Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2017, 23:39   #78
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Węgry, Budapeszt, 17 stycznia 2017

Cytat:
Mam tu pewien mały bunt w wielkim wydaniu, a może raczej duży bunt w małym wydaniu? : D Jak tylko przekonam Zaka do zostania w przedszkolu to od razu jadę po Ciebie!
Wystukała na szybko treść wiadomości i wysłała do adresata. Schowała telefon do kieszeni. I spojrzała na swojego najtrudniejszego partnera do pokojowych negocjacji.

- Kochanie, ferie już się skończyły. Rozmawialiśmy o tym prawda? - Erika siedziała obok synka na ławce ustawionej pod ścianą korytarza. Z sali gdzie pozostałe dzieci już się bawiły, wyglądała co chwilę przedszkolanka spoglądając ponaglająco na Lorencz. Nic dziwnego, bo nie mogli zacząć zajęć z muzyki bez wszystkich uczestników.
- To co, będziesz dzielnym chłopcem? Żeby mama była z ciebie dumna? - mrugnęła do chłopca, gładząc dłonią go po policzku, naburmuszonej buźki.
- Jak możesz być ze mnie dumna, jak nie będziesz mnie widziała?! - odparł bardzo przekonany co do słuszności swojego poglądu na to.
- Pani Nóra mi o wszystkim opowie - stwierdziła Erika, gładko podważając jego argument. - A ty w domu pokażesz mi czego się dziś nauczyłeś.
Wciągnął powietrze i na chwilę zamilkł. Ewidentnie na szybko szukał jak się wykręcić od pójścia do przedszkola i w końcu użył ostatecznego argumentu.
- Ale ja nie chcę, wolę być z tobą Mamo...
- Wiem skarbie - Erika poczochrała chłopca po głowie, mierzwiąc mu i tak już będące w ciągłym nieładzie włosy. Była właśnie o krok od tego by ulec mu. Ale musiała być odpowiedzialna. - Ale jak grzecznie pójdziesz na zajęcia to wieczorem upieczemy ciasteczka, co ty na to? - zaproponowała i to pomimo tego, że żadne z nich nie miało talentu cukierniczego, mąka zwykle była wszędzie, a ciasto słabo rosło... To jednak zwykle dobrze się przy tym bawili.
- Chodź Izsak, koledzy na ciebie czekają - w sukurs przyszła jej przedszkolanka.
Chłopiec nie miał sił ani zdolności, żeby prowadzić walkę na dwa fronty, więc pozostało mu wyciągnąć jak najlepsze warunki z podpisania kapitulacji.
- A pojedziemy też jutro do aquaparku? I kupisz mi pieska? - przekrzywił głowę i przygryzł wargi.

- Zastanowimy się nad aquaparkiem w weekend - szepnęła Erika uznając negocjacje za zakończone. Uśmiechnęła się czule do chłopca i pocałowała go w czoło. Wstała z ławki. - No leć - mrugnęła do niego i stanęła z boku, dając przedszkolance miejsce by ta zaprowadziła Izsaka do sali.
On, co prawda ze spuszczoną głową, ale dał się poprowadzić. Lorencz stała jeszcze chwilę na korytarzu, jakby wyczekując, że syn jeszcze będzie chciał zmienić zdanie.
Telefon w tym momencie zawibrował w jej torebce ponownie. Od razu po niego sięgnęła, przypominając sobie o istnieniu świata. Spojrzała na wiadomość jaką otrzymała.
Cytat:
Napisał Will
To zabierz go ze sobą, dosyć się na ciebie naczekał : )
Erika uśmiechnęła się. To było bardzo miłe z jego strony. Wypadało też mu odpowiedzieć.
Cytat:
Kryzys zażegnany. Jadę po Ciebie. Ale jesteś pewien, że doleciałeś do Budapesztu, a nie Bukaresztu? ; )
Rozbawiona wysłała wiadomość i schowała telefon do kieszeni. Szybkim krokiem skierowała się do wyjścia.

Wychodząc na zewnątrz uderzył ją zimny wiatr. Wszędzie na trawnikach leżał świeży śnieg, który napadał przez noc, a teraz lśnił w promieniach bezchmurnego nieba. Dokładnie odśnieżonym chodnikiem przeszła na parking, gdzie stało jej auto.

[media]http://momentcar.com/images/mazda-rx8-2010-4.jpg [/media]

Wyciągnęła klucz i samochód zamigał światłami awaryjnymi. Otworzyła przednie drzwi pasażera i zaczęła demontować z siedzenia dziecięcy fotelik. Przeniosła go do bagażnika i tam zamknęła.
Po chwili zajęła miejsce kierowcy i po rzuceniu torebki na tylne siedzenie, włączyła silnik. Zawył charakterystyczny, świszczący dźwięk dwutłokowego wankla. Erika uwielbiała tą maszynę, którą miała w posiadaniu już kilka lat.

Pod lotnisko dojechała w kilkanaście minut. Dzięki temu, że się spóźniła ominęła poranne korki.
Pasażerowie lotu, którym przyleciał również Will już się rozjechali, dlatego teraz mężczyzna stał samotnie w okolicy postoju dla taksówek.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/9e/e8/b0/9ee8b0ab5430789f0d0762d31d21ea74.jpg[/media]
Był mocno zamyślony. Leniwie spadające z nieba płatki śniegu zdążyły już utworzyć malutką warstwę na jego barkach. Był zdecydowanie zbyt lekko ubrany jak na taką pogodę.

Uśmiechnęła się szeroko widząc go. Pokręciła jednak głową widząc jak się wyszykował na węgierską zimę. Ona sama wciąż miała na sobie puchatą kurtkę, której nie zdjęła nawet wsiadając do auta.
- Ten to jeden dobrze zahartowany Szkot - mruknęła pod nosem Obdarzona z rozbawieniem. Włączyła kierunek i wjechała do zatoczki dla taksówek, zatrzymując się tuż przed mężczyzną. Zaciągnęła ręczny i włączyła awaryjne, po czym wysiadła z auta i obeszła je by podejść do Williama.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała z uroczym uśmiechem, gdy stanęła przed autem. - Mam nadzieję, że nie zmarzłeś za bardzo - dodała bardzo oceniająco spoglądając po jego odzieniu.
Drgnął dopiero gdy się odezwała. Zamrugał widząc ją i momentalnie twarz mu się rozjaśniła, gdy zawitał na niej szczery uśmiech.
- W porządku, w samolocie był taki zaduch, że orzeźwiająco było postać chwilę na zewnątrz.
- Ale nie widzę ciebie zwiedzającego miasto w tym - krytycznie oceniła jego ubiór i spojrzała na jego bagaż. - To może... Torba do bagażnika i zaczniemy od dobrego śniadania? - zaproponowała z uśmiechem. - Muszę cię ostrzec, że sporo zwiedzania będzie - powiedziała i podeszła do tyłu auta, by otworzyć klapę.
- To w takim razie rzeczywiście zacznijmy od śniadania. Od razu dodam, że w żadnym wypadku nie musi to być wyspiarskie śniadanie. Jak raz na jakiś czas jestem w Europie to chciałbym zjeść coś dobrego - zaśmiał się wrzucając torbę do bagażnika.

Erika uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Znam idealne miejsce, gdzie można pysznie zjeść - stwierdziła zadowolona i zaprosiła go do auta. Sama wróciła na miejsce kierowcy, a gdy Rush do niej dołączył od razu ruszyła w drogę. Cały poprzedni wieczór, gdy Izsak tylko poszedł spać, spędziła na planowaniu atrakcji na dzisiejszy dzień. Na szczęście Will nie miał dziwnych gustów kulinarnych więc mogła spokojnie zaprosić go do swoich ulubionych miejsc, gdzie była okazja zapoznać go z najlepszym wydaniem węgierskiej kuchni.

- Jak minęła podróż? - zapytała wyjeżdżając na główną drogę. Spojrzała na niego kątem oka. Od razu też przypomniała sobie, żeby podkręcić ogrzewanie w aucie, co też po chwili zrobiła.
- Dosyć szybko. Na szczęście niemieccy piloci zakończyli strajk i się wreszcie opóźnienia skończyły.
Spojrzał przez szybę na mijane budynki.
- Bardzo lubię widok dużych miast pokrytych świeżą warstwą śnieżnego puchu. Nabierają uroku, który szczególnie widać nocą, przy sztucznym oświetleniu. W Londynie przy takiej ilości śniegu ogłoszono by kataklizm natury i pozamykano wszystko oprócz pubów.

Erika na chwilę oderwała spojrzenie od drogi by spojrzeć na Willa.
- Trafiłeś na wyjątkowo ładną zimę - stwierdziła. - Czasem potrafi tu tak zasypać, że jeśli zostawiłeś auto na zewnątrz to możesz mieć problem ze znalezieniem, która zaspa to twój samochód. Co prawda w centrum to raczej mało prawdopodobne ale na przedmieściach już całkiem powszechne. Tak czy inaczej to nadal nie jest wystarczający powód by wymigać się od pracy, nadal trzeba się tłumaczyć ze spóźnienia - mrugnęła do niego. - Masz jakieś preferencje co do zwiedzania czy zdajesz się na mnie?

- Oczywiście, że zdaję się na mojego przewodnika - spojrzał na nią uśmiechnięty. - A, miałem zapytać, czym przekonałaś Zaka ostatecznie?

Jego decyzja o zostawieniu jej wolnej ręki w doborze atrakcji turystycznych wyraźnie ucieszyła Erikę, bo mogła wszystko zorganizować dokładnie tak jak to sobie zaplanowała wieczorem. A Lorencz lubiła kiedy rzeczy działy się po jej myśli.
- Z Zakiem poszło mi całkiem dobrze. Co prawda obiecałam aquapark w weekend i pieczenie ciastek wieczorem, ale zastrzegłam, że weekendowe wyjścia będzie tylko jeśli do końca tygodnia będzie grzeczny - wyjaśniła z rozbawieniem w głosie.

Czerwona Mazda zwinnie pokonywała kolejne przecznice. Było dużo krążenia, przez które Szkot mógł stracić orientację w mieście, ale z pewnością znajdowali się gdzieś w centrum i chyba minęli wiatę stacji metra Oktagon. W końcu auto się zatrzymało, a Erika zaczęła się rozglądać za parkingiem. Ucieszyła się widząc jak ktoś właśnie robi miejsce, które niezwłocznie zajęli.
Przed sobą mieli "Bock Bisztro".
- To jedna z moich ulubionych knajp - powiedziała Erika wysiadając z auta i ruszyła przodem. - Właścicielem tego miejsca są goście od węgierskiej winiarni Bock - dodała zdradzając swoje główne zainteresowanie tym miejscem.
Przeszli chodnikiem do wąskiego wejścia, na których drzwiach można było dostrzec naklejkę przewodnika Michelin.

Lorencz weszła do środka i od razu zaczęła zdejmować z siebie kurtkę, którą po chwili uwiesiła na wieszaku znajdującym się tuż przy drzwiach. Mimo wczesnej pory, w restauracji był komplet. Byli tu głównie ludzie pod krawatem, prowadzący swoje biznesowe śniadania, lecz można było też dostrzec kilkoro ludzi luźniej ubranych. Lorencz poprowadziła ich do stojącego na uboczu stolika, na którym stała tabliczka z napisem "foglalt" i zajęła przy nim miejsce.

[media]http://welovebudapest.com/Image/bock.010.jpg [/media]

- Teraz nie ma tłumów, ale wieczorem ciężko jest tu się wcisnąć - stwierdziła Erika. - Polecam policzki wołowe, ewentualnie pierś z kaczki, jeśli nie lubisz udziwnień - zaproponowała, a w ślad za jej słowami pojawił się przy nich kelner z kartami.

Zaczął przeglądać ofertę i po chwili zamknął kartę i odłożył ją na bok.
- Jak mam za duży wybór, to potem trudno mi się zdecydować. Zdam się na ciebie - chłonął otoczenie całym sobą. Od razu było widać, że jest w świetnym humorze.
Erika skinęła mu głową i w swym ojczystym języku złożyła zamówienie dla nich obojga i oddała kelnerowi kartę.
- Długo zostajesz w Budapeszcie? - zapytała z zaciekawieniem.
- Ekhm, no wiesz… - na chwilę się zmieszał. - Zależy jak dużo do zwiedzania będzie - uśmiechnął się nieśmiało.

W pierwszej chwili Erika uśmiechnęła się ze szczerym zadowoleniem wymalowanym na jej twarzy, zaraz jednak speszyła się zdając sobie sprawę ze swojej otwartej reakcji i odwróciła spojrzenie wbijając je w rozstawione kieliszki, z których jeden natychmiast przesunęła kilka milimetrów w prawo, jakby to stało się nagle bardzo ważną czynnością. Już ostatniego wieczoru zakładała, że mężczyzna wcale nie miał tu przesiadki tylko użył tego jako wymówki, żeby się z nią spotkać, to jego ostatnia odpowiedź potwierdziła jej luźne założenie. Dziwnie się z tym poczuła, ale na pewno nie był to powód do paniki. Była bardzo zadowolona
- Zwiedzania jest naprawdę bardzo dużo - odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem. - W jakim hotelu się zatrzymujesz?
- Nie robiłem jeszcze nigdzie rezerwacji - odparł.
- Widzę, że poszedłeś na żywioł - stwierdziła z rozbawieniem Erika. - Nie ma obaw, coś przy okazji dla ciebie znajdziemy - dodała w zamyśleniu, który hotel mu polecić. To też znaczyło, że mieli więcej czasu do spędzenia niż początkowo zakładała.
- Poradzimy sobie.
W chwilę później dostali swoje porcje.

A był to aromatyczny złoty rosół z drobno siekanym makaronem, ubogacony kolorowymi warzywami oraz kawałkami mięsa drobiowego. Kelner też po chwili polał Williamowi białe wino, a przed Eriką postawił sok w karafce. Po poinformowaniu, że drugie danie podane zostanie za kwadrans kelner zostawił ich samych.
- Na pewno zmarzłeś czekając na mnie więc myślałam, że dobrze będzie zacząć od rosołu na bażancie - wyszczerzyła się i wzięła do ręki łyżkę.
- Uuuaaa… - był pod sporym wrażeniem. Już sam zapach sprawiał, że człowiek odkrywał jak bardzo był głodny. Posmakował pierwszej łyżki. - Jeszcze takiego specjału nie jadłem. Wygląda na to, że pozwolę ci zaplanować moją dietę na cały czas pobytu tutaj - pokiwał z uznaniem głową i kontynuował posiłek.

Przyjemnie było patrzeć gdy gościowi smakowało jedzenie. Erika uśmiechała się ciepło do Williama.
- Cieszę się że smakuje - odparła i sama też zaczęła jeść. W milczeniu opróżnili swoje talerze. W żołądkach mieli przyjemne uczucie nasycenia pierwszego głodu. Erika szykując się rano do wyjścia z synem nie miała czasu na zjedzenie śniadania i dopiero teraz poczuła jak była głodna. Ale wciąż miała ochotę na drugie danie.
- Za chwilę podadzą kaczkę, policzki i sandacza w sosie - powiedziała spoglądając w kierunku kuchni - spróbujesz sobie każdego i wybierzesz, które najbardziej będzie ci pasowało - dodała gdy zaczęła nalewać sobie różowego soku.
- Teraz będę miał okazję poznać specjalność kuchni węgierskiej, czyli dania z dużą ilością czerwonej papryki? - zapytał. - Czy to działa tak samo jak papryczki chilli w kuchni meksykańskiej?
Erika roześmiała się.
- Nie, nie jak papryczki chilli. Dania bywają ostrzejsze, bardziej wyraziste, ale papryka jest głównie dla dodania aromatu, a nie ostrości - wyjaśniła. - Ale też zapewniam że nie jest prawdą, że paprykę sypiemy do wszystkiego, nawet herbaty - mrugnęła do niego.
- Czyli zupa nie była wyjątkiem - odparł z wyraźną ulgą. - Skoro mamy chwilę przerwy, opowiedz mi proszę jaka historia stoi za twoim urlopem. Po tym co mi powiedziałaś wcześniej o tym kołchozie, trudno było uwierzyć w to, że jednak dali ci wolne.

Erika upiła łyk słodko-gorzkawego soku grejfrutowego i lekko się skrzywiła. I to zarówno na smak napoju jak i zadany temat.
- Ostatnie dwa... Trzy lata ciężko pracuję. Prawie nie widuję domu. Zwykle po kilku miesiącach w rozjazdach dostawałam dwa czy cztery tygodnie wolnego. A teraz ten mój awans - zamyśliła się spoglądając na wielką czarną gablotę z wystawionymi trunkami. - Niby ma to być już bardziej stacjonarna praca, mniej wyjazdów i tylko po Europie, ale... - postawiła kieliszek z napojem przed sobą. - Moje nowe biuro ma się znajdować w Niemczech. Oczywiście nikt nie broni mi zabierać tam syna, ale na czas kiedy będę pracować ktoś musi się nim zajmować, a dziadków nie przeniosę. Moi rodzice nie zostawią tego co tu mają - dodała z westchnięciem. Zaraz jednak zrobiło jej się głupio, że wspomina mu o swoich problemach. - Przepraszam, niepotrzebnie o tym mówię - speszyła się.
- W porządku - zapewnił ją. - Niezbyt optymalna sytuacja, rzeczywiście, ale myślę, że po prostu trzeba rozwiązać problem opieki nad Zakiem w Niemczech. Skoro tym razem praca będzie na miejscu, to przecież zupełnie inny motyw niż rozłąka na tydzień czy miesiąc. A nawet jeśli będzie potrzebowała jakiegoś jednorazowego wyskoku na dłużej to możesz po prostu zawieźć syna do dziadków na ten czas, albo jedno z nich przywieźć do siebie. Jestem przekonany, że poświęcą się dla wnuka, którego teraz będą znacznie rzadziej widywać.

Erika zasępiła się.
- No niby tak. Też tak sobie o tym myślałam. Niestety jest też pewne "ale" - stwierdziła ze smutkiem. - Teraz jego życie jest poukładane, ma kolegów, chodzi do przedszkola gdzie jest chwalony przez opiekunki, nie sprawia problemów moim rodzicom, którzy i tak nie mają innego zajęcia poza opieką nad nim. Jeśli ja go zabiorę stąd to wywróci mu życie bardziej niż mój brak. No i nie będę miała też na co dzień tyle czasu dla niego jak jest przyzwyczajony do tego gdy już z nim jestem. No i znalezienie węgierskiej opiekunki w Niemczech będzie graniczyło z cudem. No i boję się, że zabranie go ze sobą będzie niczym więcej jak samolubnym zachowaniem z mojej strony, każącym innym podporządkować się pode mnie - westchnęła. - Chyba jedynym dobrym rozwiązaniem w tej sytuacji wydaje się przeniesienie tego mojego biura z Niemiec do Węgier. A będzie to nie lada wyzwaniem, nie mniej nie czymś niewykonalnym - uśmiechnęła się lekko, wyjawiając swój plan awaryjny. Jednak to rozwiązanie też nie było pozbawione wad. Ale nie mogła jednak o nich rozmawiać z kimś nie wtajemniczonym w specyfikę jej "zawodu".

- Jeśli rzeczywiście będziesz w stanie zarządzić przeniesienie biura do Budapesztu to tak naprawdę rozwiąże to wszystkie problemy - przytaknął jej. - Bardzo kochasz Zaka - stwierdził i wyraził tym jednocześnie pochwałę, gratulacje jak i cień melancholii. - Jego ojciec nie miałby nic przeciwko, gdybyś go jednak zabrała go Niemiec? - zapytał, lekko otrząsając się z poprzedniego stanu.

- Izsak ma tylko mnie. Jego ojciec zmarł trzy lata temu. Zak go nawet nie pamięta - wyjaśniła, ale sposób w jaki o tym wspomniała wskazywał, że był to już dla niej temat, z którym się uporała. - Zginął w wypadku, a stało się to już po tym jak definitywnie się z nim rozstałam - dodała od razu by nie odniósł wrażenia, że jest jakąś zrozpaczoną wdową wiecznie wspominającą swego zmarłego męża.
- Rozumiem - kiwnął głową.

W tym momencie kelner przyniósł im drugie danie, rozstawiając trzy duże półmiski pomiędzy nimi.
- Spróbujmy w takim razie - z chęcią zabrał się do kosztowania, nakładając sobie najpierw trochę sandacza. Następnie spróbował kaczki i na samym końcu nałożył sobie policzek wołowy.
- Zdecydowanie zostanę przy tym - oznajmił, dokładając sobie wołowiny.
Lorencz natomiast wybrała soczystą kaczkę.
Reszta posiłku minęła im w szczerym komplementowaniu talentów szefa kuchni i świetnego wyboru dań Eriki. William obiecywał sobie wstąpienie jutro na sandacza, ponieważ dzisiaj już nie miał miejsca na więcej.

- Już wiem! - Erika zamieszała w podanej przez kelnera kawie łyżeczką. - Gellert Hotel ma piękny kompleks łaźni, Spa, wody termalne. Mógłbyś się tam zrelaksować. Przyda ci się jeśl chcesz mieć siłę jeszcze jutro ze mną chodzić po mieście - stwierdziła, dając mu do zrozumienia, że w planach nie ma jeżdżenia samochodem pod każdy ciekawy punkt miasta.
- Słuszna uwaga - upił łyk herbaty. Wiadomo, pochodził z Wysp Brytyjskich. - To jaki jest plan na najbliższe godziny?

- Zamek królewski, Cytadela, Plac Bohaterów... Budynek parlamentu sobie odpuścimy bo macie taki sam w Anglii. Nasz jest po prostu kopią - mrugnęła do niego okiem. - później Muzeum Aquincum, jest to bardzo ciekawa wystawa archeologiczna z okresu roku 140 dla tego regionu. O, i Tropicarium, ale je możemy zostawić na jutro. Ah, i Baszta Rybacka - wymieniała bez zająknięcia. - W międzyczasie miniemy też przy okazji Cytadeli naszą własną Statuę Wolności.
- Hmm… Wygląda na to, że dwa dni mogą nie wystarczyć. Mam nadzieję, że mój samolot na mnie poczeka - mrugnął do niej porozumiewawczo. W końcu miał tu tylko przesiadkę.
Lorencz uśmiechnęła się szeroko na jego słowa. Tym razem, w wyniku dłuższej rozmowy jaką już mieli za sobą, teraz bez skrępowania i całkiem otwarcie okazywała swoje zadowolenie możliwością spędzenia z nim dłuższego czasu.

***

Po zostawieniu auta na parkingu przy głównej ulicy, zwiedzanie zaczęli zgodnie z planem od Zamku Królewskiego. Jedynie tuż przed tym zrobili krótki postój w centrum handlowym, po tym jak William dał się w końcu przekonać Erice, że zamarznie jeśli nie zaopatrzy się w "normalną" kurtkę. Już przy drugiej atrakcji turystycznej Rush nieśmiało przyznał jej rację, że to był jednak dobry pomysł by cieplej się ubrać.
Spacerowanie po centrum nie zmęczyło ich od razu. Oboje mieli całkiem dobrą kondycję, bo sugestia o wstąpieniu do kawiarni padła dopiero w okolicach popołudnia i tylko dlatego, że akurat obok jednej przechodzili i William się nią zainteresował.

[media]http://www.contentedtraveller.com/wp-content/uploads/2015/09/Book-Cafe-Budapest.jpg[/media]

Zasiedli w środku, zamawiając po czymś słodkim do jedzenia i ciepłym do picia. W oczekiwaniu na zamówienie oboje rozglądali się po wysokim sklepieniu sali, w której znajdowała się kawiarnia. Wystrój naprawdę przyciągał spojrzenie.
- Ciężko mi jest uwierzyć, że taki miły gość jak ty nie został przez jakąś usidlony - stwierdziła Erika odważając się w końcu poruszyć temat, który nie dawał jej spokoju. Siedziała naprzeciw niego, na wygodnym skórzanym fotelu.

William wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je powoli.
- Miło, że tak uważasz… - uśmiechnął się delikatnie. - Spotykałem się oczywiście z kilkoma kobietami w swoim życiu, ale one chciały dosłownie wydrzeć moją duszę nie oferując nic w zamian. W pewnym momencie po prostu… zamknąłem się na innych.
- Chyba wiem o co ci chodzi - westchnęła. - W moim związku z ojcem Zaka też wszystko było podporządkowane mojemu byłemu. Jak teraz patrzę wstecz to aż dziwię się, że tyle lat w tym trwałam - wbiła widelczyk w kawałek torciku bezowego. - Ale w sumie tak się kończy kiedy dwóch pracoholików uznaje, że w sumie mogą być razem. Jednak to działa tylko do czasu. Mi na oczy pozwoliła przejrzeć ciąża. Po raz pierwszy od wielu lat odłożyłam swoje obowiązki służbowe na bok i skupiłam się na sobie. Przyjrzałam się sobie i to co widziałam nie podobało mi się - pomimo tych słów uśmiechnęła się. - Teraz jest już lepiej, ale nadal mi daleko do tego jak chciałabym, żeby wyglądało moje życie - "na przykład rzucić pracę w Świetle i wyjechać gdzieś daleko, na bezludną wyspę na środku oceanu gdzie wszyscy będą bali się do mnie zbliżyć" dodała w myślach.

- Pracuję by żyć, a nie żyję by pracować - podsumował ją William. - Natomiast w związku uważam, że musi zaistnieć taki specyficzny rodzaj egoizmu, kiedy własne spełnienie osiąga się patrząc na szczęście swojego partnera. Wiem, że to bardzo idylliczne spojrzenie… - zawstydził się trochę.
Erika na poważnie zastanowiła się nad słowami Williama, przez co jego zmieszanie umknęło jej uwadze. Sama nie miała pojęcia czego chciała w związku, w sumie to nawet nie bardzo miała kiedy o tym myśleć, ale przynajmniej była pewna czego tym razem chciałaby uniknąć.
- To ciekawe co mówisz - przyznała szczerze. - I chyba to byłoby najzdrowsze podejście i najprostszy sposób żeby cieszyć się z bycia z tą drugą osobą - uśmiechnęła się w zamyśleniu.
- Cóż… nie miałem okazji tego jeszcze sprawdzić w praktyce, co daje ci odpowiedź na pytanie, dlaczego jestem sam - wzruszył ramionami.

Lorencz uśmiechnęła się do niego ciepło, ale nie odparła mu nic na to. Tak po prawdzie to powstrzymała się w ostatniej chwili od palnięcia naprawdę głupiego tekstu i tylko jej rozbawione spojrzenie mogło zdradzić co jej po głowie chodziło.
- Może... Dasz się namówić jutro na obiad u mnie? - zaproponowała.
Na jego twarzy na chwilę pojawiło się zaskoczenie, ale zaraz ustąpiło pod wpływem szczerego, choć nieco zakłopotanego uśmiechu.
- Nie chcę się narzucać… - odparł cicho.
- Przestań, przecież to ja ciebie zapraszam - mrugnęła do niego. Jego zakłopotanie w tym momencie wydało jej się niezwykle urocze. - No i będziesz miał okazję nauczyć się przyrządzania węgierskich potraw - stwierdziła zadowolona ze swojego pomysłu, co jednoznacznie oznaczało, że będzie musiał mieć swój udział w przygotowaniach.
- Och.. Ja… Dziękuję, z chęcią - jego wątpliwości wydawały się zupełnie zniknąć.

***

Czas mijał nieubłaganie szybko. Erika miała ochotę zatrzymać go gdyby mogła. Zwiedzili ćwierć z tego co miała zaplanowane na czas pobytu Williama w Budapeszcie i właśnie zaczęła zbliżać się pora, kiedy musieli się pożegnać na ten dzień. Siedzieli właśnie w jej samochodzie, a Lorencz na swoim telefonie przeglądała hotele, w których jej zdaniem Willowi byłoby najwygodniej, a silnik już się kręcił, by rozgrzał się przed jazdą.

- Najłatwiej byłoby gdybyś po prostu przenocował u mnie - mruknęła bez zastanowienia, gdy zirytowana walczyła z wadliwą aplikacją do rezerwacji noclegów, na swoim smartfonie. - Ale dziś jeszcze wpada do mnie stary znajomy, przekazać jakieś papiery w związku z moim awansem - wyjaśniła jakby był to jedyny powód. - I jeszcze będę musiała z nim ustalić kilka spraw firmowych - westchnęła. Zdecydowanie lepiej było, żeby mogła swobodnie porozmawiać z Jackiem na tematy Światła. Nie czuła się gotowa mówić Williamowi o tym, że była Obdarzoną, z obawy, że może to coś popsuć w ich relacji. Szczególnie, że odkąd się poznali to ten temat nie był poruszany, co z resztą Erice było bardzo na rękę.
- Niepotrzebnie byś się fatygowała - machnął ręką, ale widać było, że miło mu się zrobiło, że brała takie rozwiązanie pod uwagę. - Zresztą jeszcze z tej sauny obiecałem sobie dzisiaj skorzystać, więc któryś z hoteli będzie świetnym rozwiązaniem - dodał tonem wyjaśnienia.

Erika przeklęła pod nosem w swoim ojczystym języku i ledwo powstrzymała się od rzucenia telefonem. Westchnęła i spojrzała na Rusha.
- Jedziemy więc do Gellert Hotel - powiedziała już spokojnym głosem, jakby chwila irytacji nie zaistniała. W następnej chwili zapięli pasy i ruszyli w drogę.
- Ty prowadzisz - zaśmiał się.

[media]http://www.tnetnoc.com/hotelphotos/835/293835/2241284-Danubius-Hotel-Gellert-Budapest-Area-Attractions-4-DEF.jpg [/media]

Trasa chwilę im zajęła. Co prawda godziny szczytu już się wyciszały, ale nadal na drogach było tłoczno. Przejechali przez pięknie oświetlony teraz w porze nocnej Most Łańcuchowy, na który już wcześniej tego dnia Erika zwróciła swojemu gościowi uwagę, że jest on zabytkiem zaprojektowanym przez Anglika, będącego imiennikiem Rusha i jak to połączył on Budę i Peszt w XIX wieku.

Zaraz po zjechaniu z mostu, zajechali na parking przed majestatycznie wyglądającym budynkiem. Zaparkowali na miejscu dla taksówek, bo pozostałe były zajęte.
- No i jesteśmy na miejscu - oznajmiła wyłączając silnik auta. - Pomóc ci z zameldowaniem? - zaproponowała.
- Dzięki, już dosyć czasu ci zabrałem. Zak będzie miał mi za złe, jeśli tak późno do niego wrócisz, a jeśli mam jutro być u was na obiedzie, to wolę mieć z nim dobre relacje - powiedział poważnym tonem. - Poza tym powinienem dać radę dogadać się po angielsku. Jak coś będę dzwonił, żebyś tłumaczyła, ok?
- Jasne, możesz na mnie liczyć - pokiwała głową.
- Super - odetchnął głębiej. - Dzięki za dzisiejszy dzień. Tym bardziej, że musiałaś poświęcić jeden z cennych dni urlopu. Będę leciał - wysiadł z samochodu. - Na którą jutro mam być gotowy? - zapytał jeszcze.
- Zaka odwożę do przedszkola na wpół do 9, więc zjesz sobie na spokojnie śniadanie - mrugnęła do niego.
- Spoko. Będę czekał w takim razie na twój telefon - odparł zadowolony. - To… do jutra?
- Do jutra - uśmiechnęła się szeroko. - Ach, twoje rzeczy są w bagażniku... - przypomniała sobie i od razu wysiadła z auta, by podejść do tyłu. - Jutro też ubierz się ciepło - mrugnęła do niego, gdy otworzyła klapę.
- Nie będę się sprzeczał. Jest zimno nawet jak dla Szkota z dalekiej północy - wyciągnął torbę.

Lorencz mocno wahała się w jaki sposób powinna się z nim teraz pożegnać. Uścisk dłoni? Gościnne przytulenie na dowidzenia? A może po prostu bez owijania lekki buziak w policzek?
Gdyby ktoś, jeszcze w grudniu, przepowiedział jej wszystko to co jej się przydarzyło do tej pory od nowego roku, to pewnie prędzej by uwierzyła w walkę z Desolatorem niż w posiadanie rozterek jak zakończyć właściwie pierwszą randkę z miłym facetem. Jej niezdecydowanie mogło teraz wyglądać jakby wyczekiwała jakiejś reakcji po nim.

On tymczasem po prostu spoglądał przez dłuższą chwilę na jej twarz. Trwali w ten sposób w milczeniu, a setki niewypowiedzianych słów krążyło w ich głowach. Niespodziewanie oboje pomyśleli o tym samym, zawstydzili się i widząc swoją reakcję wybuchnęli naturalnie szczerym śmiechem.
- Dziękuję za dzisiaj Erika - powiedział w końcu. - Do zobaczenia jutro - odwrócił się i poszedł do hotelu.
- Pa - odparła i rozbawiona pokręciła głową. Zamknęła bagażnik i siadła do auta.

Spoglądając w lusterko widziała swój uśmiech, który nie znikał jej z twarzy od początku dnia. Dawno nie czuła się tak lekko jak po dziś. Spojrzała na puste miejsce pasażera.
Bardzo cieszyła się, że miała jeszcze przynajmniej jeden dzień na spędzenie go z Williamem.

Wyjechała z parkingu i wdepnęła gaz do dechy, by jak najszybciej dotrzeć na przedmieścia. Miała teraz już tylko odebrać syna od dziadków, by w domu zrobić trochę bałaganu w kuchni by upiec ciasteczka.
- Właśnie, mąkę muszę jeszcze kupić! - przypomniała sobie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 06-05-2017 o 01:02.
Mag jest offline