Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 00:18   #65
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wraz z opuszczeniem terminala lotniska Heathrow skończyła się ta radosna atmosfera beztroski jaka towarzyszyła Erice przez cały lot. Węgierka wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni złożony urywek kartki z zapisanym numerem i sama nie mogła uwierzyć, że to miała. Ale po co jej to było? Nawet gdyby chciał się z nią spotkać to i tak by nie miała na to czasu. Miło było porozmawiać, ponarzekać na swoją “pracę”, ale wiedziała, że niczego nie zmieni.
Idąc halą przylotów Lorencz zaczęła zastanawiać się nad wyrzuceniem tego co trzymała w dłoni, lecz za każdym mijanym koszem na śmieci stwierdzała, że w kolejnym już na pewno się tego pozbędzie. Szczerze mówiąc to zwyczajnie nie chciała tego robić. Miała nawet cichą i nieśmiałą nadzieję, że faktycznie jeszcze kiedyś spotka Rusha...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=a9wGVLLZPoI [/media]

Para Obdarzonych w końcu wyszła na zewnątrz terminala. Deszcz leniwie sączył się z szarego nieba, zimny, styczniowy wiatr sprawiał, że człowiek zaczynał wątpić w sens wychodzenia poza wszelkie budynki. Z ulgą przywitali taksówkę jaka po nich zajechała. Prędko się zapakowali do środka i dopiero teraz mogli zrzucić z głów kaptury swoich kurtek. Erika nie miała żadnego telefonu, a tego, który proponował jej oficer w Montrealu odmówiła z przyczyn bezpieczeństwa. Z tego samego powodu miejsce i data spotkania z Białym została jej przekazana ustnie przez Alexa w Kanadzie. Mając te informacje musiała po prostu tak zaplanować podróż, żeby zdążyć.
Po podaniu adresu docelowego kierowcy, kobieta rozsiadła się wygodnie na fotelu tej tak charakterystycznej londyńskiej taksówki. Dean był bardzo zaskoczony, że w Europie taksówki są czarne i do tego mają taki dziwny wygląd. A jakby tego było mało to wszyscy jeździli tu pod prąd... Lorencz nawet nie miała sił tłumaczyć mu, że w każdym kraju jest inaczej. Ale cóż, Amerykanie zawsze byli zadziwieni pierwszą wizytą w "Europie" i niekiedy nawet zaskoczeni, że to nie jest kraj.
Pozwoliła więc chłopakowi nacieszyć oczy widokami, które pomimo parszywej angielskiej pogody to i tak dla niego wszystko wyglądało ciekawie. Erika za to w ciszy przyglądała się kroplom deszczu padającym na boczną szybę taksówki.


"Strasznie paskudna pogoda" stwierdziła gdy opad zaczął nabierać na sile, a kierowca samochodu przełączył wycieraczki na wyższy bieg. Aura była wręcz przygnębiająca. Lecz w jej przypadku to po prostu spotkanie z szefem tak ją nie cieszyło. Pofatygował z K2 specjalnie do Londynu. Erika tłumaczyła to sobie, że powodem był McWolf, co z resztą brzmiało całkiem sensownie.

Jeszcze przez moment, jaki zajęło im dojechanie do hotelu, udawało jej się zbywać zdenerwowanie, które jednak już dopadło ją na dobre, gdy kroczyła przez recepcję Hiltona. Zatrzymując się przed drzwiami windy na serio rozważała rozwiązanie jakie wykorzystał Will względem swoich przełożonych. Kobieta nawet odwróciła głowę, oglądając się przez ramię na hotelowe drzwi prowadzące ku wolności i swobodzie.
Westchnęła tylko cicho i pokręciła głową na te głupie myśli.

Powierniczka żywiołu była tak przejęta spotkaniem z przełożonym, że prawie nie zauważała obecności Deana. Słyszała, że coś mówi, ale docierało to do niej dopiero po jakiejś chwili. Jedyne na co była w stanie się w tym momencie zdobyć to krótkie i zdawkowe odpowiedzi. Była bowiem w tej chwili skupiona na robieniu rachunku sumienia.

Bo co tak naprawdę miała na swoim koncie?
Zaczęła z czystą kartą, gdy lecąc z K2 do domu, starała się nie wściec na kolosalne opóźnienia. Kiedy była już całkiem blisko - bo przecież miała mieć już ostatnią przesiadkę by już w końcu polecieć prosto do Budapesztu - to stało się pierwsze nieszczęście. Mogła ściemnić, że jest po odprawie i po prostu polecieć do domu. Nie zrobiła tego i w zamian podjęła działania pacyfikacyjne. Same efekt oceniała dobrze. Nawet to, że Elliot przejął moc. Jedyne co widziała w tym jako punkt do przyczepienia to fakt, że nie informując nikogo, zabrała chłopaka ze sobą do Chicago. Jednak tej decyzji była w stanie bronić.
Później były już działania właściwe w Chicago. Szybko poszło, a i tydzień minął jej nie wiadomo kiedy, gdy była hospitalizowana. Tu uznała, że pewne Biały będzie pilił do tego, że zaryzykowała przejęcie przez Mrok żywiołu wody. Z tego też wiedziała jak się bronić.

No i jeszcze ten niefortunny powrót ze Stanów. Tu bezsprzecznie nie miała nic sobie do zarzucenia, bo była na takich lekach, że narkoman by pozazdrościł. Biały nie był tyranem i Erika dobrze wiedziała, że o ile wymaga on od nich, żywiołów, przewidywania wszystkiego, to akurat tego nie zaliczy w poczet jej win.

Droga windą na ostatnie piętro strasznie szybko minęła i już stanęli w holu prowadzącym do dwóch apartamentów. Przywitała ich Leigong. Erika uśmiechnęła się do niej blado i skierowała swoje kroki ku drzwiom za którymi biuro urządził sobie szef Światła.
Whistler był dla powierników żywiołu naprawdę niczym ojciec. Surowy, ale i wyrozumiały gdy na to zasłużyli. Każdego osobiście otoczył opieką w trakcie ich początków w szkoleniu w panowaniu nad potęgą mocy jaką władali.
Lecz Kalipso nie wpisywała się w ten schemat.

Dla niej jedynej żywioł nie był bazową mocą. Ona jako jedyna w tej plejadzie gwiazd pamiętała jak wyglądały czasy bycia Obdarzonym, zanim weszła w posiadanie tej konkretnej mocy. Reszta zwyczajnie nie miała na co narzekać, bo byli od zawsze przyzwyczajeni do bycia non stop na wezwanie.
Ale Erika wiedziała, że sama była sobie winna swojej sytuacji. Zwyczajnie było jej wygodniej zatracić się bez reszty pracy i treningom, bo kiedy obowiązków miało się z górką to łatwiej było zapomnieć o tym co bolało.

Lorencz wzięła głębszy oddech, jakby miała zaraz zanurkować w głębiny oceanu i dopiero nacisnęła klamkę. Weszła do pokoju i rozejrzała się po nim dyskretnie. Kiedyś w raporcie finansowym podpatrzyła, że Światło najwięcej wydawało na ubrania, noclegi i diety. To pierwsze nie dziwiło, a reszta… Człowiek zwyczajne chciał sobie odbić trudy pracy jaką musiał wykonywać.

Zasiadła przed biurkiem szefa i zgodnie z radami Jacka po prostu milczała. Wysłuchała tyrady Białego, nawet raz nie wtrącając się. Podobno gdy już kończył swój wywód warto było odliczyć do czterech czy pięciu, na wypadek gdyby jednak chciał coś dodać. Whistler nie lubił gdy mu się wchodziło w słowo.
“A więc to o to chodzi” zupełnie się nie cieszyła z tego, że sama przewidziała powód jego złości. Stawianie jej jako wzór innym uznała za przesadzone i nietrafione. We własnej ocenie była baaaardzo złym przykładem do naśladowania.

Odczekała zalecany przez Jacka czas, w trakcie, którego zbierała się w sobie, by w końcu zabrać głos. Ważne było, by wszystko co mało się do powiedzenia wyrzucić siebie w miarę szybko, by nie dać miejsca na wtrącenia. Akurat to poradził jej już Alex.
- Jeśli chodzi o Elliota Whita to... - zająknęła się, ale przełknęła ślinę i brnęła dalej. - Tak, chłopak stracił rodzinę, wiedziałam, że w Chicago była tragedia. Uznałam, że lepiej go będzie zabrać ze sobą z kilku powodów - nie utrzymywała kontaktu wzrokowego na Białym, żeby się nie peszyć. - Po pierwsze trafiłby on do ośrodka opiekuńczego, a to jest bardzo złe miejsce dla Obdarzonych, szczególnie z ciemnym kryształem. Łatwo o bójkę między podopiecznymi. Elliot mógłby w gniewie zrobić komuś krzywdę. Wolałam wziąć odpowiedzialność nadzoru nad nim na siebie - odetchnęła, bo wszystko powiedziała prawie na jednym oddechu. - Na miejscu, w strefie katastrofy, bardzo dobrze się sprawował. Poczucie bycia potrzebnym wyraźnie pomagało mu uporać się z własną stratą. Gdyby nie zamach... - skrzywiła się.

Choć wcześniej podniósł głos, to w jego oczach nie widziała złości czy gniewu. Z uwagą słuchał tego co miała do powiedzenia. Na sam koniec przymknął oczy.
- Nie gdybaj proszę…I White wcale nie trafiłby do ośrodka. Najpierw dostałby regularną pomoc od wykwalifikowanego psychologa, a potem zaproponowano by mu pracę dla Światła. Nie zostałby sam. Skoro ma kryształ, to znaczy że jest już dorosły - osiągnęła tyle, że mówił już spokojnie, tłumacząc jej minioną sytuację. - I nawet jeśli twoja interpretacja sytuacji była słuszna, to stworzyłoby to tylko pretekst dla pozostałych Obdarzonych do podważania innych naszych procedur.

Erika zacisnęła zęby po tej wypowiedzi. Nie miała nic do dodania, bo wiedziała, że brnięcie w to dalej, próba przekonania go do swoich racji i tak skończy się udowodnieniem jej, że nie ma racji. Wolała więc milczeć.

- Przejdźmy dalej… - dopiero teraz wydał się naprawdę skupiony. Oznaczało to, że rozmowa o White’cie była tylko przystawką. - Bitwa nad jeziorem Michigan. Co tam się dokładnie wydarzyło? - świdrował ją wzrokiem.

Erika skuliła się w sobie. Przez to wszystko nie miała okazji, żeby przejrzeć co zaraportowali z tamtego wydarzenia jej koledzy.
- W wyniku badania anomalii pogodowej która wytworzyła się nad epicentrum - westchnęła. - Natrafiłam na Obdarzonego. Desolatora. Z postawy wydawało mi się, że chce ponowić atak. Uznałam, że konieczne jest podjęcie akcji w celu przeszkodzenia mu w tym, tym bardziej, że nie było czasu wzywać wsparcia - "które i tak było wykończone" dodała w myślach. - A z tego co pamiętałam o tym członku Mroku, moja kombinacja mocy była odpowiednia by podjąć to działanie.
- Oczywiście - machnął ręką zniecierpliwiony. - Jak przebiegła twoja walka Erika - sprecyzował o co mu chodzi.

- Jak tylko go dostrzegłam to trzymałam się tak blisko jak tylko byłam w stanie. Próbowałam go atakować włócznią, kilka razy wydawało mi się że nie będzie w stanie tego uniknąć, ale on ma jakiś cholerny cheatmode, jakby wiedział, że akurat tam pójdzie cios - zirytowała się, ale zaraz opanowała się. - Znaczy nie pamiętam dokładnie, ale wiem, że kilka razy oberwałam z bliska tą jego mocą i pomimo połączenia mocy wzmocnionego pancerza i bariery jakie posiadam to było ciężko... W pewnej chwili, po kilku nieudanych próbach atakowania go strumieniami wody musiałam zmienić taktykę. Zaczęłam więc wysycać powietrze wodą, przez to ona sama by kondensowała się na jego i moim pancerzu, tego zwyczajnie już by nie mógł tak po prostu uniknąć. Wtedy chyba widząc, że nie odpuszczam to zaczął się oddalać. Goniłam go jakiś czas, ale w końcu zaniechałam pościgu.
Whistler oparł łokcie na stole i podparł dłońmi brodę. Był bardzo mocno zamyślony. Przez długą chwilę analizował jej słowa.
- Zachowanie, które opisujesz, zupełnie nie pasuje do tego co wiem… co wiemy o Desolatorze. To był najbardziej zajadły wojownik w szeregach Mroku. Jako zagrożenie stawiałem go prawie na tym samym poziomie co Czarnego. Nie odpuszczał nikomu, nie darował życia żadnemu z napotkanych do tej pory Obdarzonych ze Światła. Dlatego sądziłem, że to ktoś inny o tej samej mocy uderzeń kinetycznych - po raz pierwszy usłyszała nazwę tej mocy, której siłę poczuła na pancerzu. - Jednak twoja opowieść o tym jak to nazwałaś… cheatmodzie, praktycznie identyfikuje nam Desolatora. Wygląda na to, - po raz kolejny ciężko westchnął. - że przez kilkanaście ostatnich lat wiele się zmieniło. Jesteś pierwszą, która przeżyła bezpośrednie spotkanie z nim - wyjaśnił swoje przemyślenia.

- Oh... - zatkało ją to co usłyszała i zimny dreszcz przeszedł po plecach. Już chciała wyrazić swoje zdanie, że gdyby nie zdobyta w Londynie moc, to pewnie tak by się stało, że dołączyłaby do listy ofiar Desolatora, ale przytomnie powstrzymała się. Podkopywanie siebie samego to nie był dobry pomysł. - Może... Może spanikował, że zaraz przyjdzie mi ze wsparciem Smaug… - przemilczała to, że całe działanie sprawdzenia anomalii zrobiła bez informowania o tym Jacka, bo nie wiedziała co on zawarł w swoim raporcie, a najgorzej jakby miała tym wyznaniem podkopać kumpla.
- Możliwe - przytaknął. - Nie będziemy jednak gdybać - uśmiechnął się lekko.
Lorencz skinęła na to głową.
- Masz trzy tygodnie urlopu od dzisiaj licząc - przetarł dłonią twarz. - Do czasu pobytu Alexa w Stanach Baratunde przejmie opiekę nad Europą. Później ten obowiązek przejdzie na ciebie. Wszystkie dokumenty i pewny sprzęt elektroniczny otrzymasz zaraz po naszej rozmowie.

Erika zamrugała oczami i otworzyła usta z wrażenia. Nie była w stanie nic powiedzieć. Raptem minął tydzień od jej oficjalnego ukończenia szkolenia we władaniu żywiołem, a tu tak nagle, bez żadnych wcześniejszych przesłanek, dostała awans na Nadzorcę Europy.
- Ale, to tylko tymczasowe? - wydusiła z siebie, nie mogąc wyjść z zaskoczenia.
Biały uniósł brew w wyrazie zaskoczenia, ale trwało to tylko chwilę.
- Tak, do momentu jak przestaniesz posiadać żywioł - jego usta zadrgały powstrzymując uśmiech.
Węgierka wypuściła powoli powietrze z płuc. Chyba ciągle była w szoku, bo nie do końca rozumiało co się właśnie stało. Dopiero co przecież dostała opieprz za niestosowanie się do procedur, a teraz...
- Ale co z Alexem? - zmrużyła oczy i wyprostowała się na fotelu.
- Zostanie tymczasowo w Stanach, później zajmie się Afryką - odparł szef.

- Aha... - mruknęła pod nosem Erika i opadła plecami ciężko na oparcie fotela. Wbiła spojrzenie gdzieś w przestrzeń za Ulrykiem Whistlerem.
To był dla niej cholernie ciężki do przetrawienia temat. Niby był to niesamowity prestiż, uznanie Białego i w ogóle super. Ale czy sobie poradzi na tym stanowisku?
- Dziękuję za zaufanie - powiedziała w końcu, tak naprawdę nie wiedząc co powinna powiedzieć. Na pewno jednak zrobiła się blada na myśl o tym ile obowiązków jej przybędzie w związku z tym awansem.
- Baratunde wprowadzi cię w najważniejsze sprawy, resztę szczegółów musisz wyciągnąć do Njonstranda. Na dziś tyle w tym temacie. Powiedz mi co wiesz o tym chłopaku czekającym za drzwiami - rozsiadł się wygodniej w fotelu. Widać najważniejsze mieli za sobą.

- Niestety niewiele - pokręciła głową. - McWolfem zajmowała się Dove, ja nie miałam okazji nawet przeczytać jego akt - wyznała szczerze, ale zaraz wspomniało jej się najważniejsze. - Ale muszę przyznać, że zachował się nadzwyczaj dorośle w trakcie porwania. Gdyby nie jego postawa to bym była martwa.
- Dostałem tylko pobieżne informacje od Jacka. Co tam się naprawdę wydarzyło?
Węgierka skinęła głową.
- Jeden ze stewardów był Obdarzonym - zaczęła bez zbędnego przeciągania. - Chciał uśpić nas wszystkich, co udało mu się ze mną, Dove oraz Whitem. Mnie miał zamiar zastrzelić od razu, resztę pewnie zabraliby do siebie, bo choć piloci byli martwi to nie sądzę, że tamten gość był samobójcą. McWolf nie chciał niczego pić ani jeść, więc steward nie miał jak go uśpić, aż w końcu się zirytował na niego i uznał, że go zastrzeli tak jak mnie. Dean wykonał bardzo ryzykowne działanie, ale udało mu się, a huk strzału obudził nas. Napastnik się przemienił, Dean również, w trakcie bójki wypadli z pokładu, a za nim wyskoczyła Dove... Nie wiem co ona sobie myślała - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Ale tak czy inaczej nie miałam innego wyjścia jak lecieć im na ratunek. Elliotowi wtedy kazałam iść do kokpitu, wiem powinnam była sama to sprawdzić... - westchnęła. - No więc jak już wyskoczyłam to okazało się, że Dean zabił tego napastnika i przejął moc, Dove tuż przed tym weszła do głowy tamtego przez co wiemy, że Mrok ma swoje własne określenie na mnie. "Czarna Wdowa" - skrzywiła się, ale widać było po jej minie, że nie zamierza się nad tym tematem rozczulać. - W każdym razie... Deana złapałam, a Dove, z uwagi że nie byłam pewna uchwytu w lewej ręce, kazałam się przemienić. Zrobiła to i bezpiecznie oboje znaleźli się na mnie. Niestety byliśmy za wysoko przez co w ludzkiej postaci nie szło wytrwać. Dlatego Dove kazałam wrócić do postaci zbroi. Ona jednak odmówiła współpracy ze mną - westchnęła ciężko. - Wtedy Dean również przemienił się w człowieka i dopiero gdy ją zaszantażował własnym życiem to ta się w końcu opamiętała - Erika pokręciła głową. - Dziewczyna nie nadaje się na działania w terenie.
- Zgadzam się z ostatnim stwierdzeniem. Jednak jej moc ma zbyt wiele możliwości użytkowych, żeby trzymać ją z gdzieś na uboczu. Co do McWolfa… Chłopak ma ikrę. Zresztą jego akta wskazują, że już jest wstępnie przygotowany do akcji - podał jej teczkę z kilkoma kartkami, którą Węgierka z zainteresowaniem zaczęła czytać. - Grzeczne dziecko, bez żadnej kartoteki policyjnej. Wiedziałaś, że dostał zaproszenie do młodej reprezetnacji USA w judo? Jego profil widnieje też na wynikach mistrzostw świata juniorów w ju-jitsu - przerzucił kilka kartek. - Jednak to nie powód, dla którego go ściągnałem. Vellanhauer przesłał informację o tym, że chłopak posiada kryształ bez odcienia o kolorze szarym. Potwierdza to też Lovan. Bardzo nietypowa sprawa. - westchnął. - Przekonajmy się i my. Poproś go do nas. Niech Li Chun też wejdzie.

Węgierka skinęła głową i wstała z fotela. Przespacerowała się do drzwi i otworzyła je. Spojrzała na Leigong.
- Chodźcie, szef wzywa, zabierz chłopaka ze sobą - powiedziała i nie czekając na odpowiedź Chinki, Erika odwróciła się na pięcie. Podchodząc do biurka Białego spojrzała na jedną z wygodnych kanap jakie stały w apartamencie.
- To ja sobie tu siądę, żeby nie przeszkadzać - zasugerowała.

Szef tylko skinął głową. Do pokoju wszedł McWolf, a tuż za nim Li Chun. Chłopak był bardzo blady, stres jaki nagle w niego wstąpił musiał być olbrzymi.
- Dzień dobry - wydukał cicho i spojrzał w czubki swoich butów.
Chinka zamknęła za nimi drzwi i usiadła obok Eriki.
- Witam - Biały nie spuszczał oczu z młodego amerykanina. Jak drapieżnik wyczekujący na najmniejszy błąd ofiary. Niestety on nigdy nie poświęcał zbyt dużo uwagi na jakość kontaktów międzyludzkich. U Światła ostateczny wynik był zawsze priorytetem.
- Deanie McWolf, zapewne domyślasz się przyczyny mojej obecności tutaj - chłopaka było stać jedynie na nieme przytaknięcie. - W takim razie przejdźmy do konkretów. Rozbierz się do pasa i pokaż kryształ.
McWolf ściągnął przez głowę bluzę i to samo zrobił z koszulką. Chinka wstała i odebrała od niego ubrania.
Erika mogła teraz po raz pierwszy na spokojnie mu się przyjrzeć. Widać było, że nie obijał się na treningach. Choć nie był zupełnie niski ze swoimi metr siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, to jednak szerokie barki, duża pierś i mocne ręce sprawiały, że był bardzo krępy. W tym momencie z emocji zaciskał pięści, co wprawiało w drżenie widoczne pod skórą mięśnie.
Jednak to co najważniejsze, mieściło się na jego piersi.
Szary kryształ o prostym kształcie rombu z wydłużonymi rogami.
Biały zmrużył oczy. Na jego twarzy przez moment zagościł wyraz zaskoczenia, ale natychmiast ustąpił silnemu zamyśleniu.
- Li Chun, pobierz wymiary jego kryształu i wykonaj jego fotografie.
Ta zabrała się do tego od razu. Korzystając z suwmiarki dokładnie zmierzyła wszystkie trzy wymiary kryształu i wykonała pięć zdjęć z różnych kątów.
- Zrobione - podała zapisane na kartce wyniki Białemu.
Ten zadumał się jeszcze bardziej.
- Mhm… Jaką masz moc? - zapytał Deana.
- Yyy… - zająknął się. - Taką… To znaczy nie wiem dokładnie. Wtedy tam nad Kanadą, udało mi się coś w ręce uformować, ale nie mam pojęcia co to było. Wydawało mi się, żę to jakaś kulka i nią uderzyłem tamtego… Obdarzonego. I to go chyba zabiło - przygryzł wargi ze zdenerwowania.
- Mhm. Próbowałeś to odtworzyć później?
- Nie. Nie było kiedy.
- Dobrze, to na razie tyle, możesz się ubrać. Poczekaj na zewnątrz - Biały patrzył w ekran laptopa, na którym przeglądał już zdjęcia zrobione przez Chinkę.
McWolf bez słowa odebrał swoje ubrania i na lekko chwiejnych nogach wyszedł z apartamentu.
Biały bardzo ciężko westchnął.
- Zabieram go na K2. Bezdyskusyjnie. Niech jego status pozostanie nadal jako martwy. Zadbaj o to Erika - zwrócił się do niej po imieniu. Robił tak tylko w naprawdę poważnych sprawach.

- Dobrze szefie - Lorencz potwierdziła, choć na język nasuwało jej się przypomnienie mu, że ma ona przecież urlop. Co więcej nie dość że był on dużo krótszy niż to miała obiecane na K2, to jeszcze z każdą chwilą go traciła. - Przekażę to Thurstonowi - dodała asekuracyjnie.

- Co takiego pan odkrył? - zapytała Chun Li. Zazwyczaj była bardzo małomówna i nie odzywała się nie spytana. Kiedy jednak już to robiła, poruszała najtrudniejsze kwestie.
I Biały jej nie odpowiedział od razu. Przetarł twarz i przeczesał włosy. W końcu odchylił się w fotelu, rozpiął koszulę i rozchylił jej poły.
Oczom obu kobiet ukazał się kryształ ich szefa. Nieskazitelnie biały, przypominający górskie szczyty nietknięte ludzką stopą.
O kształcie rombu z wydłużonymi rogami.
- Wymiary się zgadzają - dodał tonem wyjaśnienia. - Resztą zajmę się osobiście w bazie. To wszystko na dzisiaj - skinął głową na Kalipso.

Erika chwilę się jeszcze przyglądała nie do końca wierząc w to co słyszy i widzi. Chłopak, Dean, miał kryształ tego samego kształtu co Biały, dokładnie każdy wymiar był podobny. Jedyne co go różniło to kolor. Szarość, ale ani jasna, ani ciemna. Taka... najbardziej przeciętna jaką można tylko było sobie wyobrazić.
A przecież zawsze mówiło się, że nie ma dwóch identycznych z kształtu i rozmiaru kryształów.

Jednak Lorencz nie była na tyle ciekawa by teraz koniecznie musieć się dowiedzieć co to znaczy. Sądząc po zamyślonej minie Whistlera, to on sam nie do końca chyba miał pomysł o co z tym chodzi. Dlatego też po słowach szefa, Erika wstała z kanapy i skinęła do Białego na pożegnanie, po czym ruszyła do wyjścia.
Chun Li wstała i wyszła za nią.
- Gratuluję awansu - powiedziała krótko. - Mam twój nowy sprzęt elektroniczny. Proszę tędy - zawsze utrzymywała ten oficjalny ton.
Dean stał oparty o ścianę pomiędzy dwoma apartamentami. Spojrzał na przechodzące kobiety i lekko się poruszył, jakby chciał coś powiedzieć.
- Za chwilę - Chinka uprzedziła go.
Lorencz posłała za to ciepły uśmiech do Deana
- Będzie dobrze - powiedziała do chłopaka gdy przeszła obok niego. Razem z Chun przeszły do drugiego apartamentu.

- Dzięki - odparła do koleżanki gdy były już same, a Chinka zaczęła wyciągać sprzęt dla Eriki. - To takie było... Niespodziewane - dodała wspominając rozmowę z szefem.
- Co konkretnie masz na myśli? - Leigong dopytała nie odwracając się do niej. Rozpinałą torbę z laptopem, wyciagając z niego także służbowy smartfon.
- No ten mój awans - doprecyzowała Węgierka, która stała ze skrzyżowanymi rękami przed sobą. - To się porobiło... - wciąż nie była pewna czy powinna się z tego cieszyć.
- Naturalna kolej rzeczy - wzruszyła ramionami. - Choć jest bardzo utalentowany to jednak Njonstrand na za dużo sobie pozwalał.
Erika zmrużyła oczy. Nie pomyślała, że jej awans... Mógł zostać podyktowany degradacją Alexa...
- Ah... - blondynka skrzywiła się na tą myśl i nerwowo pogładziła po lewym ramieniu. - Jak to teraz działa? Biuro Nadzorcy pozostaje w Rammstein, czy mogę... Można je przenieść do innej bazy NATO?
- Możesz napisać taki wniosek. Zapewne zostanie rozpatrzony w trybie pilnym - problem z rozmową z Chun był taki, że trudno było wywnioskować, kiedy mówi poważnie, a kiedy sobie pozwala na odrobinę żartu.
Lorencz chyba sama spodziewała się sarkazmu, dlatego nie wzięła na poważnie odpowiedzi koleżanki. Westchnęła tylko cichutko.

Nie minęło wiele czasu, jak Węgierka mając już swój nowy sprzęt, pożegnała się z Chun, a później z Deanem, weszła do windy i wdusiła guzik parteru. Drzwi zasunęły się za nią i zaczęła zjeżdżać w dół.
Erika oparła się plecami o ścianę kabiny windy. Zastanawiała się co teraz ze sobą zrobić. Była zmęczona i to całkiem bardzo. Mogła więc po prostu zostać w hotelu na noc.
Pokręciła głową. Wiedziała, że jak Biały dowie się, że tu jest to zaraz znajdzie jej zajęcie. A ona przecież teraz potrzebowała najbardziej na świecie po prostu odpocząć.
Była jeszcze opcja przeniesienia się do innego hotelu…
- Tylko stracę czas - mruknęła do swojego odbicia w wielkim lustrze jakie zdobiło kabinę windy.
Na szczęście udało jej się znaleźć rozwiązanie i gdy dojechała na parter to skierowała się prosto do recepcji. Poprosiła o wezwanie taksówki na lotnisko. Zwyczajnie nie widziała sensu siedzieć w Londynie. Czysta strata czasu, który tak bardzo przeciekał jej między palcami.
Nie chcąc wchodzić w żadne konwersacje, usiadła sobie w lobby na rozłożystym fotelu, czekając na transport.

Węgierka już czuła jak ją senność pochłania, gdy stanęła nad nią recepcjonistka, informując że taksówka już czeka. Erika skinęła jej głową i przetarła dłonią twarz. Powoli zebrała się z fotela i udała do wyjścia. Na ten paskudny deszcz.


Do auta odprowadził ją hotelowy konsjerż, który niósł nad jej głową szeroki parasol. To było miłe, bo Erika była pewna, że bez tego, w tak mocny deszcz to przemokłaby nawet w tak krótkim przejściu.
- Dziękuję - odparła do mężczyzny i zniknęła we wnętrzu taksówki.
- Na lotnisko Heathrow poproszę - zwróciła się do kierowcy i rozsiadła się wygodnie. Auto ruszyło, a Lorencz zastanawiała się czy wytrwa kolejne godziny na lotnisku, a później w samolocie, by w końcu dotrzeć do Budapesztu. Szczególnie teraz, gdy jej myśli wcale nie zajmowały się planowaniem urlopu, a zamartwianiem się czy jej przyjaciel rzeczywiście czymś podpadł u szefa tak bardzo, że ten zdegradował go na stanowisko Nadzorcy Afryki. Bo choć Europa Zachodnia i Centralna były największym skupiskiem Obdarzonych, to zdecydowana większość nich była zarejestrowana, a SPdO działało sprawnie. Afryka natomiast … Można o niej powiedzieć tyle, że działo się w niej wszystko i doprowadzenie jej choć w połowie do takiego ładu jak choćby w Stanach będzie wymagało nie lada wysiłku...
- Biedny Alex - mruknęła pod nosem. Już mu współczuła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 04-04-2017 o 10:38.
Mag jest offline