.
- Czemu to powiedziałeś? - jęknęła cichutko z pretensją skierowaną w duchownego. Chloe była osobą wielkiej wiary. Całe jej życie związane było z kościołem, aż w końcu na dobre powiązała je z Kantonem Inkwizycji.
Bardzo zżyła się jednak przez te kilka dni z duchownym. Widząc jego reakcje na jej przynależność... Ucieszyła się tylko z tego, że wcześniej tego nie powiedziała. Nie miałaby okazji poznać go takiego jakim był.
- Wszechpotężny, czemu żeś na mnie to zesłał? - zamartwiała się Chloe. Nie dalej jak wieczór wcześniej już przeżywała tą rozterkę. Spalenie listu nie sprawi, że sama zapomni jego treść. Po prostu nie będzie potwierdzenia na słowa które i tak może wypowiedzieć.

- Dam mu po prostu list i wszystko samo się zadzieje - powiedziała do fruwającego nad jej głową Bika, zdając się na wolę Jedynego Boga.
Wstała, idąc do drzwi chwyciła przy okazji płaszczyk i narzuciła go na siebie. Przekręciła klucz. Otworzyła i wyszła z pokoju. Stanęła przed sypialnią ojca Glaive. Kurczowo trzymała list, nie mogąc się przemóc by zrobić to co chciała, by w końcu... Zamknęła oczy i zacisnęła zęby.
Przykucnęła i wcisnęła list w szparę między drzwiami a podłogą.
Rankiem, gdy duchowny się obudzi, będzie mógł zauważyć na posadzce list z przełamaną pieczęcią, zaadresowany do Theseusa Glaive.

Chloe wyprostowała się, odwróciła na pięcie i bezgłośnie stawiając kroki wróciła do swojej sypialni. Zamknęła drzwi, ponownie przekręcając w nich klucz. Serce biło jej jak oszalałe. Bo przecież musiała oszaleć skoro to zrobiła.
- Może to miejsce sprawia, że ludzie tracą rozsądek - szepnęła do Bika, który zaraz wyleciał z jej dłoni i zaczął okrążać pokój.

Dziewczyna zdmuchnęła ogień z dogorywających świec i ułożyła się na łóżku, szczelnie owijając kocem. Kolejny dzień zapowiadał się paskudnie.
I musiała się z tym zmierzyć. Z tym na co żadnego wpływu nie miała, a czego skutki dotykały ją czy tego chciała czy nie. Niezależnie od tego jak zmieni się stosunek cicerone do niej, praca będzie nadal czekać, nadal będzie współpracować z duchownym. Trzeba będzie dokładnie omówić sprawę listów Barbary, pomówić o Żółtej Księdze...
Chloe układając sobie plan obowiązków czekających na wypełnienie, starała się zapanować nad mętlikiem jaki miała w głowie.

A czuła się w tej chwili fatalnie i co gorsze sen zdawał się wciąż nie znajdować drogi ku niej.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 30-01-2017 o 00:17.
Mag jest offline