Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2017, 14:09   #158
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nadeszła pora wyruszenia do Świątyni Wszechstwórcy, by podjąć się udowodnienia kapłanom, że Sybill wróciła na ziemię za jego błogosławieństwem. Tak jak słyszała czekają ją próby w świątyni przed zgromadzonymi wiernymi. Karczmarz zbudził zielonoskórych tak jak tego żądali. Przygotował śniadanie w postaci jajek z kaszą, które podał zebranym. Karczmarz był dzisiaj niemrawy, siedział za barem i obserwował zbierająca się drużynę. Twarz Caramona była wyraźnie opuchnięta, mina surowa, niewzruszona niczym głaz. Wzrok mężczyzny skierowany był na Sybill. Z każdą nadarzającą się okazją patrzał bezpośrednio na płonące oczy kobiety. Był pierwszą napotkaną osobą, która nie spuszczała wzroku, gdy Sybill odwzajemniała spojrzenie. Jej świeżo wykształcona empatia nie potrafiła z niego wyczytać żadnego uczucia. Po pewnym czasie skierował swoje kroki do kuchni. Po kilku minutach Tika wraz z Laurą zeszły po schodach niosąc rzeczy do prania. Kobieta oddzieliła się od córki i podeszła do Walkirii.
- Chciałam życzyć powodzenia na próbach pani. Próby te różnią się w zależności od czasów w jakich się dzieją. Nie da się na nie przygotować. - Kobieta uśmiechnęła się lekko dodając otuchy.
Ze strony podwórza dobiegła trąbka.
- Sybill Arunsun pora udać się do świątyni!
Przed tawerną zebrała się grupa zbrojnych strażników z halabardami, wśród nich był wysłannik kapłanów cierpliwie czekający na pojawienie się kleryczki. Kadle zaczął odgradzać strażników od zielonych, aby nie doszło do jakiś spięć i wymiany ciosów. Zieloni zostali poproszeni o pozostawienie broni w stajni jeśli chcą uczestniczyć w wydarzeniu.
Balkazar wyszedł na czoło zielonych. Emanował raczej dumą niż chęcią skrzywdzenia kogokolwiek.
- Odłożę broń tylko i wyłącznie na polecenie mojej Pani.
Gdy kleryczka zebrała się w sobie by wyjść na zewnątrz Tika złapała ją za ramię.
- Przyjmij otaczające cię uczucia i otwórz się na czystą miłość palącą w sercu. Pokaż swój płomień światu.

Kobieta zawróciła na pięcie by zabrać miskę z brudnymi rzeczami. Gdy Sybill wyszła na zewnątrz odwróciła się w jej kierunku i uśmiechnęła się zagryzając wargi. Następnie wyszła z rzeczami do kuchni.
Młody kapłan pokłonił się przed Sybill.
Walkiria mogła się tylko cieszyć tym, że płomienie w jej oczach nie pozwalały zdradzić jej emocji. Bo choć jej postawa była pełna dumy, to w myślach Sybill miała pełno wątpliwości. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej decyzja o przyjęciu zielonych nie była popularna, a nawet potępiana przez wielu. Ona jednak wiedziała, że był w tym wszystkim plan Wszechstwórcy, który ona musiała wykonać. To było jej zadanie, któremu musiała podołać. Czuła, że od tego zależy sukces nowego porządku.

Gdy Balkazar dostrzegł Walkirię wychodzącą na zewnątrz odwrócił się do niej i podszedł na kilka kroków. Następnie pochylił głowę i uderzył prawą pięścią w lewą pierś.
- Moja Pani. Strażnicy każą nam złożyć broń w stajni. Mam tak uczynić?
- Twoją wolą jest abym ja sam Ci towarzyszył czy my wszyscy?
Ork gestem obu rąk zasugerował, że jego pytanie dotyczy obecności zielonych.
Walkiria miała okazję się mu teraz lepiej przyjrzeć. Nie wyglądał on na młodego orka. Jako jedyny z ich grupy doprowadził się jako tako do porządku. Kałuże wody przy studni nieopodal sugerowały nawet, że prawdopodobnie się umył, a sposób w jaki się zachowywał i mówił dowodził, że dotknięcie przez Wszechstwórcę miało na niego nieco większy wpływ niż na pozostałych zielonych.
Arunsun, która odziana teraz była w zwykłą prostą suknię u pasa której umocowane było zaufane ostrze, trzymając w dłoni tarczę, spojrzała na Balkazara, po czym nieznacznie skinęła mu głową.
- Tak, chcę, żebyście przy tym byli. Broń zostawcie - po tych słowach wbiła spojrzenie w kapłana.
- Prowadź - odezwała się gromkim głosem do wyznawcy Wszechstwórcy.
Balzakar podał swoje topory czerwonemu orkowi i krzyknął gardłowo kilka dźwięków do pozostałych zielonych. Walkiria chyba jako jedyna była w stanie zrozumieć iż było to polecenie złożenia broni w stajni i dołączenia do jej orszaku.Czerwony ork i gobliny, jak się spodziewała, odbiegły za karczmę aby po kilku chwilach powrócić już bez broni.
- Tak, pani. - Mężczyzna spojrzał po zebranych towarzyszach kobiety, a następnie dał sygnał do wymarszu strażnikom, którzy gęściej otoczyli zgromadzenie zielonoskórych.

Grupa szła przez miasteczko górnicze niczym procesja. Wszyscy cywile spoglądali zaciekawieni, część z nich porzucała swoje zajęcia by dołączyć do orszaku. W szybkim tempie grupka wzbogaciła się o wskrzeszonych z areny. W następnej kolejności pojawiali się ich bliscy. Im więcej przybywało ludzi tym odważniej nucili pieśni ku Wszechstwórcy. Nucenie zmieniało się w słowa i krzyki pozdrowienia. Wraz z głośnością i gorliwością śpiewów, płomień Sybill nabierał na sile, wzniecał się i kołysał ruszany niewidzialnymi podmuchami wiatru. Walkiria czuła słowa i intencje wrzące w jej żyłach, dodające jej sił i wzmacniające drążące z obawy nogi. W końcu jej grupka dotarła przed kaplicę. Przed nią stał tłum ludzi o bardziej zimnym nastawieniu, obojętnym lub po prostu ciekawskim.


Na schodach prowadzących do wnętrza zebrani byli w grupach klerycy, kapłani Wszechstwórcy i Grungniego. Aktualne głowy, które przewodziły tym grupą stały na podium na środku schodów skierowane do tłumu przed nimi.
- Oto przybyła Sybill Arunsun, kleryczka, która dostąpiła objawienia Ojca, Wiecznego Płomienia, Wszechstwórcy. Podejdź dziecko. Starszy kapłan wysunął rękę wskazując na podium.
Walkiria przyjrzała się uważnie każdej osobie zasiadającej na podium. Każdy jeden kapłan poczuł na sobie choćby przez chwilę jej spojrzenie. Sybill skupiła się na emocjach jakie biły od jej towarzyszy, bo one dodawały jej sił. Rzuciła jeszcze przez ramię, przelotne i krótkie spojrzenie na Axima i Balkazara. Bezgłośnie westchnęła i ruszyła przed siebie.

Gdy kobieta stanęła przy podium drugi kapłan powoli okrążył ją.
-Bez wątpienia nosisz na sobie piętno pierwszego widzenia Wszechstwórcy. Wzrok z dołu nie potrafi znieść spojrzenia Ojca patrzącego z góry. Zatem wypełnił oczy płomieniem, abyś mogła dostrzec Jego plan. Co zatem wskazał Ojciec, że przychodzisz do nas uzbrojona w miecz i tarczę wraz z przedstawicielami wybijającej nas armii na powierzchni? Czy wolą Ojca jest, abyśmy wycierpieli jeszcze więcej? Czy może kryje się za tym większy spisek bogów zła, chaosu i zepsucia życzących sobie naszego wyginięcia? Może odłożysz swoją broń i tarczę na bok w dobrym geście?
- To są tylko narzędzia. Tak samo jak moje ciało - odparła Sybill rozkładając ręce. - Narzędziem, które kroczy wedle woli boga. Obawiać się muszą jedynie ci, którzy działają wbrew woli Wszechstwórcy - stwierdziła głośno tak, żeby każdy na sali ją dobrze usłyszał. - Bóg wskrzesił martwych, również tych którzy przyszli ze mną, a których się tak lękacie. Wszechstwórca chce harmonii, jedności wszystkich istot, które wspólnie dążą do celu i oddają mu cześć.
Pierwszy kapłan pokiwał głową w milczeniu.
- Zatem widzenie z Ojcem nie wypaliło twego umysłu i godzisz się być jego narzędziem w trudnych czasach. Owe czasy, które nastały charakteryzują się sianiem i zbieraniem na polu bitwy. Dzieleniem się dobrem, szczęściem oraz bólem i cierpieniem.

Drugi kapłan nie ustawał w podejrzeniach.
- Członkowie społeczności, którzy zostali w domniemaniu wskrzeszeni okrzyknęli cię Walkirią Wszechstwórcy. Nie ty pierwsza nią zostałaś i nie ostatnia. Trzymasz w ręce artefakt, który spoczywał w Kościele Wszechstwórcy w wewnętrznych murach miasta. Tarczę tą nosiły poprzednie Walkirie, kobiety które musiały przejść próby, aby być godne dzierżenia jej i korzystania z jej mocy lub w przypadku tych, którym się nie udało oddania tarczy płonących w nich resztek boskiej mocy. - Kapłan wskazał palcem na tarczę.
- Odłóż narzędzie, które zasila cię mocą Wszechstwórcy i pokaż nam moc i wolę płynącą z dedykacji i miłości płonących w twym sercu.
Najwyższy kleryk podszedł do pozostałych kapłanów.
- Sybill Arunsun czy podejmiesz się próby Walkirii Wszechstwórcy na oczach wszystkich tu zebranych?
- Moja wiara nigdy się nie zachwiała i nigdy nie zgrzeszyłam przypisywaniem Wszechstwórcy winy swych niepowodzeń - odparła kleryczka. - Ja już swój test przed bogiem przeszłam, w czego efekcie stałam się narzędziem w jego ręku. To on włożył w moją dłoń tę tarczę i tylko on może mi rozkazać ją odłożyć. Dzięki Wszechstwórcy dostrzegam to na co dawniej byłam ślepa. Czuję kto wątpi, a kto wierzy pełnym sercem.
Ludzie w tłumie zaczęli szeptać, a szept i rozmowy zaczęły wzbierać niczym morze przy sztormie. Sybill poczuła, że słabnie. Każdy negatywny komentarz czy wątpiąca osoba w tłumie stawała się igła uciskającą Sybill na duszy.
-Walkiria, która nie chce poddać się próbie?
- To przecież tradycja prawda?
- Każda musi się jej podać
- Walkirie muszą być przedłużeniem woli kościoła
- Jest za słaba.
- Coś ukrywa
- To agent orków
- Zdrajca, który ma nas zająć na tyle, by mogli nas wybić
Negatywna fala uczuć przeszła przez tłum i uderzyła w Sybill. Faktycznie czuła kto wątpi, a fala zwątpienia zbierała coraz większe żniwo. Ludziom potrzebny był cud, taki w który uwierzą doświadczając go i dotykając po swojemu.

W tej chwili przez tłum przecisnął się Axim Jarnar. Odziany w błyszczącą rycerską zbroję, z groźnie wyglądającym młotem bojowym w jednej ręce oraz ze stalową tarczą w drugiej. Taki niecodzienny widok musiał rzucać się w oczy, zważając na fakt, że prawdziwi rycerze raczej nie byli codziennością w takiej sytuacji.
- Co z wami, poddani króla Jerzego?! - zabrzmiał jego donośny głos spod podniesionej przyłbicy hełmu, kiedy wreszcie przystanął nieopodal Sybill, odwracając się do niej plecami. Spojrzał po zebranych z rosnącą irytacją w oczach.
- Tak okazujecie swój patriotyzm bohaterom królestwa?! Ludziom, krasnoludom oraz elfom, którzy byli gotowi oddać życie w waszej sprawie? Wstydźcie się! - zawołał i uderzył młotem o tarczę, czego łoskot poniósł się echem po jaskini.
- Ta oto kobieta, znana do niedawna jako Sybill Arunsun, a obecnie zwana Walkirią Wszechstwórcy umarła dla was i tylko dla was, by zaraz po tym powrócić z mocą darowaną jej przez samego Boga! Wskrzesiła waszych bliskich, uzdrowiła ukochanych, posiadła władzę nad naszym wrogiem! I wszystko, o co prosi, to móc służyć Jego woli. Służyć królestwu. Służyć wam. I jak wy na to zareagowaliście? Zapytajcie samych siebie! - Axim przerwał, by złapać oddech. Był cały czerwony na twarzy, a jego oczy mogły ciskać błyskawice. Największym zaś zaskoczeniem był fakt, że naprawdę dobrze prezentował się w zbroi. Tak, jakby się do tego urodził.

Walkiria usłyszała znajomy głos za swoimi plecami.
- Moja Pani! Wsłuchaj się w słowa jakie osobiście przekazał mi Wszechstwórca.
Balkazar ruszył jej kierunku mówiąc głośno i donośnie tak żeby wszyscy go słyszeli.
- "Posyłam na ziemię Walkirię, będzie ona moim mieczem i ogniem. Ty zaś będziesz jej tarczą i zdrajcą starego porządku rzeczy"
Te słowa Baklazar zaczął powtarzać z każdym krokiem jaki pokonywał w kierunku swojej Pani.
Najpierw w języku ludzi, potem po elficku, potem po krasnoludzku, a na koniec w mowie orków. Gdy zrównał się z Walkirią, przykląkł i wyciągnął do niej ręce.
- Ja jestem Twoją tarczą, oddaj mi to narzędzie na przechowanie i przejdź próbę. Te marne istoty nie uwierzą dopóki nie zobaczą.

Kleryczka skrzywiła się na twarzy jakby poczuła fizyczny ból ukłucia gdy tłum zaczął wątpić.
"Są tak małej wiary" przeszło jej przez myśl, gdy spojrzała w górę, jakby współczując samemu Wszechstwórcy. Drażniło ją to i irytowało niczym wbita zadra.
Sybill spojrzała po swoich obrońcach, skupiając się na ich emocjach, które były dla niej niczym balsam.

- Wątpicie, choć dowody macie przed nosem - Arunsun mówiąc to wzrokiem wodziła po tych, od których owe zwątpienie wyczuwała. - Przyszliście tu dla wiary czy widowiska? - zapytała retorycznie. - Skoro chcecie widowiska to wam je zapewnię, lecz każdy wątpiący będzie musiał odbyć pokutę, za wątpienie w osąd samego boga - zagrzmiała. Pewnym siebie krokiem zbliżyła się do Janrara i Balkazara. Orkowi skinęła głową, a na rycerzu zawiesiła dłużej spojrzenie. Była im obu wdzięczna.
Jednak mimo, że to ork namawiał ją do złożenia broni to tarczę oddała do rąk Axima ze względu na to jaką reakcję mogłoby wywołać, gdyby trafiła w ręce Balkazara. Po chwili odwiązany od pasa miecz również znalazł się w dłoni wojownika. Arunsun zdjęła również pierścienie i amulet, a te złożyła już w rękach Balkazara, dając tym gestem do zrozumienia, że jest on również cenionym przez nią towarzyszem.

"Naga", bo taka się czuła jako wojownik bez swej broni, w samej tylko tunice, wróciła na podium gotując się do tego czego od niej oczekiwano.
Pokaż im, co potrafisz, pomyślał z sympatią, ale i odrobiną ironii, Esmond. Rozumiał aż za dobrze kapłanów, którym z pewnością nie w smak była 'konkurencja' w postaci kolejnej Walkirii, ale co widział na polu bitwy, to widział. Trudno było nie uwierzyć w to, co się widziało na własne oczy.
Mimo wszystko wolał w bardziej widoczny sposób nie wspierać kapłanki. Gdyby tak pomachał swoją nową ręką przed oczami jakiegoś z kapłanów, pewnie trafiłby na stos, a Sybill zaraz za nim...
Balkazar wstał i wrócił do pierwszego rzędu tłumu. Starał się nie pokazać po sobie jak wpłynęła na niego decyzja Walkirii. Do tej pory czuł się wyjątkowy. Myślał, że mianowanie go przez Wszechstwórcę tarczą Walkirii znaczy coś więcej. W tym momencie zalała go fala wątpliwości. Być może tarcza ma zupełnie inne znaczenia niż sądził. Może nie on sam został na tarczę wyznaczony tylko wszyscy w jej orszaku. Nawet zadał sobie pytanie czy to Walkiria dobrze interpretuje przekaz Wszechstwórcy. Po chwili jednak Balkazar odrzucił ostatnią myśl. Jest wojownikiem, nawet nie szamanem. Przemawia przez niego duma, a nie wiedza i doświadczenie w sprawach duchowych. Zauważył, że po raz pierwszy ma aż takie wątpliwości jaką decyzję ma podjąć. Pierwszy raz też w ogóle zaczął się nad czymś tak zastanawiać. Tak jakby odkrył w sobie zupełnie nową umiejętność. Przyszło mu do głowy, że może będzie musiał zmienić tytuł ze “Zdrajca” na “Oświecony”... zaśmiał się sam do siebie… nagle zamarł… właśnie odkrył znaczenie słowa żart. Za dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Będzie musiał porozmawiać z Walkirią na osobności. Może ona rzuci trochę więcej światła na jego wątpliwości i jej oczekiwania względem jego osoby. Póki co musi ją wspierać. Jej próby są ważniejsze.

Tłum stawał się na powrót zaciekawiony. Najpierw stanął naprzeciwko nich rycerz w lśniącej zbroi, który z wyglądu musiał być rycerzem zza wewnętrznego muru miasta. Następnie z tłumu wynurzył się ork przemawiający ojczystymi językami zebranej ludności, który w ślady rycerza zajął miejsce przy boku Walkirii. Kobieta obu oddała swój dobytek i dała znak kapłanom, że jest gotowa wypełnić tradycję związaną z próbami. Fala negatywności i zwątpienia przeszła w oczekiwanie.
Pierwszy kapłan wysunął się naprzód.
- Przejdźmy zatem do pierwszej próby z trzech prób inicjacji. - Z progu kaplicy wyszedł kleryk niosący dużą tacę z talerzem. Gdy się z nią zbliżał zauważalny stawał się rój much latający nad nią. Drugi kapłan przejął tacę i położył na jednym z trzech filarów na podium. Na talerzu leżało pełno mięsa w zaawansowanym stadium rozkładu. U podstawy pływała zielona ciecz przypominająca wielkiego gluta. Bijący z tego odór wykręcał nozdrza i sprawiał, że łzy same napływały do oczu.
- W czasie wojny panuje choroba i zgnilizna. Wraz z zwiększającą się ilością ciał po obu stronach konfliktu przychodzi mór rozkładający żywych i umarłych. Jego ofiarą padają zwierzęta i plon, które spożywamy. Fioletowe żyły wychodzą z mięsa, zielona trucizna trawi wodę. Walkiria Wszechstwórcy potrafi przegonić morderczy mór, oczyścić skażone mięso i zneutralizować zatrutą wodę. Pobłogosław tą strawę, by na powrót była zdatna dla dzieci Ojca.
Sybill stojąca przed talerzem, skierowana twarzą do tłumu wyczuwała dwa silne płomienie. Od Axima i Balkazara biła niewątpliwa wiara w siły kleryczki. W morzu szumu przebijały się kolejne. Kadle, Esmond, Razzdan, Zidemo, Glele i reszta wskrzeszonych na arenie. Małe ciepłe płomienie tliły się również za jej plecami i po bokach. Młodzi klerycy i kapłani wpatrywali się z wiarą. Nawet od trójki starszyzny było czuć płomień nadziei.
Arunsun skupiła się na tych płomieniach. One sprawiały, że czuła się silniejsza. Odór zgnilizny tego co leżało na talerzu przed nią był nie do zniesienia, nawet dla zaprawionej w boju kleryczki, która nie jednego wojownika z rozprutym brzuchem ratowała.

Sybill spojrzała w górę i uniosła ręce.
- Wszechstwórco, pokornie proszę cię o zesłanie na mnie łaski błogosławieństwa - zaczęła. - Ty który wszystko tworzysz, pozwól by teraz rozkład, trucizna i choroba opuściły to jadło, by mogło się znów stać dobrym pokarmem dla twych wyznawców!
Wewnątrz ciała Sybill wybuchnął płomień wiary, którego światło rozlało się z piersi na zewnątrz. Ciepłe światło objęło talerz i padło dalej na wiernych. Na oczach zgromadzonych fioletowe mięso stawało się zdrowe i świeże. Pleśń i zielona maź zanikały zostawiając czystą wodę. Wśród zgromadzonych ludzi, na których padło światło cofały się schorzenia skóry, narośla i przebarwienia.
Pierwszy kapłan skinął głową - Znakomicie, bardzo silna manifestacja oczyszczenia. Przejdźmy do drugiej próby.
Ponownie z progu kaplicy wyszedł kleryk niosąc tym razem dużą, pustą miskę.
Drugi kapłan ponownie rozpoczął monolog.
- Podczas wojny i suszy panuje niezaspokojone pragnie i łaknienie. Wszelkie żywe istoty schną i więdną bez wody życia. Zaczerp z wody wiary i przekaż ją pragnącym wiernym.
Walkiria czuła jak wokół zapalały się płomienie w sercach ludzi
Arunsun czuła się wspaniale będąc skąpaną w blasku energii, którą napełnił ją Wszechstwórca. Kobieta z dumą przyjrzała się temu co dokonała. Lecz kapłani nie zamierzali czekać, aż emocje ostygną.
- Stworzenie - mruknęła pod nosem kleryczka patrząc na niesioną misę, która po chwili została postawiona przed nią. Sybill wzięła ją w dłonie. Przymknęła oczy i zaczęła szeptać modlitwę o zesłanie boskiej wody.
Gdy Walkiria otworzyła oczy misa była wypełniona wodą, przezroczysty płyn falował delikatnie. Tym razem, bez większych efektów wizualnych, ale czyn sam w sobie dokonał się szybko.
Pierwszy kapłan wziął miskę w ręce i potwierdził tłumowi, że pojawiła się w niej woda.
- Doskonale, dokonało się stworzenie wody.
Z tłumu wydobyły się krzyki radości i wiwaty. Większość ludzi była wypełniona już nadzieją. Zaraz potem ponownie pojawił się kleryk niosący pustą tacę.
Drugi kapłan rozpoczął monolog:
- Wraz z pragnieniem przychodzi łaknienie, zapasy pożywienia kończą się, a żołądki kurczą się i zjadają organizm. Zaczerp z płomienia duszy, aby stworzyć posiłek dla potrzebujących.

Tymczasem Axim Jarnar stał pokornie w pierwszym szeregu tłumu, jaki zebrał się w świątyni. Swoją nieskromną sylwetką, dodatkowo poszerzoną przez zbroję rycerską, musiał zasłaniać niektórym widok. Nie przejmował się tym jednak w tamtej chwili. Jak zaczarowany wpatrywał się w poczynania Walkirii Wszechstwórcy, skupiając na niej całą swoją uwagą. Swój młot miał przyczepiony u pasa, stalową tarczę z kolei zawieszoną przez plecy. W lewej ręce trzymał tarczę Sybill, prawą wspierając się na jej mieczu.
Czuł, jak przelewa się w nim ekscytacja spowodowana pokazem mocy półbogini. W jego sercu ani na chwilę nie zagościła wątpliwość. Był pewien, że Walkiria przejdzie ostatnią próbę. Czekał tylko, aż to się skończy, a wtedy znów będzie mógł do niej podejść. Wesprzeć i osłonić. W duchu pluł sobie w brodę, że nie mógł w tej chwili zrobić nic, by jej pomóc. Gdyby tylko wiedział, jak ją wzmocnić…
Balkazar mając doświadczenie tylko z orkowymi szamanami. patrzył z zaciekawieniem na poczytania Walkirii. Nie było kwestią czy jej się uda tylko w jaki sposób. Po prostu nie docierała do niego możliwość porażki jego Pani.

Cała ta próba, w opinii Sybill, przestała wydawać się tak głupia jak to początkowo zakładała. To właśni tu miała po raz pierwszy okazję doznać tego jak działa wiara i jaki daje efekt dla niej samej. Rozgrzewała swoją duszę w płomykach które paliły się w każdym z wierzących. Jedne były niczym płomień świecy, inne jak pochodnie, a jeszcze inne niczym długo palące się ognisko.
Arunsun skupiła się na tym cieple, chcąc przyciągnąć je do siebie. Rozłożyła ręce na boki, zamknęła oczy i skierowała dłonie nad naczynie, wierzchem ku górze.
- Pozwól mi nakarmić istoty, które sam stworzyłeś - wypowiedziała, próbując energię płomienia duszy przemienić w pokarm.
Płomienie wystrzeliły z rąk Sybill w górę. Kołysały się i tańczyły, a gdy zgasły w rękach pozostała pustka. Przez długą chwile wszyscy wpatrywali się w ręce, ale nic się nie zmieniło. Kleryczka zagryzła nerwowo wargi i spróbowała jeszcze raz czując obecność Axima i Balkazara, ich siła stała się jej, stała się wiarą, która przeistoczyła się w posiłek. Powoli w rękach zaczęło rosnąć pieczywo, pojawiły się małe winogrona i kawałki wędliny. Z wyrazem ulgi odetchnęła mocniej, patrzała jak jedzenie rosło do swoich przeciętnych rozmiarów i odstawiła na talerz. Szybko przetarła spocone czoło.
Kapłani pokłonili głowy, a kleryk zadął w uroczysty róg.
Pierwszy kapłan zakrzyknął:
- Oddajcie hołd Walkirii Wszechstwórcy, pokłońcie głowy nad cudami, których dokonała oraz przyjmijcie jej błogosławieństwo!
Drugi kapłan podszedł z wysuniętymi przed siebie rękoma, na których trzymał złote berło. Zdobione było rysunkami płomieni, skrzydeł, rzeki i pól pszenicy.
- Pobłogosław berłem Wszechstwórcy swój lud Walkirio Wszechstwórcy.
Tłum krzyczał, wrzeszczał, śpiewał i wiwatował. Z tłumu szła fala energii przenikającej przez ubranie i skórę Sybill. Energia była ciepła niczym promienie słońca, pieściła jej skórę doprowadzając do szału zmysłów. Euforia doznań krążyła po ciele, a jej dusza wrzała łagodnym ciepłem.

Walkiria wzięła w dłonie berło jakby to był najcenniejszy artefakt. Uważnie mu się przyjrzała, badając dokładnie każde żłobienie na nim. Kiedyś nawet nie wyobrażała sobie, że będzie dane jej spojrzeć w kierunku tego przedmiotu, a dziś trzymała je w dłoni i proszono ją o błogosławieństwo. Dłuższą chwilę napawała się tymi doznaniami, robiąc pełną napięcia pauzę w całym tym wydarzeniu.
W końcu objęła rękojeść berła w dłoń i uniosła prawą rękę w górę, nad swoją głowę.
- Niech płomień Wszechstwórcy nigdy w nas nie zagaśnie. Błogosławię wyznawców stworzyciela, który zastał pustkę i rozpalił w niej życie!

Walkiria wypowiedziała błogosławieństwo i wzniosła berło w górę. Berło zabłysło światłem i oblało zgromadzonych intensywną świetlistą mgiełką.

(Esmod +1PŻ. Walkiria, Axim, Balkazar, Czerwony ork, gobliny, Kadle otrzymują +1PM)

Wszyscy zgromadzeni wierni czują się zdrowsi, jakby odzyskali dziecięcą witalność lub pozbyli się trawiącej ich od dawna choroby. Światło znikło, a wraz z nim rozpłynęło się w powietrzu berło. Kapłani zgromadzili się wokół dziewczyny i zaczęli jej pojedynczo gratulować. Klerycy zaczęli rozdzielać jedzenie i picie wśród wiernych, przynosząc zapasy z kaplicy.
Drugi kapłan podszedł - Gratulacje Walkirio, kiedy będziesz gotowa kontynuować treningi wróć do nas po więcej nauk.
Pierwszy kapłan wtrącił się - Tymczasem zejdź do swojego ludu i daj im się poznać z bliska.

Stojący w tłumie Esmond usłyszał nagle jakieś stłumione westchnienia, następnie jęki i płacze. Rozejrzał się wokół, spojrzał na pobliskie gobliny myśląc, że to ich głosy. Jednak zieloni też się rozglądali w zaciekawieniu słysząc coraz głośniejszy, stłumiony głos. Esmond ponownie rozejrzał się, aż w końcu spojrzał na swoją rękawiczkę. To spod rękawiczki dobiegał nasilający się płacz. Koścista dłoń przykryta rękawiczką emitowała odgłosy, które zwracały na siebie uwagę pobliskich wiernych.
Zdawać się mogło, że działalność Walkirii w jakiś sposób nie spodobała się nowej ręce Esmonda, któremu dla odmiany nie spodobał się sposób, w jaki ta ręka wyrażała swe odczucia. Co prawda niektórzy spodziewali się po magach różnych nietypowych zachowań, ale co za dużo, to niezdrowo.
By nie stać się obiektem zainteresowania tłumów Esmonda obrócił się na pięcie i odszedł, nie czekając na oficjalne zakończenie uroczystości.

Balkazar towarzyszył Walkirii krocząc kilka metrów za nią, mając czujne oko na wszystkich zbliżających się do niej i stanowiących potencjalne zagrożenie.
Zachowanie Esmonda wzbudziło alert w brązowym orku, ale Balkazar stracił nim zainteresowanie gdy mag się oddalił.

Axim zaś podszedł do kobiety i oddał jej tarczę oraz miecz, wiedząc, że z nimi będzie się lepiej prezentować.
- Schodzimy do twoich wiernych? - zapytał cicho, będąc gotowy jej towarzyszyć.

Sybill skinęła głową Janrarowi i przejęła od niego swoje przedmioty. Następnie posłała pełen zadowolenia uśmiech Balkazarowi. Ruszyła w tłum, by pozwolić się dotknąć zebranym, wryć swój wizerunek w ich wspomnienia.
- Czas spić śmietankę póki jesteśmy w blasku chwały - szepnęła kleryczka do wojownika w rycerskiej zbroi, gdy przeszła obok niego idąc do wiernych. Miała poważny wyraz twarzy i skupiona była na wyczuwaniu emocji bijących spośród członków kleru. W towarzystwie swoich dwóch najwierniejszych kompanów zeszła z podium.
Udawany rycerz podążył zaraz za nią, po jej prawicy. Prostował się i dumnie unosił głowę, robiąc za godną ozdobę półbogini. Odsuwał co bardziej nachalnych mężczyzn, przodem puszczając do Walkirii kobiety oraz dzieci.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline