Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 01:46   #102
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Węgry, Budapeszt, 19 stycznia 2017


Czuła się wspaniale. Było jej tak lekko i błogo, że nawet towarzyszące temu uczucie zmęczenia było przyjemne. Ale wtedy obudził się w niej rozsądek i zaraz zerwała się z łóżka. Dopiero po chwili zorientowała się, że była cała naga więc naprędce rozejrzała się po pokoju. Wtedy przypomniała sobie, że jej ubranie zostało w salonie. Na szczęście była to jej sypialnia więc wystarczyło podejść do szafy…
Usłyszała kroki. W ostatniej chwili narzuciła na siebie długi sweter, który zakrył ją całą, aż do połowy ud. W milczeniu i z zaskoczoną miną przyglądała się Willowi i Izsakowi, którzy weszli do pokoju. Zupełnie nie spodziewała się takiego powitania. Mimowolnie uśmiechnęła się. Jeszcze nigdy nie było jej tak dobrze...

- Dzień dobry i wam - odparła z rozczuleniem w głosie. Zaraz też podeszła do nich. Pochyliła się przy synu i wzięła od niego kubek. Przez króciutką sekundę była zła, bo mały mógłby się nią oblać i poparzyć, ale nie stało się nic złego, więc zdusiła w sobie tą uwagę. Zamiast tego pocałowała Izsaka w czoło i wyprostowała się.

Uśmiech jakim obdarowała Willa był tym, jaki mógł otrzymać jedynie mężczyzna, który nocą nieraz zaspokoił kobietę. Erika w końcu podeszła do Willa i pocałowała go w policzek lekko, ale było w tym dużo czułości.
- Zjem w kuchni - powiedziała i ruszyła do wspomnianego pomieszczenia. W głowie miała teraz dwa tematy. Jednym było wspominanie nocy z Willem, a drugim rozmyślanie o tym czy zdąży wybrać syna do przedszkola czy nie, a jak nie to jak się z tego wytłumaczyć gdy zadzwoni z tą informacją do sekretariatu.
- Zjadłem już cztery naleśniki! - Zak pochwalił się po drodze. - A banany sam obrałem!
- Przepraszam, że cię nie obudziłem wcześniej, ale uznałem, że będziesz chciała pospać nieco dłużej po tej nocy - na jego twarzy mignął cień samozadowolenia.

Erika pokręciła głową z rozbawieniem. Była pod wrażeniem, że po takiej nocy miał on siłę wstać i zrobić jej... im wszystkim śniadanie. Bo ona miała ochotę cały dzień po prostu przeleżeć w łóżku, najlepiej wtulona w Willa i by jedynym jej zajęciem było wpatrywanie się przez okno jak śnieg zasypuje park, na który był widok wszystkich trzech sypialni jej mieszkania.

- Dziękuję, że wszystkim się zająłeś - mruknęła do Willa ze szczerą wdzięcznością i posłała mu ciepły uśmiech. Po chwili też pochwaliła syna, za to jaki był pomocny i grzeczny. Zasiedli w końcu przy stole w jadalni i Erika nareszcie skosztowała śniadania. Były pyszne.
- Mmmm, najlepsze jakie jadłam - stwierdziła z zadowoleniem, oblizując powoli widelec. Zdecydowanie nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby właśnie tak miały wyglądać jej kolejne poranki. Uśmiechnęła się nieco smutno. Do dzisiejszego dnia uważała, że takie rzeczy mogą dziać się tylko w uroczo słodkich komediach romantycznych, ale nie w prawdziwym życiu, a już szczególnie nie w jej własnym. Węgierka rozmarzyła się w pełni, aż na koniec zawstydziła się swoimi myślami, które zdecydowanie za daleko ją zawiodły.
Ale taka była prawda: przy Williamie, jak przy nikim innym, czuła się dobrze, jej życie nabierało odrobiny normalności i beztroski. Nie zmieniło się to ani po tym jak wyznał, że również jest Obdarzonym, ani po wspólnie spędzonej nocy. Co więcej teraz czuła jeszcze większe przywiązanie do mężczyzny i rosnącą w niej chęć zatrzymania go przy sobie.

- Cieszę się, że smakowało - odparł z zadowoleniem Rush. - Dziś my zaplanowaliśmy dzień - spojrzał na Zaka.
- Tak! Jedz mama szybko i idziemy na sanki! - chłopiec już skończył swoją porcję, która chyba była dokładką i niecierpliwie zerkał co chwilę w kierunku drzwi.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - dopytał ją Will.
Pomysł nie był zły, ale sanki były u dziadków malca. Musieliby by kupić jakieś nowe.
- Możemy po drodze wskoczyć do sportowego, znalazłem jeden w okolicy, i kupimy tam sprzęt - Rush musiał przewidzieć jej myśli, bo od razu zaproponował rozwiązanie.
- Noo, też uważam, że to dobry pomysł - Izsak poważnie pokiwał głową. William wygrywał go ku sobie z każdą minutą jaką spędzali razem.

Erika roześmiała się. Wszystko stało się dla niej jasne.
- No pięknie - pokręciła głową. - Teraz wiadomo czemu mnie nie budziliście - spojrzała po Izsaku i Willu. - Wszystko, żeby nie pójść do przedszkola - wyprostowała się na krześle i skrzyżowała ręce przed sobą. Zrobiła nawet groźną minę.

William i Zak jak na zawołanie zrobili minę niewiniątek, oskarżanych bezpodstawnie.
- Wcale nie - zaczął chłopiec. - Tak po prostu samo wyszło… A przecież skoro jest ładna pogoda to sama mówisz, żeby w domu nie siedzieć - ponownie przybrał poważną minę, którą odziedziczył właśnie po niej.

Węgierka była bardziej jak pewna, że pomysłodawcą całej tej szopki był nie kto inny jak jej własny syn. To było w pewien sposób urocze, że Will tak łatwo dał mu się podejść.
- Dobrze mądralo, więc jak mam wytłumaczyć twoją nieobecność kiedy będziesz bawił się na sankach? Chciałam zadzwonić i powiedzieć że masz gorączkę, ale w tym wypadku nie mógłbyś wyjść z domu... - Erika westchnęła teatralnie.
- Ale przecież nie musimy nikomu mówić, że wychodziłem z domu, prawda? - spojrzał na Williama szukając wsparcia.
- Raz nie zawsze - mężczyzna uśmiechnął się przymilnie.

Sprawa była już przegrana. Erice pozostawało po prostu ugrać w tym coś dla siebie. Powiodła spojrzeniem po nich i w końcu oparła głowę na ręce podpartej łokciem na blacie stołu.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem - przeniosła wzrok z Izsaka na Szkota. - Will zostanie u nas jeszcze do jutra - uśmiechnęła się szeroko i bardzo wymownie.
Jednocześnie zaskoczyła i ucieszyła go tą propozycją. Spojrzał na nią czule, a na jego twarzy malowała się wdzięczność.
Zak odwrócił się w kierunku mężczyzny z szeroko otwartymi oczami.
- Zostaniesz? - zapytał oczekując potwierdzenia.
William spojrzał na chłopca i ciężko odetchnął potęgując napięcie.
- Zostanę - odparł w końcu wzbudzając triumfalny okrzyk syna Eriki.
- To teraz na sanki! - zarządził Zak.
- Nie - pokręciła głową Erika. - Teraz wy sprzątacie po śniadaniu a ja dzwonię do przedszkola - mrugnęła do nich okiem i wstała od stołu.

***

Zak szalał w dziale sportów zimowych Decathlonu. Erika czujnie wodziła za nim wzrokiem, ale starała się go nie ganić częściej niż było konieczne. Dzieciaka po prostu rozpierała energia i radość. A jeszcze pół godziny wcześniej jego matka łgała przez telefon jak to chłopca zmogła gorączka...

Z nadzieją, że nie spotka po drodze nikogo znajomego, w końcu opuścili sklep, tuż po tym jak doszło do drobnego sporu o to, że Will chciał zapłacić za zakupy, ale Węgierka w końcu odpuściła. Wydawać by się mogło, że Szkot sobie za punkt honoru postawił by płacić za wszystko podczas swojego pobytu na Węgrzech. Erice było wszystko jedno, więc skoro czuł się z tym lepiej to nie upierała się przy swoim.

Ze sklepu pojechali do hotelu, by Will mógł się wymeldować i zabrać swoje rzeczy z pokoju, bo w końcu jego nocleg w mieszkaniu Lorencz był nie tak do końca zaplanowany. Erika i Izsak z sankami w roli trzeciego pasażera - bo nie zmieściły się do bagażnika sportowej Mazdy - czekali na niego w samochodzie. Stamtąd pojechali poza miasto, w kierunku terenów wiejskich, bo Obdarzona po tym jak nakłamała dyrekcji przedszkola, wolała nie kusić losu i nie spotkać przypadkiem nikogo, kto mógłby podważyć prawdziwość jej kłamliwych zapewnień co do choroby syna.

Udali się do miejsca gdzie Erika sama za dziecka wybierała się z rodzicami. Było ono odludne na tyle, że przez kilka lat mogła tam nawet w miarę swobodnie przemieniać się. Przynajmniej dopóki jej sylwetka nie zaczęła przekraczać 10 metrów.



***

Wieczór nadszedł jeszcze szybciej niż dnia poprzedniego. Izsak jeszcze w kąpieli nieco dokazywał, ale kiedy tylko położyła go do łóżka, to nie zdążyła wyjść z pokoju, gdy mogła usłyszeć jego równy i cichy oddech.
- Intensywny dzień - skomentował William siedząc na kanapie w salonie, gdy wróciła od syna.

- Mam nadzieję, że mi się nie przeziębi po tej bitwie na śnieżki - odparła przeciągając się. Cały dzień spędzony na świeżym powietrzu nawet ją wymęczył. - Swoją drogą - zagaiła siadając obok niego. Wzięła przy okazji pilot do ręki i włączyła sprzęt grający. Muzyka popłynęła z głośników, dodając chwili odrobiny magii.
- Ciągle nie mogę przeboleć tego, że nie udało mi się ciebie trafić choćby jedną - stwierdziła z rozbawieniem.
- Nie spuszczałem z ciebie wzroku, więc widziałem każdą niecną próbę trafienia mnie - zaśmiał się.
Erika uśmiechnęła się szeroko na te słowa. Przysunęła się do niego i wciąż nieco nieśmiało, przytuliła do niego.
- Cieszę się, że zostałeś jeszcze dziś - mruknęła.
- Do jutra popołudnia - oznajmił. - Niestety... ale w najbardziej optymistycznych snach nie spodziewałem się, że… tak się nam uda - dodał szeptem.

Węgierka zdawała sobie sprawę, że wiecznie ta beztroska nie będzie trwała, ale teraz, znając dokładny moment ich rozstania, wyraźnie posmutniała.
Było jej z nim tak dobrze, a do tego w jego towarzystwie potrafiła zapomnieć o wszystkich problemach jakie miała na głowie.
- Jesteś wyjątkową osobą Will - uśmiechnęła się do niego czule. - To niesamowite jak... - urwała, bo próbowała znaleźć najbardziej odpowiadające słowo. - Jak naturalnie i swobodnie czuję się w twoim towarzystwie.
- Cieszy mnie to - odpowiedział obejmując Erikę. - To znaczy, że moje uczucia są odwzajemniane - pocałował ją w usta.

Świat znów przestał istnieć, a może po prostu skurczył się do tego jednego mieszkania w kamienicy, gdzie mieli wszystko to czego potrzebowali do szczęścia. Dziś nie spieszyli się, w tej chwili byli tylko we dwoje i jeszcze długą noc zamierzali w pełni cieszyć się z tej bliskości.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=GCdwKhTtNNw [/media]
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline