Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2017, 12:42   #91
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Lotte Visser



Lotte spacerowała brzegiem plaży, spoglądając na niepodważalne walory pięknych, fińskich krajobrazów. Strzeliste topole, wspaniałe brzozy. Zachodzące słońce, znikające niespiesznie za horyzontem. Kilka ptaków wzlatywało ponad nią, szukając schronienia na powoli zbliżającą się noc. Visser tonęła we własnych myślach. Robiło się coraz chłodniej, ale prawie tego nie zauważała.

Plaża zdawała się wyludniona. Było już po osiemnastej, więc rodziny z dziećmi znajdowały się w innych miejscach. Na dodatek Lotte przypomniała sobie o imprezie organizowanej przez sąsiadkę oraz o potańcówce w Oittaan Kartano, o której wspominał taksówkarz Into. Jak się z czasem okazało - namiętny kochanek właścicielki campingu, Enni.

Wszyscy znajdowali się gdzieś indziej.
Kroczyła sama po miękkim, jasnym piasku.

Wtem ujrzała chłopca stojącego przy tafli jeziora. Rozpoznała go. To on rano biegł z pluszowym kotkiem, uciekając przed dziewczynką. Teraz jednak puszczał kaczki po wodzie wprawnymi, płynnymi ruchami. Wyglądał na bardzo samotnego. Z drugiej strony… z jego perspektywy Lotte również musiała tak wyglądać. A to znaczyło, że nie powinno oceniać się ludzi po pozorach… czyż nie?

[media]http://www.youtube.com/watch?v=QnxpHIl5Ynw[/media]

Jeszcze dalej Lotte spostrzegła zwykły, zielony namiot rozpostarty na piasku. Śledzie wbite w miękkie podłoże utrzymywały go na grząskim terenie. Jego obecność nie dziwiła zbytnio. W krajach Skandynawii obowiązywało - co prawda niepisane, lecz mocno zakorzenione - prawo wszystkich ludzi, Allemansrätten. Według niego każdy człowiek miał prawo do kontaktu z naturą, z którą cywilizacja powinna współistnieć, a nie rywalizować. Wynikała z niego możliwość nocowania przez jedną noc wszędzie, nawet na terenie prywatnym. O ile obecność gości nie przeszkadzała i nie naruszała prywatności właściciela.

I nagle świat przyspieszył. Visser poczuła motyle w brzuchu - lecz bynajmniej nie z powodu zakochania. Bezwładnie opadła na kolana, odnosząc wrażenie mrowienia na całym ciele.

Przez ułamek sekundy ujrzała duże oczy - i choć to zdawało się sprzeczne, mogłaby przysiąc, że były jednocześnie czarne i jasnoczerwone. Patrzyły na nią. Wydawały się bardziej zwierzęce, niż ludzkie.
- Proszę pani, musimy uciekać - znikąd obok niej wyrósł chłopiec, który wcześniej puszczał kaczki przy jeziorze. Wyglądał na nieziemsko przestraszonego. W jego oczach błyszczały łzy spanikowanego dziecka. - Wilk, on zbliża się… - pociągnął ją za rękaw.

Właśnie wtedy go usłyszała. Głośny, donośny ryk bestii. Czy też raczej… poczuła go w kościach, jak gdyby dźwięk nie przenosił się drganiem powietrza, nie tak naprawdę.

Obok namiotu wyrosła postać obleczona w wieczorne cienie. Z nożem i młotkiem rzuciła się na zielone schronienie. Nie wchodząc do środka, od zewnątrz bezlitośnie na przemian waliła i uderzała. Przeraźliwe krzyki. Krew rozprzestrzeniająca się po tkaninie. Szybkie, pełne furii ciosy. Śmierć.

- Proszę pani! - krzyknął chłopiec. - Musimy uciekać!
Wyglądał na przeraźliwie zdesperowanego, jednak nie opuścił Visser. Świat wirował w jej umyśle, jednak po chwili zmobilizowała się i odzyskała kontrolę nad własnym ciałem. Tajemniczy oprawca nie przestawał nawet na moment. Kiedy jedna z jego ofiar próbowała uciec z namiotu, natarł na jej czoło młotkiem. Była to nastoletnia dziewczyna, której wysoki pisk poniósł się echem Jeziora Bodom. Kolor ciemnych, długich włosów zniknął przykryty szkarłatem krwi. Trzask łamanej kości czołowej zdawał się równie głośny, co grom z jasnego nieba.

Jednak tonął w harmidrze bawiących się w oddali ludzi z campingu. Zdawali się tak blisko! Gdyby tylko któryś z nich obrócił się i zmrużył oczy, gdyby kogokolwiek cokolwiek zaniepokoiło…! Gdyby ktoś chociażby na chwilę ściszył muzykę, gdyby głos zarzynanych ludzi dotarł do świętujących Finów z Oittaa. Niestety Lotte była w tym sama. Ona i bezbronny, spanikowany chłopiec.

Mrugnęła oczami. W tym ułamku sekundy ujrzała obraz czterech, wpatrujących się w nią twarzy.


Jednak po chwili zniknęły, a obraz rzezi przed jej oczami zaczął przybierać coraz większego rozmachu.

Pozostali


Natalie patrzyła na podświetloną zawartość mikrofalówki. Skrzydełka i stripsy z KFC obracały się powoli wewnątrz urządzenia. Wreszcie przestały, a Douglas wyjęła je. Zgarnęła jeszcze kilka sosów czosnkowych i wyszła na zewnątrz domku. Usiadła przy drewnianym stole na werandzie.

Posunęła się, aby zrobić miejsce Sharifowi i talerzowi kanapek w jego dłoni. Wnet dołączyła do nich Alice, która zawinęła mokre włosy w biały, puszysty ręcznik. Jako ostatnia weszła pod prysznic i wciąż pachniała aromatycznym płynem pod prysznic.

Imogen próbowała nauczyć Fluksa aportować. Co niestety nie wychodziło… ale jak to możliwe? Przecież do tej pory pies wydawał się dość pojętny i bystry… więc zdawało się prawdziwie nierzeczywistym, że nie przynosił rzucanej gałązki! Pozostało jedynie pocierać oczy w niedowierzaniu. Jednak po chwili Olander musiała zagonić Fluksa do domku i zamknąć go w pokoju. Z powodu hałasu.

A jego źródłem była impreza, którą sąsiadka zapowiedziała tuż po przyjeździe Detektywów do Oittaa. Co prawda ich domek tkwił w oddaleniu, lecz dźwięk niósł się dobrze i zgodnie z zapowiedzią sopran Madonny wznosił się nad campingiem. Pijani ludzie, obejmujący się za ramiona, szli w kierunku miejscówki skinheadki, lub stamtąd wychodzili. Niektórzy śpiewali głośno i niemelodycznie, inni wyszli z telewizorem, anteną i przedłużaczem przed domek, by oglądać mecz z piwem i przekąskami. Powoli zbliżała się dziewiętnasta. Lokatorzy innych domków i namiotów zbierali się do Oittaan Kartano, gdzie miał wystąpić zespół z Helsinek.

Czwórka detektywów spojrzała po sobie. Przyszedł czas na rozdzielenie zadań, czyż nie? A może powinni poczekać na Lotte? Nikt od rana nie widział koleżanki z drużyny - musiała wyjść, kiedy wszyscy spali. Czy powinni jej poszukać? A może zadzwonić?

- Chodźcie na występ - przed ich domkiem pojawiła się nieco wstawiona Enni. Miała na sobie czarną koszulkę z płonącą czaszką, a włosy splotła w niedbały warkocz. - Zagrają Children of Bodom! Mocny, fiński metal - uśmiechnęła się delikatnie, wodząc pijanym spojrzeniem po Detektywach. - To skandal, nazwać zespół po tej tragedii z 1960. Ale czy nie o rozgłos chodzi w mocnym rocku? I o pogłos…

Natalie zaczęła czytać w Zbiorze Legend o tajemnicy sprzed półwiecza.
 
Ombrose jest offline  
Stary 21-03-2017, 21:05   #92
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Weranda

Natalie pokręciła głową, patrząc kątem oka na swoich towarzyszy.
- Ja dziękuję. Mam dużo pracy - zawiesiła głos.
W zasadzie spojrzenie kątem oka wyszło jej prawie jak zez, a proste zdanie zabrzmialy niemal jak z automatu, ponieważ skupiała się na informacjach.
Enni skinęła głową, krzywiąc się.
- A pozostali? Może ktoś zechce się dobrze zabawić? - na powrót uśmiechnęła się, przesuwając wzrok po innych Detektywach.
Alice popatrzyła po pozostałych i potem zwróciła wzrok na okolicę za Enni, aż w końcu jej spojrzenie padło na kobietę. Uśmiechnęła się do niej uprzejmie
- Zapewne któreś z nas się tam wybierze, tylko to dopiero za jakiś moment, lub dwa. - zapewniła kobietę rudowłosa, bawiąc się końcówką ręcznika między palcami.
- Dobrze, to w takim razie nie przeszkadzam - kobieta rzekła, pożegnała się i wyszła, zostawiając detektywów samych.

Milcząca i zamyślona do tej pory Immy wstała od stolika.
- Dzięki za kanapki - powiedziała spoglądając na Sharifa. Skinęła do niego głową w podzięce za posiłek. - Dobra, czas się zbierać - stwierdziła niby do wszystkich niby do siebie samej. Spojrzała po Detektywach.

- Moja legitymacja policji już jest aktywna, więc nie mam wyjścia co do wyboru zadania. Dlatego ja idę się już zbierać, bo nie lubię imprezować i słuchać głośnej muzyki - powiedziała Imogen do Detektywów cicho, popełniając na koniec aż dwa kłamstwa z rzędu. - Macie mój numer, więc to ten kto zdecyduje się do mnie dołączyć to niech dzwoni do mnie i spotkamy się już jutro rano w centrum Helsinek - dodała spoglądając kolejno po Sharifie, Alice i Natalie. Tej ostatniej posłała przyjacielski uśmiech.
Nie czekając na ich odpowiedź Imogen weszła do środka domku.

Alice skończyła wcinać kanapkę, po czym uśmiechnęła się do Sharifa
- Normalnie nas rozpieszczasz… - stwierdziła, po czym podniosła się i ruszyła do środka, by wytrzeć i przesuszyć do końca ręcznikiem włosy. Jej babcia zawsze powtarzała, że nie powinno się tego robić na dworze, chyba że temperatura otoczenia sięga 25 stopni, albo wyżej.

Po dłuższej chwili Natalie również poszła do domku. Sharif został sam na werandzie. Po posileniu się i dopiciu kawy wziął mapy i wszedł do środka. Usiadł na fotelu i zaczął studiować plan Helsinek.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 21-03-2017, 21:09   #93
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
W domku: część pierwsza

Zaprowadzenie Fluksa do środka co prawda niewiele zmieniało, ale zawsze było to już coś - nieco mniej hałasu, krzyków, ludzi i nieco mniej zapachów. Immy zamknęła psa w pokoju gdzie spała Natalie, by zwierzak w razie czego miał ograniczone pole do prowadzenia destrukcyjnych działań, uprzednio jednak kobieta zabrała wszystkie rzeczy osobiste Douglas poza zasięg psiego pyska. Zostawiła psu wodę w pokoju.

Impreza na powietrzu rozkręcała się w najlepsze, a na kempingu już tylko o tym mówiono. Imogen jeszcze przed snem nie miała ochoty w tym uczestniczyć, a teraz myślała już tylko o tym by wyjechać, wrócić do stolicy i zabrać się za robotę... I wypić dobrą szkocką w hotelu. Potrzebowała jej by móc myśleć jasno, gdy do rozwiązania miała trudne problemy. A miała na głowie cholernie trudne decyzje do podjęcia.

Bez konieczności ciągłego pilnowania psa, Immy ze wzrokiem wbitym w ekran smartfona przeszła przez pomieszczenie wspólne i weszła za parawan. Położyła telefon na brzegu łóżka. Na jego wyświetlaczu widoczne były adresy helsińskich ośrodków pomocy zwierzętom. Olander wyciągnęła ze swojej torby długą i zwiewną białą koszulkę oraz przylegający do ciała podkoszulek. Zrzuciła z siebie to co miała i ubrała podkoszulek. Następnie sięgnęła po pistolet i szelki. Ten pierwszy położyła na łóżku, a naramienne paski szelek do kabury zaczęła na siebie ubierać.

Wchodząc do środka Alice zerknęła za Imogen, jednak dostrzegła tylko ruch za parawanem. Zapewne za nim musiała znajdować się Olander. Następnie Harper ściągnęła ręcznik z głowy i zaczęła przecierać włosy
- W sumie to nie pamiętam, czy zapisałam twój numer. Hmm… Nie wolisz poczekać? Fluks pewnie by wolał pobiegać jeszcze trochę po trawie bardziej, niż kisić się w jakimś psim hotelu - próbowała zagadać do blondynki, która skryła się za parawanem, ale ten i tak nie krył dźwięków, więc mogła do niej przez niego mówić i tak szanując jej prywatność i nie pchając jej się w strefę komfortu.
Imogen pokręciła głową.
- Nie ma sensu tracić czasu - odparła poprawiając ułożenie pasków szelek od kabury. - A Fluks... - westchnęła. - Przemyślałam wszystko. Nie poradzę sobie. Mam małe dziecko, które sama wychowuję. Nie mam rodziny, a i jeszcze w tym miesiącu chcę wyprowadzić się ze Stanów... Znalazłam kilka ośrodków pomocy dla bezdomnych zwierząt. Zrobiłam co mogłam dla niego, o resztę zadbają kompetentni ludzie - po tonie głosu Immy można było wyczuć, że czuje się z tą decyzją źle. - Jeszcze dziś go tam zawiozę - dodała markotnie. - Mój numer zapiszę na kartce i zostawię wam gdzieś na blacie kuchennym.

Alice przez dłuższy moment pozostawała zupełnie milcząca.
Dlaczego?
Bowiem poczuła się bardzo źle.
Fluks miałby trafić do jakiegoś schroniska, albo czegoś takiego?
No niby to logiczne, był bezpańskim psem, którym się zajęli, żeby mu pomóc.
Z jakiegoś jednak powodu zrobiło jej się niedobrze.
Bardzo niedobrze.
Przełknęła ciężką piłkę w gardle, myśląc sobie jakie to smutne. Wiedziała jakie to uczucie być zagubionym bez kogoś, kto by się chciał tobą zaopiekować. W końcu mimo, że była mała, gdy wzięli ją pod skrzydła dziadkowie, wiele razy o tym myślała, że mogła wylądować w sierocińcu.
- Nie możesz go oddać - odezwała się śmiertelnie poważnym, pogłębionym głosem. Wręcz mrocznym i niepokojącym.

- Nie mam innego wyjścia. On potrzebuje pełnej uwagi, opieki i resocjalizacji - westchnęła Imogen i wzięła do ręki pistolet. Sprawdziła magazynek, zabezpieczenie i dopiero wtedy schowała do kabury. - To jest bardziej... Odpowiedzialne rozwiązanie niż narażać go na stres związany z chaosem mojego życia... A kraje skandynawskie mają dobry system opieki nad takimi zwierzakami - mówiąc to, Olander zaczęła ubierać na siebie koszulę.

Alice stała w bezruchu, po czym przygryzła wargę. Ręce miała w połowie ruchu do głowy z ręcznikiem, najwyraźniej chciała nim znowu przetrzeć włosy. Te wisiały teraz pofalowanymi strąkami i wyglądały jak burza niespokojnych rudych pnączy
- To ja się nim zajmę! Proszę, nie oddawajmy go do schroniska. Dałaś mu już nawet imię! - głos jej aż zadrżał, co blondynka na pewno usłyszała bardzo wyraźnie. W postawie Alice było coś głębszego.
Olander zrobiła zdziwioną minę. Zupełnie jakby się przesłyszała. Odwróciła się na pięcie i podeszła do parawanu zza którego wyjrzała.
- Mówisz serio? - zapytała Immy rzucając badawcze spojrzenie na Alice.
Alice miała tak poważne i mroczne spojrzenie, że jej jasne oczy mogły się wydawać Imogen wręcz niecodziennie niepokojące
- Tak. Mówię - szczeknęła, wyraźnie nieświadoma swego zachowania stała, gotowa do kolejnej obrony zwierzęcia, jakby szykowała się do pojedynku z blondynką. Jak zaszczute zwierzę, gotowe ugryźć pierwsze w obronie. Ale nie zachowywała się jak szalona, więc coś faktycznie było na rzeczy.

- To wspaniale! - Immy uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie uradowana z propozycji Alice.
Alice wyglądała tak, jakby ktoś dokonał falstartu i jakby zjadła piasek kurzu. Zmieszana bąknęła idiotyczne
- Co…? - bo dane jej się nie zgadzały. Jej umysł bowiem oczekiwał sporu. Walki. Obrony racji Fluksa. A tu jej ktoś kubeł wody na głowę wylał, jakby to już w ogóle było potrzebne, bo przecież robiła i tak za pannę z mokrą głową.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło... - odetchnęła Imogen. - Znaczy... Jesteś pewna że tego chcesz? Że dasz sobie z nim radę? - zapytała podchodząc do Harper.
Alice kiwnęła głową i potrząsnęła głową, jakby otrząsając się z czegoś nieprzyjemnego
- Tak, na pewno znajdzie się jakiś psi hotel z resocjalizacją tu na miejscu… - zaproponowała opcję, bo trzymanie psiaka w zwykłym hotelu faktycznie było złym pomysłem
- Ale nie chcę go porzucać… Znaczy, oddawać… Znaczy… No rozumiesz. - zmieniała zdanie jakby każde kolejne słowo było dla niej niewłaściwe i szukała tego właściwego, ale zrezygnowała, odwracając kota ogonem.

- O przetrzymanie Fluksa na czas zadania się nie martw - odparła jej Olander. - Już pytałam o takie miejsce Enni i powiedziała, że sama chętnie się nim zajmie. Opłacę jego pobyt tu i po wszystkim przyjedziemy po niego. OK? - uśmiechnęła się radośnie na koniec.
Alice stała chwilę jeszcze sztywna, po czym jakby zrzuciła ciężar z pleców i wreszcie opuściła ręce
- Dobrze… Dobrze w porządku. I tak mieszkam zupełnie sama, nie mam nikogo, więc taki towarzysz to będzie dla mnie przyjemność.
- Ah, nie spodziewałam się, że to tak dobrze się ułoży - Immy była tak bardzo ucieszona tym, że po prostu podeszła do Alice i ją przytuliła z całej siły.

Alice za to stała chwilę zaskoczona reakcją Imogen, że po prostu uśmiechnęła się i też ją przytuliła
- Chyba zachowałam się głupio, przepraszam. Trochę drażni mnie ten temat… - powiedziała tylko z dłuższą pauzą informacyjną, że albo nie chce rozwijać, albo to nie jest dobry moment na to.
- Nic się nie stało - mruknęła Olander i pogładziła ją dłonią po plecach. Po chwili puściła ją i odstąpiła o krok spoglądając na rudowłosą. - Zostawię wszystkie rzeczy Fluksa. Psie żarcie jeszcze jest, ale musisz mu dawać w małych porcjach - zaczęła wymieniać to co mogło ułatwić Alice opiekę nad psem. - Musisz na razie uważać na jego szyję, ma ją poranioną od starej obroży, chyba był trzymany na łańcuchu, z którego się zerwał. Opatrzyłam mu to. Nowa obroża jest szeroka i miękka, więc nie podrażnia mu tego. Eh... - westchnęła. - To czas na mnie.

- Dobrze, będę o niego dbać - oznajmiła Alice jak wzorowy zuch.
- Pamiętaj zostawić numer, dobrze? - przypomniała jej. Sama zastanawiała się co teraz z psiakiem. Chyba powinna się pójść przywitać, co nie?
- Masz jakieś psie smakołyki? Ciasteczko takie, czy coś? Chciałam się przyjść z nim przywitać przekupczo - oznajmiła Alice i spojrzała w stronę drzwi do pokoju, gdzie siedział Fluks.
- To chodź od razu wymienimy się numerami - stwierdziła Immy i odwróciła się od razu ruszając za parawan.
Alice wyciągnęła telefon z kieszeni spodni, gdzie już siedział, najwyraźniej wsadzony tam przezornie w celu zatelefonowania gdzieś.
- Mhm… - weszła za nią za parawan.

- Nie mam niestety ciastek ani nic takiego - powiedziała blondynka siadając na łóżku. Wzięła do ręki telefon i spojrzała wyczekująco na Alice by ta podała jej swój numer.
- Hmm, coś wymyślę… - stwierdziła Alice i zaraz wypikała w swoim telefonie numer, który wcześniej zapisała z karty
- To będzieee… 044 046 7545… Jak dzwonimy wewnątrz Finlandii, to pewnie bez kierunkowego. Hm… - powiedziała i spojrzała na Imogen, licząc że pośle jej strzałkę.
Olander wpisała podyktowany ciąg cyfr i wdusiła ikonkę słuchawki. Po chwili telefon Alice zawibrował i zabrzmiała standardowa melodyjka jej smartfona.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 21-03-2017, 22:45   #94
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
W domku: część druga

Do domku wpadła z rozmachem “odwieszona” Natalie.
- Świeże powietrze, świeżym powietrzem, ale mam dość. I chętnie zjadłabym jakąś rybkę, w końcu jesteśmy w kraju, który jest jednym ze źródeł graavilohi! - Nazwa potrawy wyszła jej po fińsku, ale spodziewała się, że i po angielsku nie jest to szczególnie znana rzecz. - Kurczaki z sieciówek też są w Stanach - wzruszyła ramionami wyrzucając do kosza tłuste, tekturowe pudełko.
- A gdzie młody? - zapytała, rozglądając się po podłodze, co było oczywistą przesłanką do tego, że szuka Fluksa.
- Siedzi w twoim pokoju. Źle znosi hałas - odparła Immy podnosząc spojrzenie w kierunku, z którego dochodził głos Natalie. - Ale nie martw się, zabrałam twoje rzeczy, żeby nic ci nie zniszczył - dodała naprędce. - Dobra... - blondynka wstała z łóżka i rozejrzała się wkoło. Zaczęła pakować swoje rzeczy do toreb. Niewiele tego było więc praktyczne od razu była gotowa - W każdym razie po rozdzieleniu się na grupy proponuję raz na jakiś czas przez platformę Zbioru Legend dzielić się tym co się znalazło, bo zwykle wątki mają to do siebie, że się przeplatają, więc takie informowanie się nawzajem może zwiększyć nasze własne bezpieczeństwo. Szczególnie jeśli chodzi o mafię i policję. Eh, zawsze się okazuje, że jedni czy drudzy mają swoje wtyki w “konkurencji” - stwierdziła wspominając całe to zamieszanie w Portland i mafiozą przebranym za policjanta. Immy zostawiła rudej rzeczy Fluksa w torbie z logiem sklepu zoologicznego, która leżała aktualnie na parapecie okna.
- A i w razie czego to też proszę nie martwcie się o mnie jeśli nikt z was nie uzna, że nie czuje się osobą kompetentną do policji - Immy uśmiechnęła się. - W razie czego dam sobie radę sama. W końcu w policji brytyjskiej przepracowałam kilka lat - mrugnęła do Alice i niosąc w ręku torbę i plecak wyszła zza parawanu do Douglas, która mogła swobodnie słyszeć całą jej wypowiedź.
- Alice zdecydowała się zaadoptować Fluksa - Olander w skrócie przedstawiła zmiany w planach. - Ja już idę, bo chcę złapać jakąś taksówkę, która przywiozła któregoś z imprezowiczów - to mówiąc sięgnęła po wiszącą na jednym z krzeseł bluzę i narzuciła ją na siebie. Następnie wyciągnęła portfel z plecaka i wyjęła kilka banknotów, kładąc je na stół. - Zostawiam kasę na zapłacenie za pobyt Fluksa. Alice, zapłać Enni od razu za tydzień z góry, bo w naszej pracy nigdy nic nie wiadomo - Immy skrzywiła się, jakby odnosiła się do własnych przykrych doświadczeń.
Natalie jęknęła.
- Chyba dużo przegapiłam. Zostawiasz nas już w tej chwili? Myślałam, że jeszcze moment mamy... A gdzie Lotte? I jak to Fluks zostaje adoptowany przez Alice? Myślałam, że już zaczynam się ogarniać, a tu znowu zawirowania. Chętnie bym dołączyła… ale na razie na pewno na nic się nie przydam, ale zgłaszam chęć - dodała nieśmiało.
Douglasówna bardzo chciała towarzyszyć Imogen. Ona naprawdę wydawała się kompetentna. Ale pewnie po prostunie nie chciała być spowalniania przez rozedrganą emocjonalnie archeolog, która ostatnimi czasy niewiele robiła poza żarciem i płaczem. Nie można było mieć o to do Olander pretensji, raczej powinno się przytaknąc jej instynktowi samozachowawczemu.
- Parę pytań mogłabym jeszcze wymyślić, jak trzeba - dodała pół żartem.
Immy uśmiechnęła się przyjacielsko do Douglas i położyła jej rękę na ramieniu.
- Tak, już w tej chwili was zostawiam - potwierdziła i zabrała dłoń. - Ja zamierzam do pracy zabrać się dopiero jutro, dziś po prostu w hotelowym pokoju upiję się w samotności whisky, żeby się zrestartować, może wyrwę jakiegoś przystojniaka - stwierdziła Olander z mrugnięciem oka, co mogło znaczyć, że żartuje. - Lotte gdzieś polazła, ale skoro nie przepadła na naszej poprzedniej wspólnej misji to i tu się nie zgubi - powiedziała z rozbawieniem w głosie. - Jeśli miałabym cokolwiek wam doradzić to uważam, że do policji wystarczy jedna do dwóch osób. Nie więcej. Za to mafią lepiej, żeby już zajęło się co najmniej dwóch Detektywów. Trzech to byłoby bardzo komfortowo. Tam lepiej mieć kogoś zaufanego kto pilnuje pleców... No i ta trzecia misja. W niej niby jedna osoba da radę, ale zawsze lepiej mieć kogoś obok, na wypadek jakby jakiś haltijo czaił się w krzakach. No... - Immy westchnęła. - No to ustalcie między sobą co i jak. Pewne moja nieobecność też przysłuży się Lotte. Wygarnęłam jej co miałam, a że jest cięta tylko na mnie, a nie na was to powinno być teraz całkiem normalnie z nią - dodała blondynka, rzucając spojrzenie przez ramię, w kierunku Alice.
Natalie znowu westchnęła.
- No dobrze, jesteśmy w kontakcie, tak? Alice ma już twój numer? - spojrzała na telefon, który trzymała w ręku rudowłosa koleżanka, domyślając się, że to musiał być powód jego wyjęcia, - No to leć. Odpocznij, działaj, melduj się. Pisz chociaż sms-y, dobrze?
- Tak - skinęła głową Olander. - Jak jedna z was się zdecyduje do mnie dołączyć to dajcie znać mi smsem. Jak nikt to też przyda się mi taka informacja, żebym na darmo nie czekała - Immy uśmiechnęła się dając Natalie i Alice do zrozumienia, że w temacie współpracy to tylko je dwie bierze pod uwagę. - Nie żegnam się, bo będziemy w kontakcie - po tych słowach Imogen odwróciła się i skierowała swoje kroki do wyjścia.
Przystanęła jednak, słysząc dźwięk telefonu satelitarnego, który dochodził z pokoju Lotte. Wszystko wskazywało na to, że Visser nie wzięła go ze sobą, kiedy wychodziła. Czy powinna wejść i odebrać?
Alice kiwnęła głową Natalie i zaraz ponownie wsadziła telefon do kieszeni. Przeczesała palcami wilgotne włosy i sama również zwróciła uwagę, że telefon zadzwonił. W sumie to było ciekawe, gdzie wcięło Lottę, bo nie było jej już od jakiegoś czasu, no nie?
- Może wezmę Fluksa na spacer nim się zacznie całkiem głośno robić? Tu w okolicy i przy wodzie pewnie jest jeszcze cicho, bo drzewa wygłuszają ryk… - Alice zaproponowała Natalie i zerknęła na Imogen.

Olander nawet się nie zawahała słysząc dobiegający z pokoju Lotte dźwięk telefonu. Przewróciła tylko oczami, że musi się jeszcze wracać i skierowała się do pokoju Lotte by odebrać telefon.
Natalie w trzech krokach już była tuż za Imogen. Oczywiście, że odebrać, to przecież nie był prywatny telefon Lotte. Ona też nie chciała się zgodzić na zużywanie Implikera, ale większość chciała się przenosić, więc musiała go oddać, była jego… piastunką, jakby na to nie patrzeć. Jednak widząc wigor pędzącej do telefonu koleżanki, stwierdziła, że skoro Imogen odbierze, to nie trzeba się dalej pchać. Douglas wiedziała, że detektyw Olander wiernie przekaże rozmowę, jeśli będzie to potrzebne.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 22-03-2017, 04:06   #95
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
W domku: część trzecia

Alice popatrzyła za Imogen, która weszła do pokoiku, po czym zerknęła na Natalie i uśmiechnęłą się
- Idę przekonać do siebie Fluksa - oznajmiła.
Natalie wzruszyła ramionami i spojrzała na Sharifa, który nie angażował się specjalnie w ich dywagacje, po czym usiadła przy stole, po prawej od kolegi, skupiając się na kubku z herbatą i swoim telefonie.
Alice weszła do łazienki, po raz kolejny przetarła i przesuszyła włosy i gdy były już niegroźnie wilgotne, wyszła i udała się do lodówki domkowej. Znalazła w niej jakąś przekąskę typu kawałek wędliny, a potem udała się do pokoiku gdzie siedział Fluks, ostrożnie wsadzając najpierw kolano i piszczel ze stopą pomiędzy drzwi i framugę, a potem zaglądając do środka
- Fluks, co tam łobuziaku? - zagadała optymistycznie do zwierzaka.
Pies zaszczekał dwa razy, widząc, że ktoś wchodzi na jego nowe terytorium. Wpierw wydawał się nieprzekonany, ale gdy ujrzał w dłoni Harper kawałek wędliny, zamachał ogonem i złagodniał. Tymczasem Alice ujrzała wyszarganą pościel Natalie oraz żółte plamy w strategicznych miejscach w pokoju. Wszystko wskazywało na to, że w czasie rozmowy detektywów zdążył już oznaczyć nowe włości.
Alice popatrzyła po pokoiku unosząc wysoko brwi
- Ooo jeejku, jeeejku. Ładnie sobie urządziliśmy chatę, hmm? - odezwała się do zwierzaka i weszła do środka. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się, czy Imogen nie zostawiła tu gdzieś jego smyczy. Trzeba go jednak wyprowadzić, nim narąbie na środku tego wszystkiego, co i tak już nabałaganił
- Chcesz kawałek wędlinki, hmm? Tak nałobuzowałeś, ale chociaż nie tak znowu tragicznie jakbyś mógł najbardziej… No no… - Alice mówiła cały czas spokojnym tonem z nutą optymizmu, bo gdzieś kiedyś słyszała, że to pomaga przy oswajaniu zwierząt. Odrywając kawałek mięsa i kładąc sobie na otwartej dłoni z mocno napiętymi palcami, by czasem jej nie dziabnął a by mogła mu spokojnie podać. Opuściła dłoń z kawałkiem dla pieska. Reszta była na za chwilę.
Fluks delikatnie pochwycił zdobycz z ręki Harper, wręcz jak dżentelmen. Następnie delikatnie polizał jej palce, aby podziękować… czy może raczej zlizać posmak.
Alice uśmiechnęła się do niego
- Dobry piesek, dobry - powiedziała do niego i przykucnęła
- Chciałbyś ze mną mieszkać Fluks, hmm? - zapytała retorycznie, choć nie obraziłaby się, gdyby dostojnie odpowiedział jej ‘Niee, ależ skąd Alice, będę uradowany’. Powoli podniosła odrobinę dłoń i zatrzymała ją w bezruchu przy główce Fluksa, tak jakby chciała go pogłaskać, ale czekała czy jej pozwoli. W końcu ona by nie chciała, żeby ktoś ją głaskał bez pozwolenia, to czemu miałaby naruszać jego przestrzeń osobistą? Uśmiechała się do niego i czekała.

Fluks wpierw obwąchał dłoń, a potem skoncentrował wzrok na tej wędlinie, której jeszcze nie dostał. Wszystko wskazywało na to, że powiedzenie “przez żołądek do serca” było w jego przypadku więcej, niż odpowiednie.
Alice popatrzyła na co patrzył piesek
- Dostaniesz zaraz. Ok? Tylko się zaprzyjaźnimy. Na początek, jestem Alice i teraz będę twoją Panią. Zgoda? - odezwała się i delikatnie spróbowała go dotknąć w łepek, by jeśli pozwoli, pogłaskać. Jak będzie grzeczny, dostanie wędlinkę, jak nie będzie, nie będzie wędlinki. Prosta najstarsza zasada funkcjonowania wszechświata. Fluks do końca nie wiedział, czego się od niego oczekuje. Machał ogonem i wysunął jęzor na zewnątrz, dysząc na widok wędliny. Alice pogłaskała go, ale zdawał się tego nawet nie zauważać.
Alice przyglądała mu się, gdy był taki zapatrzony w wędlinę, po czym pokręciła głową lekko rozbawiona tym faktem
- Nooo dobra. Wygląda na to, że będziemy musieli nad tym popracować przyjacielu - powiedziała i dała mu po kawałku resztę wędliny, żeby nie zjadł wszystkiego na raz łapczywie
- Idziemy na spacer, nim zasikasz wszystko permanentnie? - zapytała go ciekawa czy reaguje na słowo ‘spacer’.
Zareagował na słowo. Jednak nie to, o którym Harper myślała. Powoli podniósł prawą nogę, patrząc jej prosto w oczy. Chyba chciał się odwdzięczyć za wędlinę, tylko źle zrozumiał, czego Alice od niego oczekuje.
- Nie stop! Tutaj nie! W domu nie sikamy. Siusiu tylko na trawkę i hydranty! - poinformowała go leciutko podnosząc ton, ale zaraz wzięła wdech i wstała powoli, żeby psa nie spłoszyć
- Idziemy na spacer - oznajmiła mu już teraz super pewna, że Fluks musi iść, po czym wysunęła się z pokoju znaleźć jego smycz. Długo się nie męczyła, by była w widocznym miejscu razem z pieniędzmi. Te zwinęła i wsadziła do wolnej kieszeni, a ze smyczą prędziutko wróciła do pokoju Fluksa. Pokazała mu smycz.
- Spacer. Idziemy na spacer - wyjaśniła mu
- Rozumiesz? - zapytała, jakby licząc na przejaw inteligencji i jednocześnie ostrożnie chciała ubrać go na tę okazję, zapinając, by jej było łatwo mieć go pod kontrolą. Popatrzyła na jego szyję i doszła do wniosku, że chyba lepsze by było na czas leczenia kupić mu może szelki, a nie obrożę. Ale najpierw musi zobaczyć jak w ogóle zachowuje się na smyczy.
Fluks spojrzał na piętrzącą się nad nim osobę, trzymającą w ręku smycz. Skulił się w sobie i przeraźliwie zaskomlał. Było w tym coś znacznie więcej, niż zwykła niechęć do spacerów. Alice zastanowiła, czy poprzedni właściciel nie bił go przypadkiem smyczą. Jeżeli szybko się ją założyło, to nawet jej nie zauważał, ale wyraźnie zdejmował go strach, gdy widział postać stojącą nad nim przez dłuższy czas z tym obiektem w dłoni.
Alice widząc reakcję psiny natychmiast zrobiła smutną minę
- O jeeej… Niee. Spokojnie. Ćśś, misiu… Zobacz. To nic groźnego. Spokojnie… - zaczęła mówić do Fluksa i powoli opuściła się na kolano przy drzwiach, by na otwartych dłoniach pokazać mu smycz do wąchania, by zrozumiał, że nie jest to ta, którą go bito i że Alice nie chce mu zrobić krzywdy.
- Zobacz, ja nie zrobię ci krzywdy… To jest pomocne… Fluks, powąchaj. Pachnie nieładnie? - mówiła do psiaka spokojnie i cierpliwie. Wyraźnie pieskowi potrzeba było dużo miłości, cierpliwości i opieki.
Ruchy Harper były spokojne i powolne, ale Fluks ani myślał ryzykować. Prześlizgnął się obok niej i wypadł do głównego pokoju w ucieczce. A Alice przypomniała sobie, że drzwi na zewnątrz zostały pozostawione lekko uchylone, żeby świeże powietrze mogło wlatywać do środka.


[Ok, rzut TUTAJ, to już poprawnie wykonany rzut na zejście ze skarpy. Przepraszam za zgłupienie! Nie ogarniam X"D]
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 06-04-2017 o 01:46.
Vesca jest offline  
Stary 22-03-2017, 19:49   #96
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
W domku: część czwarta

Siedzący na fotelu Sharif usłyszawszy tupot psich łap podniósł głowę znad studiowanej mapy Helsinek. Do tej pory przysłuchiwał się większości rozmów, ale postanowił się nie wtrącać. Na zamieszanie z psem postanowił jednak zareagować natychmiast, toteż odrzucił papiery na podłogę i rzucił się do drzwi, próbując wyprzedzić psa i zamknąć je przed nim.
I udało mu się.
Fluks prawe wpadł na zamknięte w ostatniej chwili drzwi. Zaskomlał i zaczął się rozglądać w pułapce. Chwycił się ostatniej deski ratunku i pobiegł w kierunku osoby, którą najlepiej znał i której głos niósł się po domku. Ruszył do pokoju Lotte, w którym znajdowała się rozmawiająca przez telefon Imogen.
Sharif jedynie oparł się plecami o drzwi i spojrzał za czworonogiem, nie wszczynając już dalszej pogoni. Następnie jego oczy przesunęły się na Alice, od której to pies zdawał się uciekać. Irakijczyk posłał jej pytające spojrzenie.
Alice wydała zduszone piśnięcie, gdy pies jej czmychnął. No cóż, mogła zamknąć drzwi, ale z drugiej strony nie spodziewała się takiej jego niepokojącej reakcji. Widząc Sharifa zrobiła bardzo zbolałą minę
- Był bity smyczą, wystraszył się, jak ją zobaczył - powiedziała tłumacząc zachowanie czworonoga. Odłożyła smycz na stolik i znów podeszła do lodówki. Lepiej przydały by się ciasteczka dla psa, ale nie mieli takich, więc póki co radziła sobie jak mogła, biorąc kawałek wędliny i zamykając ponownie lodówkę.
Khalid odepchnął się od drzwi i podszedł do Alice, po drodze oglądając odłożoną smycz.
- Wiesz, co Imogen planuje z nim zrobić? - zagaił mężczyzna, opierając się biodrem o ladę i zerkając na rudowłosą.
Alice pokiwała głową
- Planowała go oddać do jakiegoś schroniska, ale postanowiłam, że ja go adoptuję. Byłoby mi przykro, gdyby teraz został znowu sam. Zwłaszcza, że daliśmy mu już imię - odpowiedziała mężczyźnie odchylając lekko głowę, gdy podszedł do niej bliżej.
Irakijczyk potarł podbródek w namyśle.
- To… szlachetne z twojej strony - przytaknął, decydując się wreszcie na jakąś odpowiedź. - Na pewno nie mógł lepiej trafić - dodał uprzejmie i uśmiechnął się lekko.
- Tylko… czy to nie będzie trochę problematyczne? Wiesz, teraz na misji. Dasz radę sama się nim opiekować i jednocześnie brać udział w akcji? - zapytał, starając się nie brzmieć zbyt pretensjonalnie.
Alice mruknęła cicho
- No właśnie słyszałam, że Imogen planowała zostawić go tutaj pod opieką właścicielki, ale nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Fluks jest trochę nieokrzesany i ma pewne nawyki, których trzeba go oduczyć, by się nie obawiał i nie bałaganił. Może w jakimś hotelu psim w Helsinkach jest resocjalizacja psiaków? No i musiałabym do niego zaglądać też. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, ale jakoś to połączę. Nie zdecydowałam się jeszcze, w której chcę wziąć udział części zadania - zakończyła krótką pauzą i zerknęła na Sharifa.
- A ty? Już wiesz? - zapytała go z ciekawości.
Sharif wysłuchał jej z uwagą, patrząc jej w oczy i co jakiś czas kiwając głową w zrozumieniu.
- Masz rację, coś na pewno da się wymyślić - zakończył temat i przesunął dłonią po ogolonej głowie.
- Chyba nie mam co ryzykować jako podrabiany policjant. Nie z moim kolorem skóry i przeciętnym Fińskim - odpowiedział po chwili zastanowienia i westchnął cicho.
- Więc raczej nie pozostaje mi nic innego, jak robić za złego faceta - dopowiedział z lekkim uśmiechem.
Alice zastanowiła się chwilę
- No tak… Ja nie jestem za bardzo wysportowana jak na policjanta, a nie jestem pewna, czy chcę znowu mieszać się w mafię, wiesz, po tym co się działo w Portland. Muszę jeszcze pomyśleć… - odpowiedziała mu i lekko się uśmiechnęła. Nieświadomie gestykulując z wędliną w ręce.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 22-03-2017, 19:51   #97
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Mały pokój

[media]http://dbcsbtkdwdgj7.cloudfront.net/wp-content/uploads/sites/30/2016/03/26153115/room-Hakone-En-Cottage-Camping-1600x1000.jpg [/media]

Imogen weszła do pomieszczenia i rozejrzała się po nim próbując namierzyć gdzie znajduje się telefon. Podeszła do bagaży Lotte i bez skrępowania zaczęła w nich szperać by w końcu wyciągnąć słynną nieśmiertelną starą Nokię, która tak naprawdę była telefonem satelitarnym. Cholerstwo zdecydowanie krócej wytrzymywało na baterii niż oryginał.
Olander wdusiła słuchawkę i usiadła na brzegu łóżka.
- Słucham? - odezwała się.
- Przy telefonie badaczka Yasmine Orwell. Pani Katherine Cobham z nadzoru z Antarktydy chce porozmawiać z panią Olander.
- Na litość boską, daj mi tę słuchawkę - wtrącił się znajomy, kobiecy głos bratowej Imogen.

Immy musiała się mocno postarać, żeby powstrzymać się przed odruchowym rozłączeniem połączenia. Chwilę milczała.
- Przy telefonie... - odezwała się w końcu z rezygnacja w głosie. Ale zaraz też wkradł się do serca Immy niepokój, przez co mocniej zacisnęła dłoń na telefonie.
- Witaj, Imogen - Katherine odparła. W jej tonie kryła się nieumiejętnie skrywana ekscytacja. - Mam dwie, a nawet trzy dobre wiadomości - zakrztusiła się cicho. - Dobrą, bardzo dobrą i świetną. Którą chcesz usłyszeć najpierw? - zapytała.
- Eeeeee... - Imogen zatkało to co usłyszała. Spodziewała się jakiegoś opieprzu, może soczystej wiązanki w sprawie tematów prywatnych, a tu... Zmarszczyła brwi, zastanawiając się czy to może po prostu sarkazm przemawia przez jej bratową. Jednak zdawało się, że nie. - Może po prostu po kolei... - mruknęła niepewnie, siadając na pojedynczym łóżku.

- Dobrze - Katherine zgodziła się, po czym zamilkła. Chyba nie mogąc zdecydować się, od czego zacząć. - Otóż Solvi jest już bezpieczna, cała i zdrowa. Twój kolega mnie bardzo naciskał w tym względzie, no a ja sama też chcę jak najlepiej dla małej… choć do niedawna nie wiedziałam, że w ogóle istnieje - Kate nie mogła powstrzymać się od wtrącenia.
Imogen słysząc to odetchnęła z taką ulgą, że nawet Kate, będąca na innym kontynencie, mogła wyczuć jak wielki ciężar spadł Olander z serca.
- Kate, tak bardzo ci dziękuję... - odparła uradowana. - Naprawdę, cholernie dziękuję...
- To dobrze, że jesteś wdzięczna - Kate enigmatycznie wtrąciła, ale bardzo szybko kontynuowała. - Mamy w IBPI powiązania medyczne, gdyż jak sama wiesz, praca tutaj bywa urazowa. Pociągnęłam za kilka sznurków i Solvi jest obecnie w rękach emerytowanej i poważanej badaczki - dodała. - Druga dobra wieść brzmi tak… że ty również chyba jesteś poważana. Twój pomysł z powstrzymaniem FBI tym rzekomym śledztwem CIA został wcielony w życie i… wypalił. To znaczy miny nie wypaliły - Kate trochę plątała się, jak gdyby tak naprawdę nie do końca była w temacie. - Dzięki tobie ci biedni ludzie nie weszli na zaminowany teren i nie zginęli. Wcześniej jednak wysłali drobną ekspedycję, która miała zinfiltrować domek tej biednej Lilliane od piwnicy. Do nich nie dotarła informacja, że nie mają ingerować, ale to tylko dobrze się skończyło, bo ich akcja powiodła się. Nikt nie wybuchł, kilka Rosjan i agentów co prawda zginęło, ale to i tak nieprawdopodobnie zminimalizowane szkody. Gorelev jest w areszcie.

- Och... - Olander była zaskoczona. Co prawda sama była pod wrażeniem pomysłu na jaki wpadła, ale bez pomocy Natalie i jej kontaktów pewnie nie poszłoby tak gładko. - Całe szczęście Douglas ze mną była. Jej ojciec jest w FBI, czy może i ktoś więcej... Gdyby nie to, to nie udałoby się od razu tak zamącić - pośpieszyła z wyjaśnieniami Imogen, w której coraz bardziej rosło zadowolenie.
- No, to jest właśnie przeznaczenie, jak odpowiednie osoby znajdują się nagle razem w jednym miejscu i robią wielkie rzeczy - Kate powiedziała mądrym, oświeconym tonem. - A jak już o przeznaczeniu mowa… dochodzimy do tej trzeciej dobrej wiadomości - zaśmiała się niezręcznie. Co od razu zapaliło w głowie Immy lampkę ostrzegawczą.
- To ta trzecia wiadomość to jest ta "dobra"? - użyła stopniowania jakie zastosowała pani Cobham. Oczywiście Olander za wspaniałą wieść uznała informację o córce, a za bardzo dobrą tą o udanym zamieszaniu zrobionym w służbach rządowych. Pozostawała więc już tylko ta ostatnia.

- No i teraz dochodzimy do bardzo dobrych wieści - Katherine widać musiała mieć inny system wartości. - Otóż… ten Brandon bardzo na mnie naciskał, no i że jesteś taka sama i opuszczona, no e tak… Yasmine, zrobisz mi może kawę? - Kate zmieniła temat.
Imogen przeszedł zimny dreszcz po plecach.
- O boże... - wymsknęło jej się gdy zakryła dłonią twarz. Olander bała się zapytać co też Kate myśli w tej sprawie więc po prostu czekała, aż to powie.
- No i ja w tamtej chwili spanikowałam i zrobiłam to, co wtedy wydawało mi się słuszne. Dzięki, Yasmine - rozległa się chwila ciszy. - Yasmine, ale ty wiesz, że ja piję kawę tylko ze spienionym mlekiem i karmelową posypką.
W tle rozległo się westchnięcie.
- Zrobię nową - badaczka powiedziała cicho.
- No i mój klon w Londynie zareagował impulsywnie - Kate kontynuowała. - Doskoczyłam do twojej matki Liv i powiedziałam, że tak naprawdę pochowała gumową lalę, a nie córkę.
- Jezu… Kate… - Imogen była przerażona tym co mówiła.
- Że sfingowałaś własną śmierć, z powodu długów i że uciekałaś przed wierzycielami, no i doszedł wstyd z powodu córki bękarcicy i że wstydziłaś się o niej powiedzieć rodzinie, dlatego udałaś śmierć. I tylko ja wiedziałam, że żyjesz. Twoja matka jest szalona, powinnaś widzieć, jak mnie wytarmosiła - Katherine powiedziała z wyrzutem. - No i Liv zmobilizowała całą rodzinę i właśnie teraz wszyscy są w samolocie do Portland. Jesteśmy aktualnie nad Atlantykiem. Siedzę właśnie pomiędzy Mattem a Suzan. Jej mąż Harold i dzieci Emily i Gregory są dalej, obok Jeremiego, twojego ojca. Rupert, Gordon i Lucy siedzą z babcią - Kate zamilkła na moment. - Dzięki, Yasmine - rzekła do badaczki. - W każdym razie Solvi będzie teraz miała najlepszą opiekę pod słońcem - Katherine zaśmiała się równie głośno, co wymuszenie. - To ta najlepsza wieść.

Imogen zrobiła się blada jak kreda. Opadła bezsilnie plecami na łóżko.
- Kate to bardzo, bardzo, bardzo cholernie źle! - jęknęła. - A jak coś się stanie samolotowi?! - dodała spanikowana Olander.
- Niby co by się miało stać? - odparła pani Cobham. - Lecą tupolewem, to niezawodne samoloty. Lecimy - poprawiła się.
Olander nazwa samolotu nic nie mówiła. Zupełnie się na nich nie znała, a spędzenie kilku miesięcy w związku z pilotem liniowym tego nie zmieniło.
- Trzeba było jej wyczyścić pamięć - odparła Immy nie wiedząc tak naprawdę co o tym wszystkim myśleć. - Gdy dotrą do Portland. Znaczy… Gdy dotrzecie do Portland to zakwateruj ich w moim mieszkaniu. Powinno starczyć miejsca... - dodała mocno zmieszana tą informacją.
- Szkoda, że cię tu nie ma - Kate kontynuowała. - Twoi rodzice kłócą się, stewardessa już dwa razy interweniowała, głównie to Liv wrzeszczy. Suzan płacze, a Matt śmieje się. Mój klon wyjął chusteczkę i udaje wzruszenie. Czy coś. Dzieci się cieszą - Cobham dodała. - Od świąt nie było takiego zjazdu rodzinnego.
- To... Dobrze... - choć to powiedziała to Immy nie była jednak co do tego przekonana. - Eh... To... Ten... - zupełnie nie wiedziała co powiedzieć.

- ...Cieszysz się? - wyczekująco podsunęła Kate.

- Chyba tak... - mruknęła niepewnie Immy.
Rozległo się westchnięcie ulgi. Najwyraźniej Kate sądziła, że Imogen znacznie gorzej to wszystko przyjmie.
- To teraz nam nie umrzyj w tych Helsinkach - Kate zażartowała z lekką dozą paniki w głosie.
- ...Spróbuję - odparła Immy. - W sumie to... Dzięki Kate za wszystko - dodała z westchnięciem. - Czyli co… Wracam do bycia Cobham? - zapytała.
- Tak naprawdę nigdy nie przestałaś nią być - Kate pokusiła się o coś, co w zamierzeniu miało brzmieć mądrze. - Ale oficjalnie, to tak. Trzeba będzie teraz sfingować śmierć Olander - westchnęła. - Ale to nawet dobrze, bo nic nie będzie łączyć cię z tą masakryczną rzezią.
-... Jaką rzezią... ? - Immy miała wrażenie że coś musiała w tej rozmowie przeoczyć.
- E… nie wiesz? - Kate odparła, zaskoczona. - Mam na myśli to, co przytrafiło się tej biednej Russov, która u ciebie pracowała i została znaleziona… w bardzo, bardzo złym stanie… Tak mi przykro - Kate wydawała się szczerze zasmucona.
- Co z nią? - zapytała niepewnie Immy.

Przerwał jej jednak Fluks. Pies wskoczył do pomieszczenia, jak gdyby diabły go goniły. Wyhamował tuż przed Olander, nie wiedząc co dalej robić. Wyglądał na nieziemsko wystraszonego.
- No, nie żyje - Kate odparła. - Znaleziono ją martwą. Rosjanie ją zabili. Jeszcze raz… przykro mi.
Olander zasmuciło to. Bardzo. Ale wtedy wpadł do pokoju pies odwracając jej uwagę.
- Co się stało Fluksik? - Immy odsunęła od ucha telefon i poklepała na miejsce obok siebie, na łóżku, by pies do niej wskoczył i się przytulił. Tak też zrobił. Mimo to nie tracił z oczu otwartych drzwi, wyczekując zagrożenia.
- Jaki Fluksik? - zapytała Katherine.
- To pies. Przybłąkał się do nas to go wzięliśmy. Koleżanka go adoptuje - wyjaśniła Olander przytulając zwierzaka i głaszcząc go uspokajająco po piersi. - Wystraszyłeś się muzyki?

Pies odpowiedział pojedynczym szczeknięciem, które mogło oznaczać wszystko.
- Hmm, nie będzie pierwszą osobą, która przywozi pamiątki z misji - Kate zawiesiła głos.
Olander zaśmiała się. Ale był to radosny śmiech.
- Ja nie żałuję, to może i Alice nie będzie - odparła jej Immy.
- Liv pyta się mnie właśnie, czy ojciec Solvi jest wykształcony. Krzykiem przez cały samolot. Co mam odpowiedzieć…?
- A ja myślisz wiem? - powiedziała Imogen ze śmiechem. Kiedy tylko to powiedziała, głośny jęk zaskoczenia wyrwał się z ust Katherine. Olander wręcz fizycznie odczuła, jak bardzo jest oceniana przez bratową. - Chyba bez wyższego nie zostaniesz kapitanem statku. Ja ci radzę nic nie mówić. Wykpij się że nie wiesz. Albo skoro już i tak mnie wsypałaś to powiedz, że był kapitanem statku wycieczkowego. Bo to, że został porwany przez Konsumentów to raczej nie wypada mówić - mruknęła na koniec.
- To dobrze, że coś o nim wiesz - Katherine westchnęła z ulgą. - Będę kończyć, ostatecznie mam obowiązki w IBPI - westchnęła. - To do usłyszenia - rzekła na koniec pozytywnym tonem.
- Powiedz mojej mamie, że ojcem Sol jest Holender, wysoki i przystojny blondyn. Powinna się ucieszyć - zażartowała Immy. - Na razie Kate. Ale nie będę już pod tym telefonem. Zostawiam go Lotte, a sama biorę się od dziś za temat policji. Do zobaczenia za kilka dni. Pa - po tych słowach rozłączyła się.

Rozmowa z bratową dobiegła końca. Tymczasem Fluks wysunął się z uścisku Imogen, uspokoiwszy się nieco, i wychylił głowę za drzwi. Sprawdzał, czy teren jest bezpieczny.
- Fluks, możesz się tylko cieszyć, że zamieszkasz z Alice - jęknęła Immy. - Chaos... Chaos - westchnęła. - Ej co wy tam wyprawiacie? - krzyknęła do reszty i usiadła na łóżku. Wstała, położyła telefon na stoliku i podeszła do psa, przy którym przykucnęła. Pogłaskała go, dodając mu otuchy i weszła do pomieszczenia wspólnego.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-03-2017, 00:02   #98
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Pokój główny

Olander na powrót znalazła się w saloniku i spojrzała po zebranych tam Detektywach. Jej wzrok zatrzymał się na Natalie i uśmiechnęła się do niej promiennie.
- Nat, nasz przekręt się udał! - oznajmiła radosnym głosem blondynka. - Udało się! Skłóciłyśmy wszystkie możliwe agencje rządowe, a IBPI wymknęło się przy tym chyłkiem! - Imogen kończąc zdanie podeszła do Douglas i ją mocno przytuliła. - Właśnie rozmawiałam z Oddziałem. Sytuacja opanowana, a my miałyśmy w tym swój wielki udział.

Natalie prawie zakrztusiła się swoją herbatą, jednak udało jej się bezpiecznie odłożyć kubek, nim utonęła w uściskach koleżanki.

Alice, która wcześniej zdecydowała, że nie będzie biegła za Fluksem do pokoiku, gdzie rozmawiała Imogen, widząc ją westchnęła.
- Zauważyłaś wcześniej, że bito go smyczą? Jak mu ją pokazałam, to się wystraszył i zwiał… - wyjaśniła zachowanie Fluksa Alice. Zerknęła też, czy psiak wychylił się z pokoju. Nie trzymała już smyczy, tylko kolejny kawałek wędliny, wyraźnie czekając na niego. Zdawało się, że czworonóg już o wszystkim zapomniał, bo w następnej chwili biegł do Alice, czy też może raczej zdobyczy, którą trzymała w ręku.
- Tak, Fluks mógł przeżyć sporo złego w swoim życiu - odparła Immy. - Dobrze więc przy nim być stanowczym, pewnym siebie i przede wszystkim spokojnym. Reaguje na cmoknięcia, staraj się ograniczać ciąganie go na smyczy, przynajmniej do czasu aż szyja mu się wygoi - poradziła rudowłosej.
Alice widząc, że pies wyraźnie nie ma jej już za złe tego małego nieporozumienia, uszczknęła kawałek wędliny i podała mu na otwartej ręce, drugą natomiast sięgnęła do stołu, gdzie zostawiła smycz i gdy Fluks zajęty był dziabaniem, spróbowała ostrożnie zapiąć mu ją do obroży, licząc na to, że nie zareaguje jak wcześniej na głaskanie. Manewr udał się w stu procentach. Harper szybko znalazła dobry trik na zakładanie smyczy psu. Jak zawsze, odpowiedzią było jedzenie.
Alice pogłaskała go zaraz po główce
- Dobry piesek, Dobry… Ładny Fluksio… - chwaliła go i podała mu następny kawałek wędliny, powoli prostując się.
- Chodź na spacerek, chodź - pokazała mu drzwi ręką i powachlowała mu wędlinką zachęcająco. Przekupstwo przekupstwem, ale skoro przez żołądek do serc podziałało, chciała go do siebie nieco przekonać tą metodą. Bez problemu poszedł do przodu. Wydawało się nawet, że i bez specjalnych, dodatkowych starań jest w stanie wyjść na spacer z Alice. A to była dobra wiadomość, gdyż Harper chodząca z plasterkiem szynki po Oittaa mogłaby przykuwać ludzkie spojrzenia.

Sharif odsunął się lekko od Alice, zauważywszy zamieszanie w salonie. Zerknął w stronę Imogen przytulającej Natalie i skinął blondynce głową.
- Sprytny plan - powiedział, nie ukrywając podziwu. - Zapewniłaś Detektywom i całej załodze bezpieczeństwo - dodał jeszcze i wrócił do fotela. Schylił się, by zgarnąć z podłogi porzuconą wcześniej mapę i zaczął ją składać, przy okazji zerkając na Alice.
- Wychodzicie? - zapytał niby obojętnie.
Alice dała więc ostatni kawałek szynki Fluksowi.
- No ja chciałam wziąć go na spacer, nim cała ta impreza zacznie się na poważnie. Już i tak nam trochę zasi… - zatrzymała się i zerknęła na pieska, jakby w konsternacji, że to magiczne słowo sprawi, że znowu podniesie łapkę.
- Zabrudził pokój. Posprzątam jak wrócę - uzupełniła zaraz, taktycznie zmieniając słowo. Zerknęła na Sharifa i Imogen, a potem na Natalie.
- Z tego co rozumiem, skoro Imogen chce iść do policji, a Sharif się wybiera do kasyna, to jeszcze pozostała nam opinia Natalie i Lotte… Czym ty chcesz się zająć? - zapytała, spoglądając na przyrodnią siostrę i głaszcząc w międzyczasie Fluksa.
- Imogen musi iść do policji bo już ma aktywną odznakę - blondynka poprawiła słowa Alice. - Ktoś musi być z Lotte, bo ona nie zna języka. Policja więc dla niej odpada, bo to będzie głównie grzebanie się w papierach. Sharif, może ty się z nią zbierzesz do ekipy rozpracować kasyno? Jej mocka może okazać się w tym bardziej jak przydatna - Immy zapytała mężczyznę, który ponoć zadeklarował się do tematu mafii. - Alice, jeśli zostajesz to może zechcesz wypytać tego chłopca, o którym ci wspominałam przed snem? Mówiłaś, że wiesz co on tam może widzieć - zaproponowała Imogen i mrugnęła do Harper. - Może chłopak tylko ma bujną wyobraźnię, a może okaże się naszym "wejściem" do rozpoznania haltijów. Kto wie? Łatwo poznasz Ismo, ma spory opatrunek na ręce. Jak będziesz z Fluksem i wspomnisz o mnie to powinien być chętny do rozmów.

Fluks zaszczekał dwa razy. To mogło znaczyć, że powoli zaczynał rozpoznawać swoje nowe imię. Albo też jego zachowanie było kompletnie przypadkowe.
Natalie opadła z powrotem na krzesło, podtykając sobie kolano pod brodę.
- Ja Alice chciałabym z tobą. Śledztwo można przeplatać poznawaniem się i pytaniami, no nie? Chociaż towarzyszenie Immy też brzmi kusząco, to akurat nie wątpię, że ona świetnie da sobie radę sama.
Imogen skinęła głową na słowa Douglas.
- Tak, to racja. Poza tym z grupą zajmującą się "stworkami" mogłabym utrzymywać swobodny kontakt. Tak mi się przynajmniej wydaje... - Olander chwilę się zamyśliła. - Ta, nie powinno być z tym problemu, a i mogłabym spróbować podtykać informacje z policyjnych kartotek. Przynajmniej na tyle na ile nie będzie to wzbudzało zainteresowania służb - zaproponowała Immy. - To jeśli wy - blondynka spojrzała po Alice i Sharifie. - Zgodzicie się na podział Harper i Douglas oraz Sharif i Visser to wygląda na to, że... mamy problem rozdziału rozwiązany - uśmiechnęła się zadowolona, że jest szansa zająć się konkretami.
Natalie wyjątkowo gorliwie kiwnęła głową.
- Poza tym baza wypadowa i tak może być tutaj. To nie tak, że przestaniemy się kompletnie widywać - szybko podkreśliła, patrząc na przemian na Sharifa i Alice.
Olander rozejrzała się za swoimi rzeczami upewniając się czy zebrała wszystko. Gdy sprawdziła że najważniejsze rzeczy takie jak ładowarka i telefon są z nią spojrzała na Douglas.
- Dajcie mi znać przez panel Zbioru Legend co do tego jak się podzieliliście - powiedziała Immy przesuwając wzrokiem po wszystkich. Następnie podeszła do psa i po przykucnięciu przy nim pogłaskała go. Wyprostowała się i poprawiła torbę na ramieniu. - To do usłyszenia co niektórym - skinęła głową do Detektywów i ruszyła do drzwi. Po chwili Imogen Olander opuściła domek kempingowy zostawiając Alice, Natalie i Sharifa, by udać się samotnie ścieżką ku postojowi taksówek.

- No to dobrze, to co? Alice ze mną, ty z Lotte. Trzeba się nam też zbierać - rzuciła kolejno patrząc na Sharifa i rudowłosą. - I nie martw się, będziecie mieli jeszcze mnóstwo okazji do flirtu i troszczenia się o siebie - Douglas puściła oczko do Irakijczyka, czekając na jego reakcję.

Alice kiwała głową, po czym rozejrzała się
- Sądzę, że dobrze byłoby zapytać jeszcze Lotte o zdanie. Przejdę się i spróbuję do niej zadzwonić, albo może znajdziemy ją z Fluksem po drodze - oznajmiła swój plan Harper
- Taki podział mi również pasuje. A tymczasem… Chodź Fluksik - zachęciła psa i ruszyła z nim na ów spacer celem wypróżnienia zwierzaka i zatelefonowania do Lotte… I jeszcze w jedno miejsce…

Sharif przysłuchiwał się rozmowie, raz od czasu kiwając głową. Wydawał się lekko zawiedziony tym, iż Alice miała nie być z nim w jednej drużynie. Raz nawet otworzył usta, jakby próbował to skomentować, jednak ostatecznie powstrzymał się. Być może nie chciał wyjść na przesadnie ckliwego. Poza tym jakich argumentów miałby użyć, by zostać u boku rudowłosej?
- Nie rozumiem, o czym mówisz, Natalie - odparł spokojnie Sharif i wzruszył bezradnie ramionami. - Jesteśmy w pracy, tutaj nie ma miejsca na sentymenty - dodał i sięgnął za plecy, wyciągając pistolet. Sprawdził, czy jest zabezpieczony i ruszył z nim do pokoju. Wrócił po chwili, już bezbronny. Rozejrzał się po pomieszczeniu i niby z niechęci sprawdził godzinę na telefonie.
- A skoro już o pracy mowa… Skoro mam wejść do kasyna, to muszę sobie przypomnieć, jak się zabawia z ludźmi - powiedział z lekkim uśmiechem i podszedł do okna, zerkając na domek sąsiadki, w którym organizowana była impreza.
Natalie w nagłym impulsie podeszła do Sharifa i intensywnie potarła go po głowie. Pewnie jakby miał więcej włosów, to gest byłby poczochraniem.
- Życie jest po to, żeby sobie wybudować takie sentymenty.
Mężczyzna jęknął po potarciu głowy. Jeszcze niedawno tkwił tam opatrunek, a rana wciąż była jedynie powierzchownie zagojona.
Spoglądał na mężczyzn pijących i dość spokojnie oglądających mecz przed domkiem. Trudno było powiedzieć, co działo się w środku, jednak dobiegała stamtąd głośna muzyka, krzyki i śmiechy, głównie kobiece. Dwie osoby wyszły, zataczając się. A było jeszcze przed dwudziestą.
Natalie natomiast dostrzegła innego mężczyznę, stojącego na werandzie innego domku. Wydawał się bardzo samotny. Przypomniała sobie, że widziała go rano, tuż przed przybyciem do Oittaa. Teraz też pił i przeglądał ze smutkiem jakąś książkę, jednak Natalie nie była w stanie dostrzec jaką dokładnie.
- Wybacz - rzuciła na odchodnym do Sharfia, po czym wzięła ze swoich rzeczy zgromadzonych przez Imogen w pokoju bluzę oraz włożyła do kieszeni telefon, sprawdziwszy poziom baterii oraz zasięg. - Idę porozmawiać z tutejszymi - nie zamierzała dodawać, że może wykona też parę telefonów. - W razie czego dzwońcie, jak Alice wróci, jeśli nie będę nigdzie w zasięgu wzroku. - Po czym wyszła z domku, kierując swe kroki do innego domku oraz jego tajemniczego mieszkańca.

Sharif odprowadził Natalie wzrokiem i wszedł na chwilę do łazienki. Przejrzał się w lustrze, upewniając się, że wygląda znośnie. Użył dezodorantu, który kupił jeszcze w mieście i wyszczerzył zęby do swojego odbicia. Pokiwał głową, zadowolony z efektu.
Po szybkiej toalecie wyszedł z łazienki i również skierował się na zewnątrz. Nie był pewien, czy chciał iść tam, gdzie zamierzał. Musiał jednak gdzieś wyjść, a to była dobra okazja.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 26-03-2017 o 02:36.
Ombrose jest offline  
Stary 26-03-2017, 02:57   #99
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Spacer Alice. Z Fluksem

Alice ruszyła z Fluksem, prowadząc go w stronę drzew i wody, celem oddalenia się od zgiełku i pijanych ludzi. Chciała w końcu porozmawiać przez telefon i zdecydowanie przyda się do tego trochę spokoju i samotności. Wyciągnęła telefon, obserwując jak Fluks spaceruje i idąc z nim, wstrzymała na moment oddech i wybrała numer swojej własnej komórki…
Rozległy się kolejne piknięcia, w trakcie których Alice uświadomiła sobie, że wydzwoniła wszystkie środki na karcie już w trakcie pierwszej, długiej rozmowy międzykontynentalnej. Zdawało się, że takie połączenia niekoniecznie były tanie.
Już miała schować komórkę do kieszeni, kiedy wpadła na kogoś. Bez większego impetu i nikomu nic się nie stało. Fluks w międzyczasie szczeknął dwa razy na opresora swojej nowej pani.
- Och… przepraszam - usłyszała głos kobiety w średnim wieku, Finki. Nieznajoma nosiła zadbane, platynowe włosy zawinięte w dość ciasny i lekko mokry kok. Zdawała się bardzo atrakcyjna. - Czy może… widziała pani mojego syna?
Pokazała Harper wyświetlacz telefonu, na którym widniał mały chłopczyk o równie jasnych włosach, co jego rodzicielka. Zdjęcie zostało wykonane w trakcie imprezy halloweenowej… na co wskazywała długa, aksamitna peleryna i wysoka tiara.
- Teraz jest trochę starszy - dodała kobieta, spoglądając na Alice. Jednak wzrok miała rozbiegany, krążący po otoczeniu. Jakby nawet teraz starała się wypatrzyć syna gdzieś w okolicznych krzakach.
Alice skrzywiła się, widząc że telefon nie współpracuje. No nic… Będzie musiała poczekać do wyjazdu do miasta, a jeśli nie znajdzie Lotte, to najwyżej zadzwoni od kogoś innego, gdy wróci do domku. Zaskoczyło ją, że na kogoś wpadła.
- Nie, to ja przepraszam, też się zagapiłam. Spokojnie Fluks… - powiedziała do pieska, żeby się nie złościł i przyjrzała się kobiecie. Wyglądała jej na zestresowaną. Przyjrzała się zdjęciu dziecka, a potem zerknęła znów na matkę.
- Jak chłopiec ma na imię? Teren jest ogrodzony, więc może gdzieś bawi się tu w okolicy. Jeśli go spotkam, przekażę że pani go szuka. Dawno się zgubił? Miał tu jakichś kolegów do zabawy? - zapytała zaraz uspokajającym tonem Alice. Takie informacje na pewno będą jej przydatne, jeśli wpadnie na chłopaczka i będzie miała mu powiedzieć, że jego mama chyba trochę odchodzi od zmysłów.
- Ismo, mój mały Ismo - rzekła blondynka. - Mam nadzieję, że nic mu się nie stało - spojrzała na mężczyznę, który wyszedł z okolicznego domku z trąbką kibica i zaczął w nią duć. Jego towarzysze robili tylko trochę mniej rabanu. - Słodkie dziecko, ale przeokropny hultaj, takie ogrodzenie to dla niego pestka. Raz przeszedł przez płot do domu sąsiada, ukradł brylantowe kolczyki jego żony, a następnie dał je… - kobieta nagle przestała. Potarła skronie, jak w ataku migreny. - Przepraszam, jestem strasznie rozkojarzona. Szczerze mówiąc zniknął już wcześniej, przed południem, ale bawił się wtedy z siostrą, więc nie miałam podejrzeń. Ale nie przyszedł na obiad, a teraz kolację… a widać, co tu się dzieje - dodała.
Alice słuchała jej opowieści i doszła do wniosku, że problematyczne dzieci są… Problematyczne. Pokiwała głową, ale zaraz dalej uspokajająco zwróciła się do kobiety.
- No dobrze, to proszę mi jeszcze powiedzieć, w którym domku pani mieszka i jak się pani nazywa. Jeśli spotkam chłopca, to jak mówiłam szybciutko go do pani odeślę - oznajmiła zapewniając rozedrganą matkę, że pomoże jeśli zdoła chłopczyka znaleźć.
- Jestem Irma Pajari. Przyjechałam na drobną przerwę z dziećmi, mąż został w Helsinkach. Ja… będę musiała do niego zadzwonić - rzekła tonem zarezerwowanym do sytuacji, kiedy dorośli deklarują, że postąpią dojrzale, choć wcale nie mają na to ochoty. - Rozbiliśmy duży, jaskrawozielony namiot na polu campingowym, niedaleko pryszniców - wyjaśniła. - Bardzo pani dziękuję, czy mogłaby pani do mnie zadzwonić, gdy tylko go pani zobaczy? - zawiesiła pytanie, gotowa do podyktowania swojego numeru telefonu.
Alice zerknęła na swój telefon, po czym na kobietę.
- Cóż, właśnie odkryłam, że niestety nie mam nic na koncie, ale mamy w domku jeszcze kilka telefonów, więc jak zobaczę Ismo, to zadzwonię. Proszę podać mi numer, to od razu zapiszę - powiedziała uprzejmie, po czym wypikała książkę telefoniczną i wybrała opcję ‘dodaj kontakt’. Niedługo potem pamięć komórki została wzbogacona o dodatkowe informacje, które podała Pajari.
- Bardzo pani dziękuję, może wyślę też zdjęcie. Gdyby mogła je pani przekazać swoim… - kobieta zakrztusiła się, starając się określić relacje panujące w domku detektywów. - Swoim wszystkim znajomym na terenie campingu - dokończyła. - Nie chcę wyjść na jedną z tych rozhisteryzowanych matek, zwłaszcza że Ismo zapewne znowu dopuszcza się jakichś niecnot i dobrze się ma, niemniej jednak denerwuję się… I to z jakiegoś powodu bardziej, niż zwykle.
Alice pokiwała głową.
- Tak, może pani wysłać mi zdjęcie. Będzie mi łatwiej, jeśli też spotkam kogoś przypadkiem, po prostu zapytać czy nie widział chłopca - zgodziła się pomóc i podała kobiecie swój numer, by ta mogła jej przesłać zdjęcie. Co też prędko uczyniła.
- Pójdę w stronę wody, może gdzieś tam buszuje. Jeśli nie zauważę, to popatrzę jeszcze przy brzegu płotu od strony lasu, i tak chciałam pochodzić trochę z psem, nim zacznie się zabawa na całego, by się nie stresował - wyjaśniła kobiecie, licząc na to, że ją nieco uspokoi swoją postawą. Przedstawiła się swoim pseudonimem z misji, żeby nie było.
- Dziękuję, pani Mustonen - rzekła Irma Pajari. - Mam nadzieję, że się nie utopił - dodała, zamyśliwszy się po wzmiance o jeziorze. - Ja pójdę wypytać panią Enni, właścicielkę Oittaa. Może go widziała dzisiaj - dodała. Następnie jeszcze raz podziękowała, pożegnała się i odeszła we wspomnianym kierunku, zostawiając Fluksa i Alice samych. Czworonóg w chwili obecnej z podejrzliwością wąchał ogromnego, zwiniętego w kłębek jeża i zdawał się tkwić we własnym świecie.
Alice pożegnała kobietę i odprowadziła ją wzrokiem, póki ta nie zniknęła jej z pola widzenia. Wtedy uwagę przeniosła na Fluksa
- Uważaj Fluks, bo jeże to zdradliwi towarzysze zabaw. Chodź, poszukamy Lotte i Ismo… - zagadała do zwierzaka i zrobiła parę kroków do przodu, licząc na to, że psiak ruszy spokojnie za nią.

Nie trzeba była go namawiać. Od razu skoczył do przodu, prawie przewracając Alice. Wyglądało na to, że częste w ostatnim czasie przysmaki skutecznie posiliły go.
Noc jeszcze nie zamierzała zapadać nad Oittaa. Wciąż jasne niebo połyskiwało nad campingiem w otoczeniu jasnych obłoków. Ciepły, wieczorny wietrzyk niósł ze sobą babie lato, a Alice wpatrywała się w to miejsce pośród miejsc, w którym dowiedziała się prawdy o swoim ojcu. Przeszła jednak dalej, w kierunku szerokiej, wydeptanej ścieżki, którą chętnie chodzili lokatorzy okolicznych domków.
- Och, czy to shih-tzu? - zaczepiła ją pochylona, wsparta o lasce staruszka, która trzymała w drugiej ręce smycz prowadzącą do obroży zaciśniętej wokół szyi jamnika szorstkowłosego.
Alice rozglądała się, czy gdzieś nie rzucą jej się w oczy jakieś dzieci, a widząc staruszkę z jamnikiem przytrzymała lepiej smycz Fluksa, nie będąc pewną jak pies reaguje na inne zwierzęta. Zerknęła na niego.
- Niee, wydaje mi się że nie. To chyba jakiś kundelek. Niedawno go znaleźliśmy i właśnie się z nim zaprzyjaźniam, prawda Fluks? - Alice odezwała się do swojego kudłatego kompana, licząc na to, że piesek nie będzie bardziej zainteresowany atakiem na jamnika. Nie chciała, żeby się okazało, że nie lubił innych zwierzątek, zwłaszcza, że jeża potraktował spokojnie. Podszedł do czworonoga staruszki i zaszedł od tyłu, starając się obwąchać jego zad. Przy tym nie przestawał machać ogonem. To sugerowało, że Fluks był z natury przyjacielsko nastawiony do innych zwierząt… a przynajmniej tego akurat jamnika.
- O - odparła staruszka, drapiąc się po kapeluszu. - Mam nadzieję, że pozostanie z panią na dłużej, wydaje się panią lubić. Ja i moja Stefania jesteśmy nierozłączne od blisko piętnastu lat - wyjaśniła. - Nie ma prawdziwszej miłości, niż między człowiekiem, a jego psem.
Alice ucieszyła się, że Fluks nie wykazuje negatywnych uczuć co do ‘Stefanii’.
- To bardzo piękne. Też mam nadzieję, że się dogadam z Fluksem. To naprawdę sympatyczny, trochę niesforny dżentelmen - Alice pochwaliła pieska i uśmiechnęła się uprzejmie do staruszki. Po chwili coś przyszło jej do głowy
- Przepraszam, czy była pani może nad wodą? - zapytała zaraz, bo może kobieta widziała chłopca, to dobrze byłoby zapytać.
- Tak, właśnie stamtąd wracam - poświadczyła staruszka. - Moja Stefania kocha wieczorne kąpiele i zazwyczaj jej ich zabraniam, bo to podobno niezdrowe na… wie pani, sprawy kobiece - ściszyła głos, przywołując wiedzę zaczerpniętą od koleżanek. - Ale niekiedy mimo wszystko spuszczam ją ze smyczy i pozwalam zaszaleć. Ma już swoje lata, ale i my staruszki jeszcze mamy w sobie ikrę - uśmiechnęła się i podniosła do góry dłoń zaciśniętą w pięść, jakby dla potwierdzenia swoich słów. - A pani też wybiera się nad wodę?
Alice uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową w temacie ‘kobiecych spraw’. Rozczulało ją, że staruszka mówiła o swoim piesku jak o najlepszej przyjaciółce. Pomyślała nagle o Max i poczuła mdłości w żołądku, nie okazała ich jednak po sobie, tylko zerknęła na Fluksa i jamniczkę.
- Tak, właśnie szliśmy w tamtą stronę. Nie widziała tam pani może bawiącego się blondwłosego chłopczyka? - zapytała zmieniając temat i przechodząc do sedna.
- Ach tak, był taki jegomość. O ile się nie mylę, stał nad jeziorem i puszczał kaczki - staruszka wyglądała na zamyśloną. - To miło, że dzieci w dzisiejszych czasach jeszcze wychodzą na świeże powietrze od czasu do czasu. Mimo wszystko wydawał się bardzo samotny i… - nagle spochmurniała - ta plaża nie jest odpowiednim miejscem dla dzieci. Naprawdę - w jej głos wdarły się mroczne tony.
Alice uniosła lekko brwi na dziwne słowa staruszki.
- Dlaczego nie jest? - zapytała, chcąc zorientować się, co kobieta miała na myśli.
Ta spojrzała na nią, jak gdyby Harper sobie żartowała.
- Czy pani nie stąd? - zapytała nieco ostrzej, lecz wciąż w granicach uprzejmej rozmowy.
Alice pokręciła głową.
- Niee, przyjechaliśmy tu odpocząć na jakiś czas… - wyjaśniła kobiecie i liczyła, że ta jej zaraz opowie ciekawą historię. Jednocześnie, że się streści, by Ismo jej nie uciekł.
- Cała Finlandia żyła tą opowieścią - staruszka zasępiła się i zamyślona spojrzała dalej. - Do dziś jeszcze o tym mówią. Otóż niegdyś… zamordowano na tej plaży trzech nastolatków, a czwarty ledwo uszedł z życiem - rzekła niespodziewanie ochrypłym głosem. - Moja przyjaciółka ze szkolnej ławy była wśród ofiar… - dodała.
Alice poczuła, że wpędza staruszkę rozmową w niezwykle smutny nastrój. To, co było zwykłym, radosnym spacerem z pieskiem zmieniło się znienacka w rozpamiętywanie utraconych, bliskich osób.
Alice popatrzyła na staruszkę i zamrugała szybko.
- O jej, bardzo przepraszam, nie chciałam, żeby musiała pani to sobie przypominać… Jeśli pani nie chce, nie musi więcej opowiadać - powiedziała pełnym współczucia tonem i zerknęła z niepokojem w stronę gdzie powinna być plaża. Czy było w tamtym miejscu coś nie tak? Czy jeśli tam pójdzie, znowu zobaczy Nieprawdolandię? Przygryzła wargę na trzy sekundy i wróciła wzrokiem do staruszki.
- Wolałabym nie - kobieta dodała nieco łagodniej. - Od tego czasu nakręcono wiele reportaży, nakręcono wiele filmów dokumentalnych, napisano wiele książek… i ja je wszystkie przeczytałam - dodał, po czym poruszyła smyczą Stefanii, jakby sugerując psinie, że czas się zbierać. - Jeżeli interesuje panią ta tragedia, to proszę znaleźć te materiały. Nawet panią nie winię. Wszystkich ona interesuje - wyjaśniła. - Czy ma pani jeszcze jakieś pytania, czy mogę już…? - zawiesiła głos.
Alice zrobiła sobie w głowie notatkę, by może zorientować się w temacie historii tego miejsca, bo to było dość niepokojące.
- Tylko jeszcze jedno pytanie. Dawno temu widziała pani tego chłopczyka? Bo wpadłam wcześniej na jego mamę i zdawała się go szukać… - zmieniła temat i wyraźnie sama też już chciała ruszyć dalej, na tę plażę.
- Jakoś pół godziny temu napotkałam go. Mam nadzieję, że biedaczka szybko odnajdzie swojego synka - dodała, jednak wydawała się co najwyżej półprzytomna, większą częścią jaźni koncentrując się na wspominaniu sprawy sprzed dekad. Alice spostrzegła, że oczy staruszki stopniowo stają się coraz bardziej połyskliwe, a dłonie drżące.
Alice pokiwała głową.
- Dziękuję za informację. Życzę pani udanego wieczoru! Do zobaczenia Stefanio - pożegnała kobietę i suczkę i lekko pokierowała Fluksa w stronę plaży.

[No... Tu miał być rzut, za poprzednią gafę z późniejszego posta, ale nie wyszło jak trzeba... Ale idziemy do tego!]
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 06-04-2017 o 01:44.
Vesca jest offline  
Stary 26-03-2017, 12:35   #100
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Visser nie zastanawiała się długo co robić. Nie była pewna czy to co widzi przed oczami jest prawdziwe, ale wolała nie ryzykować. Szczególnie gdy spojrzała w wielkie, przerażone oczy chłopczyka. Skoczyła na równe nogi jak poparzona. Złapała dziecko za rękę i wyrwała biegiem w stronę hałasów i życia, które zdecydowanie uchodziło z tego zakątka kempingu, w którym teraz byli. Przebiegła kilkanaście metrów, wlokąc za sobą dziecko, które ledwo co nadążało. Sama Lotte również miała trudności w biegu. Piasek był drobny, jego warstwa zdawała się gruba i im szybciej próbowała biec, tym głębiej się zapadała. Jeszcze rok temu złapałaby zadyszkę, ale po treningu na siłowni jej ciało wytrzymywało wysiłek. Nie znaczy to jednak, że było jej lekko. Oddalili się na tyle od namiotu, że nie widzieli już dobrze, co się tam dzieje. Słońce wciąż dobrze oświetlało scenę, jednakże obraz w biegu zamazywał się Visser przed jej oczami. Odniosła jednak wrażenie, że jakiś kształt posuwa się w ich kierunku na skarpie. Cień pośród roślinności, niewyraźna substancja. A może to tylko złudzenie?
Niestety chłopiec potknął się kamień i upadł. Jego dłoń wymsknęła się z uścisku Lotte; kobieta nie zdążyła go złapać. Wrzasnął z bólu i chwycił się za nogę. Jego kostka tkwiła wykręcona pod dziwnym kątem.
- Juokse! - chłopiec krzyknął w języku niezrozumiałym dla Lotte. - Älä käänny ympäri!
Wcześniej krzyczał do niej po angielsku, ale teraz, pod wpływem bólu i emocji zapomniał, że ma do czynienia z cudzoziemką. Kobieta powstrzymała przekleństwo, które cisnęło się jej na usta. Rozejrzała się dokładnie dookoła siebie. W końcu kucnęła przy chłopcu. Wiedziała, że łatwo teraz go nie uspokoi, bo ból był silniejszy od jakichkolwiek słów.
- Spokojnie – powiedziała mimo wszystko i zapytała retorycznie – kostka tak, boli? Jak wezmę cię na plecy, to wytrzymasz? Zabiorę cię do mamy jak najszybciej. Okay?
Starała się zachować spokój i łagodnym tonem zwracać się do chłopca, nie wprowadzając jeszcze więcej nerwowości do zaistniałej sytuacji. Wyjęła telefon i szybko wystukała treść smsa, którego wysłała do wszystkich detektywów, z którymi tu przybyła i których miała numer.

Cytat:
„Przy jeziorze, w samotnie stojącym namiocie doszło do morderstwa. Nie mam broni i próbuję uciec z dzieckiem, które skręciło kostkę. Pomóżcie, tylko weźcie broń!”
- Chodź – rzuciła do małego i kucając do niego tyłem, spróbowała przewiesić go na swoich plecach, łapiąc jego ręce. – Oprzyj się na kolanach i złap mnie za szyję.
- Dobrze - odparł chłopiec gdzieś pomiędzy licznymi jęknięciami. Sapnął, obejmując szyję Lotte. Kobieta natomiast zachwiała się, kiedy następnie próbowała wstać. Ismo wcale nie był taki lekki, na jakiego wyglądał. Ruszyła do przodu, choć teraz było jej znacznie ciężej.

Odeszli już na pewną odległość od okolic namiotu, kiedy Lotte musiała chwilę odpocząć. Obejrzała się za siebie, jednak nie widziała, aby ktoś ją gonił. Jednakże to wcale a wcale jej nie uspokoiło. Już miała kontynuować bieg, lecz spojrzała na chłopca… i wtedy zauważyła jego palec wyciągnięty w kierunku skarpy. Ujrzała stojącego na niej przeraźliwego wilka. Wyglądał na wyjętego prosto z piekła. Nienaturalnie olbrzymi, niezwykle umięśniony. To jego oczy widziała przed chwilą w wizji! Choć nie było jeszcze ciemno, świat poszarzał i zrobiło się znacznie zimniej. Część sylwetki wilka zdawała się jakby niematerialna, stworzona z cieni. Długie, śmiercionośne kły tylko czekały, aby wbić się w ofiarę. Na razie tylko nieruchomo stał, jakby wyrzeźbiony z kamienia. Jednak z tego powodu wydawał się jeszcze bardziej złowieszczy.


Kobieta przyglądała się przez chwilę temu przerażającemu widokowi. Nie miała dobrych wspomnień z wilkowatymi, a czuła się wobec nich bezsilna, przynajmniej twarzą w twarz. Dlatego w końcu rozejrzała się dokoła. Nie miała siły ciągnąć chłopca i uciekać stąd. Miała więc dwa wyjścia, albo znaleźć schronienie i ukryć się razem z dzieckiem, albo zostawić go, a sama uciec. Zakładała, że „wilk” może mieć również zwierzęce zmysły, ale liczyła na to, że przemiana dała mu w brutalność i siłę, kosztem percepcji. Mimo wszystko trudno było określić, jaka faktyczna jest natura bestii. Visser nie mogła dostrzec dobrego schronienia, żadnego bunkra, który powstrzymałby cieniste monstrum.
- Jezioro - wymamrotał chłopiec. - Wieloryb nas uratuje - dodał szybko. - Uciekajmy do jeziora!
Słowa chłopca brzmiały jak brednie. Być może Lotte rzeczywiście powinna go opuścić i sama uciekać? Ostatecznie jej śmierć przecież wcale nie pomoże chłopcu, a jeśli zdoła uciec, to jej opowieść mogłaby uratować wiele ludzkich żyć w przyszłości. Jeżeli takie coś miałoby się kiedykolwiek powtórzyć. Przez chwilę kobieta patrzyła na malca jakby powiedział coś naprawdę niedorzecznego, godnego dziecka, jednak po chwili to spojrzenie zmieniło się i z zadumy finalnie przemieniło się w aprobatę. Uwierzyła mu, nie wiedząc czemu. Może dlatego, że wspomniał o wilku zanim ona zdążyła go dostrzec. Uznała, że to jakaś tutejsza legenda, której nie mogła znać. Wiele razy otarła się o takie nieprawdopodobne historie, które okazywały się prawdziwe przez obecność Fluxu, ale niewytłumaczalne dla „zwykłych” ludzi.
- Dobrze – odparła. – Umiesz pływać?
Miała nadzieję, że dzieciak okaże się znowu pomocny. Nie mogła przecież wejść z nim do wody, jeśli ten zacząłby panikować i utopiłby i ją i siebie. Nie miała innego racjonalnego wyjścia, a nie zamierzała porzucić dziecka. Ona nie chciałaby zostać sama w takiej sytuacji i choć nie miała szans bronić się w starciu z wrogiem, to wolała zaryzykować, ale pozostać z chłopcem.
- Umiem - odparł. - Całkiem dobrze, ale nie z nogą… - wskazał na stopę, próbując sobie przypomnieć, jak jest po angielsku “skręcona”. - Na szczęście to nie morze.
Rzeczywiście, fale Jeziora Bodom zdawały się znacznie spokojniejsze, niż Bałtyku. Co prawda trudno było założyć jego głębokość, ale tuż przy brzegu zdawało się płytkie i zapewne dopiero po dalszym odbiciu od lądu wymagało prawdziwych umiejętności pływackich. Tymczasem wilk zawył. Dźwięk zabrzmiał doniośle i choć mroził krew w żyłach, to zdawał się również piękny. Jednak był zapowiedzią śmierci.
- Nopeasti - szepnął chłopiec blady jak marmur.
Lotte wzięła głęboki wdech. Telefon schowała w staniku, choć nie miała pewności, że nie zamoczy się, ale potrzebowała wolnych rąk. Choć znowu stwierdziła w myśli, że ten pomysł z taplaniem się jest kompletnie irracjonalny, to z nadzieją, trzymając chłopca znów na plecach, wchodziła do jeziora.
- Mam nadzieję, że nie mylisz się. – Odezwała się nagle po cichu, nie wiadomo czy bardziej do siebie czy do chłopca.
Pierwszy krok, potem drugi.
- On zbliża się - jęknął Ismo. - Szybciej - poprosił błagalnie. - Szybciej!
Lotte słyszała za plecami tętent łap wilka. Nie mogła się już obrócić, musiała przeć do przodu. Zbyt wolno! Wciąż zbyt wolno! Woda po całym dniu prażącego słońca była ciepła, ale Visser i tak czuła lodowaty dreszcz na plecach. Jezioro szybko robiło się głębokie. Już teraz było do pasa kobiety. Ostrożnie stawiała kolejne kroki po tym, gdy przed chwilą postawiła stopę w nieoczekiwanej, głębokiej wnęce. O mało sama nie skręciła kostki.
- Auta minua, herra valas! - krzyknął z całej siły Ismo. - Auta meitä!
Visser zapewne pospieszana przez chłopca pomyślała, że łatwiej i szybciej będzie ciągnąć go po wodzie, niż nieść go na plecach. Dlatego też wykorzystała wyporność ciała i ułożyła dziecko na plecach i trzymając go pod pachami holowała w głąb jeziora. Zrobiła to dosyć szybko, niestety nie uprzedzając malca, że musi zrzucić go z pleców i przejąć go w inny sposób. Nie było na to czasu, po prostu działała, aby ratować ich życie.

Czuła za sobą biegnącą śmierć… tętent wilka był coraz bliższy.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."

Ostatnio edytowane przez Szaine : 26-03-2017 o 20:04.
Szaine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172