Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2017, 18:25   #81
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Łazienka. Imogen, Natalie oraz Fluks

Natalie weszła do łazienki za koleżanką, chcąc zaoferować jej swoją pomoc. W końcu nie zawsze Minnie lądowała w salonie pielęgnacji, lubiła pracować ze swoją Parsonką.
Olander rzuciła butelkę z psim szamponem na podłogę, a psa położyła do brodzika, po czym zamknęła kabinę by Fluks samoistnie nie ulotnił się z pomieszczenia. W końcu nie każdy pies musiał lubić kąpiele. Immy nie miała w planach brania już dziś prysznica, dlatego bez wahania się wzięła jeden ręcznik by przeznaczyć go do wytarcia psa. Blondynka zdjęła spodnie, żeby nie pomoczyły się w trakcie całej tej operacji i złożyła je schludnie. Położyła je wraz z telefonem na umywalce i schyliła się po szampon by spojrzeć na etykietę.
- Iv San Bernard Szampon "Zielone Jabłuszko"... - przeczytała na głos. Dalszy napis mówił, że produkt ten odnawia i nawilża oraz nadaje włosom połysk i jedwabistość, jak również ułatwia rozczesywanie nawet bardzo skołtunionej sierści bez podrażnienia skóry. - Idealne dla ciebie frędzelku - stwierdziła Immy patrząc na psa siedzącego w kącie kabiny prysznicowej. Wtedy spojrzała na Natalie, która pojawiła się w łazience.
- Chcesz skorzystać z toalety? - zapytała Olander. - Bo jak tak, to w ostatniej chwili ci się przypomniało - dodała z lekkim uśmiechem.
- Jeszcze nie. - Parsknęła śmiechem, wiedząc, że w sumie wtargnęła do łazienki niczym niesiona rzeczywiście jakąś… potrzebą. Jednak jedyną potrzebą jaka ją napędzała było jakieś nikłe wrażenie, że musi być blisko kogoś, rozmawiać, robić coś. Inaczej znowu pogrąży się i zapadnie w sobie, w swoich depresyjnych myślach, będzie wyć w poduszkę, jeśli zostanie sama.
- Chciałabym pomóc z tym młodym… bądź niemłodym. - Wskazała palcem na siedzącego w brodziku Fluksa. - W sumie sprawdzałaś jak tam jego zęby? W jakim on mniej więcej może być wieku? A, może nie załączę ci curriculum vitae, ale tak, mogłabym wpisać, że zajmuję się psem, bo mam.

Fluks lekko merdał ogonkiem, podchodząc na skraj kabiny prysznicowej. Schylił się, by polizać Imogen w kostkę, po czym zaczął węszyć w kierunku tłustych palców Natalie. Zdawało się, że był ufnym psem i nie miał za sobą szczególnie dramatycznych przeżyć z ludźmi. Czy mógł uciec ze schroniska? A może wymknąć się jakiejś biednej staruszce w trakcie spaceru? Trudno było rzec. Posiadał za długą i splątaną sierść, która pierwotnie zdawała się w odcieniach ecru, natomiast teraz wyglądała na szarą, a miejscami brunatną, czy nawet czarną. Nawet kilka drobnych listków można byłoby wyłowić z bujnego owłosienia czworonoga. Trudno też było na tym etapie określić stan jego odżywiania. Na ten moment wydawał się normalnej postury, lecz gęsta sierść skutecznie ukrywała jego faktyczny zdrowia. Na pewno sprawiał wrażenie odważnego psa, niebojącego się ludzi. A w każdym razie nie obawiał się Detektywów. Być może Imogen i Natalie roztaczały uspokajającą aurę, dzięki której Fluks nie obawiał się nadchodzącej kąpieli.
Immy uśmiechnęła się ciepło do Natalie uznając, że stara się ona zająć czymkolwiek żeby nie myśleć o tym co dziś się wydarzyło.
- Sporo czasu minęło kiedy ostatni raz zajmowałam się psem - przyznała Olander spoglądając na Fluksa, który właśnie przylgnął nosem do drzwiczek kabiny przez co wyglądał jak glonojad. - Dawno temu, jak jeszcze chodziłam do podstawówki, to mieliśmy terriera. Kojarzysz Skye Terriery? Nasz był taki stalowy z dużymi czarnymi uszami, nazywał się Fly... - powiedziała spoglądając na kundelka. - Dzięki za pomoc, ale skoro mam go wziąć to po prostu mów mi jak coś będę robić źle, ok? - po tych słowach Immy przyklękła przed brodzikiem i odkręciła butelkę szamponu, który naprawdę pachniał zielonym jabłuszkiem. Otworzyła kabinę i sięgnęła po słuchawkę prawą ręką, lewą pilnując, żeby pies nie wyskoczył.
Douglas kucnęła przy Immy.
- Nie no, ja tam nie jestem żaden spec. Zawsze w domu było jakieś zwierzątko, łącznie z pająkami braci. - Zabolało, kiedy przypomniała sobie ptasznika Connora. Natalie przesunęła się gwałtownie, waląc łokciem o sedes. Syknęła cicho. - Psa mam teraz, ale no… nie znam się. Jakoś ze mną żyje po prostu i jeszcze daje radę. Lubię teriery. Co mam robić? - podbródkiem wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku, wyraźnie zagubiona. Nieważne czy chodziło o ratowanie życia, czy kąpanie psa… nie wiedziała co ma robić.
- Usiądź sobie. Pogadajmy o pierdołach - odparła jej Imogen, która właśnie kończyła namaczać psa letnią wodą. Sięgnęła po butelkę szamponu i nalała sporą jego ilość na rękę. - Ja od niedawna myślę, żeby wziąć psa, jakiegoś goldena czy labradora, ale ciągle nie mogłam się zdecydować na odpowiedni moment - ciągnęła dalej rozmowę, jednocześnie nanosząc szampon na sierść Fluksa. - Ale skoro los zadecydował za mnie, to czemu nie? - uśmiechnęła się zaczynając masującymi ruchami namydlać całego zwierzaka, uważając by piana nie leciała mu do pyska i oczu.
- Zawsze kolejny może być golden, słyszałam, że to dobra rasa dla dzieci - zaczęła Nat, przerwała jednak zdanie, kiedy usłyszała kliknięcie drzwi.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 13-03-2017, 18:33   #82
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Łazienka: Lotte, Imogen, Natalie oraz Fluks

Po krótkich trzech stuknięciach w drzwi łazienki, w progu stanęła Lotte. Trzymała w ręce kosmetyczkę, krótkie spodenki i t-shirt.
- Skończyłyście może? – Zapytała znajdujące się w środku koleżanki. – Potrzebuję wziąć krótki prysznic i położyć się, ledwo na oczy widzę.
- Teraz sobie przypomniała... - mruknęła Imogen przewracając oczami i nie siląc się nawet na uprzejmy ton głosu. - Dopiero co weszliśmy - powiedziała w kierunku drzwi. Skoro Visser myślała, że psa można wykąpać w dwie minuty to chyba nigdy nie miała zwierzęcia. - Trzeba było się umyć w Oddziale, teraz sobie poczekasz - dodała oschle Olander biorąc na rękę więcej szamponu, by wetrzeć go w sierść. Spojrzała kątem oka na Natalie. - Oj nie, dwa psy i małe dziecko to słaby pomysł... - powiedziała tym razem już przyjacielskim tonem i pokręciła głową, wracając do rozmowy przerwanej przez pojawienie się Lotte. - Czyli... Rozumiem, że sama masz terriera, tak? - zapytała Immy spoglądając na Douglas.
Visser spojrzała z wyraźnym niezadowoleniem w reakcji na słowa Imogen jak i jej późniejsze zignorowanie jej osoby.
- Wiesz co tłumaczyć ci się nie muszę, ale to nie jest miejsce dla psa. Schronisko prowadzisz, czy co? – Warknęła na Olander. – Potrzebuję przemyć się po tej historii w gablocie, a potem chcę położyć się, bo padam. Myślisz, że w tym momencie pies, którego wzięłaś nikogo nie pytając o zdanie, będzie odbierał mi możliwość odświeżenia się? Możesz mnie grzecznie zapytać, czy nie poczekam, ale nie stwierdzać bezczelnie, że będziesz robić co chcesz.
Brwi Natalie podjechały do góry.
- Wiesz, jesteś jedyną, która ma z tym problem. Poza tym jakbyś weszła i była minimalnie uprzejma, bo nie będę się kusić o słowo “miła”... A ty od razu wyjeżdżasz z warczeniem i pretensjami. A skoro już zaczęłyśmy, to na pewno nie będziemy przerywać. Jeśli nie możesz poczekać dziesięciu minut, tylko wparzasz i rzucasz żądaniami, to ani ja, ani podejrzewam Immy nie zamierzamy ich spełniać. - Douglas poirytowała się. Nie miała za dużego kontaktu z Lotte i wydawało jej się, że jest ona nieco wycofanym, acz spokojnym i sympatycznym członkiem ich zespołu, który właśnie tym będzie równoważył gorące głowy, będąc cennym głosem potrzebnego rozsądku. Teraz jednak jej zdanie wywinęło gwałtownego fikołka.
- Jak logika u ciebie kuleje, to to też nie nasza wina, wystarczyło po zobaczeniu torby spytać, czy ma tam jakieś psie rzeczy i czy mogłaby poczekać z ich używaniem. A nie od razu fochy.
- Tego mogłam się spodziewać. – Odburknęła Lotte, wnioskując po zachowaniu Natalie, że ta stała się pupilką Imogen. Widać Visser była jedyną, która uważała dobro bezpańskiego psa za niższe od swojego, a także jedyną, której ton i słowa Olander nie podobały się i uznawała za chamskie. Rozmowę uznała za skończoną, więc odwróciła się na pięcie i wyszła prawie trzaskając drzwiami, bo po gwałtownym zamachu, nastąpiło ich spokojne domknięcie. Imogen zaśmiała się ironicznie.
- Zachowujesz się jak pizda względem mnie to zapomnij, że będę silić się na uprzejmość względem ciebie - rzuciła spokojnym tonem Imogen do Lotte gdy ta skończyła pluć jadem w koło, ale dopiero odwróciła się na pięcie. - Masz jakiś ból dupy względem mojej osoby, ale serio wisi mi to - dodała blondynka ze wzruszeniem ramion, a tym razem powiedziała to głośno i wyraźnie, tak by Visser usłyszała, nawet pomimo opuszczenia pomieszczenia. Jednak ta może nie dosłyszała, albo zignorowała jej słowa i skierowała swe kroki do salonu. Usadowiła się na skraju narożnika, odkładając rzeczy trzymane w ręce na swoją torbę.
- Jezu, ona naprawdę myśli, że to MY mamy złe nastawienie i nie widzi, że sama aż się prosi o bycie niemiłym dla niej? Współpracowałaś z nią już, tak? - Zagaiła Imogen - O mistrzyni - dodając ironicznie.
Olander spojrzała z rozbawieniem na Douglas.
- Ten typ chyba tak ma. Pierwsi na powoływanie się na dobre wychowanie są ci, którym go brakuje, albo robią to na pokaz - westchnęła Immy. - Na poprzedniej misji myślałam, że po prostu jest małomówna, a jej wybuchy były związane z wydarzeniami jakie tam miały miejsce - blondynka spojrzała na Fluksa i uśmiechnęła się do niego. - Ale po tym jak mnie dziś "przywitała"... - pokręciła głową. - Tym bardziej, że po misji uznano mnie na parę miesięcy za zmarłą. Serio, patrzyła na mnie tak jakbym miała się wstydzić, że istnieję. To zaczynam myśleć, że moja śmierć musiała być dla niej bardzo na rękę skoro tak się krzywi widząc mnie całą i żywą. - wzruszyła ramionami i zaczęła szorować psi zadek. - Ale mi się po prostu nie chce - pokręciła głową. - Nie zamierzam się z nią użerać, więc po prostu wezmę każde zadanie, byle nie z nią, bo zaczynam już mieć myśli, że tego telefonu to specjalnie mi nie dała dla samej satysfakcji, że może mnie to jakoś wkopać w problemy - stwierdziła Immy krzywiąc się. - Ech, o niczym innym nie marzę jak zająć zadaniem i nie myśleć o niczym innym.

Przerwało im pukanie do drzwi? Czyżby to Lotte wróciła?
Nie - w drzwiach pojawiła się Alice.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 13-03-2017, 23:28   #83
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Salon. Sharif, Lotte i Alice.

Tymczasem do domku wróciła Alice, nadal blada jak upiór. Popatrzyła na Sharifa, a potem na Lotte, ale zaraz trochę półprzytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby była w nim w ogóle pierwszy raz. Dosłyszała głosy w mini łazience, więc podeszła wsadzić głowę za drzwiczki, żeby zajrzeć co ciekawego robią tam obie panie i to chyba razem z psem?

Kobiety ciągle się gdzieś kręciły, więc Irakijczyk postanowił sobie nie przeszkadzać. Rozłożył cztery mniejsze talerzyki na stoliku, po środku stawiając duży talerz z kanapkami. Do tego cztery szklanki z parzącą się herbatą, cukierniczkę oraz komplet łyżeczek. Po wszystkim cofnął się na krok i z zadowoleniem spojrzał na swoje dzieło.
- Kolacja… czy może śniadanie podane do stołu! - zawołał na tyle głośno, by kobiety w łazience również go usłyszały. Swoją drogą zastanawiał się, co one tam w trójkę wyprawiają. Ostatecznie uznał, że to muszą być jakieś kobiece sprawy, na których się kompletnie nie znał, a w które wolałby się nie mieszać.
Dając im spokój od swojej osoby, wrócił do torby z bronią. Wyjął z niej SIG Sauer’a, którego też szybko przeładował i zabezpieczonego schował do spodni za plecami, przykrywając go koszulą. Następnie podszedł do stolika i zgarnął jedną kanapkę. Wgryzł się w nią z wyraźnym smakiem. Mając już broń pod ręką i kanapkę w samej ręce, zaczął się przechadzać po salonie od okna do okna, wyglądając na zewnątrz i pilnując perymetr.
W międzyczasie jego towarzyszki zaczęły robić jakieś roszady, przechodząc z łazienki do małego pokoju, przy czym - ku jemu ogromnemu zdziwieniu - jedna z nich, a konkretnie Imogen była bez spodni. Brwi Irakijczyka natychmiast wywindowały do góry. To musiało być jeszcze więcej kobiecych spraw, o których on wolał nie wiedzieć. Bo chyba by nie omawiali szczegółów misji bez niego i Lotte? I to bez spodni? Jedyną słuszną odpowiedzią było wzruszenie ramionami i pilnowanie, by żaden napastnik nie podkradł się do ich bazy niepostrzeżony.
- A może by tak rozstawić potykacze? - zastanawiał się Sharif, oglądając okolicę.

Potykacze nie były konieczne. Khalid miał najlepszy widok na chłopca biegnącego z pluszowym kotkiem i jego stopę, która zahaczyła o gałąź drzewa. W rezultacie przewrócił się i zarył czołem w glebę.
Wnet dogoniła go dziewczynka z burzą rudych loków. Sharif przypomniał sobie, że widział ich już wcześniej, kiedy wjeżdżali taksówką na camping.

Chłopiec w dalszym ciągu leżał obolały, dziewczynka natomiast podbiegła i wyszarpnęła spod niego swoją pluszową własność.
- A masz, skurwysynie! - krzyknęła, kopiąc go dwa razy z całej siły w bok, w okolicy nerek. Jeszcze splunęła i odbiegła w sobie znanym kierunku. Chłopiec tylko jęczał.

Sharif dokończył kanapkę. Obserwacja perymetru sugerowała, że nie ma na horyzoncie zbliżających się czołgów. Jednakże nie znaczyło to, że okolica była w pełni bezpieczna.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 14-03-2017, 08:29   #84
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Łazienka. Alice, Imogen i Natalie oraz Fluks

Do łazienki tymczasem zajrzała Alice. Popatrzyła co robią obie panie
- Um, wybaczcie że przeszkadzam. Mam tylko małe pytanie. Natalie, ty masz na nazwisko Douglas prawda? Czy wiesz w takim razie może kto to jest Robert? - zapytała, postanawiając wypalić prosto z mostu. w końcu nie jednemu psu Burek, dziewczyna mogła nie wiedzieć, to mógł być zbieg okoliczności. A więc Alice czekała.
- Robert? Znaczy Douglas. Robert Douglas, tak. Znam jednego. To mój tato tak wychodzi. - Roześmiała się słabo, zdając sobie sprawę, że rzuciła kolejnym słabym żartem.
Immy rzuciła przelotnie spojrzeniem po Harper i Douglas. Pytanie o rodziców nie było z zasady dobrym zwiastunem, dlatego blondynka w milczeniu szorowała psa, który nawet wyglądał na zadowolonego z masażu jaki właśnie dostawał.
Alice zamilkła ciszą co najmniej grobową na solidną chwilę
- A… Aha… Znaczy… Robert Douglas, który pracował, albo pracuje w FBI? - pociągnęła to dalej i słychać było sztywność w jej głosie, napiętą jakby miała kogoś zaraz zastrzelić.
- Pracuje. Jak pół rodziny. To znaczy… - tym razem Nat załamał się głos. - Connor też by był agentem, ale umarł dziś. Albo wczoraj, ciężko w tym wszystkim się połapać. - Roześmiała się ponownie, jeszcze bardziej sztucznie niż poprzednio. - Myślałam, że jak powiem o tym na głos, to coś pomoże, przepraszam. - Zawiesiła na chwilę głos, patrząc na rudowłosą. - A czemu pytasz? Słyszałaś rozmowę u Rusków? - To była jedyna logiczna konkluzja. Chyba rzucała wtedy funkcjami, imionami i nazwiskami. Ale dlaczego Alice nagle postanowiła o to zapytać? Natalie nie pamiętała, czy dziewczyna w tym momencie w ogóle z nimi była.
Alice znowu chwilę milczała
- Bo… To takie zabawne… Znaczy nie śmierć… Bo widzisz. Wychodzi na to chyba, że to mój ojciec… Chyba - powiedziała wyraźnie pogubionym i spiętym głosem.
- Chyba, że w FBI jest więcej Robertów Douglasów, ale to by było zabawne - dorzuciła i uśmiechnęła się, ale wcale nie wyglądała na szczerze rozbawioną.
Natalie roześmiała się. Ten dźwięk urwał się na moment, a kobieta poderwała się do pozycji stojącej, podniosła deskę klozetową i zwymiotowała, znowu kucając, z twarzą niemalże w muszli.
Immy z wrażenia aż wypadła butelka szamponu, którą akurat wzięła do ręki. Z łoskotem szampon uderzył o brodzik. Olander szybko pochwyciła butelkę, podnosząc ją i odstawiła na bok. Lewą ręką przytrzymałą psa, żeby się nie otrzepał z tej całej piany na wszystkich w łazience i spojrzała na Natalie, która źle to zniosła. Imogen wstała i zamknęła kabinę prysznica. Fluks natychmiast się strzepał i mało przypominał psa.

- Tak... - odezwała się Immy podchodząc do Natalie i przykucając przy niej. - To może sobie porozmawiacie o tym gdzieś na spokojnie... - zaproponowała, patrząc na rudowłosą. - Przyniesiesz wody? - poprosiła ją. - Butelka jest w mojej torbie sportowej - sama w tym czasie położyła dłoń na plecach Douglas, ale nie wiedziała jak mogłaby ją pocieszyć w tej sytuacji.

Alice aż otworzyła szerzej oczy, gdy Natalie puściła pawia, ale jakoś jej się nie dziwiła. Po intensywności tej doby, sama też miała ochotę zwymiotować. Kiwnęła głową i zaraz wyłoniła się z łazienki.
Wróciła chwilę później ze szklanką wody, czekając aż Natalie sama ją przyjmie, albo zrobi to Immy.
Olander przejęła szklankę od Harper i skinęła głową w podziękowaniu. Następnie spojrzała na Natalie ze współczuciem malującym się na jej twarzy. Immy odstawiła szklankę na zlew.
- Napij się. Ale w razie czego to mam wódkę. Tobie się przyda bardziej teraz niż mi - szepnęłą do niej i pocieszająco się uśmiechnęła. Olander wstała i podeszła do Alice.
- Chodź coś ci muszę powiedzieć - mruknęła do Harper cicho, kładąc przy tym rękę na jej ramieniu w geście, żeby zmieniły pomieszczenie.

Kobiety wyszły, zostawiając Douglas samą.

Natalie odsunęła się od toalety, kiedy jej towarzyszki opuściły łazienkę. Zastanawiała się, czy to dobrze, że zjadła te kurczaki i miała czym wymiotować. Może gdyby pozostała przy ssącym uczuciu głodu jej reakcja na nieprawdopodobne wyznanie Alice nie byłaby tak… spektakularna. Douglasównie znowu zrobiło się niedobrze, kiedy uświadomiła sobie, że IBPI mogło o tym wszystkim wiedzieć jeszcze przed nimi dwoma. Ta kartka, którą dostała…, którą musiała zniszczyć. Znowu odwróciła się w stronę muszli, ale tym razem udało się jej powstrzymać torsje.
- Pierdolony dom wariatów. - Oznajmiła w przestrzeń, po chwili orientując się, że jej jedynym słuchaczem był w tej chwili adoptowany pies Imogen.

Fluks zaszczekał, spoglądając na Natalie. Zaczął trząść się z zimna i skomleć. Próbował pyskiem otworzyć drzwi, ale nie udało mu się. Spojrzał wyczekująco na Natalie i znów szczeknął.
Douglas nie podjęła nawet próby podnoszenia się, tylko przesunęła na kolanach w stronę prysznica.
- Ok, stary, pomogę ci. Bo co mam robić? Siedzieć tu i zwariować? - Nie czekając na odpowiedź Fluksa, odsunęła drzwi, zdecydowanym ruchem zagradzając mu jednak drogę. - Nie ze mną te numery szanowny panie, ja wiem, że pies lubi uciec.
Zaczęła dokładnie spłukiwać psa, drapiąc go przy tym paznokciami po boku i za uszami. Woda po spłynięciu stopniowa z brudnoszarej przechodziła w miarę czystą, więc po dłuższej chwili kobieta szybkim ruchem zamknęła kabinę, czekając aż jej czworonożny kolega się otrzepie ze dwa razy.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 14-03-2017, 21:04   #85
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Mały pokój. Imogen i Alice

Alice popatrzyła na Imogen trochę zaniepokojona, bo przecież dostała wyrzutów sumienia, że aż Natalie się porzygała po tej informacji. To przecież nie jej wina, że była córką tego całego Roberta! Chciała się tylko dowiedzieć. Czy to źle? Może i miała zaburzone spojrzenie na empatię z powodu senności i zmęczenia. Teraz za to bała się jak nieprzygotowana uczennica, poproszona do tablicy.
Olander z zamyśloną miną poprowadziła je do pokoju z pojedynczym łóżkiem, a gdy weszły do środka to zamknęła drzwi. Usiadła na brzegu łóżka i wskazała Alice by do niej dołączyła. Gdy ta to zrobiła to Immy położyła dłoń na jej dłoni.
- Spokojnie - zaczęła ciepłym tonem głosu blondynka. - Musisz po prostu wiedzieć, że Nat przeżyła dzisiaj rodzinną tragedię. Znaczy... - skrzywiła się nieco. - Jeśli... Skoro jesteś - poprawiła się. - Z nią spokrewniona... To powinnaś wiedzieć, że dziś... Jej brat zmarł w wypadku samochodowym… Do Oddziału ściągnięto nas akurat kiedy się ledwo co o tym dowiedziała - wyjaśniła.
Alice trochę niepewnie, ale usiadła obok niej. Wysłuchała słów Immy z zatrwożoną miną, po czym westchnęła
- Ja o tym, że jestem z nią spokrewniona dowiedziałam się jakieś 15 minut temu… Nie chciałam jej zranić, po prostu chciałam zapytać o tego Roberta… Bo to samo nazwisko… Kurczę, czy ten dzień nie mógłby być jeszcze bardziej pokręcony? To jest jakiś… dziwny sen - śpiewaczka pokręciła głową, jakby to miało pomóc jej się ocknąć.
- Taa, boję się, że ten dzień może się zrobić jeszcze bardziej dziwny - westchnęłą Imogen. - Pogadajcie na spokojnie, jakby co mam wódkę, którą co prawda miałam zamiar zapić własne problemy, ale wam przyda się bardziej - uśmiechnęła się blado. - Zawołać ci tego twojego chłopaka? Bo jesteście parą, nie? - zmrużyła oczy niepewna co do swoich obserwacji.
Alice pokiwała głową. Generalnie to miała raczej awersję do alkoholu, ale tym razem gotowa była chyba zrobić wyjątek. A potem Imogen wspomniała o jakimś jej chłopaku… W pierwszej chwili Harper zmrużyła oczy, marszcząc lekko brwi, ale zaraz jakby chyba połączyła wątki
- Co? A… Nie… Masz na myśli, że Sharif? Znam go praktycznie tyle samo co ciebie, nie jesteśmy ze sobą. Po prostu zdarzyło nam się być w tej samej niestandardowej sytuacji dłuższą chwilę wspólnie. Raczej… Raczej wolałabym już porozmawiać z Natalie, albo położyć się, zasnąć i obudzić przedwczoraj. - Alice westchnęła ciężko.
Olander poklepała ją po dłoni, chcąc dodać otuchy.
- A to przepraszam, na twojego brata nie wygląda, a bardzo się o ciebie troszczył gdy straciłaś przytomność - uśmiechnęłą się mówiąc to. - To może... Wy dwie wyjdziecie sobie przed domek na ławkę co stoi na werandzie, ja skończę z Fluksem i wtedy zrobię wam po drinku? - zaproponowała Immy i wstała z łóżka. Wyciągnęła też rękę do Harper jakby chcąc pomóc jej wstać.
Alice znów kiwnęła głową, kompletnie mechanicznie, po czym wzięła jej dłoń i wstała przy pomocy blondynki
- To chyba nie jest najgorsza myśl. O ile Natalie będzie chciała - dodała zaraz Alice ze smutnym uśmiechem.
Immy objęła ją i przytuliła po przyjacielsku.
- Będzie dobrze - szepnęła pocieszająco. Razem wyszły z pokoju, przeszły obok Sharifa i wróciły do łazienki.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 14-03-2017, 21:19   #86
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Łazienka. Imogen, Natalie i Alice oraz Fluks

Blondynka spojrzała na Harper i w porozumiewawczym geście skinęła jej głową. Sama wróciła przed kabinę prysznicową.
- Powinnyście się przewietrzyć - powiedziała Olander do Natalie, przyglądając się jej badawczo. Zaraz jednak jej wzrok skierował się na psa. - Dzięki za opłukanie go - uśmiechnęła się. - Jak skończę to do was zajrzę - dodała i sięgnęła po butelkę z szamponem. Był najwyższy czas na drugą fazę mycia. Przyklęknęła więc i zajęła się znowu psem.
Alice trochę niespokojna wizją rozmowy z Natalie również weszła z Imogen do łazienki, zatrzymała się jednak przy drzwiach i czekała co Douglasówna powie. Wolała mieć czas na ucieczkę, jeśli postanowi rzucić w nią mydłem.
- Musimy tak? - Zrezygnowanym tonem odpowiedziała Natalie. Nie chodziło o to, że ma coś bardzo przeciwko, ale tego wszystkiego było.. tak dużo, tak bardzo dużo. Za dużo.
Spojrzała ze wstydem na Alice. Czego ona oczekiwała? Czy to była w ogóle prawda? Nie chciała zrobić jej krzywdy, bo rudowłosa póki co wydawała się sympatyczną osobą, ale dlaczego znowu musiała rozwiązywać nie tylko swoje problemy, ale problemy swoich pieprzonych rodziców? Myślała, że to już wreszcie będzie za nią.
Alice niestety była na tyle niespokojna, że już po tonie i minie Natalie, stwierdziła że to nie ma sensu i że to był raczej zły pomysł. Uśmiechnęła się do niej przepraszająco, a potem zerknęła na Imogen
- Nie… Nie musimy. Nie musimy - powiedziała i spuściła wzrok, wychodząc z łazienki. Alice nie wiedziała do kogo ma mieć pretensje, czy powinna mieć jakieś pretensje. Do swojej matki? Do swojego przybranego ojca, że wpędził ją do szpitala, czy może to że była w szpitalu było winą tego całego Roberta, który okazał się być jej prawdziwym ojcem? Aż ją w skroni zabolało, więc przytknęła dłoń do głowy z miną wskazującą na to, że zaraz się rozpłacze. Potrzebowała się przewietrzyć. Tak, zdecydowanie. Kierowała się więc w stronę wyjścia z chatki, pociągając już lekko noskiem.

Zdawałoby się, że Imogen pozostała sama z Fluksem, lecz Natalie potknęła się i przez to nie zamknęła za sobą drzwi. W rezultacie Olander wcale nie była odcięta od dramy panującej w salonie.

Żwir, piasek, zeschnięte odchody z tylnej części ciała - wszystko spływało wraz z wodą do ścieków. Pies wciąż był nieprzystrzyżony i nierozczesany, ale już teraz wyglądał o niebo lepiej. Niestety Imogen dostrzegła trzy rzeczy w trakcie mycia Fluksa.
Po pierwsze - pies był przeraźliwie wychudzony i zapewne głodował już od dłuższego czasu.
Po drugie - oblepiały go pchły.
Po trzecie - wokół karku tkwiła okropnie ciasna obroża, która wrzynała się w ciało czworonoga. Wcześniej skołtuniona sierść całkowicie ją przysłaniała. Teraz jednak była widoczna wraz z urwanym pierwszym ogniwem łańcucha… oraz blaszką, na którą zazwyczaj wpisuje się imię i nazwisko właściciela, w przypadku zagubienia czworonoga.
- Jak dobrze, że szampon jest przeciwpchelny - powiedziała Immy do Fluksa, zadowolona ze swojej przezorności, gdy spłukiwała go drugi raz. Cała masa pcheł, tych małych czarnych kropeczek, spływała do odpływu brodzika wraz z sierścią. Kilkukrotnie, Immy wybierała kłaki i inne syfki z brodzika i wyrzucała je do toalety. Olander nałożyła kolejną porcję szamponu na psa, by dokonać anihilacji wszystkich pcheł rezydujących na skórze psa. Dopiero wtedy zajęła się obrożą.

Imogen skrzywiła się widząc, że ma ona blaszkę z adresem. Miała nadzieję, że Fluks jest zwykłym włóczęgą, lecz to oznaczało że zwierzak był zwyczajnie zaniedbany przez właściciela. Już oczami wyobraźni widziała, że gdyby nie urwał się z łańcucha to zdechłby z głodu.
- Biedaku - skomentowała to wszystko ze smutkiem. Zdjęła obrożę i wrzuciła ją do zlewu przelotnie tylko spoglądając na przywieszkę. Znajdował się na niej tylko numer telefonu. Zapewne telefonu.
- No cóż, przynajmniej odpada mi szukanie twoich właścicieli - powiedziała do psa i ziewnęła. - Właśnie... Koniec pracy na dziś - mruknęła pod nosem i w tym momencie wyłączyła nagrywanie w Skorpionie.
Pochyliła się nad psem i zaczęła oglądać go dokładnie. Pchły wydawały się umierać w agonii. To było dobrą wiadomością. A Fluks zdawał się być zadowolony z uwagi jaką mu się poświęcało i z położonymi uszami merdał ogonkiem, starając się skraść buziaka albo chociaż polizać Imogen po ręce.
- To będzie ostatnia runda - oznajmiła psu, mając na myśli szorowanie szamponem. - Rozczeszę cię już na zewnątrz, jak będziesz sechł na słońcu - po tych słowach Immy sięgnęła po prysznic i zaczęła opłukiwać psa. Powoli i dokładnie obmyła pianę z sierści Fluksa.
- No i fajnie - skomentowała na koniec Olander, gdy ręką zaczęła ściągać wodę z sierści i wyciskać z niej każdą psią łapkę i ogonek. W końcu puściła psa i zamknęła kabinę by ten się wytrzepał. W międzyczasie sięgnęła po ręcznik i wtedy otworzyła prysznic, wypuszczając psa na podłogę. Od razu rzuciła na niego rozłożony ręcznik i zaczęła delikatnie wycierać.

Fluks wyglądał znacznie lepiej. Czysta, błyszcząca sierść dodała mu dużo uroku. W łazience roztaczał się słodki zapach zielonego jabłuszka. Kiedy jednak Imogen dotknęła okolicy szyi, gdzie wcześniej była obroża, pies zjeżył się i próbował wyrwać. Nawet zawarczał. Wszystko wskazywało na to, że bolał go ślad na szyi.
- Spokojnie - powiedziała Immy do psa, gdy ten zawarczał. Nie dziwiła mu się nawet odrobiny. - Ale muszę ci założyć nową obrożę, tu na kempingu nie pozwalają, żeby psy biegały luzem - mówiąc to Imogen wyprostowała się. - Teraz na dwór i jedzonko - stwierdziła patrząc na psa z góry. Spojrzała do torby z zakupami z zoologicznego i wyciągnęła z niej obrożę. Ta bardzo różniła się od poprzedniej. Była szeroka, wykonana z miękkiej skóry i zapinana na zatrzask. Olander oderwała od niej metkę i pochyliła się nad psem. Delikatnie założyła ją psu na szyję.
- No to chyba już jesteś mój - uśmiechnęła się, miziając go po szyi. - W Portland ci się nie spodoba, ale i tak będę pisać o przeniesienie. Może Ravenna albo Tokio? Solvi będzie ciebie uwielbiać - Immy nieco posmutniała wspominając o córce. Spojrzała na telefon i znów na psa.
- Chodź, czas cię nakarmić - powiedziała i sięgnęła po swoje spodnie. Ubrała je, a telefon schowała do tylnej kieszeni. Starą obroże już chciała wyrzucić gdy stwierdziła, że zachowa numer. Sięgnęła po telefon, odblokowała go i zrobiła zdjęcie blaszki. Dopiero po tym wyrzuciła starą obrożę do śmietnika, a telefon schowała na powrót do kieszeni. Z torby zakupowej wyciągnęła smycz automatyczną i cmoknęła na psa. Zaraz po tym wyszła z łazienki do pokoju wspólnego.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-03-2017, 21:23   #87
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Salon. Wszyscy.

Natalie westchnęła rozdzierająco, słysząc, że Alice, która gwałtownie się odwróciła, prawie jakby dostała w policzek, zaczyna płakać.
- Nie, nie o to mi chodziło - wybiegła za rudowłosą, prawie potykając się o próg. - Zrozum, że zafundowałaś mi terapię szokową, ja nie umiałabym tak do kogoś podejść i od razu powiedzieć. - Douglas, a na pewno STARSZA Douglas, próbowała się wytłumaczyć. - Nie mówię, że to źle - uniosła ręce, jakby w obronnym geście. - Poza tym… bez urazy, ale jesteś pewna tej… wiadomości? - Nat wciąż ciężko przechodziło to przez gardło.

Nagła wypowiedź kobiety skutecznie odciągnęła uwagę Sharifa od okna. Irakijczyk skoncentrował wzrok na obu kobietach, które zdawały się toczyć kłótnię z powodu jakiegoś wyznania Harper.
Lotte przyglądała się przez chwilę zamieszaniu, które zaczynały tworzyć Alice i Natalie. Z jednej strony chciała je uciszyć, a z drugiej nie miała na to ani siły, ani ochoty na przepychanki słowne. Westchnęła tylko i przyglądała się jak to dalej potoczy się. Poprawiła się na miejscu które zajmowała i wodziła wzrokiem po zebranych.

Alice zerknęła na Natalie z miną kopniętego szczeniaka
- Wiem, nie powinnam była tak wypalić, ale dla mnie to też szok. Po prostu chciałam zapytać, czy znasz go… Nie miałam pojęcia, że to się tak potoczy i rzuciłam bez zastanowienia… - zapytana, czy jest w stu procentach pewna, skrzywiła się lekko
- Przypuszczam, że to może być naprawdę prawda - odpowiedziała trochę tajemniczo. Nie chciała obrzucić Natalie swoimi problemami życiowymi, jeśli rzeczywiście okazało się, że są przyrodnimi siostrami, a wczoraj umarł jej… im… brat.

Sharif zmarszczył czoło, przyglądając się kobietom, skonsternowany. Podrapał się po głowie i nieśmiało podszedł do stołu.
- Em… kanapeczkę? - zagaił uprzejmie, niepewnym głosem, jakby właśnie wkładał dłoń między młot a kowadło.
Natalie rzuciła roztargnione spojrzenie na Sharfia. Jego pytanie zabrzmiało wprost absurdalnie. Ale to jej ostatnio znakomicie wychodziło.
- Ze szczypiorkiem?
- Yhym - przytaknął z zaciśniętym gardłem. - I twarożkiem - skinął zachęcająco na nakryty stół.
Alice spojrzała najpierw na Sharifa, potem na Natalie, a potem znów na Sharifa. Zaczęła się nagle rozglądać, jakby spodziewała się zobaczyć kapelusznika, Mniamałygę, albo Marcowego Zająca. Tych jednak było brak. W sumie to też miała ochotę coś zjeść i kanapki zdawały się w porządku pomysłem, zwłaszcza jeśli planowała potem pić
- Też bym zjadła… - dorzuciła szczyptę od siebie do tego absurdu.
‘Danie dnia: Kotlet z dramatu i zupa z absurdu!‘ -Jej umysł wykreował nonsens pod wpływem tego całego szaleństwa.
- No to szybko, bo herbata stygnie - odparł beztrosko Khalid i rzucił się do stołu, odsuwając kobietom krzesła.
- Pora cię zacząć uczyć, jak załatwia się problemy u Douglasów - wypaliła nagle Natalie, siadając na jednym z odsuniętych krzeseł. - Siedząc, bo to zmniejsza kłótliwość. I najlepiej pijąc. Jedzenie to też dobra opcja.
Alice spojrzała na Natalie i parę odcieni życia powróciło na jej oblicze, po usłyszeniu takich słów
- Dziękuję - powiedziała do Sharifa za odsunięcie krzesła i popatrzyła po herbacie i kanapkach
- Miło, że zrobiłeś je dla wszystkich… - pochwaliła go jeszcze i nawet spróbowała się uśmiechnąć. Przysunęła do siebie jeden z kubków, po czym wzięła kanapkę i wpatrzyła się wreszcie ponownie w Natalie jak w swoje guru.
- Bo widzicie - mówiąc do Sharifa i teoretycznie również do siedzącej w pokoju Lotte - okazało się, że Alice i ja, jesteśmy siostrami. - Dodała konwersacyjnym tonem, jakby opowiadała o pogodzie za oknem, a nie zrzucała bombę nowych informacji. - Co mnie w sumie nie dziwi. Znaczy, droga Alice, nie jesteś pierwszą z ee… nieprawego łoża, że tak to ujmę. Mamy brata z mojego rocznika, mamą jest jakaś była partnerka z pracy naszego drogiego ojczulka.
Irakijczyk zastygł w bezruchu i spojrzał po kobietach, robiąc jeszcze bardziej niezrozumiałą minę, niż wcześniej.
- O… a to… niespodziewane - odpowiedział i otrząsnął się z bezruchu, podchodząc do lady po swoją herbatę. Wyjął z niej ekspresówkę, wrzucając ją do kosza i ostrożnie umoczył usta w cieczy.
- To znaczy, że byłyście rozdzielone w dzieciństwie? - zagaił, próbując połapać się w sytuacji.
Alice uniosła brwi na słowa Natalie i skrzywiła się, gryząc kanapkę
- To w takim razie chyba dla niego było typowe… Bo jak się dziś dowiedziałam, moja mama też była kiedyś jego partnerką w pracy - zauważyła ze smutkiem i zerknęła na Sharifa
- Okazało się, że mamy wspólnego ojca Sharifie - wyjaśniła niejako mężczyźnie, bo wyglądał na pogubionego.
- Nie wiem, jak duża jest twoja rodzina od strony twojej matki, ale od naszej strony mamy obecnie czterech braci, jedną bratową, jedną eksbratową, bratanicę i bratanka. No i na pewno doprowadzę do tego, żeby matka rozwiodła się z tym… tym… - Natalie z furią wgryzła się w kanapkę.
Alice posmutniała
- Mama… umarła niedawno, poza nią miałam tylko dziadków - powiedziała szybko, ale słowo ‘umarła’ miało jakieś bardzo nieprzyjemne dno.
- Przykro mi - Natalie oznajmiła krótko, wiedząc, że słowa nie przyniosą pokrzepienia, ale to było jedyne co mogła zaoferować, co ktokolwiek mógł jej zaoferować. - To… dlaczego dziś się dowiedziałaś?
Śpiewaczka popatrzyła na swój kubek z herbatą
- Zostawiła mi list, w którym wyjaśniła mi kim była i że człowiek, o którym myślałam, że jest moim ojcem, nie był nim. Że tak naprawdę jestem córką jej największej miłości i… No i tak to wygląda. Ktoś był mi w stanie przeczytać ten list, stąd się dowiedziałam - wyjaśniła bardzo ogólnikowo. Jakoś nie widziało jej się tłumaczyć, że najwyraźniej z powodu uczucia do tego Roberta, jej mama wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, bo to straciłoby na wiarygodności. Alice była jednak przekonana, że to może być prawda, znała swoją matkę i tym razem brzmiała logicznie w tym liście. Wróciła do zajadania kanapki.

Drzwi do łazienki uchyliły się i do pokoju weszła Imogen. Tym razem była już w pełni ubrana, a za nią podążał mokry kundelek. Wyglądał on teraz o niebo lepiej niż gdy został siłą zaniesiony do mycia i roztaczał wokół siebie woń zielonego jabłuszka, a na szyi miał szarą, szeroką obrożę.
Olander trzymając w jednej ręce psią smycz, minęła stół, z którego zgarnęła jedną kanapkę, mrugając do Sharifa, po czym skierowała swoje kroki do zielonego fotela, przy którym leżały jej torba i plecak. Immy wzięła do ust kanapkę i mając wolne ręce, zaczęła przeszukiwać swoją torbę. Wyciągnęła z niej psią karmę, a następnie podeszła do blatu aneksu kuchennego, zjadła szybko kanapkę i wyciągnęła pierwszą lepszą miseczkę. Znalazła dwa głębokie talerze. Do jednego można było nalać wody, a do drugiego nasypać karmy. Fluks podążał za Imogen. Zdawał się bardzo szczęśliwy. Rzucił się na dywan plecami i zaczął się w nim tarzać. Tak bardzo przyzwyczaił się do brudu, że teraz to czystość go swędziała. I dwa razy zamachnął się łapą, próbując ściągnąć obrożę, jednak nie udało mu się to. Mimo że Olander wybrała bardzo wygodny model, rana musiała dalej piec biednego czworonoga. Być może dobrze byłoby posmarować ją kremem?
Szwedka wzięła do ręki oba talerze. Do jednego nalała wody i postawiła na podłodze, a drugi talerz wzięłą do ręki. Fluks, który opił się wystarczająco dużo wody podczas kąpieli, nawet nie zainteresował się tą nową miską.
Immy zamierzała psa skarmić na zewnątrz, podając mu małe porcje. W tym czasie starała się zachowywać jak najbardziej cicho, żeby nie przeszkadzać siostrom i Sharifowi. Już miała wyjść, gdy przypomniała sobie o alkoholu.
Wróciła do swojego bagażu i wyciągnęła z niego zakupione w spożywczym Finlandię, cytrynę i pepsi. Wróciła do blatu kuchennego i wyciągnęła dwie szklanki, po czym rozkroiła cytrynę, którą zaraz wdusiła do szkła. Wlała wódkę do 1/3 wysokości szklanek, bo według jej uznania to dla kogoś po przejściach było wystarczającą ilością by się wstawić, a resztę dopełniła dolewając pepsi. Przy okazji, dla siebie, po prostu dolała wódki do butelki pepsi. Było to wygodne i bardzo praktyczne rozwiązanie dla niej. To co zostało wrzuciła do lodówki.

Gotowe drinki, z których schłodzona uprzednio była tylko butelka Finlandii, Imogen wzięła do rąk i zaniosła do stołu. Postawiła jedną szklankę przed Natalie, drugą przed Alice i bez słowa odeszła od nich.

Olander wróciła do blatu kuchennego, z którego wzięła pod pachę zakręconą butelkę pepsi, wzbogaconą o procenty Finlandii, do tego w dłoń pusty głęboki talerz oraz psią karmę. Po drodze do wyjścia zapięła jeszcze smycz Fluksowi na obroży, a z własnej torby, leżącej na zielonym fotelu, wygrzebała grzebień i nawilżający krem Nivea. Tak wyszykowana udała się do drzwi. Otworzyła je i wyszła na zewnątrz.


Natalie odprowadziła wzrokiem Immy i Fluksa, mrucząc “dziękuję”, po czym znów skupiła wzrok na Alice. To wszystko brzmiało tak… nieprawdopodobnie. Jak pieprzony dom wariatów. Ale w zasadzie skoro ich planetę jednak strzegli kosmici, rodem z filmów s-f, to dlaczego miałaby wątpić, że niczym królik z kapelusza wyskoczyła jej nagle siostra. Ojciec widocznie nie był tak wierny, jak się zarzekał. Jeden wyskok zamienił się nie w wyskok, a drugi romans! Poza tym słowa, że ojciec to “miłość życia” matki Alice… To było mocne, za mocne.
- No to siup - wzięła pierwszy łyk drinka, a wraz z alkoholowym ciepłem, zalała ją wdzięczność do Imogen. - Nasza rodzina ostatnio ma pewien problem, a twoje pojawienie się, twoje odkrycie tylko go pogłębia - oznajmiła nieco enigmatycznie. - No i jak rozumiem miałaś kogoś, kto był jednak twoim ojcem? Znaczy, uważałaś, że tak jest, tak? - Teraz Nat chciała dowiedzieć się jak najwięcej o przeszłości. Ta misja była pełna rewelacji.
Alice również podziękowała Imogen za drinka. Przysunęła go bliżej siebie. Zaczęła stukać bezdźwięcznie palcami w boki szklanki. Przechyliła lekko głowę na słowa Natalie
- Jaki problem? - zapytała wprost. A co do tematu ojca, kiwnęła głową
- Tak, miałam jak byłam kilkuletnim dzieckiem… Z listu wynikało, że mama znalazła go sobie, bym miała oboje rodziców, ale facet nie poradził sobie z informacją, że nie jestem jego dzieckiem… Pił i był zły… - to zabrzmiało dokładnie jak słowa małej dziewczynki, która widziała jak ojciec uderzył jej matkę I to nie raz.
- Od lat go nie widziałam. A odkąd wyniosłam się do Portland i z matką widywałam się niezwykle rzadko. - wyjaśniła, choć to nie był jedyny powód czemu rzadko ją odwiedzała.
- Problem jest taki, że nasz ojciec miał już jeden skok w bok przed tobą. Ale jemu powiedziała tamta… matka Petera. A znowu moja mama wiedziała o tym, tylko nam nikt nie raczył powiedzieć. Ciężko mi sobie z tym poradzić, tym bardziej, że… to z powodu tych tajemnic Connor miał wypadek, w którym zginął. A ja… a ja nie mogę sobie pozwolić na razie na żałobę. I jeszcze pojawia się niespodziewanie siostra… - zrobiła ruch podróbka wskazując właśnie na Alice. - Będę musiała chyba zrobić badania genetyczne mojemu facetowi, żeby być pewną teraz braku pokrewieństwa. - Upiła duży łyk drinka. - A dziadkowie? Żyją? Bo jak rozumiem ojczym wypadł z obrazka na zawsze?
- Przepraszam was, że przerwę, rozmawiacie o czymś naprawdę fascynującym, ale ja już mam dosyć. – Odezwała się naglę ledwo zauważalna Lotte, która dalej siedziała na skraju narożnika, ze wzrokiem wbitym w bliżej nieokreślonym punkcie. – Widzę Sharif, że nie kładziesz się spać, a ja chętnie zajmę to pojedyncze łóżko. Zanim nas tu wysłali nie miałam szczęścia wyspać się ostatniej nocy.

- Oczywiście - odparł zaraz Sharif, który dotychczas przysłuchiwał się wymianie zdań. Ze wszystkich sił próbował zrozumieć powiązania, o których mówiły kobiety, ale wreszcie się poddał. Nie znał nikogo, o kim mówiły, a taki nadmiar imion i relacji tylko go przytłoczył. Tak właściwie to powoli zaczynał się zastanawiać, czy problemy w rodzinie Douglas nie przerastają sytuacji, która działa się w Helsinkach. I jeśli ktoś by go teraz spytał, to wolał zajmować się tym drugim.
- Wybierz łóżko, które ci pasuje. Ja sobie jakoś poradzę - dodał, przyglądając się Lotte. Zaraz jednak przeniósł spojrzenie na Alice i Natalie.
- Macie ochotę na więcej kanapek? Potrzebujecie jeszcze czegoś? - zapytał uprzejmie, najwidoczniej gotowy, by im usługiwać. Czy to z sympatii czy też z niewiedzy, jak zachowywać się przy kobietach z problemami rodzinnymi.
Natalie kompletnie zignorowała Lotte, nie zamierzała na razie przejmować się jej osobą po jakże uroczej scenie w łazience.
- Dzięki Sharif, bardzo to miłe. Potrzebowałabym móc zakopać się w jakimś ciemnym miejscu i nie wychodzić przez miesiąc. Ale takiej możliwości nie mamy - parsknęła lekkim śmiechem. - Za to robisz pyszne kanapki. I przepraszamy z Alice za nasze rodzinne problemy wyciągane, ale no… czymś trzeba się zająć.
Lotte nie bacząc na nic i na nikogo, wzięła swoją torbę i udała się do pokoiku, uważając go teraz za Święty Graal, który da jej ukojenie.
- Hmm - Irakijczyk podrapał się po głowie. - Możesz zamknąć się w pokoju. Zobaczę, czy uda mi się czymś zasłonić szczelnie okno. - Powaga z jaką rzucił tą propozycją świadczyła, że mężczyzna faktycznie rozważał jej wykonanie. Ale Lotte nie usłyszała jego słów, gdyż znalazła się już w swojej oazie.

Alice pokiwała głową, wracając do poprzedniego tematu.
- Żyją, żyją. Z nimi widywałam się najczęściej… - oznajmiła, po czym zastanowiła się. Oby w tym czasie chociaż żadnemu z nich włos z głowy nie spadł. Ciekawe, czy już wiedzieli o mamie, pewnie tak w końcu to ich córka. Pewnie wydzwaniać będą na jej telefon.
Ta myśl jej o czymś przypomniała, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, odezwała się Lotte. Nieco to było niegrzeczne z jej strony tak nieuprzejmie informować je, że nie chce jej się już słuchać. Na szczęście nie padło więcej komentarzy i ta poszła spać. Alice zerknęła na Sharifa
- Kanapki są świetne, jeśli chcesz, mogę ci pomóc przy zrobieniu jeszcze paru, może Imogen się skusi jak wróci ze spaceru. - zaproponowała. Rudowłosa znów zerknęła na Natalie
- A Thomasa też znasz? Znaczy się, czy to też jakiś członek rodziny? - zapytała popijając ze szklanki z drinkiem, bo oto mogło się zaraz okazać coś niefortunnego.
- Brat. A co, jego skądś też znasz? - Natalie zanotowała, że na razie wypytywanie o zmarłą mamę byłoby mocno nie na miejscu, ale wiedziała, że na pewno będzie chciała wrócić do tego tematu. - Poza tym… wiem, że to zabrzmi, jak z głupiego serialu, ale chciałabym cię lepiej poznać. To wszystko mnie mocno przytłacza, ale… pilnujmy się podczas tej misji. Co nie oznacza Sharif, że przestanę pilnować ciebie - uśmiechnęła się słabo do mężczyzny. - W końcu musimy wszyscy o siebie dbać i dziękuję za propozycję wybudowania dla mnie ciemnej dziury, ale na razie nie mogę z niej skorzystać.
Alice uśmiechnęła się gorzko
- Thomas zaprosił mnie na kolację po koncercie, wieczór przed dniem, gdy wszyscy znaleźliśmy się w domu gdzie była ruska mafia. Włoska mafia przerwała nam tę kolację… - dodała jeszcze bardziej przygaszonym tonem. Zaraz jednak popatrzyła na Natalie oczami pełnymi uprzejmości
- Też z ogromną radością lepiej cię poznam. Na pewno mamy sobie dużo do opowiadania. - zauważyła zaraz rudowłosa, troszeczkę bardziej optymistycznie.
- O kurwa. Mam nadzieję, że tylko jedliście kolację - wyrzuciła z siebie, lekko blednąc. - Teraz trzeba będzie robić badania genetyczne, a nie jakieś STD, jak się będzie z kimś szło do łóżka. - Sharif jesteś pewien, że wiesz kto był Twoim ojcem?
Na wspomnienie rodzica, Sharifowi drgnęła okaleczona ręka. Spojrzał na Natalie i uśmiechnął się do niej słabo.
- Prostym farmerem z Iraku - odparł, starając się brzmieć jak najuprzejmiej. - Przygotuję ich więcej, jak wróci. Wy jeszcze czegoś potrzebujecie? - zwrócił się tym razem do Alice.
Alice zarumieniła się szkarłatnie
- Oczywiście, że tylko jedliśmy. I rozmawialiśmy. - odpowiedziała, jakby jej zarzucono, że ukradła batonika ze sklepu. Posłuchała o testach genetycznych i zamrugała lekko. Nigdy o czymś takim nie myślała, że od tak po prostu nagle będzie mieć wielką rodzinę. Bezwiednie zawiesiła wzrok na Sharifie
- Ja już dziękuję, jeszcze raz bardzo dziękuję za kanapki, były świetne. No i herbata. - powiedziała do niego śpiewaczka i uśmiechnęła się. Po czym znów zaczęła obracać w dłoniach szklaneczkę z upitym drinkiem od Imogen. Westchnęła, najwyraźniej dumając nad czymś.
- Ja również dziękuję. - Odpowiedziała Natalie. - Teraz sugeruje jednak udać się spać. Możemy kontynuować jutro, prawda? - Zagadała siostrę, podnosząc się. - Nie wiem, czy uda mi się zasnąć, choć z drugiej strony to może być padnięcie, nad którym nie będę miała kontroli. - Po czym poszła do siatki z zakupami. - Zaklepuję mycie po Lotte! - Oznajmiła - I wbijam się z którąś z koleżanek do podwójnego łóżka.
I postanowiła zrobić, jak oznajmiła - prysznic i spanie. A potem zajmie się telefonami i zastanawianiem się nad tym, co dalej.

Douglas zaklepała miejsce w kolejce do łazienki po Lotte, jednak kobieta już nie wychodziła ze swojej enklawy, więc Natalie poszła wprost do wspomnianego pomieszczenia. Zgodnie z zapowiedzią wzięła prysznic. Następnie udała się do osobnego pokoju i zasnęła w nim.

Jej słowa o niekontrolowanym padnięciu okazały się ironicznie prorocze, tyle że to nie ona miała niespodziewanie osunąć się w objęcia Morfeusza. Alice po wypiciu całego drinka przygotowanego przez Imogen na chwilę zamknęła oczy - na chwilę w zamierzeniu. Natomiast Sharif w trakcie konwersacji opierał się coraz bardziej na stole - wpierw łokciem, potem obydwoma kończynami, następnie tułowiem i na sam koniec… głową. Obydwoje zasnęli.
 
Ombrose jest offline  
Stary 14-03-2017, 21:44   #88
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Mały pokój: Lotte.

Lotte wyszła z salonu i skierowała się zgodnie z zapowiedzią do małego pokoju, po którym rozejrzała się, zamykając za sobą drzwi. Stało tutaj pojedyncze łóżko, a obok niego stolik ze szklanym flakonikiem, w którego zetknięto sztuczny kwiat. Mimo że nie był naturalny, do złudzenia przypominał prawdziwy. W drugim rogu pomieszczenia stała estetyczna lampa. Stykała się z podłogą trzema, drewnianymi nogami, a żarówkę osłaniał okrągły, czarny abażur. Ostatnim meblem w pokoju była duża, drewniana szafa na zawiasach. Visser podeszła do dużego okna. Gdy stanęła na palcach, dostrzegła błękitną toń jeziora. Jasnymi odblaskami przebłyskiwała pomiędzy drzewami… jednak przeszkadzała w spaniu, toteż Lotte zasunęła brązowe zasłony. Podeszła do szafy i otworzyła ją. Mebel przedzielony był na dwie części. Większa u dołu z wieszakami i półka u góry. Postanowiła włożyć na nią swoją torbę, lecz próby spełzły na niczym. Bagaż nie mieścił się. Postawiła go jednak na dole… i zauważyła, że przypadkiem odkryła sekretną skrytkę! Deseczka wcześniej ustawiona prostopadle do półki, a vis a vis Lotte opadła. Stanowiła fałszywą imitację elementu szafy graniczącego powierzchnią ze ścianą. Kryła się za nią szkatułka.



Visser ze zdumienia, albo zmęczenia przetarła oczy. Położyła torbę z boku i przykucnęła przy skrytce. Wzięła ozdobioną kolorowo szkatułeczkę do ręki i przez chwilę wpadła w zastanowienie, nad tym skąd czemu ktoś ją tu zostawił. Porzuciła jednak drążenie tego tematu, ponieważ ciekawość wzięła górę, ale co do zawartości puzderka. Usiadła na skraju łóżka i ostrożnie otworzyła pudełko, które było lżejsze, niż się spodziewała. Ozdobione decoupagem wieczko bez problemu uchyliło się, eksponując zawartość. Znalazła wewnątrz kilka kopert z listami. Jedna na drugiej, ułożone naprzemiennie różowe, wyperfumowane oraz zwykłe, białe. Na samym wierzchu leżał srebrny medalik w kształcie serca. Zdawało się, że jest rozkładany.

Mimo że ciekawość Lotte była silna, to nie mogła wygrać ze zmęczeniem, które ją ogarniało. Wsadziła szkatułkę do swojej torby, jednocześnie wyciągając z niej kosmetyczkę, w której miała zatyczki do uszu. Przebrała się w wygodny t-shirt i krótkie spodenki, które już miała na wierzchu, po czym schowała wszystko do reszty bagażu i odłożyła do szafy. W ręku trzymała Motorolę, którą kupili dla nich wszystkich Sharif i Imogen, co uznała za świetny pomysł. Nastawiła budzik, odliczając na palcach sześć godzin i upewniając się, że dźwięk jest na maksymalnej głośności. Położyła się wygodnie w łóżku i odłożyła telefon na stoliczek znajdujący się obok. Włożyła miękkie zatyczki do uszu. Miała lekki sen, a same zatyczki głównie wyciszały szumy, tłumiły rozmowy, ale nie odcinały jej w pełni od reszty świata. Często ich używała, aby móc szybciej zasnąć, ale nie nigdy nie miała problemu z usłyszeniem budzika. Przykryła się od talii w dół, górę pozostawiwszy odkrytą i ułożyła głowę na poduszkę. Była szczęśliwa, że może wreszcie pójść spać i nie dużo czasu minęło, gdy ten sen otulił ją w pełni. Niestety, a może na szczęście - mary nie nawiedziły ją. Leżała niczym kłoda w objęciach Morfeusza, chłonąc charakterystyczny zapach dużej ilości drewna w otoczeniu. Zatyczki skutecznie chroniły ją od niechcianych odgłosów - zarówno tych wewnątrz, jak i na zewnątrz. Był środek dnia, więc można było spodziewać się hałasu i zgiełku na campingu, jednakże nie obudził on Visser.

Kolejne minuty i godziny mijały. Lotte ocknęła się jedynie na chwilę przed dzwonkiem, toteż w pierwszej kolejności wyłączyła go. Zdjęła zatyczki i przekonała się, że jest niezwykle spokojnie. Podeszła do drzwi i uchyliła je lekko, zaglądając do salonu - wszystko wskazywało na to, że pozostali wciąż spali. Visser mogła skorzystać z okazji i udać się do wolnej łazienki, lub też w pierwszej kolejności zająć się sprawą tajemniczej szkatułki, tyle że wtedy ktoś mógłby w międzyczasie zająć ubikację przed nią, a ostatnim razem zaowocowało to w niefortunnym spięciu. Podjęła decyzję nie tracąc nadto czasu. Szybko wyjęła kosmetyczkę, coś na przebranie i pobiegła na paluszkach do łazienki. Skorzystała z prysznica, przebrała się w krótkie, czarne spodenki i szary bezrękawnik. Zrobiła make-up, poprawiła włosy i była gotowa do działania. Sen bardzo jej pomógł, była wypoczęta i zrelaksowana. Wiedziała, że za jakieś trzydzieści minut dopadnie ją głód, ale mimo że zaszła do kuchni gdzie nalała sobie szklankę wody, którą od razu wypiła, to nie zdecydowała się jeszcze na posiłek.
Wróciła do pokoiku i wyciągnęła szkatułkę, chowając inne, niepotrzebne jej teraz rzeczy. Bez obaw otworzyła pudełko. Listów było kilka, a nawet kilkanaście, przy czym ostatni wciąż był zamknięty co sugerowało, że prędzej czy później odbiorca może się o niego upomnieć. Choć zapewne dopiero wtedy, gdy obecni lokatorzy domku wyprowadzą się, bo przecież tylko tak postąpiłaby zdrowa na umyśle osoba. Czyż nie?
Kobieta zabrała się za listy, gdzie każda wiadomość zawierała miłosne wyznania. Te w różowej kopercie napisała kobieta, a w białej - mężczyzna. Visser czytała akapity rozterek, wahań i niepewności. Zupełnie, jakby miała przed sobą romantyczną historię Romea i Julii - chcą być razem, lecz nie mogą. W listach zawarte były informacje na temat dat kolejnych schadzek. Wszystko wskazywało na to, że para spotykała się w domku, współżyli, po czym rozchodzili się. Obydwoje co jakiś czas podrzucali sobie listy, które następnie kobieta kolekcjonowała i chowała w skrytce w jej mniemaniu idealnej - wewnątrz szafy.
Lecz po co to wszystko w dobie Internetu i komórek, gdzie wiadomość można było wysłać i odebrać w przeciągu sekundy? Kobieta pisała o tym, że ma niezwykle podejrzliwego męża, który wręcz paranoicznie kontroluje jej telefon i komputer. Prawda, czy nie - według kochanków ten system zdawał się najlepszy, skoro go praktykowali.
Oprócz tego znajdowały się bilety po seansach kinowych, operowych, kilka zasuszonych kwiatków. Dowody na wspólną historię i mile spędzone chwile. Ostatnia, najnowsza koperta była zaklejona. Czy Lotte powinna ją otwierać? W ten sposób może wydać się, że ktoś ją przeczytał. Lecz z drugiej strony… co mogło się w niej znajdować? Ciekawość podsycał fakt, że po otwarciu medalika okazało się, że wewnątrz nie ma zdjęć. Zostały usunięte. Jedynie drobny fragment sztywnego, połyskliwego papieru sugerował, że wcześniej znajdowało się tutaj coś więcej prócz pustki.
Visser przyglądała się przez chwilę zamkniętej kopercie. Można by rzec, że we współczesnym, elektronicznym świecie, taka osoba jak ona, w jej wieku była coraz rzadziej spotykana. Lotte kochała zamierzchłe historie, doceniała urok listów, uważała odrzucenie szybkości i wygody, na rzecz narastających emocji za coś wartego poświęcenia. Wyczekiwanie kolejnej wiadomości, oczekiwanie na te kilkanaście zdań jest bardziej podniecające niż otrzymanie całej treści od razu. Przynajmniej jeśli chodzi o flirt czy miłość, ale nie co do innych, codziennych spraw.
Kobieta nie była w stanie oprzeć się ciekawości, otworzyła więc delikatnie kopertę, nie chcą nadto ją uszkodzić i jej zawartości. Zastanawiała się czy znajdzie tam odpowiedź czemu nie było zdjęć w medaliku. Ujęła więc w dłoń perfumowaną kartkę i odłożyła różową kopertę na bok. Zaczęła czytać.

Cytat:
Drogi I. !

Ręce mi się trzęsą, tak bardzo mi przykro. Jednak muszę napisać te słowa i pierwszy raz od naprawdę długiego czasu postąpić właściwie. Serce mi pęka i kolejną noc nie zmrużyłam oczu. Czy właśnie tak smakuje podejmowanie dobrych decyzji? Czy właśnie takie doznania powinny towarzyszyć oczyszczaniu sumienia? Tak bardzo mi przykro...

Lecz musimy się rozstać.

Czuję, że równie dobrze mogłabym umrzeć. Być może serce naprawdę mi stanie. Ale żeby nie przeciągać bólu, przejdę do sedna.
Albert twierdzi, że nie może już znieść tych rozstań podczas delegacji do Sztokholmu i wraca do Oittaa na stałe. Nie będę w stanie kryć przed nim mojej miłości do Ciebie, dlatego musimy przestać się spotykać. Muszę o nas zapomnieć. Znasz swojego kuzyna - jeżeli wpadnie w szał, to pozabija nas wszystkich. Poza tym naprawdę nie chciałabym go ranić, nie zasługuje na to.

Proszę, nie rób nic głupiego.
Zostawiam Ci medalik, który mi dałeś.
Spaliłam nasze wspólne zdjęcia w kominku.
Zagasiłam ogień łzami.

Zawsze będę Cię kochała,
E.

PS. Proszę, nie odpisuj na ten list. Po przeczytaniu go weź pudełko i spal je wraz z zawartością. Tak, aby Albert nigdy nie odnalazł dowodów naszej miłości.
Lotte westchnęła przeczytawszy ostatnie zdanie. Zastanawiała się czy ta kobieta jest niezdecydowaną idiotką, wyrachowaną manipulantką czy po prostu nie umiała sobie poradzić w sferze uczuciowej i gdzieś pogubiła się. Złapała ponownie za medalik, znów nie mogła oprzeć się ciekawości jak wyglądają postacie tej historii. Na szczęście miała możliwość poznania ich twarzy dzięki swoim zdolnościom. Wystarczyły dwie minuty, by Visser ujrzała zapłakaną Enni, właścicielkę campingu. Wyrwała z medalika dwa małe zdjęcia i rzuciła je w ogień palący się w kominku. To ona musiała kryć się za tajemniczą literą E! Oko percepcji Lotte podążyło za zdjęciami. Na pierwszym Enni wpatrywała się w aparat, a stojący obok mężczyzna całował ją w policzek. Na drugim to kochanek spoglądał w obiektyw… to był Into, ich taksówkarz! Tym razem to właścicielka Oittaa muskała wargami twarz mężczyzny. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Na tym wizja skończyła się. Lotte znów siedziała na skraju łóżka, wpatrując się w listy i pusty medalik. Co powinna z nimi zrobić? Schować wszystko tak jak zastała? A może wmieszać się i przechować dowody dla męża Enni, który zasługiwał na prawdę? Można było również wyciąć psikusa i schować ostatni list do Into, tak aby mężczyzna nie dowiedział się, że kochanka chce zerwać z nim kontakt. A może wziąć to wszystko i skonfrontować się z kobietą?
Visser zastanawiała się co sama zrobiłaby na miejscu kochanków jakby do nich przyszła wiedząc o ich tajemnicy. Pomijając fakt, że nie zostawiłaby w takim miejscu dowodów zdrady. Szybko uświadomiła sobie, że byłaby zła, że ktoś obcy ingeruje w jej prywatne sprawy. Wiedziała jednak, że ta „obca” osoba, potrafi być lepszym doradcą niż ktoś bliski, bardziej słucha się go. Może oni potrzebowali spojrzenia na to z innej perspektywy, usłyszenia co by ktoś zrobił na ich miejscu? Nawet jeśli Lotte chciałaby im jakoś pomóc, to do kogo powinna iść? Do zdradzanego męża, czy odrzuconego kochanka? A może uciąć pogawędkę z niewierną żoną, aby dowiedzieć się kogo tak naprawdę kocha i dlaczego zdecydowała się na zdradę?
Kobieta schowała wszystko i zamknęła szkatułkę, kładąc ją na łóżko. Podeszła do okna i rozsunęła zasłonki i otworzyła je. Przyjemna świeżość zaczęła napływać do pokoju. Kobieta patrzyła w dal wracając do swoich przemyśleń.
~ A gdyby tak znaleźć coś na męża Enni? Nie ma ludzi krystalicznych, może robi coś o czym nie wie jego żona, ale jakby dowiedziała się, to by odeszła i miałaby do kogo, do swojej miłości ~ rzuciła w myśli Lotte. Szybko jednak nasunęła się kolejna, że nie ma na to czasu. Nie jest tu na wakacjach, ma własną sprawę do rozwiązania i to jeszcze służbową.
Podeszła do pudełka i schowała je w szafie, tam gdzie znalazła. Sama postanowiła przejść się po campingu. Reszta twardo spała, więc chciała wykorzystać ten czas dla siebie. Wzięła telefon i schowała go do kieszeni, a okno zamknęła. Mijając kuchnię wypiła pół szklanki wody i złapała coś do jedzenia. Wyszła z domku zaczynając konsumpcję i idąc przed siebie niespiesznym krokiem w stronę jeziora.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 14-03-2017, 23:38   #89
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz. Imogen stara się alienować. Z Fluksem.

Imogen wyszła na zewnątrz z Fluksem. Od razu spostrzegła małego chłopca, który leżał przed ich domkiem. Masował poobijaną głowę i spoglądał z przerażeniem na czerwoną strużkę krwi spływającą wzdłuż łokcia. Nagle rozpłakał się, a Fluks zaszczekał na to dwa razy.

Po raz kolejny, problemy życiowe Imogen musiały poczekać. Na jej szczęście znalazł się ktoś potrzebujący uwagi. To było niesamowite jak macierzyństwo wpływało na nią. Jeszcze nie tak dawno temu przeszłaby obojętnie obok dzieciaka, pewnie nawet go nie zauważając. Teraz jednak uwaga Olander od razu skupiła się na chłopcu. Nie wiadomo dlaczego, zrobiło jej się przykro, że dzieciak płacze i poczuła nagłą potrzebę pocieszenia go. Kobieta spojrzała na psa, którego trzymała na fioletowej automatycznej smyczy.
- Chodź - powiedziała do psa, którego trzymała na luźnej lince, tak, żeby nie podrażniać mu obolałej szyi. Szwedka ruszyła ku dziecku, cmokając na psa by ten za nią podążył.

- Hej, co się stało? - zapytała Imogen w języku fińskim, przykucając przy chłopcu, żeby znaleźć się na jego wysokości. Swojego czasu przeczytała całe mnóstwo poradników o wychowaniu dzieci i ponoć takie podejście sprawiało, że dziecko czuło się pewniej. Blondynka posłała chłopcu ciepły uśmiech i przyjrzała się jego skaleczeniu, które miał na ręce. - Do wesela się zagoi - mrugnęła do niego. - Jestem, I... Irja - w porę udało jej się poprawić. - Gdzie są twoi rodzice? - zapytała. Niestety przy sobie nie miała niczego co mogłoby zrobić za opatrunek, więc jedyne wyjście jakie widziała Olander to jak najszybciej znaleźć opiekunów chłopca.
- Jestem Ismo - niechętnie odparł chłopiec. Imogen dostrzegła na jego skroni kropelki potu, choć to akurat nie dziwiło. Słońce wschodziło coraz wyżej i wyżej, a w południe miało grzać najbardziej. Zapowiadał się piękny dzień nad archipelagiem. - Nie powinienem brać jej zabawki - rzekł, jakby kobieta była wtajemniczona w przyczynę urazu kończyny. - Moi rodzice są na plaży, przy jeziorze… - rzekł, drapiąc miejsce pod raną. Jedynie skrzywił się bardziej, podrażniając skórę. Nagle podniósł głowę, spoglądając na Imogen z przestrachem. - Pani nie powie mojej mamie, prawda? Moja mama nie może się dowiedzieć.

Fluks tymczasem podszedł, obwąchał krew i polizał.
- Aww - Ismo pogłaskał Fluksa po czubku głowy. - Chce, żebym wyzdrowiał.
Imogen wiedziała, że chłopiec nie miał racji. Kundel smakował chłopca. Zapewne wciąż był głodny pomimo kolejnych tur dokarmiania.
- Nie ma sprawy - odparła Immy z uśmiechem skierowanym do chłopca. - Nie powiem nic twojej mamie - mrugnęła do niego. - Dasz radę iść sam? - zapytała poważnym tonem, jakby Ismo co najmniej stracił nogę podczas działań wojennych.
- A… ale gdzie? - chłopiec zagryzł wargę. - Nasz domek jest zamknięty na klucz. A do rodziców iść nie mogę. Natomiast siostra… pewnie znów mnie kopnie - złapał się za obolały bok zdrową ręką.
Immy chwilę zastanawiała się gdzie można zabrać dzieciaka. Domek, w którym sama mieszkała odpadał z uwagi na toczący się tam dramat rodzinny. Ale coś przyszło jej do głowy.
- Znasz Enni? - zapytała chłopca. - Właścicielkę kempingu - wyjaśniła. Olander była pewna, że kobieta będzie miała jakąś apteczkę. - To chyba tam jest jej biuro - wskazała ręką odległy od nich domek. Wyciągnęła rękę do chłopca. - Na pewno będzie miała plasterki - uśmiechnęła się do chłopca. Ismo przypominał jej siostrzeńców. Bliźniaków Kate i synka Suzan. - To co, idziemy? - zapytała go.
- O, zaprowadzi mnie pani? - chłopiec wyraźnie ucieszył się. Z rozmowy wydawał się całkiem bystry i rezolutny, ale koniec końców wciąż był dzieckiem. Ruszyli w wybranym kierunku. Ismo lekko kulał, bo stłukł również sobie kolano. Przez pewien czas szli w milczeniu, kiedy chłopiec odezwał się. - Może ma pani jakiegoś syna, z którym mógłbym się bawić? - wypowiedział te słowa i nagle zaczął sprawiać wrażenie znacznie bardziej samotnego, niż obolałego.
Słowa chłopca rozbawiły Immy. Pokręciła głową.
- Niestety nie mam - powiedziała z mrugnięciem oka. Obecność chłopca o dziwo poprawiała jej nastrój. - Nie masz się z kim bawić, co? - zapytała, gdy szli po trawniku do domku właścicielki kempingu. - Jak chcesz to możesz ze mną i Fluksem posiedzieć. Przynajmniej do czasu aż wrócą twoi rodzice - zaproponowała mu.

Ismo zawahał się, jakby zastanawiając się, czy wyjawić jakiś sekret. Z pewnym ociąganiem odezwał się, nieco zwalniając. Nie przestawał jednak iść naprzód.
- Tak właściwie… nie za bardzo ich lubię, nie chcę do nich wracać - rzekł. - Wiem, nie powinienem tak mówić. Jestem złym chłopcem - podrapał się po głowie. - Raz ukradłem batonik ze sklepu, a raz wyrzuciłem przez okno dziennik w trakcie przerwy - zaczął wyliczać. - I ciągnę siostrę za włosy, i też… - westchnął. - I cały czas sprawiam kłopoty. Nawet pani, nawet teraz - rękawem wytarł mokre oczy.

Imogen odniosła wrażenie, że niektóre ze słów chłopca to cytaty na jego temat. Bez wątpienia leżały mu na sercu.
Immy zaśmiała się rozbawiona słowami chłopca.
- Ismo, uwierz, że nie ma osoby bardziej pokręconej ode mnie - mrugnęła do niego. - Nie zawsze lubi się swoich rodziców. Czasem nawet masz wrażenie, że chciałbyś, żeby ich nie było. Ale koniec końców, okazuje się, że gdyby ich zabrakło to zrobiłbyś wiele żeby wrócili. Czasem jest dobrze, czasem źle. Może spróbuj być bardziej wyrozumiały dla siostry, co? - zaproponowała. - Albo przytulić mamę bez powodu i powiedzieć jej jak bardzo ją kochasz - Olander uśmiechnęła się szeroko do Ismo. - Co ty na to? - zapytała go wyzywająco.
- Może tak zrobię? - chłopiec zastanowił się i odwzajemnił uśmiech. - Może wtedy przestanie mnie karać - nawet nie zauważył, jak niepokojąco te słowa zabrzmiały. Następnie spojrzał gdzieś dalej. Powoli dochodzili do stanowiska właścicielki campingu. - Ale wolałbym tego nie robić. Zamiast tego… chcę być jak Piotruś Pan i odlecieć gdzieś daleko - spojrzał na niebieskie niebo. - Albo zostać kapitanem! - wyraźnie ożywił się. - Płynąć po morzach i zapuszczać się nawet w najdalsze zakątki oceanów! Gdybyśmy byli w domu, to pokazałbym pani modele statków, które składam - dodał dumnie.
Immy w pierwszej chwili zrobiła minę jakby się przesłyszała. Zaraz uniosła brew w zaskoczeniu. Spojrzała na chłopca, trawiąc jego słowa. Z jakiegoś powodu poczuła niepokój. Ale może to była wyłącznie kwestia jej własnych wspomnień?
- Wiesz... - mruknęła, by nie przedłużać milczenia, które zaraz by pewnie chłopca speszyło. - Znałam jednego kapitana statku - zaczęła, starając się nie brzmieć smutno. Skierowała wzrok na niebo. - Był bardzo szczęśliwy z tego co robił, spełniał swoje marzenia. Ale Ismo, żeby zostać kapitanem statku to musisz się dobrze uczyć. Być pilnym uczniem - stwierdziła pouczającym tonem. - Więc musisz skończyć z wyrzucaniem dziennika przez okno - spojrzała na niego i mrugnęła. - Możesz też być pilotem samolotu - uśmiechnęła się szeroko. - To dopiero jest frajda.

Ismo uśmiechnął się szeroko, a jego oczy rozszerzyły się.
- Albo pilotem! - zgodził się entuzjastycznie.
Immy pokiwała z uznaniem głową.
- Uwierz mi, latanie jest dużo ciekawsze od pływania - dodała uśmiechając się szeroko.

Dotarli do celu. Akurat wpadli na Enni, która wracała do wspólnej kuchni, aby umyć pustą szklankę po kawie. Miała na oczach okulary przeciwsłoneczne, a na ramionach nie do końca wtarty krem przeciwsłoneczny. Kusy strój i brązowa karnacja sugerowały, że była entuzjastką opalania się. Trzymała pod pachą magazyn z krzyżówkami i długopis.
- I jak się podoba w Oittaa? - przywitała się z Imogen tymi słowami, a następnie schyliła się do chłopca. - A co ty porabiasz, mały?
Zdawało się, że nie spostrzegła krwawiącego łokcia.

- Jest tu bardzo fajnie, pogoda dopisuje - odparła Immy, chcąc zacząć rozmowę od czegoś miłego. - Dawno nie byłam w tak spokojnym i przyjemnym miejscu - dodała z uznaniem w głosie, choć temu miejscu brakowało bardzo wiele do Błękitnej Laguny. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale ten tu mężczyzna potrzebuje plasterka - Olander wskazała na stojącego przy niej Ismo, w końcu przechodząc do powodu, dla którego się zjawili przed domkiem Enni. - Pomyślałam, że znajdzie się u pani apteczka, żebym mogła opatrzyć mu rękę.
- O mój Boże! - Enni z wrażenia upuściła krzyżówki i długopis. - Kto cię tak załatwił, biedaku? Chodźcie za mną - kobieta wykonała zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i nie czekając na nikogo, ruszyła przed siebie. - Mamy taki punkt pierwszej pomocy, który jest prawnie konieczny, kiedy organizujemy w Oittaa większe imprezy. I choć teraz nie będzie tam medyka, to jakieś bandaże na pewno się znajdą. Czy powiadomiliście już rodziców?

Ismo wymownie spojrzał na Imogen. Wyglądał, jakby zaraz miało mu stanąć serce. Olander poklepała go lekko po plecach by dodać mu otuchy. Powoli pokręcił głową, pół biegnąc, pół idąc za Enni.
Szwedka spojrzała na Fluksa i zacmokała na niego. Jak na razie dzielnie dreptał przy niej, przez co smycz cały czas luźno zwisała i nie ciągnęła za obrożę.
- Rodziców nie było w okolicy - odpowiedziała Imogen podążając razem z psem za chłopcem i właścicielką kempingu. - Uznałam, że najpierw zajmiemy się ręką, a później ich poszukamy. Nawet nie sprawdzałam czy w domku jest apteczka - przyznała. - Bo to też nie dobrze, żeby dziecko szło z obcym, poza teren publiczny - dodała. Sama nawet nie chciała brać pod uwagę, że jej dziecko, że Solvi mogłaby być tak ufna względem obcych jak był Ismo. Z drugiej strony, chłopiec zdawał się bać swoich rodziców... Immy przygryzła wargę w zmartwieniu. Ale też sam przyznał się do “psocenia”. Takie sytuacje nigdy nie były łatwe.
- Panią tu każdy zna i pani każdego, dlatego tu się skierowaliśmy - stwierdziła Olander z lekkim uśmiechem. - A i też dobrze wiedzieć, że macie punkt medyczny. Byłabym wdzięczna za jakąś maść na otarcia, bo psiak, którego przygarnęłam ma kilka skaleczeń.
- Zobaczymy, co da się znaleźć.
Enni wyciągnęła pęk kilkunastu kluczy i otworzyła drzwi prowadzące do małego kantorka, mającego co najwyżej trzy metry na cztery. Wyciągnęła apteczkę i podała na stół. W środku znajdowały się bandaże, gazy i to wszystko, czego potrzebował Ismo.
- Nie ma tutaj leków - dodała kobieta. - Maść na otarcia, czyli jakaś z antybiotykiem? Wystarczy zwykła Nivea?
Olander położyła to co miała w rękach na blacie i zamknęła za nimi drzwi, by móc swobodnie puścić Fluksa, bez obawy, że gdzieś poleci. Odpięła psa z obroży i położyła ją wraz ze smyczą na stole.
- Chyba z antybiotykiem będzie najlepsza, bo Niveę mam - odparła jej Immy podchodząc do apteczki, którą dała kobieta. Blondynka poprosiła chłopca by usiadł sobie na krześle a sama od razu wzięła się do działania. Najpierw umyła ręce wilgotną chusteczką odkażającą, po czym zaczęła wybierać gaziki i opatrunki które były jej potrzebne.
- Pokażesz mi jaki dzielny jesteś? - Immy uśmiechnęła się ciepło gdy zapytała chłopca i delikatnie ujęła jego rękę, by przyjrzeć się skaleczeniu.
- Moja mama jest pielęgniarką. A ja czasem sobie robiłam kuku - ciągnęła dalej, była przy tym bardzo spokojna. Wzięła do prawej dłoni gazik, który uprzednio umoczyła płynem dezynfekującym i powoli zaczęła przemywać mu najpierw okolice rany, by z każdym kolejnym wacikiem zbliżała się coraz bardziej do skaleczenia.

Ismo skrzywił się, kiedy woda utleniona wreszcie popłynęła na centrum rany, ale nie odezwał się. Był dzielny.
- Tak właściwie niedawno moja… hmm, siostra przebyła liszajca. Może mam jeszcze maść z mupirocyną. To znaczy ma. Może ma - Enni zastanowiła się. - A ty co znowu nabroiłeś, mały kłamczuchu? - zapytała, po czym wyszła z pomieszczenia, nie czekając na odpowiedź. Zresztą Ismo tylko wydął policzki.
Olander na tyle szybko oczyściła ranę, na ile była w stanie by zrobić to przede wszystkim dokładnie.
- Widzę, że masz nie lada opinię - szepnęła konspiracyjnie Imogen z rozbawieniem, które wkradło się do jej tonu głosu. Odłożyła wacik i sięgnęła po opatrunki. Otworzyła jeden i przyłożyła do rany, delikatnie przyklejając go do ręki chłopca. - Chcesz mi o tym opowiedzieć? - mrugnęła do Ismo.
Chłopiec zastanowił się.
- Chyba… nie wiem - zagryzł wargę. - Z jednej strony chcę, a z drugiej zawsze, jak o tym, opowiadam, to ludzie mówią, że kłamię i wymyślam. Nie chcę, żeby pani też miała o mnie złe zdanie. Czy może raczej… gorsze - choć słowa mogły wskazywać na co innego, nie mówił wcale zbolałym tonem.
Olander, gdy chłopiec mówił, podeszła do blatu, na którym zostawiła psie rzeczy. Zerkając co chwilę na Ismo, otworzyła opakowanie karmy i 1/3 zawartości saszetki włożyła do talerza który tak ze sobą niosła w ręku przez ten cały czas. Cmoknęła na Fluksa i postawiła naczynie na podłodze. Nie trzeba było długo czekać, by pies zajął się pałaszowaniem.
- Opowiedz mi - zachęciła go Immy, wracając przed dzieciaka. Usiadła sobie naprzeciw niego na taborecie i wyglądała na szczerze zaciekawioną co też on jej opowie.

Ismo wykrzywił twarz, jakby chcąc spojrzeć gdzieś w bok, nie na twarz Imogen. Dalej był nieprzekonany.
- Czasami… - zaczął. - Widzę rzeczy, których być nie powinno. Na przykład dzisiaj rano obudziłem się nagle, bo rozbolał mnie brzuch. Wyszedłem na zewnątrz, a kiedy trochę zelżało, przespacerowałem się nad jezioro. Byłem tam sam - chłopiec zawahał się. - Mógłbym przysiąc, że ujrzałem pośród mgły… ogromnego wieloryba stworzonego z wody i oparów. Przebił się przez taflę jeziora od spodu i wzleciał w powietrze - rzekł Ismo. - Wydawał się półprzezroczysty i lekko połyskujący, światło tak dziwnie się na nim załamywało. I wtedy obrócił się, smagając płetwą i spojrzał na mnie jednym okiem. Poczułem taki dziwny spokój i szczęście… a potem zemdlałem. Kiedy się obudziłem i było mi zimno, pożyczyłem szlafrok suszący się przed domkiem pani Enni, ale potem była na mnie zła z tego powodu. I rodzice też. Lecz nie uwierzyli mi, kiedy wytłumaczyłem się opowieścią o wielorybie. Najbardziej nie lubią, kiedy mówię o tym w szkole. Siostra zaczęła się ze mnie śmiać, więc rzuciłem w nią pomarańczą i ukradłem pluszowego kota - Ismo zakończył wypowiedź. - Dziękuję - rzekł, kiedy Olander skończyła zawijać jego kończynę.

Imogen z początku wiodła tylko ciekawość co też chłopiec opowie. Czytała, że dzieci często wymyślały historie, miały wyimaginowanych przyjaciół czy zwyczajnie kłamały dla zwrócenia na siebie uwagi. Ona sama, tak osobiście, wcale nie zakładała, że owi "wyimaginowani przyjaciele" tak do końca musieli być nieprawdziwe. Ale to była już kwestia doświadczeń oraz pracy jaką wykonywała. W tym zawodzie nie szło nie uwierzyć, że obraz potrafi mówić, albo lalki pewnego małego chłopca mogą służyć do kontroli zachowań choćby całego miasteczka.

Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się jej zaraz gdy Ismo wyjawił, że widzi coś czego być nie powinno. Druga gdy wspomniał o uczuciu jakie mu towarzyszyło, gdy owy "wieloryb" na niego spojrzał.
- To by wiele tłumaczyło... - wymsknęło się zamyślonej Immy, co zdradziło jej szczere zainteresowanie tym co chłopiec powiedział. Olander uznała, że warto byłoby się tematem zainteresować. Włączyła więc moduł nagrywania i przyjrzała się chłopcu.
- Mógłbyś mi opowiedzieć o tym jeszcze raz? Opisać dokładnie, powiedzieć, która to mogła być godzina? - powiedziała, gdy Skorpion był już gotowy do nagrania.
- Trzeba było mnie słuchać, kiedy mówiłem - Ismo wydął usta i zmarszczył brwi. Zdawało się, że wziął słowa Olander za oznakę tego, że kobieta odpłynęła myślami i wyłączyła się, ignorując jego słowa. - Wcześnie rano, przecież mówiłem.
- Długo już tu jesteś z rodziną tu na kempingu? - zapytała. - Możesz mi opowiedzieć o tych innych sytuacjach? Tych, o których mówiłeś w szkole? - jej zainteresowanie zdradzało, że wcale nie uważa by opowiadał zmyślone rzeczy.

Ismo zdawał się wahać co do osądu na temat Imogen. Z jednej strony wydawała się zainteresowana, a z drugiej nie słuchała, gdy się do niej mówiło.
- Jesteśmy od dwóch dni - odparł Ismo. - Ostatni raz widziałem dziwne rzeczy wtedy, gdy… - zamyślił się. - To było tuż przed przyjazdem tutaj. Wyjrzałem w nocy przez okno, bo usłyszałem stukanie i uznałem, że to może mój kumpel Heikki rzuca kamieniami, żeby mnie obudzić. Jednak zamiast niego ujrzałem… - zastanowił się. - To był lew. Ogromny, żywoczerwony, masywny i piękny… świecił w mroku, a może to latarnia tak się odbijała. Wydawał się słaby i zraniony, choć nie krwawił. Szedł powoli wzdłuż ulicy i za każdym razem, kiedy dotykał ulicy, rozlegał się huk. Jednakże nikogo to nie obudziło prócz mnie. Nikt nie stał w oknach… prócz mnie.
- Już jestem! - krzyknęła Enni, pojawiając się w środku z tubką maści. Podała ją Imogen, a Fluks zaszczekał. - Coś mnie ominęło?
"A może to te całe haltije... Może to manifestacja ich energii?" przeszło przez myśl Immy. Powrót właścicielki kempingu był tak nagły, że skupiona na słowach dziecka Olander ledwo powstrzymała się od wzdrygnięcia.
- Ale mnie pani wystraszyła! - stwierdziła żartobliwym tonem spoglądając na Enni. Wzięła od niej maść. - Dziękuję. Nie, wszystko w porządku, ręka opatrzona - dodała skinieniem głowy wskazując biały opatrunek na ramieniu chłopca. Wzięła od kobiety maść. Imogen spojrzała na tubkę, a potem na psa. - No to teraz kolej na ciebie Fluks - wstała z krzesełka i podeszła do psa. Wycisnęła maść na dłoń, a tubkę położyła na blaciku. Przykucnęła przy psie.
- Ogarnę jeszcze mojego psa i odprowadzę Ismo do jego rodziców - zapewniła Immy gdy dwoma palcami drugiej dłoni zaczęła rozsmarowywać krem po szyi Fluksa. - Długo już pani prowadzi to miejsce? - zapytała. - Goście widzę, że dopisują.

Fluks zawarczał i ugryzł Imogen w rękę. Bolało jak diabli, ale rana nie wymagała opatrunku. Morał z tego wynikał taki, że pies był miły i grzeczny tak długo, jak nie dotykało się jego rany.
- Dziękuję - Ismo skinął głową Imogen, po czym zeskoczył z krzesełka i wybiegł z pokoju. Blondynka w tym czasie wyłączyła nagrywanie w Skorpionie.
- Już jakiś czas - odparła Enni, spoglądając na Olander. - Posiadam Oittaa z mężem. On co chwilę wypływa do Sztokholmu do pracy i dzieci z poprzedniego małżeństwa, ale ja zostaję i wszystkim zajmuję się sama - westchnęła. - Gości jest dużo tylko teraz, przed weekendem. Zazwyczaj w lecie jest ich mniej, a poza sezonem w ogóle.

Imogen pocierała oczy. Zachodziły jej mgłą. Czuła coraz większą potrzebę snu i nawet pogryzienie przez Fluksa tylko na chwilę rozwiało zmęczenie.

Olander odruchowo skarciła psa za jego zachowanie. Reakcja zwierzęcia była dziwna, bo przez całą kąpiel nawet raz nie pisnął, a szampon z pewnością był bardziej piekący niż krem, a tu zaczynał robić problemy. Nie miała co prawda pretensji do zwierzęcia, ale pamiętała, że w takich sytuacjach nie można było odpuścić, bo to na przyszłość mogło tylko problemy sprowadzić. Chwilę odczekała spoglądając groźnie na Fluksa, by dać mu czas na zastanowienie się nad jego zachowaniem, po czym wstała i po wzięciu do ręki saszetki karmy, wsypała kolejną porcję do jego miski. Podstawiła mu jedzenie pod nos i pogłaskała po głowie zanim dała mu miskę.

Immy mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie stolicy Szwecji. Jej udawanej ojczyzny.
- Wyobrażam sobie nie jest pani lekko - powiedziała ze współczuciem w głosie i podeszła znów do apteczki. Musiała przemyć skaleczenie. "Dobrze, że nie ma pełni, bo pewnie bym się stała wilkołakiem" uśmiechnęła się z rozbawieniem gdy odkażała swoje zranienie. Nawet przyszło jej na myśl, że sama powinna była rok temu pogryźć tą panią mechanik, która tak “zgrabnie” opatrywała jej oparzenie. Zdecydowanie powinna była. - Mogłaby mi pani polecić jakiś hotel dla zwierząt? Muszę go na jakiś czas umieścić pod dobrą opieką, zanim nie skończę pracy.
- Pracy? - zapytała Enni i od razu zamyśliła się. Wcześniej uważała, że cztery kobiety i Arab znaleźli się na campingu w celach rozrywkowych, ale jeżeli tak nie było, to na czym mógł polegać ich zawód? Bujna wyobraźnia kobiety podsunęła kilka odpowiedzi, ale na szczęście żadną nie postanowiła się podzielić. - Niestety nie ma w Oittaa dobrych tego typu hoteli, ale ja z radością zajmę się maluchem - rzekła, zwietrzając szansę dorobienia sobie na boku.
- Doskonale - ucieszyła się Imogen, niby przypadkiem pomijając pytanie o pracę. - Zapłacę w takim razie za tydzień z góry, ale powinnam za jakieś cztery dni go odebrać - Olander zaczęła planować na głos, by na koniec zamyślić się na chwilę. - Ewentualnie jak będzie się przedłużać, to dopłacę przelewem - dodała spoglądając z zadowoleniem na psa, który zdążył zjeść to co miał. - Bardzo dziękuję za pomoc z tą apteczką i maścią - spojrzała na Enni uśmiechając się do niej przyjacielsko. - I przepraszam za kłopot.
Kobieta pokiwała głową.

Po wymianie uprzejmości Imogen zapięła ostrożnie obrożę na szyi Fluksa, w taki sposób by na wypadek okazania chęci ugryzienia, zdążyć ze skarceniem go. Immy wzięła jeszcze swoje rzeczy w ręce i ze smyczą trzymaną w prawej ręce, cmokając na psa, wyszła z pomieszczenia.

Ruszyła ścieżką prosto domku który wynajmowali. Immy spojrzała w górę, na błękitne niebo, gdzie słońce przyjemnie rzucało ciepłe promienie na ziemię. Było tu, na tym kempingu, naprawdę spokojnie. Za to rozmowa z chłopcem nieco ukoiła nerwy udawanej Szwedki. Przynajmniej opowieść chłopca dawała jej podstawy twierdzić, że to po prostu to miejsce przyprawia ją o te dziwaczne przewidzenia, a nie jej własny umysł. Imogen nie robiła sobie przecież żadnych złudzeń w kwestii tematu jej ostatniego burzliwego romansu. Tym bardziej, że dzisiejszy dzień sprawił, że uznała Andreasa za martwego.
"Bo przecież, gdyby żył to by mnie przed tym wszystkim jakoś ostrzegł... Prawda?" Jednak śmierć mężczyzny nie była taka pewna. Olander poczuła się zagubiona przez własne myśli. Przecież mógł on po prostu się poddać i pozwolić pochłonąć szaleństwu jakie dotykało każdego Konsumenta.

Immy przystanęła na chwilę, opierając się ręką o pień drzewa rosnącego przy ścieżce. Przez zmęczenie nie była w stanie wyprzeć wspomnienia jej ostatniego pożegnania z Andym. Przyłożyła dłoń do ust i przeciągle westchnęła.
"Może, najzwyczajniej, nie wiedział, że coś takiego szykują?" zaczęła go tłumaczyć. Poczuła w piersi ukłucie wywołane smutkiem.

- Głupia - mruknęła sama do siebie, przecierając twarz dłonią. Fluks przyglądał jej się i merdał ogonem. Immy wymusiła na sobie uśmiech i odkręciła butelkę pepsi. Upiła łyk, później drugi i trzeci. Odsunęła napój od ust i zakręciła go. - Uh, paskudna ta Finlandia - skrzywiła się nieco. Ale gdy przyjemne ciepło alkoholu zmieszanego z gazowanym napojem rozlało się w jej żołądku to już wiedziała, że właśnie tego było jej potrzeba. Nawet jeśli alkohol zostawiał nieprzyjemny posmak. Ruszyła w dalszą drogę, a resztę butelki wyrzuciła do mijanego kosza na śmieci.

Idąc nieuczęszczaną częścią ścieżki, postanowiła zapisać to co powiedział chłopiec. Włączyła nagrywanie. Rozejrzała się wkoło, by upewnić, że nikt nie usłyszy jej szeptu i dopiero rozpoczęła swój "raport".
- Napotkany chłopiec, Ismo, zanim wspomniał o świetlistym lwie, opowiedział, że tu na kempingu gdy wczesnym rankiem samotnie wyszedł nad wodę, dostrzegł jak mgła nad jeziorem formuje się w wieloryba wylatującego z wody. Powiedział, że gdy to coś spojrzało na niego to poczuł się błogo, po czym stracił przytomność. Moją uwagę zwrócił fakt, że odkąd razem z Detektywami znaleźliśmy się na terenie tego kempingu to zaczęłam czuć nienaturalną euforię i optymizm. Jak dziwnie by to nie brzmiało. Dziwne przewidzenia zrzucałam na zmęczenie, jednak teraz uważam, że mogą być wywołane oddziaływaniem tego miejsca. Postaram się dowiedzieć więcej o chłopcu, zachęcić go do opowiedzenia więcej o swoich... widziadłach. Koniec - i wraz z tym słowem wyłączyła nagrywanie. Skupienie się na pracy od razu pomogło jej pozbierać się w sobie. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni i odblokowała go. Cmoknęła na psa i gdy ten na nią spojrzał to cyknęła mu fotkę.
- I idzie to na tapetę.. - mruknęła ustawiając zdjęcie Fluksa jako tło pulpitu ekranu smartfona. Zaraz po tym otworzyła w urządzeniu panel Zbioru Legend i sprawdziła swoją skrzynkę z wiadomościami.

W skrzynce wysłanych wiadomości w panelu Zbioru Legend znajdowały się już dwie wiadomości, które to Immy wysłała do Oddziału jak tylko wsiadła do taksówki, zaraz po kupieniu telefonów. Każdą z nich dzieliło prawie dziesięć minut. Pierwsza była krótka i zwięzła, w drugiej natomiast Olander się rozpisała.

Temat: Aktywacja dokumentów Supo PILNE!

Proszę o jak najszybsze aktywowanie legitymacji policyjnej wydanej na nazwisko Irja Häyhä.



Temat: Aktywacja dokumentów Supo PILNE! WYJAŚNIENIE

Proszę o jak najszybsze aktywowanie legitymacji policyjnej wydanej na nazwisko Irja Häyhä.
Byłam zmuszona użyć tych dokumentów do uratowania nam tyłków, gdy pieprzony Portal wysadził nas w Muzeum w zamkniętej hermetycznie gablocie, która miała jechać na zaprzysiężenie tutejszego premiera czy prezydenta. Świadków tego zdarzenia udało się zbyć. Chyba. W każdym razie pracownicy muzeum mogą próbować dociekać czy jestem tym za kogo się podałam. Szczególnie po tym jak jedno z nas musiało wystrzelić dziury w podłodze gabloty byśmy nie udusili się.

Sprawa jest pilna, a informuję o tym przez panel, gdyż Detektyw Visser usilnie najpierw ignorowała moje prośby o przekazanie mi telefonu do Oddziału, by teraz wręcz mi tego odmawiać.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że w Oddziale udało się już zapanować nad chaosem.



Olander ujrzała migającą pod spodem informację o otrzymaniu odpowiedzi. Nacisnęła ją, tym samym otwierając nowe okno.

[ODPOWIEDŹ] Temat: Aktywacja dokumentów Supo PILNE!

Legitymacja aktywowana.
Z wyrazami szacunku,
Yasmine Orwell, badaczka



Do drugiej, dłuższej wiadomości nie było przypisanej odpowiedzi. Albo w oddziale jeszcze nie zdążyli jej przeczytać, albo pozostawiono ją bez odpowiedzi po zaznajomieniu się z treścią.

Wieść o aktywacji legitymacji ulżyła zmartwieniom Imogen. Bo nie było nic gorszego jak pojawić się znikąd w miejscu publicznym, z grupą uzbrojonych w broń palną ludzi i wymachiwać bardzo lewym dokumentem.
"Wygląda na to, że sytuacja wymusiła na mnie działanie w policji" westchnęła i wyłączyła wyświetlanie maila od Orwell. "Może tak będzie lepiej. Z resztą nie mam ochoty na mafiozów. Wystarczy mi ich do końca życia, a już na pewno na ten tydzień."
Miała cichutką nadzieję, że może to zadanie będzie tak nudne, że nic się nie znajdzie, a ona tylko odpocznie sobie mentalnie przed podejmowaniem ważniejszych decyzji. Jednak, życie już nie raz jej udowadniało, że wszędzie czyhały na nią "dziwne" rzeczy.

Olander otworzyła okno nowej wiadomości.

Do: Brandon Baird
Temat: Jak tam mija czas w naszym pierdolniku?

Wiesz, myślałam, że porwanie przez ruskich, później strzelający do mnie przebrany za policjanta włoch, próba uratowania życia postrzelonemu Liamowi, ratowanie życia policjantom, FBI, ruskim i cholera wie komu jeszcze przed rzezią na zaminowanej posesji dziupli ruskich... Wyczerpią pokłady dziwnych rzeczy, z którymi muszę się zmagać w ciągu tej ostatniej doby.

Ale nie. Zaraz po przejściu prawie wszyscy podusiliśmy się w gablocie muzealnej! Ta cholerna gablota była hermetyczna i do tego z kuloodpornego szkła!

Dzisiaj już chyba wszystko próbuje mnie zabić, nawet pieprzony Portal, tylko ja złośliwie się nie daję... Ja pierdolę, a ta "misja" miała być po to, żeby nas wrzucić w "bezpieczne" miejsce. Jezu...

No to tyle u mnie. Staram się nie dać zabić i mam zdecydowanie za dużo czasu na myślenie co dalej z moim życiem zrobię. Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie to pewnie jeszcze dojdę do jakiś konkluzji

Prośba wielka, żebyś trzymał rękę na pulsie w sprawie Solvi! Pisz, jak chcesz to dzwoń - mój fiński numer to +358 50 600 02 95.

Buziaki!



Immy przeczytała dwa razy treść wiadomości, dodała tu i ówdzie coś i wysłała do swojego przyjaciela. Może i telefon w Oddziale nie działał, ale kiedyś zasłyszała, że podobno jest wewnętrzna sieć, coś jak Wi-Fi, przez którą można łączyć się ze Zbiorem Legend każdym urządzeniem, które ma WiFi. Możliwym więc było, że Bran z nudów sprawdzi czy ktoś coś do niego wysyłał.

Kolejną wiadomość, do Kate, zaczęła pisać gdy przysiadła sobie na ławce stojącej na werandzie domku, który wynajmowali. Niestety w tym przypadku zupełnie jej nie szło składanie zdań. Ciągle coś próbowała ułożyć w głowie, ale gdy zaczynała pisać to zawsze brzmiało źle. Po trzecim wykasowaniu wiadomości, Immy przetarła dłonią twarz, pocierając palcami po oczach.
- Chyba mana skończyła mi się już naprawdę - mruknęła pod nosem. Czuła zmęczenie, ale tak naprawdę bała się iść spać. Była zaniepokojona jak jeszcze nigdy w życiu. Ten dzień był pierwszym od urodzenia się Solvi, kiedy Immy została od niej oddzielona wbrew swojej woli.

W końcu, czując jak odpływa, zebrała się ostatni raz w sobie i wstała. Otworzyła drzwi - nieco dziwiąc się że nie były zamknięte na klucz - i weszła do środka.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 19-03-2017 o 11:00.
Mag jest offline  
Stary 15-03-2017, 02:51   #90
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Salon. Imogen, Sharif, Alice. I Fluks

Imogen wróciła do domku i zamknęła za sobą drzwi, przekręcając klucz w zamku. Rozejrzała się po pomieszczeniu wspólnym. Ujrzała, że ludzie są w salonie… ale wszyscy spali. Sharif i Alice zasnęli przy stole, natomiast Lotte i Natalie nie było w zasięgu wzroku - co sugerowało, że położyły się spać w sąsiednich pomieszczeniach. Olander postanowiła to na wszelki wypadek sprawdzić, żeby nie okazało się, że ktoś wyszedł na zewnątrz, więc przeszła się po pokojach. Lotte zajęła pojedyncze łóżko, Natalie podwójne w drugim z pokoi. Zostawało więc wolne podwójne i fotel, który przy odrobinie szczęścia możliwe że był rozkładany.
Fluks zerwał się ze smyczy, podbiegł do Sharifa i polizał jego kostkę. Mężczyzna jęknął przez sen, ale nie obudził się. Następnie pies zaczął biegać wokół stolika i wreszcie wskoczył na podwójne łóżko skryte za parawanem i zaczął tarzać się w pościeli.
Olander spojrzała na wściekającego się psa. Wzruszyła ramionami i podeszła do stołu. Delikatnie acz stanowczym ruchem szturchnęła śpiącą królewnę i królewicza.
- Wstawajcie robaczki, tak wam będzie niewygodnie spać - powiedziała do nich.
Alice spała mocno, ale szturchnięcie wybudziło ją, więc uniosła głowę i półprzytomnie rozejrzała się po pomieszczeniu
- Cssoo… O. Imogen… Trochę chyba przysnęłam… - odezwała się sennie i przetarła oczy palcami. Nadal była straszliwie senna, a gdy już nieco tego snu liznęła, teraz dopiero odnotowała jak bardzo potwornie. Westchnęła, co przeszło w solidne ziewnięcie. Wyprostowała się na krześle i jeszcze nie rozważyła podniesienia, zbyt poduszkowo, piórkowo i ślamazarnie się czuła.
- Tak przysnęło wam się - odparła jej z uśmiechem Immy. - Gdzie chcecie spać? Najlepiej jakbyście razem poszli do łóżka, bo nie wiem czy ten fotel jest rozkładany - spojrzała niepewnie na wspomniany mebel. - Bo ze mną to na pewno Fluks wyląduje w łóżku, a to może Sharifowi nie pasować. Nat za to to nie powinno to już przeszkadzać - wyjaśniła jakby to był jedyny powód dla czego sama nie chce spać z mężczyzną. Starała się przy tym mówić powoli, by zaspani mieli szansę zarejestrować co powiedziała.
Sharif wyprostował się gwałtownie i odruchowo sięgnął za plecy po pistolet. Nie widząc jednak żadnych napastników, odetchnął głęboko i pokiwał zaspany głową, próbując sobie przypomnieć słowa blondynki.
- Ja, ten… łóżko należy się tobie, Alice - powiedział, dobudzając się i zerknął na rudowłosą.
- Mogę… mogę spać na fotelu - pokiwał głową.
Jak powiedział, tak zrobił. Przeszedł kilka kroków i zwalił się na wspomniany obiekt. Chwilę potem zasnął. Na pewno było mu wygodniej, niż na krześle.
Alice i Imogen mogły razem położyć się spać w podwójnym łożu obok Fluksa. Alternatywnie połowa łóżka Natalie również była wolna.
Alice popatrzyła zaspanym wzrokiem na Sharifa, który poległ na fotelu. Sama w końcu powoli podniosła się i popatrzyła na Imogen
- To wychodzi na to, że będziemy miały całe łóżko dla siebie i Fluksa... - zauważyła rudowłosa i ziewnęła delikatnie. Przeciągnęła się i ruszyła w stronę oddzielonej za zasłoną części pokoiku, która im pozostała. Przy parawanie zerknęła na Immy przez ramię
- Mam nadzieje, że nie okaże się, że wiercę się przez sen… - mruknęła i zniknęła za zasłoną, czekając, lub nie, na Imogen, bowiem zdołała tylko odwrócić się w stronę łóżka, by zaraz na nie paść jak kłoda i przeturlać się na bok, by zrobić ewentualne miejsce blondynce i psu.
Olander spojrzała w kierunku pokoju zajmowanego przez Natalie. Ją z tej ferajny znała najlepiej, przeszły razem niemałe piekiełko. Ale gdyby tam się teraz wpakowała z Fluksem to z pewnością by obudziła Douglas.
- Chyba tak będzie najlepiej - odpowiedziała w końcu Immy i podeszła do fotela, na którym powalił się Sharif. Po drodze zasłoniła zasłonki na oknie. Zabrała swoje torby i ruszyła do łóżka. Przekraczając parawan spojrzała na Harper i uśmiechnęła się do niej.
- Spokojnie. Ja spać mogę praktycznie w każdych warunkach - odparła jej z rozbawieniem Imogen, która rzuciła swoje torby po lewej stronie łóżka. Wyciągnęła ładowarkę i podłączyła ją do gniazdka. Wstawiła swój telefon do ładowania i położyła go na stoliku. Nie ustawiała budzika, bo nie było powodu ku temu. Następnie zdjęła buty i spodnie. Zostając w samej koszulce i bieliźnie. - Beznadziejny dzień - mruknęła Immy, niby do siebie niby do Alice, i opadła ciężko na łóżko. - Między tobą i Nat jest już w miarę... spoko?
Alice odwróciła głowę i spojrzała na Imogen spomiędzy fali loków
- Mmm, tak… Pogadałyśmy trochę, o rodzinie… To dziwne, ale miłe… - zamruczała półprzytomnie Alice, nie przejmując się niczym i znów przeciągle ziewając. Była zmęczona, więc nie przeszkadzałoby jej nawet, gdyby potem się obudziła z psem na sobie
- A ty, co porabiałaś w tym czasie? - zapytała dalej mamroczącym, sennym głosem.
Immy ułożyła się wygodnie na swojej połowie łóżka i odwróciła na prawy bok by spojrzeć na Alice. Podłożyła sobie poduszkę pod głowę.
- Chciałam po prostu iść na spacer, ale spotkałam rannego dzieciaka, więc poszłam z nim do Enni, żeby go opatrzyć - wzruszyła ramionami. - Okazuje się że dzieciak widzi duchy, aury, manifestacje Fluxu czy cholera wie jak to nazwać... A właśnie, czy nie czujesz się po wjechaniu tu, na teren kempingu, lepiej, lżej... Jakbyś upiła się na wesoło?
Alice otworzyła oczy nieco bardziej rozbudzona po słowach Imogen o chłopcu
- Hmm, to jak ja - odezwała się nieco bez zastanowienia i wzdrygnęła, przypominając sobie, że gadanie samemu do siebie to nie jest coś co normalni ludzie mają w zwyczaju robić. Spojrzała na Immy, jakby mając nadzieję, że tylko wydawało jej się że poruszała ustami i wydała dźwięk. Na szczęście nadszedł drugi temat i Alice mruknęła
- Hmmm… W sumie, w pewnym momencie miałam takie błogie wrażenie… - stwierdziła, ale wtedy jakoś nie przykuło to jej uwagi na tyle, by poświęciła temu zjawisku więcej niż krótkie westchnięcie zadowolenia
- A co? - zaraz zapytała.
- Chłopiec opowiedział mi coś takiego o tym miejscu... Myślę, że to miejsce oddziaływuje na ludzi żeby czuli się dobrze, żeby widzieli coś co chcą widzieć, nastraja optymizmem, nawet jeśli chodzi o tematy stracone... - Immy nagle urwała wypowiedź, a na jej twarzy pojawił się cień smutku. Fluks wskoczył na łóżko i ułożył się w zgięciu nóg Olander. - ... Eh - westchnęła na koniec.
Alice kiwneła głową
- To dobrze, że nie krążą tu jakieś zawistne dusze, które chcą przejąć niewinne dziecięce umysły, by wywołać panikę i śmierć - odezwała się znów sennie śpiewaczka, na powrót przymykając oczy. Gdy pies wskoczył na łóżko, przesunęła nogi tak, by nie kusić losu i przez sen go nie kopnąć. Zwinęła się nieco w kłębek. Nie miała co odpowiedzieć na westchnięcie Imogen, więc milczała. Po jakiejś chwili doszła do wniosku, że w sumie to chyba obie leżą tak po prostu bez okrycia i choć było optymalnie ciepło, to podczas snu zawsze człowiek miał jakoś tak, że robiło mu się chłodniej, więc uchyliła powieki, wymacała kocyk i pociągnęła powoli, nakrywając siebie, a potem podtykając drugą połowę Immy.
- Dzięki - mruknęła Imogen i przyciągnęła do siebie trochę kocyka, przymykając oczy - Dobranoc.
- Mhm… Dobranoc. I tobie też Fluks - powiedziała obojgu Alice, po czym wreszcie spokojnie i głęboko zasnęła. Fluks podążył w jej ślady, zwijając się w kłębek w nogach. Mimo że nie był małym psem, jego obecność nie wydawała się niewygodna.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172