Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2017, 13:26   #101
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
[media]http://avtotravel.com/Portals/0/PropertyAgent/762/Images/1345.jpg [/media]

Z plecakiem na plecach i torbą przepasaną przez tułów uwieszoną na ramieniu szybkim krokiem przemierzała kolejne metry kierując się ku bramie kempingu. Była jedną z niewielu o tej porze osób, które zmierzały w tą stronę gdzie zdecydowana większość szła w przeciwnym kierunku. Blondynka długie włosy o lekko pofalowanych końcówkach miała związane w koński ogon z tyłu głowy. Ręce trzymała schowane w kieszeniach bluzy. Pod łokciem czuła skrytą pod ubraniem kaburę. Może to paranoja wyrobiona na złych doświadczeniach, a może już tylko zwykłe przyzwyczajenie, sprawiało, że czuła się pewniej mając pistolet przy sobie.

Ale teraz było jej zdecydowanie lżej na duchu z zupełnie innego powodu. Wiedząc, że jej córeczka jest bezpieczna i ma zapewnioną najlepszą opiekę czuła się lekko, jakby ktoś zdjął z jej barków olbrzymi ciężar. Oczywiście jej rozbuchany instynkt macierzyński i nadopiekuńczość nadal zajadle gryzły na współę jej sumienie, ale przynajmniej teraz robiły to tak jakby odrobinę mniej, a i ignorowanie tego szło jej łatwiej
Myślami Imogen była skupiona w pełni na rozmowie jaką przeprowadziła z Kate. I to tak bardzo, że zupełnie nie obchodziła ją praca. Już nawet nie irytowała się tym ile czasu zajęło podzielenie obowiązków przez niezdecydowanie Detektywów.

Cieszyło ją niezmiernie to, że przekręt który wymyśliła się udał. Ruscy co prawda byli spod ciemnej gwiazdy, ale to im zawdzięczała swoje życie. Nawet nie chciała myśleć jak ta sytuacja by wyglądała, gdyby wczoraj nie pojechała na wcześniejszą wizytę, tylko została w domu.
- To się musieli na mnie uwziąć skoro aż postarali się o przebranie za policjanta i skrojenie radiowozu - mruknęła pod nosem, widząc oczami wyobraźni jak ten sam policjant odwiedzą ją w domu a ona, ufnie, wpuszcza go do swojego mieszkania. Wtedy Gorelev i jego przydupasy nie mieliby jak jej ochronić. Gdy człowiek często ocierał się o śmierć to takie gesty cholernie zyskiwały na znaczeniu. I tej wdzięczności, choć Immy oddała Ruskowi przysługę przekrętem ze służbami, nie umniejszała nawet wieść o śmierci Tiny. Bo jeśli o nią chodziło... Życie polegało na ciągłym podejmowaniu decyzji, a następnie życiu z ich konsekwencjami. Immy już nawet nie liczyła ile razy jakaś dziunia przechwalała się jakoby "łobuz kochał bardziej". Tak jak nie współczuła losu panny Russov, tak samo bardzo nie chciała by ktokolwiek współczuł jej samej. Dlatego też była zła na Brana, że poruszył z Kate temat jej "samotności". Immy nadal była zła na przyjaciela, że to zrobił, choć zdawała sobie sprawę, że chciał on dobrze.

Nieco zaskoczyło Immy stwierdzenie jej bratowej co do bycia “poważaną” w firmie. Olander zmarszczyła brwi. Aż zaczęła się zastanawiać czy inni Detektywi też mają taki niefart do misji jak ona. Ale z drugiej strony osobiście przestrzegła Szefową gdy zatrzymała statek. To chyba liczy się jako dokonanie. A gdy skończyła rozmyślać o tym jak przyczyniała się dla dobra Firmy, by nie popadać w samozachwyt, w końcu wzięła na tapetę najbardziej problematyczny temat...

Jej rodzina.

Ostatni raz widziała ich przy okazji jej pierwszej misji dla IBPI. Samobójstwa ze Szkocji. Po pomyślnie rozwiązanej sprawie białych zająców, jak później roboczo nazywała swoje pierwsze śledztwo, pozwolono jej wyrwać się na dzień do rodziny w Londynie. Jakie cyrki musiała wtedy odstawiać, żeby matka nie odkryła jej pokaleczonych ramion, które wtedy wciąż jeszcze się goiły. A że skaleczenia po Chupacabrach goić się nieszczególnie chciały to kilka miesięcy mordowała się z bandażami i dziwnymi maściami.
Immy mimowolnie pomasowała się po ramieniu. Teraz po bliznach nie było nawet śladu, podobnie jak po poważnym poparzeniu prawej dłoni.
Prawie dwa lata, a może i więcej, nie widziała się z rodziną. A od prawie roku była martwa. Już nawet zaczynała się zastanawiać jak będzie świętować rocznicę 20 lipca 2009 roku, kiedy to rzekomo umarła w portlandzkim szpitalu po postrzeleniu w trakcie napadu na bank. Nagranie z jej pogrzebu wciąż śniło jej się po nocy.

A teraz...

Imogen zwolniła kroku, od czasu rozmowy z Kate czuła dziwną duszność w piersi. Stresowała się. Niestety nie była w stanie określić czym konkretnie. Czy to chodziło o to, że cała jej rodzina leciała jednym samolotem i to modelu takie, jak tamten polski rządowy co się rozbił w kwietniu tego roku? Raptem dwa miesiące temu...
Olander pokręciła głową chcąc pozbyć się tej wizji z głowy.

Odkąd dowiedziała się o swojej śmierci - czyli w dniu powrotu do "rzeczywistości" - przyzwyczajała się do tej myśli, że jest sama. Początkowo było cholernie ciężko, ale po miesiącu się ogarnęła... Przynajmniej na tyle na ile mogła w swoim stanie krytycznie podwyższonego PWF. A później się zaczęło. Najpierw odwiedziny Dircksa, do którego przecież nic nie czuła, a o którym od czasu pożegnania zupełnie nie była w stanie przestać myśleć… A potem. Odkąd dowiedziała się o ciąży to cholernie żałowała swojej decyzji. Bo od tamtego momentu to nie chodziło już tylko o nią - czarną owcę rodziny Cobhamów - tylko o tą małą istotkę, która nie będzie mogła nigdy poznać swoich dziadków, wujków i kuzynów. Poczucie winy, że córka będzie żyła w kłamstwie co do tego kim jest i skąd pochodzi, było dla Immy najgorsze do wytrzymania.

Immy starała się przywrócić w pamięci twarze swoich rodziców, brata, siostry i tych małych gremlinów, którymi tak bardzo lubiła się zajmować, gdy tylko miała jakiś szczątek wolnego czasu. Obrazy niestety były mgliste. Blondynka skrzywiła się po czym znów przyśpieszyła kroku nie chcąc dać się porwać wzruszeniu.
Nie bała się spotkania z rodziną, ale jak dobrze Kate zauważyła, sama musiała dożyć powrotu. W teorii zajęła się najmniej kłopotliwym z zadań. Choć z doświadczenie podpowiadało, że pewnie niejednego wilka w owczej skórze tam spotka.
"Załatwię wszystko za jednym zamachem, razem z przeniesieniem z Portland" zapewniła siebie samą w myślach. "A i będzie można zorganizować chrzciny Solvi, skoro wszyscy już będą na miejscu" dopiero teraz zdała sobie sprawę, że całkiem o tym zapomniała.

Uśmiechnęła się blado widząc bramę kempingu z wielkim napisem jego nazwy. Dostrzegła jak właśnie jakaś taksówka odjeżdża. Immy zaklęła w duchu, ale po jakimś czasie w oddali pojawiła się kolejna, jadąca do Oittaa. Tak bardzo teraz pragnęła whisky, jak wody gdy przemierzała z Johnem pustynny świat pana Mroczka. Od tamtego czasu miała taki uraz, że nie wzięła do ust soku pomarańczowego, ani makaronu z łososiem.

Immy po tym jak zamachała ręką by dać kierowcy znać, że chce się zabrać, stanęła w oczekiwaniu aż auto podjedzie i wypuści swoich pasażerów. Wtedy nagle zrobiła się blada jak ściana.
“Boże, oby tylko moja matka nie próbowała szukać rodziny Andreasa” przeszło jej przez myśl i aż poczuła dreszcze. W myślach zanotowała sobie, żeby zastosować na Kate groźby karalne by ta nie wygadała się co do personaliów kapitana oficjalnie uznanego za martwego.

Z tego chwilowego przerażenia wytrącił ją dźwięk dobiegający z jej telefonu. Jej myśli samoistnie wtoczyły się na tor tematu pracy.
- Szybko się podzielili - mruknęła mocno zaskoczona, oczekując, że wiadomość jest od którejś z dziewczyn...

Wiadomość od Lotte:
„Przy jeziorze, w samotnie stojącym namiocie doszło do morderstwa. Nie mam broni i próbuję uciec z dzieckiem, które skręciło kostkę. Pomóżcie, tylko weźcie broń!”



...Ale nie, że od tej koleżanki.
Mina Olander natychmiast spoważniała.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=6GxjxrD0HEU [/media]

- Kurwa mać! - warknęła po przeczytaniu smsa mając ochotę rzucić telefonem o ziemię. Przynajmniej by była okazja sprawdzić czy jest taki wstrząsoodporny jak to sprzedawca mówił. - "Zapewnienie wam bezpieczeństwa" kurwa jego mać… - zmełła kolejne przekleństwa wspominając słowa Koordynatora.
Immy rozejrzała się wkoło siebie i jednocześnie sprawdziła na mapach Skorpiona jak duże jest jezioro. Rozszerzyła oczy.
- Ja pierdolę, mniej niedokładna to już być nie mogła - zaklęła ponownie, gdy zdała sobie sprawę z tego, że kobieta nie podała tak naprawdę żadnych wartościowych informacji. Jedyne co Olander miała pewne to ogrom terenu otaczający jezioro oraz zupełny brak informacji o formie zagrożenia jakie napotkała siwowłosa. A biorąc pod uwagę, że Lotte nie było, gdy reszta się obudziła, to tak naprawdę Visser mogła być wszędzie.

Spojrzenie pani Detektw spoczęło na wypożyczalni quadów, znajdującej się po drugiej stronie drogi. Szybko, prawie biegiem, skierowała się tam, w międzyczasie wyciągając z plecaka legitymację policyjną. Ironia losu, że Visser nie chciała nawet kiwnąć palcem by pomóc Imogen w aktywowaniu odznaki.
- Rekwiruję na czas działań operacyjnych - pomachała legitką gościowi zajmującemu się quadami. - A ty dzwoń na policję, jest bójka na terenie kempingu, niech przyślą patrol - dodała tonem prośby do mężczyzny. Mogła co prawda sama zadzwonić, ale to by jej zabrało cenny czas. W każdym razie na tą chwilę nie zamierzała zgłaszać morderstwa, bo cholera wiedziała co też Lotte wyprawia.


Immy sprawnie wypożyczyła pojazd do działań w terenie i wsiadła na niego. Koleś od quadów na szybko zaczął jej mówić co do czego służy, bo w końcu miał przed sobą blondynkę, ale Olander tylko zgromiła go wzrokiem. Wzięła od niego rękawiczki ochronne, ze wzmocnieniem na kostkach oraz czarny kask, który nałożyła na głowę. Pomacała się jeszcze dla pewności czy pistolet nadal był w swojej kaburze, po czym przymocowała plecak i torbę do kosza bagażowego quada. Uprzednio jednak wyciągnęła latarkę, którą uwiesiła na smyczy na ręce. Telefon schowała do plecaka, by się nie zgubił.
Usadowiła się wygodnie na siodełku, włączyła reflektory i ostrożnie ruszyła, by wyczuć maszynę. Niby mogłaby iść pieszo, ale zanim by tam dobiegła to pewnie zadyszka złapałaby ją przy jeziorze i zapewne sama by chciała by ktoś ją dobił. A quadem, choć nie zamierzała jechać szybko, to i tak mogła dzięki niemu dotrzeć na miejsce szybciej niż sprintem.

Wjechała na teren kempingu ostrożnie i uważnie rozglądając się po drode, bo o tej porze wielu wczasowiczów mogło być mocno napranych, a i nie chciała by jakieś nieupilnowane przez rodziców dziecko wyskoczyło jej przed pojazd. Skierowała się asfaltową jezdnią kierując się ku jeziorze. Po treści wiadomości Immy założyła, że Visser wysłała ją nie tylko do niej, więc nie widziała sensu w tym by wracać się do domku po resztę Detektywów. Jeśli przeczytali wiadomość to już byli w drodze.

Imogen zamierzała zacząć poszukiwania Lotte i dzieciaka od plaży.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline