Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2017, 19:51   #97
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Mały pokój

[media]http://dbcsbtkdwdgj7.cloudfront.net/wp-content/uploads/sites/30/2016/03/26153115/room-Hakone-En-Cottage-Camping-1600x1000.jpg [/media]

Imogen weszła do pomieszczenia i rozejrzała się po nim próbując namierzyć gdzie znajduje się telefon. Podeszła do bagaży Lotte i bez skrępowania zaczęła w nich szperać by w końcu wyciągnąć słynną nieśmiertelną starą Nokię, która tak naprawdę była telefonem satelitarnym. Cholerstwo zdecydowanie krócej wytrzymywało na baterii niż oryginał.
Olander wdusiła słuchawkę i usiadła na brzegu łóżka.
- Słucham? - odezwała się.
- Przy telefonie badaczka Yasmine Orwell. Pani Katherine Cobham z nadzoru z Antarktydy chce porozmawiać z panią Olander.
- Na litość boską, daj mi tę słuchawkę - wtrącił się znajomy, kobiecy głos bratowej Imogen.

Immy musiała się mocno postarać, żeby powstrzymać się przed odruchowym rozłączeniem połączenia. Chwilę milczała.
- Przy telefonie... - odezwała się w końcu z rezygnacja w głosie. Ale zaraz też wkradł się do serca Immy niepokój, przez co mocniej zacisnęła dłoń na telefonie.
- Witaj, Imogen - Katherine odparła. W jej tonie kryła się nieumiejętnie skrywana ekscytacja. - Mam dwie, a nawet trzy dobre wiadomości - zakrztusiła się cicho. - Dobrą, bardzo dobrą i świetną. Którą chcesz usłyszeć najpierw? - zapytała.
- Eeeeee... - Imogen zatkało to co usłyszała. Spodziewała się jakiegoś opieprzu, może soczystej wiązanki w sprawie tematów prywatnych, a tu... Zmarszczyła brwi, zastanawiając się czy to może po prostu sarkazm przemawia przez jej bratową. Jednak zdawało się, że nie. - Może po prostu po kolei... - mruknęła niepewnie, siadając na pojedynczym łóżku.

- Dobrze - Katherine zgodziła się, po czym zamilkła. Chyba nie mogąc zdecydować się, od czego zacząć. - Otóż Solvi jest już bezpieczna, cała i zdrowa. Twój kolega mnie bardzo naciskał w tym względzie, no a ja sama też chcę jak najlepiej dla małej… choć do niedawna nie wiedziałam, że w ogóle istnieje - Kate nie mogła powstrzymać się od wtrącenia.
Imogen słysząc to odetchnęła z taką ulgą, że nawet Kate, będąca na innym kontynencie, mogła wyczuć jak wielki ciężar spadł Olander z serca.
- Kate, tak bardzo ci dziękuję... - odparła uradowana. - Naprawdę, cholernie dziękuję...
- To dobrze, że jesteś wdzięczna - Kate enigmatycznie wtrąciła, ale bardzo szybko kontynuowała. - Mamy w IBPI powiązania medyczne, gdyż jak sama wiesz, praca tutaj bywa urazowa. Pociągnęłam za kilka sznurków i Solvi jest obecnie w rękach emerytowanej i poważanej badaczki - dodała. - Druga dobra wieść brzmi tak… że ty również chyba jesteś poważana. Twój pomysł z powstrzymaniem FBI tym rzekomym śledztwem CIA został wcielony w życie i… wypalił. To znaczy miny nie wypaliły - Kate trochę plątała się, jak gdyby tak naprawdę nie do końca była w temacie. - Dzięki tobie ci biedni ludzie nie weszli na zaminowany teren i nie zginęli. Wcześniej jednak wysłali drobną ekspedycję, która miała zinfiltrować domek tej biednej Lilliane od piwnicy. Do nich nie dotarła informacja, że nie mają ingerować, ale to tylko dobrze się skończyło, bo ich akcja powiodła się. Nikt nie wybuchł, kilka Rosjan i agentów co prawda zginęło, ale to i tak nieprawdopodobnie zminimalizowane szkody. Gorelev jest w areszcie.

- Och... - Olander była zaskoczona. Co prawda sama była pod wrażeniem pomysłu na jaki wpadła, ale bez pomocy Natalie i jej kontaktów pewnie nie poszłoby tak gładko. - Całe szczęście Douglas ze mną była. Jej ojciec jest w FBI, czy może i ktoś więcej... Gdyby nie to, to nie udałoby się od razu tak zamącić - pośpieszyła z wyjaśnieniami Imogen, w której coraz bardziej rosło zadowolenie.
- No, to jest właśnie przeznaczenie, jak odpowiednie osoby znajdują się nagle razem w jednym miejscu i robią wielkie rzeczy - Kate powiedziała mądrym, oświeconym tonem. - A jak już o przeznaczeniu mowa… dochodzimy do tej trzeciej dobrej wiadomości - zaśmiała się niezręcznie. Co od razu zapaliło w głowie Immy lampkę ostrzegawczą.
- To ta trzecia wiadomość to jest ta "dobra"? - użyła stopniowania jakie zastosowała pani Cobham. Oczywiście Olander za wspaniałą wieść uznała informację o córce, a za bardzo dobrą tą o udanym zamieszaniu zrobionym w służbach rządowych. Pozostawała więc już tylko ta ostatnia.

- No i teraz dochodzimy do bardzo dobrych wieści - Katherine widać musiała mieć inny system wartości. - Otóż… ten Brandon bardzo na mnie naciskał, no i że jesteś taka sama i opuszczona, no e tak… Yasmine, zrobisz mi może kawę? - Kate zmieniła temat.
Imogen przeszedł zimny dreszcz po plecach.
- O boże... - wymsknęło jej się gdy zakryła dłonią twarz. Olander bała się zapytać co też Kate myśli w tej sprawie więc po prostu czekała, aż to powie.
- No i ja w tamtej chwili spanikowałam i zrobiłam to, co wtedy wydawało mi się słuszne. Dzięki, Yasmine - rozległa się chwila ciszy. - Yasmine, ale ty wiesz, że ja piję kawę tylko ze spienionym mlekiem i karmelową posypką.
W tle rozległo się westchnięcie.
- Zrobię nową - badaczka powiedziała cicho.
- No i mój klon w Londynie zareagował impulsywnie - Kate kontynuowała. - Doskoczyłam do twojej matki Liv i powiedziałam, że tak naprawdę pochowała gumową lalę, a nie córkę.
- Jezu… Kate… - Imogen była przerażona tym co mówiła.
- Że sfingowałaś własną śmierć, z powodu długów i że uciekałaś przed wierzycielami, no i doszedł wstyd z powodu córki bękarcicy i że wstydziłaś się o niej powiedzieć rodzinie, dlatego udałaś śmierć. I tylko ja wiedziałam, że żyjesz. Twoja matka jest szalona, powinnaś widzieć, jak mnie wytarmosiła - Katherine powiedziała z wyrzutem. - No i Liv zmobilizowała całą rodzinę i właśnie teraz wszyscy są w samolocie do Portland. Jesteśmy aktualnie nad Atlantykiem. Siedzę właśnie pomiędzy Mattem a Suzan. Jej mąż Harold i dzieci Emily i Gregory są dalej, obok Jeremiego, twojego ojca. Rupert, Gordon i Lucy siedzą z babcią - Kate zamilkła na moment. - Dzięki, Yasmine - rzekła do badaczki. - W każdym razie Solvi będzie teraz miała najlepszą opiekę pod słońcem - Katherine zaśmiała się równie głośno, co wymuszenie. - To ta najlepsza wieść.

Imogen zrobiła się blada jak kreda. Opadła bezsilnie plecami na łóżko.
- Kate to bardzo, bardzo, bardzo cholernie źle! - jęknęła. - A jak coś się stanie samolotowi?! - dodała spanikowana Olander.
- Niby co by się miało stać? - odparła pani Cobham. - Lecą tupolewem, to niezawodne samoloty. Lecimy - poprawiła się.
Olander nazwa samolotu nic nie mówiła. Zupełnie się na nich nie znała, a spędzenie kilku miesięcy w związku z pilotem liniowym tego nie zmieniło.
- Trzeba było jej wyczyścić pamięć - odparła Immy nie wiedząc tak naprawdę co o tym wszystkim myśleć. - Gdy dotrą do Portland. Znaczy… Gdy dotrzecie do Portland to zakwateruj ich w moim mieszkaniu. Powinno starczyć miejsca... - dodała mocno zmieszana tą informacją.
- Szkoda, że cię tu nie ma - Kate kontynuowała. - Twoi rodzice kłócą się, stewardessa już dwa razy interweniowała, głównie to Liv wrzeszczy. Suzan płacze, a Matt śmieje się. Mój klon wyjął chusteczkę i udaje wzruszenie. Czy coś. Dzieci się cieszą - Cobham dodała. - Od świąt nie było takiego zjazdu rodzinnego.
- To... Dobrze... - choć to powiedziała to Immy nie była jednak co do tego przekonana. - Eh... To... Ten... - zupełnie nie wiedziała co powiedzieć.

- ...Cieszysz się? - wyczekująco podsunęła Kate.

- Chyba tak... - mruknęła niepewnie Immy.
Rozległo się westchnięcie ulgi. Najwyraźniej Kate sądziła, że Imogen znacznie gorzej to wszystko przyjmie.
- To teraz nam nie umrzyj w tych Helsinkach - Kate zażartowała z lekką dozą paniki w głosie.
- ...Spróbuję - odparła Immy. - W sumie to... Dzięki Kate za wszystko - dodała z westchnięciem. - Czyli co… Wracam do bycia Cobham? - zapytała.
- Tak naprawdę nigdy nie przestałaś nią być - Kate pokusiła się o coś, co w zamierzeniu miało brzmieć mądrze. - Ale oficjalnie, to tak. Trzeba będzie teraz sfingować śmierć Olander - westchnęła. - Ale to nawet dobrze, bo nic nie będzie łączyć cię z tą masakryczną rzezią.
-... Jaką rzezią... ? - Immy miała wrażenie że coś musiała w tej rozmowie przeoczyć.
- E… nie wiesz? - Kate odparła, zaskoczona. - Mam na myśli to, co przytrafiło się tej biednej Russov, która u ciebie pracowała i została znaleziona… w bardzo, bardzo złym stanie… Tak mi przykro - Kate wydawała się szczerze zasmucona.
- Co z nią? - zapytała niepewnie Immy.

Przerwał jej jednak Fluks. Pies wskoczył do pomieszczenia, jak gdyby diabły go goniły. Wyhamował tuż przed Olander, nie wiedząc co dalej robić. Wyglądał na nieziemsko wystraszonego.
- No, nie żyje - Kate odparła. - Znaleziono ją martwą. Rosjanie ją zabili. Jeszcze raz… przykro mi.
Olander zasmuciło to. Bardzo. Ale wtedy wpadł do pokoju pies odwracając jej uwagę.
- Co się stało Fluksik? - Immy odsunęła od ucha telefon i poklepała na miejsce obok siebie, na łóżku, by pies do niej wskoczył i się przytulił. Tak też zrobił. Mimo to nie tracił z oczu otwartych drzwi, wyczekując zagrożenia.
- Jaki Fluksik? - zapytała Katherine.
- To pies. Przybłąkał się do nas to go wzięliśmy. Koleżanka go adoptuje - wyjaśniła Olander przytulając zwierzaka i głaszcząc go uspokajająco po piersi. - Wystraszyłeś się muzyki?

Pies odpowiedział pojedynczym szczeknięciem, które mogło oznaczać wszystko.
- Hmm, nie będzie pierwszą osobą, która przywozi pamiątki z misji - Kate zawiesiła głos.
Olander zaśmiała się. Ale był to radosny śmiech.
- Ja nie żałuję, to może i Alice nie będzie - odparła jej Immy.
- Liv pyta się mnie właśnie, czy ojciec Solvi jest wykształcony. Krzykiem przez cały samolot. Co mam odpowiedzieć…?
- A ja myślisz wiem? - powiedziała Imogen ze śmiechem. Kiedy tylko to powiedziała, głośny jęk zaskoczenia wyrwał się z ust Katherine. Olander wręcz fizycznie odczuła, jak bardzo jest oceniana przez bratową. - Chyba bez wyższego nie zostaniesz kapitanem statku. Ja ci radzę nic nie mówić. Wykpij się że nie wiesz. Albo skoro już i tak mnie wsypałaś to powiedz, że był kapitanem statku wycieczkowego. Bo to, że został porwany przez Konsumentów to raczej nie wypada mówić - mruknęła na koniec.
- To dobrze, że coś o nim wiesz - Katherine westchnęła z ulgą. - Będę kończyć, ostatecznie mam obowiązki w IBPI - westchnęła. - To do usłyszenia - rzekła na koniec pozytywnym tonem.
- Powiedz mojej mamie, że ojcem Sol jest Holender, wysoki i przystojny blondyn. Powinna się ucieszyć - zażartowała Immy. - Na razie Kate. Ale nie będę już pod tym telefonem. Zostawiam go Lotte, a sama biorę się od dziś za temat policji. Do zobaczenia za kilka dni. Pa - po tych słowach rozłączyła się.

Rozmowa z bratową dobiegła końca. Tymczasem Fluks wysunął się z uścisku Imogen, uspokoiwszy się nieco, i wychylił głowę za drzwi. Sprawdzał, czy teren jest bezpieczny.
- Fluks, możesz się tylko cieszyć, że zamieszkasz z Alice - jęknęła Immy. - Chaos... Chaos - westchnęła. - Ej co wy tam wyprawiacie? - krzyknęła do reszty i usiadła na łóżku. Wstała, położyła telefon na stoliku i podeszła do psa, przy którym przykucnęła. Pogłaskała go, dodając mu otuchy i weszła do pomieszczenia wspólnego.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline