Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2017, 23:30   #60
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Sala Portalu: część pierwsza

Imogen przeszła korytarzem, skręciła za zakrętem i znowu znalazła się w głównej sali. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby przekonać się, że w ciągu tej godziny kryzys w dużej mierze został zażegnany - a przynajmniej chaos zdecydowanie zelżał. W tej chwili było tu znacznie mniej ludzi - spośród których Olander rozpoznała Brandona siedzącego na ustawionych pufach, Conrada Egelmana czekającego przy Portalu oraz młodą Badaczkę, która siedziała przy składanym stoliku z laptopem. Zapewne to ona zajmowała się aktywacją modułu nagrywania w Skorpionach, o czym wspominała Yuki Hao.

Immy od razu skierowała się do znajomego. Ciężko przysiadła obok niego, kładąc swoje rzeczy tuż obok pufy.
- Wysyłają mnie do Finlandii - mruknęła z wielkim niezadowoleniem. Wolałaby zostać tu, liczyć że jakoś przed czasem zostałaby wypuszczona z Oddziału by móc wrócić do córki. - Możesz dla mnie przypilnować Kate, żeby dobrze zajęła się Solvi? - zapytała starając się nie mieć zbolałej miny. - Nie wiem... Może... Ona jest wcześniakiem to może niech po prostu zostanie w szpitalu na obserwacji? Akurat na trzy dni. W końcu przeżyła olbrzymi stres dzisiaj - Olander przygryzła wargę w zmartwieniu.
- Tak myślę - odparł Brandon. Wydawał się lekko zirytowany jeszcze zanim Imogen do niego podeszła. Wskazywała na to mina oraz ciasno splecione palce. - Ostatecznie teraz to wszystko, co mam do roboty - dodał. - Pójdę do niej po tym, jak wyfruniesz na śledztwo. Tak właściwie ja prawie w ogóle jej nie znam, ale i tak spróbuję z nią porozmawiać.


Zapewnienie Bairda pokrzepiło Imogen, która odetchnęła z pewną dozą ulgi, wiedząc, że ktoś będzie trzymał rękę na pulsie kiedy ona sama będzie rozbijać się po drugim kontynencie.
- Nawet nie wiem jak ja ci się za to odwdzięczę - powiedziała uśmiechając się do mężczyzny. Ufała mu bezgranicznie nawet jeśli chodziło o bezpieczeństwo Solvi, bo przecież to on zachowując trzeźwość umysłu, przyszedł jej z ratunkiem zawożąc ją do szpitala, gdy zaczęła rodzić dużo za wcześnie.
Olander przyjrzała się uważnie Branowi. Znała go już na tyle długo by rozróżniać jego emocje po samej postawie. Położyła mu dłoń na ramieniu w przyjacielskim geście.
- Bran, coś się stało? Martwisz się o żonę? - zapytała Immy ciepłym tonem.

Po czym coś jej zaczęło nie pasować. Zmarszczyła brwi. - Ej... Mówiłeś, że dziś wróciłeś z misji... To jak do cholery mogliśmy wczoraj pić razem whisky? - kobieta przyjrzała mu się uważnie, bo albo coś jej ściemnił, albo... w niecałą godzinę załatwił misję?
- Misję miałem w Portland - odparł mężczyzna. - Nie powinienem o tym mówić, to wyższy Kod Dostępu… ale bez obaw, to nic interesującego - zasępił się. Imogen nie potrafiła wyczytać, że Brandon mówi szczerze, czy też chciał zgasić jej zainteresowanie kłamstwem co do atrakcyjności tematu. - Masz rację, jestem… - westchnął, próbując znaleźć odpowiednie wyrażenie. - Jestem zirytowany, bo… utkwiłem tutaj. Nie ma tu dla mnie roboty, poza dopilnowaniem twojej córki. Czuję się cholernie nieprzydatny, siedząc tutaj na tej pufie… i nie zanosi się, że miałoby się coś zmienić przez kilka najbliższych dni - westchnął. Jednak Imogen wyczuła w jego głosie, że mogło chodzić jeszcze o coś więcej.

- W Portland? Co można mieć do robienia w Portland? - Olander zdziwiła się i zarazem zaciekawiła. Czujnie przyglądała się mężczyźnie by, gdy ten zamilkł, wziąć w dłonie jego rękę. Mina, którą ujrzała, zasugerowała jej, że w świetle ostatnich wydarzeń IBPI miało całkiem dużo do roboty w Portland. - Bran, o co chodzi? Widzę, że jesteś nieswój - spojrzała mu w oczy i mężczyzna już wiedział, że Immy nie odpuści póki się nie dowie co go gryzie. - Chyba już rozmawialiśmy o tym, że nasza relacja to nie tylko ja narzekam na to jak spieprzyłam sobie życie, ale ty też mi się wyżalasz.
- Widziałem go, przed chwilą - mężczyzna odparł, zgrzytając zębami.
- Kogo? - nie odpuszczała Immy. - Jenkinsa? - dobrze wiedziała, że spotkanie tego Detektywa mogłoby tak popsuć humor Bairdowi.

Brandon nic nie odpowiedział, tylko poczerwieniał ze złości, uciekając wzrokiem. Wyjął swoją rękę z uścisku, zrywając kontakt fizyczny.
- No ej - Immy starała się nie brzmieć zbyt napalczywie. - Bran, no o co chodzi? Proszę... - mruknęła cicho, ale zachowała dystans, który stworzył jej przyjaciel. - Wiesz, że będzie ci lżej jak powiesz? - spojrzała na niego przyjacielsko, lekko przekrzywiając głowę.
- Kiedy cię nie było - Brandon wypalił - przeszedł przez Portal do oddziału z dwiema rannymi dziewczynami. Jedna na jednym ramieniu, druga na drugim. Pieprzony bohater - zgrzytnął zębami. - Zleciał się do niego od razu wianuszek z Egelmanem na czele, by zasypać pochwałami. A ja sobie w tym czasie po prostu siedziałem i wpatrywałem się w przedstawienie, próbując siłą woli skręcić mu kark - wreszcie zwrócił wzrok na Imogen. - Niektórzy Parapersonum to potrafią.

Imogen zamrugała oczami. Całą posiadaną siłą woli powstrzymała się by nie parsknąć śmiechem. Dłonią zakryła usta, przez co wyglądało jakby była mocno zaskoczona. Skinęła głową, przywołując na swoją buźkę poważną minę.
Opanowała się.
- No tak... - naprędce Olander próbowała wymyślić coś, co mogłoby mu poprawić humor. - Wiesz... Na prawdziwych bohaterów zwykle nie czekają wiwaty, dumne orkiestry, okrzyki tłumów i uściski rządzących krajami - wyszczerzyła się w uśmiechu. Szturchnęła go łokciem w bok. - Dla mnie to ty jesteś bohaterem z krwi i kości. Dla Solvi też - mrugnęła do niego. - No i przecież zapewne tobie misja poszła wyśmienicie - stwierdziła Immy szukając tematu, który byłby lepszy niż "lubiany przez wszystkich" Jenkins.
- Nie, chujowo - odparł Brandon. Zdawało się, że wcale się nie rozweselił. - Nie z mojej winy, ale chujowo.

Immy jęknęła w duchu, że zmiana tematu nie poszła na lepsze.
- A czemu? - upartość Olander była wręcz legendarna. - No wiesz, ja dziś prawie... W sumie to całkiem bardzo, potrąciłam przechodnia, gdy wiozłam jednego z postrzelonych Detektywów do szpitala... - wyznała krzywiąc się.
- Szkoda, że to nie byłem ja - odparł Brandon. Nie sprecyzował, czy żałuje, że nie potrącił przechodnia, czy że sam nie został śmiertelnie potrącony. A może miał na myśli bycie letalnie postrzelonym. - Po prostu wątki, które otrzymałem, prowadziły donikąd. Ślepe zaułki - parsknął gorzkim śmiechem, po czym nachylił się do Imogen i zaczął mówić szeptem, zasłaniając usta w parodii wyjawienia sekretu. - A zgadnij, kto nigdy nie natrafia na ślepe zaułki.

- Bran, zachowujesz się jakbyś się urodził wczoraj - westchnęła Olander. - To jasne, że krewny byłego dyrektora IBPI dostaje najlepsze misje. Zawsze tak jest.
- Syn - Brandon wciął się i ożywił, kiedy usłyszał narrację, która mu podpasowała. - On jest synem.
Immy skinęła głową, bo sama do końca nie była pewna stopnia pokrewieństwa Jeremiego Jenkinsa z “tym” Jenkinsem.
- I to nie tylko syn jakiegoś tam dyrektora, ale pierwszego dyrektora - w Brandona wstąpiła nowa energia.
- Jeszcze w poprzednim życiu też właśnie przez nepotyzm, sama musiałam zapłacić za swoje szkolenie lotnicze, bo na państwowe dostali się tylko ci, którzy mieli "wejścia" - spojrzała na niego ze współczuciem, ale zaraz uśmiechnęła się. Brandon pokiwał głową.
- Tak, chodzi o nepotyzm - zgodził się.

- Ja na twoim miejscu bym się cieszyła. Mi zwykła misja, która miała być prosta, idealna dla świeżaków nagle przerodziła się w wielką inwazję Konsumentów - skrzywiła się, bo przecież teraz właśnie bała się powtórki z rozrywki. - Cholera wie czy teraz też nie wysyłają ze mną jakiegoś Hayesa.
- No, to teraz przynajmniej wiem, dlaczego mam chujową reputację - Brandon skinął głową, zamyśliwszy się. - I nie mogę z tym nic zrobić, bo rodowodu nie zmienię.
- Nom, rodziny sobie nie wybieramy - zgodziła się z nim Immy nieco pochmurniejąc. W końcu to że sama sobie życie spieprzyła to jeszcze nic. Gorzej, że Solvi będzie miała je popaprane. - To co, opowiesz co tam ci za fałszywe tropy dali?
- Zostały ci tylko nieco ponad dwie minuty do przejścia przez Portal - Brandon spojrzał na zegarek. - Na twoim miejscu aktywowałbym Skorpiona, i to zaraz. Conrad czeka tylko na to, aż wszyscy będziecie na miejscu i od razu was wyśle, dlatego nie pogania tych, którzy już są przy Portalu.
- Albo jak mi nie powiesz to się spóźnię i będę tu cię zadręczać przez najbliższe trzy dni - wzruszyła ramionami Immy. - Powkurwiam też wtedy Kate swoją osobą pewnie…
- Immy, nie wchodź mi na głowę - rzekł Brandon, uśmiechnął się lekko i wstał. - Pójdę znaleźć Kate i z nią porozmawiam - dodał. - A ty zajmij się swoją misją - skinął głową w kierunku stanowiska Badaczki aktywującej Skorpiony.

- Jasne, idź - Olander przewróciła oczami. - Nie będziesz pierwszym facetem, który mnie zostawia - dodała z przerysowaną żałością w głosie. Wstała z pufy, wzięła w ręce swoje rzeczy i spojrzała jeszcze ostatni raz na Brandona. - Jak przyznasz Kate rację, że jestem najgorszym człowiekiem na tym świecie to z pewnością z miejsca cię polubi - uśmiechnęła się do niego lekko. - A, i weź jakieś veto postaw, gdyby znowu mnie uśmiercili tylko dlatego, że się spóźniam z powrotem. Bo na Kate to nie liczę, ona ciągle chce kase za moją śmierć - mrugnęła do niego.

W końcu pożegnała się z przyjacielem i ruszyła do Badacza, by aktywować moduł nagrywania.
- Muszę chyba sobie na ręce zapisać, żeby pamiętać o wyłączaniu tego ustrojstwa... - mruknęła Immy pod nosem, nim dotarła do stanowiska.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline