Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2017, 15:31   #124
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przez całą drogę starała sobie poradzić ze stratą. Przez większość drogi rycerka była niezwykle rozkojarzona, nie mogąc skupić się na tym nagłym zadaniu. Nie było dla niej proste by zebrać się w sobie, bo teraz wszystkie myśli krążyły tylko wokół wspomnień jakie miała z udziałem sir Morimonda.
- Trochę dziwakiem - powtórzyła sobie słowa kapłana. Czy możliwym było, że młoda paladynka była tak zauroczona tym, który rozpoznał w niej talent, że zwyczajnie tego nie widział?
A jeszcze nie dość tego, dalsze słowa Albrechta naprawdę ją zatrwożyły. Na wspomnienie tajemniczego bractwa do jakiego miał należeć jej mentor, Venorze przed oczami stanęły sceny z jej ostatniego snu o dziadku. Czy to był taki zakon jak ten, który widziała w swej sennej wizji? Czemu do niej był adresowany ten iście ważny list? Czemu gnole chciały dopaść zarządcę?

Niestety, ale w Venorze zaczynało kiełkować przeczucie, że odejście sir Morimonda Rolandsa wcale nie było naturalną śmiercią.

~***~

Paladynka przyglądała się przez dłuższą chwilę wiosce po czym wbiła spojrzenie w skały, tam gdzie wydawało jej się że mogły mieć swoje legowisko gnolle.
- Jeśli wzięli jeńców żywcem to pewnie tam ich zaprowadzili - stwierdziła i dopiero wtedy spojrzała na towarzyszy. - Słusznie, odpocznijmy. Ja mogę wziąć wartę, gdy już będzie noc, bo mój wzrok radzi sobie dobrze z ciemnością - dodała z wyjaśnieniem i odwróciła się do swojego konia.
Grupa pod przewodnictwem Venory ruszyła w dalszą drogę. Niedługo później opuścili szczyt wzniesienia i znaleźli się pomiędzy domkami opustoszałej osady. Z bliska atmosfera tajemniczego miejsca robiła się jeszcze bardziej ponura. Goniec zaprowadził ich środkiem wioski, prosto do -jakby się wydawało- najmniej zniszczonej czasem chatki. Kilkanaście metrów dalej znajdowała się niewielka stodoła, gdzie spokojnie mogli pomieścić wszystkie konie.

Na tropieniu i odnajdywaniu śladów Venora nie znała się w ogóle, lecz odciski psich łap na grząskim gruncie dostrzegła z łatwością. Było ich sporo, a to oznaczało, że mężczyzna nie przesadzał mówiąc o wielkiej sforze gnolli.
Ernest wszedł do chaty jako pierwszy. Tuż po przekroczeniu progu dało się wyczuć intensywny smród stęchlizny i zbutwiałego drewna, a poprzewracane, stare meble mogły odstraszyć, lecz według mężczyzny, pozostałe domostwa były w znacznie gorszym stanie, a tu nie było nawet dziur w dachu.
-Noce są ciepłe. Nie ma sensu palić w piecu. Lepiej będzie jeśli potwory z okolicy nie wiedziały o naszym przybyciu rzekł odpinając pasek z przytroczoną doń pochwą z mieczem. Ernest znalazł w miarę solidny skrawek podłogi i rozłożył tam swój śpiwór oraz koc.
-Gdy przyjdzie moja warta, obudźcie mnie- rzekł, po czym wsunął się w śpiwór i odwrócił plecami do paladynów.

Venora przyglądała się najemnikowi nieco zdziwiona jego zachowaniem. Zastanawiało ją czy taki dystans miał zawsze do wszystkich, czy zwyczajnie był przejęty tym całym atakiem. Sama przecież też nie miała teraz większej ochoty do rozmów. W końcu zabrała się i sama za szykowanie do odpoczynku. Zdjęła rękawice i przetarła dłonią twarz.
Spojrzała na paladynów i podeszła do nich bliżej.
- Wlad, weźmiesz pierwszą wartę. Luka ty po nim, a następnie Manas - rozkazała z przyzwyczajenia ostatnich dni, kiedy była dowódcą. - Gdy będzie już całkiem ciemno to obudzicie mnie. A gdy ja skończę to zastąpisz mnie ty, Bars. Ernest niech śpi, dużo dziś przeszedł - dodała ciszej, nie chcąc przeszkadzać wspomnianemu.


Venora ułożyła sobie posłanie w dogodnym dla siebie miejscu, w rogu izby gdzie miala widok na częściowo zabite dechami okna, oraz frontowe drzwi.
-Słyszeliście, nie zapomnijcie zaglądać do koni na swojej warcie- podkreślił Wlad. Młodsi od niego paladyni posłusznie dygnęli, po czym sami przygotowali swoje śpiwory. Żaden z nich nie zdejmował zbroi, bo było to zbyt ryzykowne.
Venora długą chwilę wpatrywała się zamyślona w szczeliny w prowizorycznych okiennicach. W głowie miała znacznie poważniejsze problemy niż kilka dni temu gdy zmierzała na potyczkę z goblinami. W końcu w izbie zapanowała względna cisza i od czasu do czasu słychać było tylko skrzypienie desek podłogowych, gdy wartujący paladyn przechodził z okna do okna, lub wychodził na zewnątrz by sprawdzić czy konie są bezpieczne.

~***~

-Jest za wcześnie! To jeszcze dziecko!- dziadek Venory próbował mówić szeptem, lecz emocje brały górę i mimowolnie podnosił swój ton na tyle, że stojąca kilka kroków dalej wnuczka wszystko słyszała. Dziewczynka nie przywiązywała zbyt wielkiej uwagi na słowa, które padały nieopodal. Całą swoją uwagę poświęciła obserwacji tajemniczego osobnika, z którym dyskutował jej dziadek. Był szczupły i wysoki. Wyższy od jej dziadka o głowę, a może i więcej. Jego blada cera momentami błyszczała gdy promienie słoneczne przebijały się między koronami drzew i docierały do miejsca, gdzie stał rosły mąż. Ten mimo, że zdawał się słuchać słów rozmówcy, nie odrywał wzroku od zachwyconej jego wyglądem Venory. Miał on w sobie coś nienaturalnego. Jego pociągła twarz wyrażała nieustanną powagę, zaś lazurowe oczy lustrowały świat w taki sposób, jakby pierwsze raz go widziały.

-Jej czas jest coraz bliżej...- odezwał się w końcu wysoki mężczyzna odrywając wzrok od Venory i skupiając się na jej dziadku.
-To małe dziecko. Nie jest jeszcze gotowa by zacząć szkolenie...- tłumaczył stary rycerz.
-Lecz ma już wizje w snach?- tajemniczy osobnik uniósł pytająco brew, zatrważając tym rozmówcę.
-Ma- odrzekł sucho starzec -Jest jednak za wcześnie!- zaprotestował. Rosły mąż znów spojrzał na dziewczynkę, dumając nad jej losem.
-Niech zatem będzie. Poczekam jeszcze trochę. Przyślę po nią mojego wysłannika, który od tej pory przyjmie na barki jej wizje...-
-Dziękuję ci panie. Dziękuję...- rycerz pokłonił się przed rozmówcą, a ten obojętnie go minął i podszedł do Venory kładąc jej dłoń na głowie. Dziewczynka powiodła za nim wzrokiem i ostatni raz spojrzała mu w oczy nim ten zniknął w oślepiającym błysku światła.

1 dzień Przypływu lata. Opuszczona wioska na północ od Suzail

-Wstawaj!- zachrypnięty głos przerwał piękny sen, a gdy Venora otworzyła oczy ujrzała pochylającego się nad nią Ernesta -Trzeba popracować trochę żelazem...- dodał po chwili. Venora rozejrzała się po izbie i ujrzała przygotowujących się do walki paladynów.
-Słyszałem jakieś hałasy na zewnątrz- rzekł Luka, wartko przypinając pochwę z mieczem do swojego paska...

Paladynka utkwiła zasypane i jakby nieobecne spojrzenie na Erneście. Nie mogła uwolnić myśli od tego co jej się przyśniło.
A sen przyniósł jej zadziwiająco dużo odpowiedzi, które całkiem sensownie wpasowywały się w wydarzenia ostatnich dni. Bo jeśli to właśnie jej mentor miał za nią mieć owe wizje, to jego śmierć mogła zgrywać się z pierwszym "snem" jaki miała, a jaki miał miejsce w noc przed wyruszeniem do Grumgish.

Cichy metaliczny brzęk jaki towarzyszył okutym w stal paladynom sprawił, że Venora w końcu skupiła się. Wstała i sięgnęła ku leżącej przy jej posłaniu broni.
- Z którego kierunku? - zapytała szeptem Lukę. - Wyjdę przodem, rozejrzeć się - dodała od razu. Rycerka planowała wpierw skupić się na wyczuciu czy coś złego nie kryje się w pobliżu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline