Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2017, 23:38   #89
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz. Imogen stara się alienować. Z Fluksem.

Imogen wyszła na zewnątrz z Fluksem. Od razu spostrzegła małego chłopca, który leżał przed ich domkiem. Masował poobijaną głowę i spoglądał z przerażeniem na czerwoną strużkę krwi spływającą wzdłuż łokcia. Nagle rozpłakał się, a Fluks zaszczekał na to dwa razy.

Po raz kolejny, problemy życiowe Imogen musiały poczekać. Na jej szczęście znalazł się ktoś potrzebujący uwagi. To było niesamowite jak macierzyństwo wpływało na nią. Jeszcze nie tak dawno temu przeszłaby obojętnie obok dzieciaka, pewnie nawet go nie zauważając. Teraz jednak uwaga Olander od razu skupiła się na chłopcu. Nie wiadomo dlaczego, zrobiło jej się przykro, że dzieciak płacze i poczuła nagłą potrzebę pocieszenia go. Kobieta spojrzała na psa, którego trzymała na fioletowej automatycznej smyczy.
- Chodź - powiedziała do psa, którego trzymała na luźnej lince, tak, żeby nie podrażniać mu obolałej szyi. Szwedka ruszyła ku dziecku, cmokając na psa by ten za nią podążył.

- Hej, co się stało? - zapytała Imogen w języku fińskim, przykucając przy chłopcu, żeby znaleźć się na jego wysokości. Swojego czasu przeczytała całe mnóstwo poradników o wychowaniu dzieci i ponoć takie podejście sprawiało, że dziecko czuło się pewniej. Blondynka posłała chłopcu ciepły uśmiech i przyjrzała się jego skaleczeniu, które miał na ręce. - Do wesela się zagoi - mrugnęła do niego. - Jestem, I... Irja - w porę udało jej się poprawić. - Gdzie są twoi rodzice? - zapytała. Niestety przy sobie nie miała niczego co mogłoby zrobić za opatrunek, więc jedyne wyjście jakie widziała Olander to jak najszybciej znaleźć opiekunów chłopca.
- Jestem Ismo - niechętnie odparł chłopiec. Imogen dostrzegła na jego skroni kropelki potu, choć to akurat nie dziwiło. Słońce wschodziło coraz wyżej i wyżej, a w południe miało grzać najbardziej. Zapowiadał się piękny dzień nad archipelagiem. - Nie powinienem brać jej zabawki - rzekł, jakby kobieta była wtajemniczona w przyczynę urazu kończyny. - Moi rodzice są na plaży, przy jeziorze… - rzekł, drapiąc miejsce pod raną. Jedynie skrzywił się bardziej, podrażniając skórę. Nagle podniósł głowę, spoglądając na Imogen z przestrachem. - Pani nie powie mojej mamie, prawda? Moja mama nie może się dowiedzieć.

Fluks tymczasem podszedł, obwąchał krew i polizał.
- Aww - Ismo pogłaskał Fluksa po czubku głowy. - Chce, żebym wyzdrowiał.
Imogen wiedziała, że chłopiec nie miał racji. Kundel smakował chłopca. Zapewne wciąż był głodny pomimo kolejnych tur dokarmiania.
- Nie ma sprawy - odparła Immy z uśmiechem skierowanym do chłopca. - Nie powiem nic twojej mamie - mrugnęła do niego. - Dasz radę iść sam? - zapytała poważnym tonem, jakby Ismo co najmniej stracił nogę podczas działań wojennych.
- A… ale gdzie? - chłopiec zagryzł wargę. - Nasz domek jest zamknięty na klucz. A do rodziców iść nie mogę. Natomiast siostra… pewnie znów mnie kopnie - złapał się za obolały bok zdrową ręką.
Immy chwilę zastanawiała się gdzie można zabrać dzieciaka. Domek, w którym sama mieszkała odpadał z uwagi na toczący się tam dramat rodzinny. Ale coś przyszło jej do głowy.
- Znasz Enni? - zapytała chłopca. - Właścicielkę kempingu - wyjaśniła. Olander była pewna, że kobieta będzie miała jakąś apteczkę. - To chyba tam jest jej biuro - wskazała ręką odległy od nich domek. Wyciągnęła rękę do chłopca. - Na pewno będzie miała plasterki - uśmiechnęła się do chłopca. Ismo przypominał jej siostrzeńców. Bliźniaków Kate i synka Suzan. - To co, idziemy? - zapytała go.
- O, zaprowadzi mnie pani? - chłopiec wyraźnie ucieszył się. Z rozmowy wydawał się całkiem bystry i rezolutny, ale koniec końców wciąż był dzieckiem. Ruszyli w wybranym kierunku. Ismo lekko kulał, bo stłukł również sobie kolano. Przez pewien czas szli w milczeniu, kiedy chłopiec odezwał się. - Może ma pani jakiegoś syna, z którym mógłbym się bawić? - wypowiedział te słowa i nagle zaczął sprawiać wrażenie znacznie bardziej samotnego, niż obolałego.
Słowa chłopca rozbawiły Immy. Pokręciła głową.
- Niestety nie mam - powiedziała z mrugnięciem oka. Obecność chłopca o dziwo poprawiała jej nastrój. - Nie masz się z kim bawić, co? - zapytała, gdy szli po trawniku do domku właścicielki kempingu. - Jak chcesz to możesz ze mną i Fluksem posiedzieć. Przynajmniej do czasu aż wrócą twoi rodzice - zaproponowała mu.

Ismo zawahał się, jakby zastanawiając się, czy wyjawić jakiś sekret. Z pewnym ociąganiem odezwał się, nieco zwalniając. Nie przestawał jednak iść naprzód.
- Tak właściwie… nie za bardzo ich lubię, nie chcę do nich wracać - rzekł. - Wiem, nie powinienem tak mówić. Jestem złym chłopcem - podrapał się po głowie. - Raz ukradłem batonik ze sklepu, a raz wyrzuciłem przez okno dziennik w trakcie przerwy - zaczął wyliczać. - I ciągnę siostrę za włosy, i też… - westchnął. - I cały czas sprawiam kłopoty. Nawet pani, nawet teraz - rękawem wytarł mokre oczy.

Imogen odniosła wrażenie, że niektóre ze słów chłopca to cytaty na jego temat. Bez wątpienia leżały mu na sercu.
Immy zaśmiała się rozbawiona słowami chłopca.
- Ismo, uwierz, że nie ma osoby bardziej pokręconej ode mnie - mrugnęła do niego. - Nie zawsze lubi się swoich rodziców. Czasem nawet masz wrażenie, że chciałbyś, żeby ich nie było. Ale koniec końców, okazuje się, że gdyby ich zabrakło to zrobiłbyś wiele żeby wrócili. Czasem jest dobrze, czasem źle. Może spróbuj być bardziej wyrozumiały dla siostry, co? - zaproponowała. - Albo przytulić mamę bez powodu i powiedzieć jej jak bardzo ją kochasz - Olander uśmiechnęła się szeroko do Ismo. - Co ty na to? - zapytała go wyzywająco.
- Może tak zrobię? - chłopiec zastanowił się i odwzajemnił uśmiech. - Może wtedy przestanie mnie karać - nawet nie zauważył, jak niepokojąco te słowa zabrzmiały. Następnie spojrzał gdzieś dalej. Powoli dochodzili do stanowiska właścicielki campingu. - Ale wolałbym tego nie robić. Zamiast tego… chcę być jak Piotruś Pan i odlecieć gdzieś daleko - spojrzał na niebieskie niebo. - Albo zostać kapitanem! - wyraźnie ożywił się. - Płynąć po morzach i zapuszczać się nawet w najdalsze zakątki oceanów! Gdybyśmy byli w domu, to pokazałbym pani modele statków, które składam - dodał dumnie.
Immy w pierwszej chwili zrobiła minę jakby się przesłyszała. Zaraz uniosła brew w zaskoczeniu. Spojrzała na chłopca, trawiąc jego słowa. Z jakiegoś powodu poczuła niepokój. Ale może to była wyłącznie kwestia jej własnych wspomnień?
- Wiesz... - mruknęła, by nie przedłużać milczenia, które zaraz by pewnie chłopca speszyło. - Znałam jednego kapitana statku - zaczęła, starając się nie brzmieć smutno. Skierowała wzrok na niebo. - Był bardzo szczęśliwy z tego co robił, spełniał swoje marzenia. Ale Ismo, żeby zostać kapitanem statku to musisz się dobrze uczyć. Być pilnym uczniem - stwierdziła pouczającym tonem. - Więc musisz skończyć z wyrzucaniem dziennika przez okno - spojrzała na niego i mrugnęła. - Możesz też być pilotem samolotu - uśmiechnęła się szeroko. - To dopiero jest frajda.

Ismo uśmiechnął się szeroko, a jego oczy rozszerzyły się.
- Albo pilotem! - zgodził się entuzjastycznie.
Immy pokiwała z uznaniem głową.
- Uwierz mi, latanie jest dużo ciekawsze od pływania - dodała uśmiechając się szeroko.

Dotarli do celu. Akurat wpadli na Enni, która wracała do wspólnej kuchni, aby umyć pustą szklankę po kawie. Miała na oczach okulary przeciwsłoneczne, a na ramionach nie do końca wtarty krem przeciwsłoneczny. Kusy strój i brązowa karnacja sugerowały, że była entuzjastką opalania się. Trzymała pod pachą magazyn z krzyżówkami i długopis.
- I jak się podoba w Oittaa? - przywitała się z Imogen tymi słowami, a następnie schyliła się do chłopca. - A co ty porabiasz, mały?
Zdawało się, że nie spostrzegła krwawiącego łokcia.

- Jest tu bardzo fajnie, pogoda dopisuje - odparła Immy, chcąc zacząć rozmowę od czegoś miłego. - Dawno nie byłam w tak spokojnym i przyjemnym miejscu - dodała z uznaniem w głosie, choć temu miejscu brakowało bardzo wiele do Błękitnej Laguny. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale ten tu mężczyzna potrzebuje plasterka - Olander wskazała na stojącego przy niej Ismo, w końcu przechodząc do powodu, dla którego się zjawili przed domkiem Enni. - Pomyślałam, że znajdzie się u pani apteczka, żebym mogła opatrzyć mu rękę.
- O mój Boże! - Enni z wrażenia upuściła krzyżówki i długopis. - Kto cię tak załatwił, biedaku? Chodźcie za mną - kobieta wykonała zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i nie czekając na nikogo, ruszyła przed siebie. - Mamy taki punkt pierwszej pomocy, który jest prawnie konieczny, kiedy organizujemy w Oittaa większe imprezy. I choć teraz nie będzie tam medyka, to jakieś bandaże na pewno się znajdą. Czy powiadomiliście już rodziców?

Ismo wymownie spojrzał na Imogen. Wyglądał, jakby zaraz miało mu stanąć serce. Olander poklepała go lekko po plecach by dodać mu otuchy. Powoli pokręcił głową, pół biegnąc, pół idąc za Enni.
Szwedka spojrzała na Fluksa i zacmokała na niego. Jak na razie dzielnie dreptał przy niej, przez co smycz cały czas luźno zwisała i nie ciągnęła za obrożę.
- Rodziców nie było w okolicy - odpowiedziała Imogen podążając razem z psem za chłopcem i właścicielką kempingu. - Uznałam, że najpierw zajmiemy się ręką, a później ich poszukamy. Nawet nie sprawdzałam czy w domku jest apteczka - przyznała. - Bo to też nie dobrze, żeby dziecko szło z obcym, poza teren publiczny - dodała. Sama nawet nie chciała brać pod uwagę, że jej dziecko, że Solvi mogłaby być tak ufna względem obcych jak był Ismo. Z drugiej strony, chłopiec zdawał się bać swoich rodziców... Immy przygryzła wargę w zmartwieniu. Ale też sam przyznał się do “psocenia”. Takie sytuacje nigdy nie były łatwe.
- Panią tu każdy zna i pani każdego, dlatego tu się skierowaliśmy - stwierdziła Olander z lekkim uśmiechem. - A i też dobrze wiedzieć, że macie punkt medyczny. Byłabym wdzięczna za jakąś maść na otarcia, bo psiak, którego przygarnęłam ma kilka skaleczeń.
- Zobaczymy, co da się znaleźć.
Enni wyciągnęła pęk kilkunastu kluczy i otworzyła drzwi prowadzące do małego kantorka, mającego co najwyżej trzy metry na cztery. Wyciągnęła apteczkę i podała na stół. W środku znajdowały się bandaże, gazy i to wszystko, czego potrzebował Ismo.
- Nie ma tutaj leków - dodała kobieta. - Maść na otarcia, czyli jakaś z antybiotykiem? Wystarczy zwykła Nivea?
Olander położyła to co miała w rękach na blacie i zamknęła za nimi drzwi, by móc swobodnie puścić Fluksa, bez obawy, że gdzieś poleci. Odpięła psa z obroży i położyła ją wraz ze smyczą na stole.
- Chyba z antybiotykiem będzie najlepsza, bo Niveę mam - odparła jej Immy podchodząc do apteczki, którą dała kobieta. Blondynka poprosiła chłopca by usiadł sobie na krześle a sama od razu wzięła się do działania. Najpierw umyła ręce wilgotną chusteczką odkażającą, po czym zaczęła wybierać gaziki i opatrunki które były jej potrzebne.
- Pokażesz mi jaki dzielny jesteś? - Immy uśmiechnęła się ciepło gdy zapytała chłopca i delikatnie ujęła jego rękę, by przyjrzeć się skaleczeniu.
- Moja mama jest pielęgniarką. A ja czasem sobie robiłam kuku - ciągnęła dalej, była przy tym bardzo spokojna. Wzięła do prawej dłoni gazik, który uprzednio umoczyła płynem dezynfekującym i powoli zaczęła przemywać mu najpierw okolice rany, by z każdym kolejnym wacikiem zbliżała się coraz bardziej do skaleczenia.

Ismo skrzywił się, kiedy woda utleniona wreszcie popłynęła na centrum rany, ale nie odezwał się. Był dzielny.
- Tak właściwie niedawno moja… hmm, siostra przebyła liszajca. Może mam jeszcze maść z mupirocyną. To znaczy ma. Może ma - Enni zastanowiła się. - A ty co znowu nabroiłeś, mały kłamczuchu? - zapytała, po czym wyszła z pomieszczenia, nie czekając na odpowiedź. Zresztą Ismo tylko wydął policzki.
Olander na tyle szybko oczyściła ranę, na ile była w stanie by zrobić to przede wszystkim dokładnie.
- Widzę, że masz nie lada opinię - szepnęła konspiracyjnie Imogen z rozbawieniem, które wkradło się do jej tonu głosu. Odłożyła wacik i sięgnęła po opatrunki. Otworzyła jeden i przyłożyła do rany, delikatnie przyklejając go do ręki chłopca. - Chcesz mi o tym opowiedzieć? - mrugnęła do Ismo.
Chłopiec zastanowił się.
- Chyba… nie wiem - zagryzł wargę. - Z jednej strony chcę, a z drugiej zawsze, jak o tym, opowiadam, to ludzie mówią, że kłamię i wymyślam. Nie chcę, żeby pani też miała o mnie złe zdanie. Czy może raczej… gorsze - choć słowa mogły wskazywać na co innego, nie mówił wcale zbolałym tonem.
Olander, gdy chłopiec mówił, podeszła do blatu, na którym zostawiła psie rzeczy. Zerkając co chwilę na Ismo, otworzyła opakowanie karmy i 1/3 zawartości saszetki włożyła do talerza który tak ze sobą niosła w ręku przez ten cały czas. Cmoknęła na Fluksa i postawiła naczynie na podłodze. Nie trzeba było długo czekać, by pies zajął się pałaszowaniem.
- Opowiedz mi - zachęciła go Immy, wracając przed dzieciaka. Usiadła sobie naprzeciw niego na taborecie i wyglądała na szczerze zaciekawioną co też on jej opowie.

Ismo wykrzywił twarz, jakby chcąc spojrzeć gdzieś w bok, nie na twarz Imogen. Dalej był nieprzekonany.
- Czasami… - zaczął. - Widzę rzeczy, których być nie powinno. Na przykład dzisiaj rano obudziłem się nagle, bo rozbolał mnie brzuch. Wyszedłem na zewnątrz, a kiedy trochę zelżało, przespacerowałem się nad jezioro. Byłem tam sam - chłopiec zawahał się. - Mógłbym przysiąc, że ujrzałem pośród mgły… ogromnego wieloryba stworzonego z wody i oparów. Przebił się przez taflę jeziora od spodu i wzleciał w powietrze - rzekł Ismo. - Wydawał się półprzezroczysty i lekko połyskujący, światło tak dziwnie się na nim załamywało. I wtedy obrócił się, smagając płetwą i spojrzał na mnie jednym okiem. Poczułem taki dziwny spokój i szczęście… a potem zemdlałem. Kiedy się obudziłem i było mi zimno, pożyczyłem szlafrok suszący się przed domkiem pani Enni, ale potem była na mnie zła z tego powodu. I rodzice też. Lecz nie uwierzyli mi, kiedy wytłumaczyłem się opowieścią o wielorybie. Najbardziej nie lubią, kiedy mówię o tym w szkole. Siostra zaczęła się ze mnie śmiać, więc rzuciłem w nią pomarańczą i ukradłem pluszowego kota - Ismo zakończył wypowiedź. - Dziękuję - rzekł, kiedy Olander skończyła zawijać jego kończynę.

Imogen z początku wiodła tylko ciekawość co też chłopiec opowie. Czytała, że dzieci często wymyślały historie, miały wyimaginowanych przyjaciół czy zwyczajnie kłamały dla zwrócenia na siebie uwagi. Ona sama, tak osobiście, wcale nie zakładała, że owi "wyimaginowani przyjaciele" tak do końca musieli być nieprawdziwe. Ale to była już kwestia doświadczeń oraz pracy jaką wykonywała. W tym zawodzie nie szło nie uwierzyć, że obraz potrafi mówić, albo lalki pewnego małego chłopca mogą służyć do kontroli zachowań choćby całego miasteczka.

Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się jej zaraz gdy Ismo wyjawił, że widzi coś czego być nie powinno. Druga gdy wspomniał o uczuciu jakie mu towarzyszyło, gdy owy "wieloryb" na niego spojrzał.
- To by wiele tłumaczyło... - wymsknęło się zamyślonej Immy, co zdradziło jej szczere zainteresowanie tym co chłopiec powiedział. Olander uznała, że warto byłoby się tematem zainteresować. Włączyła więc moduł nagrywania i przyjrzała się chłopcu.
- Mógłbyś mi opowiedzieć o tym jeszcze raz? Opisać dokładnie, powiedzieć, która to mogła być godzina? - powiedziała, gdy Skorpion był już gotowy do nagrania.
- Trzeba było mnie słuchać, kiedy mówiłem - Ismo wydął usta i zmarszczył brwi. Zdawało się, że wziął słowa Olander za oznakę tego, że kobieta odpłynęła myślami i wyłączyła się, ignorując jego słowa. - Wcześnie rano, przecież mówiłem.
- Długo już tu jesteś z rodziną tu na kempingu? - zapytała. - Możesz mi opowiedzieć o tych innych sytuacjach? Tych, o których mówiłeś w szkole? - jej zainteresowanie zdradzało, że wcale nie uważa by opowiadał zmyślone rzeczy.

Ismo zdawał się wahać co do osądu na temat Imogen. Z jednej strony wydawała się zainteresowana, a z drugiej nie słuchała, gdy się do niej mówiło.
- Jesteśmy od dwóch dni - odparł Ismo. - Ostatni raz widziałem dziwne rzeczy wtedy, gdy… - zamyślił się. - To było tuż przed przyjazdem tutaj. Wyjrzałem w nocy przez okno, bo usłyszałem stukanie i uznałem, że to może mój kumpel Heikki rzuca kamieniami, żeby mnie obudzić. Jednak zamiast niego ujrzałem… - zastanowił się. - To był lew. Ogromny, żywoczerwony, masywny i piękny… świecił w mroku, a może to latarnia tak się odbijała. Wydawał się słaby i zraniony, choć nie krwawił. Szedł powoli wzdłuż ulicy i za każdym razem, kiedy dotykał ulicy, rozlegał się huk. Jednakże nikogo to nie obudziło prócz mnie. Nikt nie stał w oknach… prócz mnie.
- Już jestem! - krzyknęła Enni, pojawiając się w środku z tubką maści. Podała ją Imogen, a Fluks zaszczekał. - Coś mnie ominęło?
"A może to te całe haltije... Może to manifestacja ich energii?" przeszło przez myśl Immy. Powrót właścicielki kempingu był tak nagły, że skupiona na słowach dziecka Olander ledwo powstrzymała się od wzdrygnięcia.
- Ale mnie pani wystraszyła! - stwierdziła żartobliwym tonem spoglądając na Enni. Wzięła od niej maść. - Dziękuję. Nie, wszystko w porządku, ręka opatrzona - dodała skinieniem głowy wskazując biały opatrunek na ramieniu chłopca. Wzięła od kobiety maść. Imogen spojrzała na tubkę, a potem na psa. - No to teraz kolej na ciebie Fluks - wstała z krzesełka i podeszła do psa. Wycisnęła maść na dłoń, a tubkę położyła na blaciku. Przykucnęła przy psie.
- Ogarnę jeszcze mojego psa i odprowadzę Ismo do jego rodziców - zapewniła Immy gdy dwoma palcami drugiej dłoni zaczęła rozsmarowywać krem po szyi Fluksa. - Długo już pani prowadzi to miejsce? - zapytała. - Goście widzę, że dopisują.

Fluks zawarczał i ugryzł Imogen w rękę. Bolało jak diabli, ale rana nie wymagała opatrunku. Morał z tego wynikał taki, że pies był miły i grzeczny tak długo, jak nie dotykało się jego rany.
- Dziękuję - Ismo skinął głową Imogen, po czym zeskoczył z krzesełka i wybiegł z pokoju. Blondynka w tym czasie wyłączyła nagrywanie w Skorpionie.
- Już jakiś czas - odparła Enni, spoglądając na Olander. - Posiadam Oittaa z mężem. On co chwilę wypływa do Sztokholmu do pracy i dzieci z poprzedniego małżeństwa, ale ja zostaję i wszystkim zajmuję się sama - westchnęła. - Gości jest dużo tylko teraz, przed weekendem. Zazwyczaj w lecie jest ich mniej, a poza sezonem w ogóle.

Imogen pocierała oczy. Zachodziły jej mgłą. Czuła coraz większą potrzebę snu i nawet pogryzienie przez Fluksa tylko na chwilę rozwiało zmęczenie.

Olander odruchowo skarciła psa za jego zachowanie. Reakcja zwierzęcia była dziwna, bo przez całą kąpiel nawet raz nie pisnął, a szampon z pewnością był bardziej piekący niż krem, a tu zaczynał robić problemy. Nie miała co prawda pretensji do zwierzęcia, ale pamiętała, że w takich sytuacjach nie można było odpuścić, bo to na przyszłość mogło tylko problemy sprowadzić. Chwilę odczekała spoglądając groźnie na Fluksa, by dać mu czas na zastanowienie się nad jego zachowaniem, po czym wstała i po wzięciu do ręki saszetki karmy, wsypała kolejną porcję do jego miski. Podstawiła mu jedzenie pod nos i pogłaskała po głowie zanim dała mu miskę.

Immy mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie stolicy Szwecji. Jej udawanej ojczyzny.
- Wyobrażam sobie nie jest pani lekko - powiedziała ze współczuciem w głosie i podeszła znów do apteczki. Musiała przemyć skaleczenie. "Dobrze, że nie ma pełni, bo pewnie bym się stała wilkołakiem" uśmiechnęła się z rozbawieniem gdy odkażała swoje zranienie. Nawet przyszło jej na myśl, że sama powinna była rok temu pogryźć tą panią mechanik, która tak “zgrabnie” opatrywała jej oparzenie. Zdecydowanie powinna była. - Mogłaby mi pani polecić jakiś hotel dla zwierząt? Muszę go na jakiś czas umieścić pod dobrą opieką, zanim nie skończę pracy.
- Pracy? - zapytała Enni i od razu zamyśliła się. Wcześniej uważała, że cztery kobiety i Arab znaleźli się na campingu w celach rozrywkowych, ale jeżeli tak nie było, to na czym mógł polegać ich zawód? Bujna wyobraźnia kobiety podsunęła kilka odpowiedzi, ale na szczęście żadną nie postanowiła się podzielić. - Niestety nie ma w Oittaa dobrych tego typu hoteli, ale ja z radością zajmę się maluchem - rzekła, zwietrzając szansę dorobienia sobie na boku.
- Doskonale - ucieszyła się Imogen, niby przypadkiem pomijając pytanie o pracę. - Zapłacę w takim razie za tydzień z góry, ale powinnam za jakieś cztery dni go odebrać - Olander zaczęła planować na głos, by na koniec zamyślić się na chwilę. - Ewentualnie jak będzie się przedłużać, to dopłacę przelewem - dodała spoglądając z zadowoleniem na psa, który zdążył zjeść to co miał. - Bardzo dziękuję za pomoc z tą apteczką i maścią - spojrzała na Enni uśmiechając się do niej przyjacielsko. - I przepraszam za kłopot.
Kobieta pokiwała głową.

Po wymianie uprzejmości Imogen zapięła ostrożnie obrożę na szyi Fluksa, w taki sposób by na wypadek okazania chęci ugryzienia, zdążyć ze skarceniem go. Immy wzięła jeszcze swoje rzeczy w ręce i ze smyczą trzymaną w prawej ręce, cmokając na psa, wyszła z pomieszczenia.

Ruszyła ścieżką prosto domku który wynajmowali. Immy spojrzała w górę, na błękitne niebo, gdzie słońce przyjemnie rzucało ciepłe promienie na ziemię. Było tu, na tym kempingu, naprawdę spokojnie. Za to rozmowa z chłopcem nieco ukoiła nerwy udawanej Szwedki. Przynajmniej opowieść chłopca dawała jej podstawy twierdzić, że to po prostu to miejsce przyprawia ją o te dziwaczne przewidzenia, a nie jej własny umysł. Imogen nie robiła sobie przecież żadnych złudzeń w kwestii tematu jej ostatniego burzliwego romansu. Tym bardziej, że dzisiejszy dzień sprawił, że uznała Andreasa za martwego.
"Bo przecież, gdyby żył to by mnie przed tym wszystkim jakoś ostrzegł... Prawda?" Jednak śmierć mężczyzny nie była taka pewna. Olander poczuła się zagubiona przez własne myśli. Przecież mógł on po prostu się poddać i pozwolić pochłonąć szaleństwu jakie dotykało każdego Konsumenta.

Immy przystanęła na chwilę, opierając się ręką o pień drzewa rosnącego przy ścieżce. Przez zmęczenie nie była w stanie wyprzeć wspomnienia jej ostatniego pożegnania z Andym. Przyłożyła dłoń do ust i przeciągle westchnęła.
"Może, najzwyczajniej, nie wiedział, że coś takiego szykują?" zaczęła go tłumaczyć. Poczuła w piersi ukłucie wywołane smutkiem.

- Głupia - mruknęła sama do siebie, przecierając twarz dłonią. Fluks przyglądał jej się i merdał ogonem. Immy wymusiła na sobie uśmiech i odkręciła butelkę pepsi. Upiła łyk, później drugi i trzeci. Odsunęła napój od ust i zakręciła go. - Uh, paskudna ta Finlandia - skrzywiła się nieco. Ale gdy przyjemne ciepło alkoholu zmieszanego z gazowanym napojem rozlało się w jej żołądku to już wiedziała, że właśnie tego było jej potrzeba. Nawet jeśli alkohol zostawiał nieprzyjemny posmak. Ruszyła w dalszą drogę, a resztę butelki wyrzuciła do mijanego kosza na śmieci.

Idąc nieuczęszczaną częścią ścieżki, postanowiła zapisać to co powiedział chłopiec. Włączyła nagrywanie. Rozejrzała się wkoło, by upewnić, że nikt nie usłyszy jej szeptu i dopiero rozpoczęła swój "raport".
- Napotkany chłopiec, Ismo, zanim wspomniał o świetlistym lwie, opowiedział, że tu na kempingu gdy wczesnym rankiem samotnie wyszedł nad wodę, dostrzegł jak mgła nad jeziorem formuje się w wieloryba wylatującego z wody. Powiedział, że gdy to coś spojrzało na niego to poczuł się błogo, po czym stracił przytomność. Moją uwagę zwrócił fakt, że odkąd razem z Detektywami znaleźliśmy się na terenie tego kempingu to zaczęłam czuć nienaturalną euforię i optymizm. Jak dziwnie by to nie brzmiało. Dziwne przewidzenia zrzucałam na zmęczenie, jednak teraz uważam, że mogą być wywołane oddziaływaniem tego miejsca. Postaram się dowiedzieć więcej o chłopcu, zachęcić go do opowiedzenia więcej o swoich... widziadłach. Koniec - i wraz z tym słowem wyłączyła nagrywanie. Skupienie się na pracy od razu pomogło jej pozbierać się w sobie. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni i odblokowała go. Cmoknęła na psa i gdy ten na nią spojrzał to cyknęła mu fotkę.
- I idzie to na tapetę.. - mruknęła ustawiając zdjęcie Fluksa jako tło pulpitu ekranu smartfona. Zaraz po tym otworzyła w urządzeniu panel Zbioru Legend i sprawdziła swoją skrzynkę z wiadomościami.

W skrzynce wysłanych wiadomości w panelu Zbioru Legend znajdowały się już dwie wiadomości, które to Immy wysłała do Oddziału jak tylko wsiadła do taksówki, zaraz po kupieniu telefonów. Każdą z nich dzieliło prawie dziesięć minut. Pierwsza była krótka i zwięzła, w drugiej natomiast Olander się rozpisała.

Temat: Aktywacja dokumentów Supo PILNE!

Proszę o jak najszybsze aktywowanie legitymacji policyjnej wydanej na nazwisko Irja Häyhä.



Temat: Aktywacja dokumentów Supo PILNE! WYJAŚNIENIE

Proszę o jak najszybsze aktywowanie legitymacji policyjnej wydanej na nazwisko Irja Häyhä.
Byłam zmuszona użyć tych dokumentów do uratowania nam tyłków, gdy pieprzony Portal wysadził nas w Muzeum w zamkniętej hermetycznie gablocie, która miała jechać na zaprzysiężenie tutejszego premiera czy prezydenta. Świadków tego zdarzenia udało się zbyć. Chyba. W każdym razie pracownicy muzeum mogą próbować dociekać czy jestem tym za kogo się podałam. Szczególnie po tym jak jedno z nas musiało wystrzelić dziury w podłodze gabloty byśmy nie udusili się.

Sprawa jest pilna, a informuję o tym przez panel, gdyż Detektyw Visser usilnie najpierw ignorowała moje prośby o przekazanie mi telefonu do Oddziału, by teraz wręcz mi tego odmawiać.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że w Oddziale udało się już zapanować nad chaosem.



Olander ujrzała migającą pod spodem informację o otrzymaniu odpowiedzi. Nacisnęła ją, tym samym otwierając nowe okno.

[ODPOWIEDŹ] Temat: Aktywacja dokumentów Supo PILNE!

Legitymacja aktywowana.
Z wyrazami szacunku,
Yasmine Orwell, badaczka



Do drugiej, dłuższej wiadomości nie było przypisanej odpowiedzi. Albo w oddziale jeszcze nie zdążyli jej przeczytać, albo pozostawiono ją bez odpowiedzi po zaznajomieniu się z treścią.

Wieść o aktywacji legitymacji ulżyła zmartwieniom Imogen. Bo nie było nic gorszego jak pojawić się znikąd w miejscu publicznym, z grupą uzbrojonych w broń palną ludzi i wymachiwać bardzo lewym dokumentem.
"Wygląda na to, że sytuacja wymusiła na mnie działanie w policji" westchnęła i wyłączyła wyświetlanie maila od Orwell. "Może tak będzie lepiej. Z resztą nie mam ochoty na mafiozów. Wystarczy mi ich do końca życia, a już na pewno na ten tydzień."
Miała cichutką nadzieję, że może to zadanie będzie tak nudne, że nic się nie znajdzie, a ona tylko odpocznie sobie mentalnie przed podejmowaniem ważniejszych decyzji. Jednak, życie już nie raz jej udowadniało, że wszędzie czyhały na nią "dziwne" rzeczy.

Olander otworzyła okno nowej wiadomości.

Do: Brandon Baird
Temat: Jak tam mija czas w naszym pierdolniku?

Wiesz, myślałam, że porwanie przez ruskich, później strzelający do mnie przebrany za policjanta włoch, próba uratowania życia postrzelonemu Liamowi, ratowanie życia policjantom, FBI, ruskim i cholera wie komu jeszcze przed rzezią na zaminowanej posesji dziupli ruskich... Wyczerpią pokłady dziwnych rzeczy, z którymi muszę się zmagać w ciągu tej ostatniej doby.

Ale nie. Zaraz po przejściu prawie wszyscy podusiliśmy się w gablocie muzealnej! Ta cholerna gablota była hermetyczna i do tego z kuloodpornego szkła!

Dzisiaj już chyba wszystko próbuje mnie zabić, nawet pieprzony Portal, tylko ja złośliwie się nie daję... Ja pierdolę, a ta "misja" miała być po to, żeby nas wrzucić w "bezpieczne" miejsce. Jezu...

No to tyle u mnie. Staram się nie dać zabić i mam zdecydowanie za dużo czasu na myślenie co dalej z moim życiem zrobię. Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie to pewnie jeszcze dojdę do jakiś konkluzji

Prośba wielka, żebyś trzymał rękę na pulsie w sprawie Solvi! Pisz, jak chcesz to dzwoń - mój fiński numer to +358 50 600 02 95.

Buziaki!



Immy przeczytała dwa razy treść wiadomości, dodała tu i ówdzie coś i wysłała do swojego przyjaciela. Może i telefon w Oddziale nie działał, ale kiedyś zasłyszała, że podobno jest wewnętrzna sieć, coś jak Wi-Fi, przez którą można łączyć się ze Zbiorem Legend każdym urządzeniem, które ma WiFi. Możliwym więc było, że Bran z nudów sprawdzi czy ktoś coś do niego wysyłał.

Kolejną wiadomość, do Kate, zaczęła pisać gdy przysiadła sobie na ławce stojącej na werandzie domku, który wynajmowali. Niestety w tym przypadku zupełnie jej nie szło składanie zdań. Ciągle coś próbowała ułożyć w głowie, ale gdy zaczynała pisać to zawsze brzmiało źle. Po trzecim wykasowaniu wiadomości, Immy przetarła dłonią twarz, pocierając palcami po oczach.
- Chyba mana skończyła mi się już naprawdę - mruknęła pod nosem. Czuła zmęczenie, ale tak naprawdę bała się iść spać. Była zaniepokojona jak jeszcze nigdy w życiu. Ten dzień był pierwszym od urodzenia się Solvi, kiedy Immy została od niej oddzielona wbrew swojej woli.

W końcu, czując jak odpływa, zebrała się ostatni raz w sobie i wstała. Otworzyła drzwi - nieco dziwiąc się że nie były zamknięte na klucz - i weszła do środka.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 19-03-2017 o 11:00.
Mag jest offline