Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2017, 21:04   #49
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Im dalej na północ, tym zima była bardziej wyraźna. To, że jej pasażerowie siedzieli cicho i nie wiercili się, umożliwiło Kalipso ochłonąć po całym tym zajściu. I choć raz po raz Erika zaciskała i rozprostowywała lewą dłoń to sam lot przebiegał bez problemów, czy choćby najmniejszego znaku, by ta czynność jakkolwiek męczyła Obdarzoną. Dove nawet zauważyła, że lot działał zbawiennie na nerwy ich "piątki".

Erika przez cały ten czas, nawet już po wylądowaniu, zachodziła w głowę skąd zamachowiec znalazł się na pokładzie ich samolotu i co do cholery robili w Kanadzie. Szybkie wyliczenia jakie poczyniła Obdarzona w głowie jasno mówiły gdzie po takim czasie lotu powinni byli się znaleźć. Potrzebowała jednak mapy, żeby ocenić od jak dawna lot przebiegał po zmienionej trasie.
"Ale jakim cudem mogło się to stać teraz, z tym samolotem..." te pytania zaprzątały jej głowę na tyle, by przestać zwracać uwagę na Jack i Deana.
Kalipso widząc pod sobą jąkającego się człowieczka schyliła głowę. Skinęła nią i przemieniła się, gdy ten tylko skończył swoją wypowiedź. Korzystając z szoku w jakim było jej ciało, szybko złapała za koc i nie przejmując się zawstydzoną miną kanadyjczyka, owinęła materiałem swoje nagie ciało. Po jej skupionej minie i sprawności z jaką wykonywała kolejne czynności, łatwo było poznać, że dla niej nie pierwszy raz tego typu sytuacja miała miejsce.

***

W cieple ogrzewanego elektrycznym piecykiem pomieszczenia, odziana w podstawowy strój jaki można było dostać, Erika kręciła się po pokoju. Włosy związane miała gumką, ciasno z tyłu głowy tak, że na twarz opadało jej tylko kilka luźnych kosmyków. Kobieta nawet na chwilę nie przysiadła, nie licząc momentu, gdy ubierała na siebie bieliznę i spodnie. Chodziła od ściany do ściany, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W końcu, po rozmowie z przedstawicielką lokalnego SPdO, dostała telefon i zaraz po wybraniu numeru połączyła się ze sztabem w Chicago.

A wieści jakie stamtąd do niej doszły były bardzo złe. Co gorsza nawet nie mogła ruszyć na poszukiwania wraku.
“Mazzentrop”. To nazwisko przekreślało jakiekolwiek szanse na zorganizowanie pomocy. Elliot jeśli przeżył, to był teraz zdany na siebie i łaskę Mroku. Całe jego szczęście w tym nieszczęściu to właśnie kolor jego kryształu.
Lecz wszystkiemu była winna właśnie ona. W końcu to Erika zabrała chłopaka z Wielkiej Brytanii. Chciała go ochronić przed biurokracją, ośrodkiem opiekuńczym… I poprowadziła go prosto w najgorsze co mogło chłopaka spotkać. Choć po sobie tego Lorencz nie pokazywała to w środku była wściekła. Na siebie, na Chicago, na wszystko co było po kolei a co złożyło się na ten niefortunny zbieg wydarzeń.
“Powinnam była sprawdzić kokpit!” złościła się na siebie, bo z informacji jakie miała wychodziło, że chłopak połączył się jeszcze z wieżą lotów. Powiedział, że piloci są martwi.

Erika była bardziej niż pewna, że gdyby nie Dean to wszystko skończyłoby się dużo gorzej. Oczami wyobraźni Lorencz widziała, jak ich wszystkich porywają. Mrok natomiast był organizacją, która w przeciwieństwie do Światła, nie lubiła jasnych kryształów. Czyli ona i Dove byłyby zapewne do odstrzału, a White wraz z Deanem dostąpili by “zaszczytu” uzyskania możliwości dołączenia do jedynej słusznej organizacji jaką był Mrok.
Obdarzona pokonywała kolejne kilometry po sali, nerwowo rozcierając sobie lewe ramię.
“To nie powinno było mieć miejsca” kręciła głową. Samolot jak i załoga były ze sprawdzonego i zaufanego źródła.
- Do cholery, bezpieczniej się już nie da! - przeklęła w swym rodzimym języku. Osobiście znała właściciela i wiedziała, że nie dopuściłby do takiego zaniedbania.

***

Pojawienie się dwóch znajomych sylwetek wcale nie poprawiło humoru Erice. Przybiło ją to jeszcze bardziej, bo doskonale wiedziała, że nawet w takiej sile nie mieli szans mierzyć się z tym, który był podejrzany o porwanie samolotu, a przecież miał on też wielu swoich popleczników. Ruszenie na ratunek chłopakowi było czystym samobójstwem i proszeniem się o anihilowanie tej względnej równowagi sił jaką miało Światło i Mrok między sobą.

Vidor dość opowiedział jej o Mazzentropie by nie chcieć nigdy spotkać go na własnej drodze. O gorszego skurwysyna trudno było na tym świecie. A to był wyczyn.

Bez zwlekania Lorencz wyszła na lądowisko by spotkać się ze Smaugiem i Susanoo. Zmierzając do wyjścia z budynku spojrzała na Deana i Dove. Jack już jej się przyglądała, więc Erika ograniczyła się tylko do gestu ręką, wskazującego by poszli za nią.
- Najpierw Desolator, teraz to. Chujowy początek, pieprzonego nowego roku - mruknęła do siebie po węgiersku zirytowana Obdarzona.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline