Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2017, 18:20   #21
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Polowanie na myśliwych

Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


13 grudnia 4433 roku BCCC, wtorek, poranek

Umiarkowana temperatura, lekki wiatr, brak opadów



Porucznik Grondmoss i kapitan Zultair



Kapitan Tallman i grododzierżca Hetalan

Z niepokojem zauważyliście, że na sali znajduje się więcej osób, zbrojnych, niż się tego spodziewaliście. Przy Hetalanie siedziało trzech żołnierzy. Pierwszy, długowłosy i wąsaty, wyglądał na takiego, co lepiej czuł się w lesie niż za murami warowni. Jedno oko miał czarne, drugie zaś zielone, lecz oba taksowały Shillen z taką samą przenikliwością. Drugi był zakutym w zbroję, krótko ściętym olbrzymem. Z jego kwadratowej, poznaczonej bliznami szczęki trudno było cokolwiek odczytać. Nie kwapił się do rozmowy. Trzeci mimo podeszłego wieku wydawał się twardy jak stary korzeń. Przy misce położył modlitewnik.

- Witam was na naradzie, usiądźcie - odezwał się Hetalan oficjalnym tonem. - Kapitanie Zultair - zaczął od najstarszego - kapitanie Tallman, poruczniku Grondmoss - oto ludzie, którzy zamierzają wspomóc naszą sprawę. Poczęstujcie się strawą i miodem na dobry początek - dygnitarz wskazał na gęsta zupę z dziczyzny z kaszą.

- “Sroga Pięść” - burknął ten z bliznami, Tallman. - Już mieliśmy o nich okazję usłyszeć. Ledwo otrzymali pańskie srebrniki, już zaczęli się awanturować po burdelach - kiedy niektórym z was otworzyły się usta z oburzenia, kapitan powstrzymał was ręką.

- Nie obchodzi mnie, co robiliście ani kto zaczął. Postawmy sobie sprawę jasno. Nie zostaliście najęci do patrolu pogranicza, warowania w garnizonie czy karnej ekspedycji przeciw niesfornym chłopom, jak to zwykle z najemnikami bywa. To nie będzie to samo, co paru obwiesiów pochlastać lub poobijać. Spodziewamy się tu prawdziwej walki, prawdziwej wojny. A tego najmici nie lubią, bo martwy żołdu nie zgarnie, prawda? - Tallman przepłukał gardło miodem i zlustrował was spojrzeniem.

- Wyskoczyłeś z tą “Srogą Pięścią” jak z konopii - odkaszlnął Zultair - a kiedy spotkałem wczoraj naszego rektora, Aeloraxa, to powiedział rzecz nieprawdopodobną, którą chciałbym z nam panującym potwierdzić. Czy to prawda, lordzie, że oni... Jakby to ująć... Zmaterializowali się znikąd, w dodatku nago, i to w grobowcu Byrnego?

Tallman uniósł głowę znad miski zupy, z miną “to się robi coraz lepsze”, ale nie skomentował. Hetalan spojrzał z wyrazem zakłopotania na twarzy. Napił się miodu.

- To chyba wyjaśniałoby, dlaczego cały rynsztunek zakupili u nas. Czerwoniutkie żelazo, prosto z naszych kopalni - rzucił Grondmoss, taksując zbroję Algrada.

- Jesteśmy w gorszym położeniu, niż zdajecie sobie z tego sprawę - przemówił wreszcie Hetalan. - To nie pora na żarty.

- Ten oto przedstawiciel Krzepkiego Ludu to nasz sojusznik z Thunderhold, Algrad z klanu Brokdag, mistrz płatnerski klanu, który przecież uczył nasz lud rzemiosła. Wysłano już posłańca, aby powiadomił króla Warowni Grzmotów o twoim zjawieniu się - zwrócił się bezpośrednio do krasnoluda. Tallman i Zultair wreszcie zamilkli - chociaż jeden z was budził w nich szacunek.


Algrad po wejściu usiadł za stołem, wcześniej kiwając głową na powitanie. Podczas opowiadania i przedstawiania tylko kiwał głową i posilał się racząc przy tym się miodem.

- A co do pozostałych... przyda nam się każda pomoc, szczególnie ta zesłana przez gwiazdy.

- Gwiazdy? - zapytał retorycznie Grondmoss. - Gdyby były po naszej stronie, nie zsyłałyby akurat tych, których mamy zamiar... No, przegonić - miał na myśli Shillen.

- Poruczniku Grondmoss, czy odmawiasz służby? - warknął Hetalan, za stary i zbyt zmęczony na potyczki z ludźmi, którzy mają oczy, a mimo to są ślepi i nie potrafią ocenić sytuacji należycie.

- Nie, lordzie - wąsacz wyprostował się na krześle. Zapadła cisza. To, co miało być naradą wojenną, wyglądało póki co jak zbieranina ponurych chłopaków i zmęczonych starców, którzy potrzebują nowej nadziei. Co mówicie, co robicie?


- Więcej wiary w bogów, poruczniku Grondmoss. Widocznie mieli co do nas wszystkich pewne plany. A jako wieszcz kształcony w Tuli, mogę zapewnić, że gwiazdy są dla nas pomyślne. Cierpliwości - czarodziej odetchnął z ulgą widząc, że wątek burdelu nie był długo eksploatowany.

- Tula, no proszę... - zaciekawił się kapitan Zultair.

- Przede wszystkim, co wiadomo o przeciwniku? Ile było ataków? Gdzie? Jak silne były grupy i czy są ocalali lub świadkowie owych zdarzeń? Jak rozumiem, szukano miejsca, w których mogłyby się ukryć… najpewniej bezowocnie? - Katon spojrzał pytająco na porucznika Grondmossa.

- Porucznik Grondmoss i jego weterani to jedyne osoby, które widziały wroga - powiedział Hetalan. - Kapitanowie i poruczniku, oto Katon, elfi czarodziej z Tuli - przedstawił grododzierżca. Zultair skinął głową. Tallman był zbyt zajęty konsumpcją, a Grondmoss pogrążył się w myślach, próbując sobie przypomnieć nieszczęsne wydarzenia.

- Tak... - odezwał się po chwili. - Wiemy, gdzie się kryją. Ruszyliśmy tam z mieczami pobłogosławionymi przez samego patriarchę Thunderhold. Mieczami na gobliny...

Grondmoss zwilżył usta miodem.

- W granicach naszej krainy jest takie miejsce, które w mowie handlowej nazywamy Trollslore. Albo prościej, Troll-Wie. Lub Tylko-Troll-Wie. Stare ruiny, o których pamięć przepadła setki, jeśli nie tysiące lat temu. Tylko trolle, które zgładziły tamtą cywilizację, wiedzą, co znaczyły, kto je wybudował, i tak dalej. Unikamy tego miejsca, a raczej unikaliśmy, z obawy przed plagą czy klątwą. Gobliny - nie. A z tak dogodnego punktu mogły napadać na nasze wioski ile wlezie. Dopóki jeden taki czy dwóch kradło jedzenie, wystarczyło kijem przez łeb strzelić i po sprawie. A z czasem wstąpiła w nie jakaś złośliwa inteligencja i zaczęły być równie okrutne i przebiegłe jak gnolle.

- Wziąłem więc osiem dziesiątek weteranów i te błogosławione miecze. Żadna plaga mnie nie dopadła, może to dlatego, że akurat mamy zimę, a czy klątwa... To się jeszcze okaże - wziął łyk z kubka. - Na miejscu natrafiliśmy na wiele prymitywnych chatek - pewnie goblińskich. Jednak były puste.


- Puste, poruczniku? Rozumiem, że wyprawialiście się do tych zapomnianych przez bogów ruin by odpowiedzieć na najazdy goblinów? - Wtrącił Rashad, siedzący wyprostowany i od czasu do czasu z gracją posilający się zupą. Po upojnie spędzonej nocy czuł się zrelaksowany. Mieniąca się złotem pięknie zdobiona rękojeść jego azerskiego miecza wystawała mu zza pasa.

Grondmoss przewrócił oczyma zniecierpliwiony, zastanawiając się, po co powtarzasz jego słowa.

- Zaszczyt to dla mnie poznać panów oficerów, jestem Rashad Al-Maalthir, a pozostali moi nieprzedstawieni jeszcze towarzysze to Oscar, moja krewniaczka Amira, druid Anlaf i łowczyni Shillen…. tak jak rzekł szlachetny lord Hetalan, Sroga Pięść jest tutaj by wam pomóc. - Skinął głową oficerom.

- I tak nie zapamiętamy - skomentował impertynencki Tallman, przeżuwając kawałek dziczyzny wyłowiony z miski. - Mchu, kontynuujcie.

Nazwisko Al-Maalthirów nie uszło jednak uwadzę Zultaira. Nic jednak nie powiedział.


Shillen czuła na sobie nieprzychylne spojrzenie jednego z mężczyzn. Podniosła rękę, jakby na znak prośby o udzielenie głosu. Biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji mogła się znaleźć przez wzgląd na to kim jest, nie miała zamiaru odzywać się nieproszona, chciała jednak zabrać głos.

Amira, która siedziała koło niej dotknęła delikatnie jej ramienia w dodającym otuchy geście i szepnęła dyskretnie do ucha:

- Głupi buc, nie warto się nim przejmować.

Hetalan pewnie nie usłyszał, co mówisz, ale i tak posłał ci karcące spojrzenie. Sekrety mają przecież kształt ucha, ale mniejsza o nie. Sojusznik Suwerena nie podejrzewałby Viridiańczyków o szczerość czy chociaż jakiś kodeks etyki, ale dobre maniery zobowiązywały do mówienia przy stole otwarcie.

Amira uśmiechnęła się przepraszająco do gospodarza po czym sięgnęła po owoc chcąc przykryć zakłopotanie. Zrozumiała przytyk Hetalana, jednak mimo to uważała, że przy tym stole to nie ona narusza dobre obyczaje. Zwyczaj nakazuje bowiem, aby chociażby udawać, że interesują cię imiona przypadkowo napotkanych na gościńcu osób, nie mówiąc już o potencjalnych sojusznikach, a przecież dowódca odpowiada za zachowanie swych podkomendnych

- Spokojnie - Shillen szepnęła Amirze z trochę pochmurnych uśmiechem - Może i jestem pyskata, ale nie głupia. Ten jeden raz nie miałam zamiaru nikogo zbesztać ani rzucać się mu do gardła - po czym zwróciła wzrok w kierunku gospodarzy z wciąż uniesioną ręką, czekając aż pozwolą jej mówić. W duchu nie podobało jej się, że zachowuje wobec tych ludzi taką służalczą uległość, ale czuła, że jeden zły gest i może mieć poważne problemy. “Służba” w Czarnym Lotosie nauczyła jej, że są sytuacje gdy trzeba udać że jest się uległym i posłusznym, przynajmniej po to by uśpić czujność tych, którzy mogą jej zagrozić.

Grondmoss otworzył już usta, ale kiwnął ci głową, zniecierpliwiony. Stracił wielu ludzi podczas tej wyprawy i swoją opowieść chciał mieć już jak najszybciej za sobą.

Shillen opuściła rękę - Nie umknęły mi nieprzychylne spojrzenia, które powędrowały w moją stronę i wcale mnie one nie dziwią. Chcę jednak abyście wiedzieli, że nie mam nic wspólnego z drowami które ostatnimi czasy was nawiedzają, wręcz przeciwnie. Mam pewne osobiste powody by przynajmniej teraz stanąć po waszej stronie i upuścić mym “braciom” trochę krwi. - obserwowała Grondmossa, czekając na jakąś reakcję.

- Po marszu takiej zgrai goblinów musiały zostać jakieś ślady. - Zamyślił się Anlaf. - Czy tropy na coś wskazywały? Opuściły to miejsce w pośpiechu? W którym kierunku mogły się udać?

- Właśnie - zaczął Grondmoss. - Znaleźliśmy ślady świeżej walki i kilka trupów, co uznałem za sprzyjające okoliczności. Bardziej zdziwiła mnie posiadłość stojąca w środku tej opustoszałej wioski. Dom, jakiego nie powstydziłby się kupiec. Parterowy, ze studnią, stajnią i, co więcej, z osobnym zajazdem, a oba budynki otoczone niskim, kamiennym murem. Na pierwszy rzut oka wyglądało to imponująco, ale z bliska... Okazało się fuszerką. W tym wypadku pewnie goblińską fuszerką.

- Coraz bardziej zaintrygowany postanowiłem otoczyć ludźmi ten tajemniczy dom. I kiedy się zbliżaliśmy, usłyszałem kobiecy krzyk - ciarki przeszły przez ciało porucznika. - Jakby niewiaście odrywano paznokcie albo wyczyniano gorsze tortury. W Byrny słyszano już o goblińskich porywaczach, więc poczułem się zobligowany do prędkiego działania. Wpadliśmy do środka i wtedy... - Grondmoss zamilkł.

- Wtedy co? - pospieszył go Tallman.

- Zobaczyłem... Ją - spojrzał na Shillen, a wszystkie oczy na sali podążyły za tym spojrzeniem. - To znaczy, jedną z nich. Leżała w przestronnej sali, na stole i... Rodziła. To coś, co... Z niej wychodziło... Chciałbym o tym zapomnieć, ale ten widok wciąż mnie nawiedza po nocach - porucznik opróżnił cały kubek miodu jednym haustem. Nie chciał mówić dalej, ale po spojrzeniach pozostałych wywnioskował, że musi kontynuować.

- To musiała być przemyślana pułapka. Nie wierzę, że przez przypadek znalazłem się w tej sali, akurat wtedy. Oni PRAGNĘLI żebym to zobaczył i żebym wam o tym opowiedział - Grondmoss trząsł się przy każdym słowie. - Minęła chwila, a urządzili moim ludziom kaźnię. Na jednego ich wojownika padało moich dwóch, jeśli nie trzech - zacisnął dłoń na kubku, kłykcie zbielały. - Wielkie pająki pojawiały się dosłownie znikąd i porywały żołnierzy do ciemnych pomieszczeń. Eberhard i Eastman nagle zasnęli. A Dashwood tarzał się po podłodze, nie mógąc przestać się śmiać. Cały czas mam ten śmiech w pamięci...

Zapadła cisza.

Tallman zakończył posiłek i wyprostował się zadowolony na krześle, jakby opowieść Grondmossa zupełnie na nim nie zrobiła wrażenia. Rzucił na was okiem, uśmiechnął się i zapytał:

- Jesteście podobno SROGIMI najemnikami... Gdybym kazał wam zabić niemowlę... Powiedzmy dziewczynkę u matczynej piersi, to czy zrobicie to, nie zadając pytań?

- Nasz lord powinien sobie zatrzymać ciebie jako błazna, nie żołnierza, kapitanie Tallman - stary Zultair docinkiem powstrzymał eskalację niepotrzebnej dyskusji, za co Hetalan mógł być mu wdzięczny.


Anlaf przerwał jedzenie i zastygł w bezruchu szeroko otwierając oczy. Wyobraźnia podpowiadała mu obrazy narodzin czarta z najgłębszych czeluści Otchłani. Dopiero pytanie Tallmana wyrwało go z osłupienia. - Co ona urodziła? - Zapytał nie będąc w stanie odpowiedzieć od razu kapitanowi. - To… to jakieś wynaturzenie?

- To... Było czarne, tak jak ona - Grondmoss wskazał na Shillen. - Ale miało żołto-białą czuprynę... Cztery ręce, opazurzone jak u żbika... I psi pysk pełen zębów jak sztylety...

- Draegloth - stwierdziła cicho Shillen, ponownie przykuwając spojrzenia wszystkich osób na sali.

- Drae-co? - spytał się Tallman, nieco poważniej, zainteresowany tematem jak myśliwy udający się na polowanie. - Zresztą, dla mnie najważniejsze, że to coś jeszcze nie urosło. A i matka jest osłabiona. Widzę tutaj szansę.

- Ja wpierw wolałbym - odezwał się Zultair - zrozumieć, co kieruje twoim ludem? Co kierowałoby tobą w takiej sytuacji? Co byś zrobiła dalej? - zwrócił się bezpośrednio do Shillen. - Mamy okazję tu i teraz zrozumieć wroga, jeśli w ogóle jest naszym wrogiem.

Porucznik Grondmoss kiwał głową przecząco.

- Musimy ich co najmniej przegonić... Jak zwierzynę... Zima jest długa, nie możemy pozwolić im na nas żerować... A nie dajcie bogowie, że skumają się z goblińskimi niedobitkami... Gobliny znają teren, znają nasze wioski.

Hetalan milczał. Słuchał. Nie chciał przedwcześnie sugerować żadnego toku działania.


Algrad był zdumiony tym co słyszał.

- Powiadasz panie poruczniku, że osiemdziesiąt najlepszych ludzi z Byrne poszło do piachu? - Skrzywił się krasnolud.

- Trzydziestu dziewięciu udało mi się wyprowadzić z tego piekła. Tylu weteranów zginęło... Dashwood, Eastman, Eberhard, Griswold, Hodgdon...

- A ich padło niespełna trzydzieści? - Zastanowił się chwilę.

- Nie mieliśmy czasu prowadzić szczegółowej statystyki - porucznik uśmiechnął się zimno.

- Czy coś mówili podczas rzezi? Coś co można określić jako imiona przywódców czy coś? - Popatrzył na drowkę z pytaniem w oczach czy dałaby radę wywnioskować coś więcej.

- Nie mam pojęcia. Nie używali mowy handlowej, tylko swojego języka.

- Daleko to leże goblinów od Byrny? - Zapytał w końcu oceniając jak szybko będzie można działać i sprawdzić teren.

- Jak przekroczycie rzekę Stillring promem, to zaledwie dziesięć mil na południe w linii prostej stąd. Można też dookoła traktem Rorystone, aż nie przekroczycie Stillring i wtedy zejść ze szlaku i kierować się na wschód. Turnia, przy której leży Troll-Wie, jest widoczna z daleka.

- Dreaglothy to istoty spłodzone przez demony i świeżo wyświęcone drowie kapłanki wysokiej rangi. Nigdy przez całe moje 110-letnie życie nie widziałam żadnego na oczy. Zasadniczo znam je tylko z opowieści ojca, który opowiadał mi gdy jeszcze byłam dzieckiem - elfka wzruszyła ramionami. - Dzieci z mojej rasy od małego uczone są oglądania okrucieństw, tortur i mordu, ale muszę przyznać się bez bicia, że gdy słuchałam opowieści o tych stworach, trzęsłam się jak osika - przez chwilę milczała, spoglądając na obecnych w sali po czym mówiła dalej - z opowieści ojca wiem do czego są zdolne, ale niestety nie wiem, jak skutecznie je zniszczyć. Myślę, że Daghtir, mój ojciec też tego nie wiedział. - Shillen zaczęła myśleć o tym, że być może będzie musiała stanąć oko w oko z koszmarem sennym, który nawiedzał ją wiele razy po opowieściach. Z jednej strony napawało ją to pewnego rodzaju, przerażeniem, a z drugiej strony czuła pewnego rodzaju ekscytację na myśl tego co jej rasa potrafi stworzyć. Na jej twarzy mignął prawie niezauważalny uśmiech, jednak po chwili odzyskała powagę i spojrzała w oczy Hetalana. - Chciałabym powiedzieć coś więcej na ten temat, ale niestety nie wiem nic co mogłoby się przydać do walki z tym… tworem. Szczerze mówiąc nie wiem nawet jak wiedza, że rodzone są przez drowie kapłanki może się przydać, no chyba, że chcecie wbiegać do wszystkich świątyń w Podmroku i je mordować. Co mogłoby być ciekawe. - Ostatnie zdanie dalej spoglądając w twarz Hetalana wypowiedziała w sposób, przez który można było wyczytać, że mordowanie jej gatunku wcale jej nie przeszkadza.

Okrucieństwa, tortury i mord - powtórzył Tallman, spoglądając na Zultaira. - Masz swoje "wartości" - powiedział szyderczo. Stary kapitan nie skomentował. Myślał.

Rashad westchnął zaniepokojony, po jego “przygodzie” z kultem Mechuitiego nie miał ochoty na kontakt z kolejnym pomiotem demonów….ale starał się skupić na analizie informacji…

- Eberhard i Eastman którzy jak mówisz zasnęli mogli być ofiarą zaklęcia snu, a ten twój podwładny który nagle zaczął się śmiać zaklęcia śmiechu Tashy - to podstawowe zaklęcia bojowe, więc wiemy, że drowy mają ze sobą przynajmniej jednego czarodzieja… - odpowiedział porucznikowi.

- Możliwe. Powietrze było tam nabrzmiałe od magii - powiedział Grondmoss.

- Shillen, czy miasto z którego pochodzisz znajduje się gdzieś w tym rejonie? - Zwrócił się do elfki, której słów słuchał z ponurą fascynacją.

- Szczerze? - zapytała elfka - To nie mam pojęcia. Kiedy byłam zmuszona opuścić swoje miasto, bardzo długo uciekałam podziemiami. Kiedy musiałam wyjść z Podmroku, znalazłam się w Mieście Niezwyciężonego Suwerena. Wtedy pierwszy raz wyszłam “na górę”. - wzruszyła ramionami. Nie umiała czytać, więc nawet gdyby podano jej mapę mogłaby mieć problem z pokazaniem gdzie znajduje się jej miasto. Jednak przypomniała jej się jedna rzecz. - Wiem tylko, że znajduje się ono niedaleko Ylesh Nahei, dawnego Angrimm, miasta krasnoludów, które zostało podbite przez mój gatunek. Jednak jak mówiłam wcześniej zanim znalazłam się “na górze”, musiałam przejść długą drogę - powiedziała i wbiła wzrok w stół. Nagle przed oczami miała te dni, kiedy przedzierała się samotnie przez podziemia, ubolewając nad stratą ojca, jedynej osoby, którą kiedykolwiek kochała.

- Hm…- Rashada zdziwiła nieco otwartość drowki, zastanawiał się czy mógł w pełni ufać słowom Shillen, którą znał słabo, nie miał chyba wyboru, przed Hetalanem i jego ludźmi musieli sprawiać wrażenie jedności….w sumie Shillen była wygnańcem ze swojego ludu, trochę jak Amira i on.

- Może jakbyśmy mieli jakieś insygnia tych drowów albo znali nazwy ich domów, mogłabyś je rozpoznać…

Elfka zastanawiała się chwilę, po czym wtrąciła zapominając, że powinna poczekać na odpowiedź Hetalana. - Myślę, że byłabym w stanie rozpoznać. Symbolem mojej enklawy był pająk z kobiecą twarzą - zaśmiała się lekko pod nosem - wiem, mało to oryginalne biorąc pod uwagę, że to symbol większości mrocznych elfów. Jednak różnią się one tym w jaki sposób są przedstawiane. Minęło już trochę czasu odkąd ostatni raz widziałam znak “moich”, ale myślę, że rozpoznałabym go… - zamilkła na chwilę zastanawiając się czy dodać coś jeszcze, po czym westchnęła i ciągnęła dalej bardziej pochmurnym głosem. - Nie wiem czy to w czymś pomoże, ale mój ojciec, Daghtir przewodził mojej enklawie, jednak wątpię by ktoś z was słyszał kiedyś jego imię. Zazwyczaj przewodzą nami kobiety, kapłanki Lolth i taką była moja matka, ale zmarła wydając mnie na świat. Ojciec został jednak zdradzony, przez jednego ze swoich najbliższych ludzi, który podburzył drowy przeciwko niemu. Mój ojciec został pojmany i zabity, jednak mnie udało się uciec. Nie pamiętam imienia tego elfa, ale jego twarz prześladuje moje wspomnienia do dzisiaj...

Po długim milczeniu kapitan Zultair zapytał się:

- W jakim celu płodzone są te demony?


Shillen zamyśliła się chwilę - Nie jestem pewna, ale z tego co pamiętam z opowieści, to chyba służyły domom swych matek. Ich głód zniszczenia pomagał odnosić zwycięstwa nad wrogami drowów, którym służyły. Ale jak już wspominałam, dużo o nich nie wiem, bo nigdy ich nie spotkałam.

- Musimy to zabić zanim dorośnie i się rozmnoży czy złoży jaja - zaproponował Tallman.

- Zabijanie czegoś, co nie rozumiemy, to typowo ludzki odruch - mówił Zultair, trzymając jedną dłoń na modlitewniku - ale... Po takich wyjaśnieniach nie mogę się nie zgodzić z kapitanem Tallmanem, choćbym bardzo chciał, by było inaczej.

Dyskusja się rozwlekała, co nie służyło decyzyjności. Hetalan zabrał głos:

- To jak szukanie igły w stogu siana, ale powinniśmy znaleźć jakiegoś goblina i zmusić go do współpracy. Taki uchodźca mógłby nam wiele powiedzieć o Troll-Wie i tej przeklętej posiadłości. Mam dziwne przeczucie, że do tej pory krył się tam ktoś odpowiedzialny za koordynowanie ataków goblinów na nasze wioski i transporty.

- Mam nadzieję, że wkrótce dowiecie się, co wygoniło cały Podmrok na powierzchnię - grododzierżca zwrócił wam uwagę. - Ani gnomy głębinowe, ani te drowy nie wyglądają na skorych do rozmowy, ale tylko w ten sposób będziemy w stanie wyleczyć przyczynę tej zarazy.

- A co do ataku... Nie możemy pozwolić sobie na drugie podobne ryzyko. Musimy wiedzieć, jak liczny jest wróg, poznać teren i szybko działać. Jeśli to coś urośnie, a rzeka zamarznie, będą mieli nas jak na tacy.

- No to macie co robić. Lepiej zaczynajcie, bo dzień krótki - zwrócił się do was Tallman, preferujący szybkie działanie.


Rashad, wyrwany z zamyślenia, skinął głową Hetalanowi, ignorując irytującego Tallmana.

- Mądrze rzeczesz panie, dobrze byłoby schwytać jeńca, goblina albo nawet lepiej jednego z tych drowów... reszty zamówionego przez nas ekwipunku spodziewamy się za około trzy dni, więc myślę, że w pierwszej kolejności spróbujemy wydobyć informacje od gnomów, a następnie ewentualnie wyprawimy się w dzicz…

- Trzy dni na ekwipunek, czyli kolejne trzy noce w burdelu... - parsknął Tallman.

- Te trzy sprawy mają być załatwione w ciągu trzech dni - zadecydował Hetalan. - Wróg nie śpi.


- W takim razie lordzie, oczywiście przyspieszymy nasz harmonogram by sprostać twoim oczekiwaniom… - Rashad spojrzał czy jego towarzysze nie będą protestować.

- Z tego co rozumiem przeprowadzenie zwiadu do Trollslore nie powinno nam zająć więcej niż dwa dni skoro to dziesięć mil drogi stąd... Ponieważ mówisz lordzie, że problem dotyczy całego regionu, a nie tylko Byrny, rozumiem, że były inne “incydenty” niż przybycie gnomów głębinowych i obecność mrocznych elfów w Trollslore… czy drowy albo gobliny były gdzieś jeszcze w okolicy widziane?

- W większej liczbie ma się rozumieć - czarodziej również zainteresował się odpowiedzią na to pytanie.

Algrad siedział i popijał zjedzony przed chwilą posiłek. Zaczynało być ciekawie. Sporo roboty i pośpiech im za towarzyszy robiły.

- No to z gnomami trzeba porozmawiać i czym prędzej wyruszyć do Trollslore - reasumował krasnolud.

- Skoro porucznik widział, że doszło do walki między goblinami i drowami, to pewnie część została wybita, część uciekła, a część uległa drowom i im pomaga. Mnie interesują te niedobitki, które teraz mogą kryć się wszędzie próbując przezimować, czy to w tunelu kopalni, czy w kącie stodoły, czy na strychu któregoś domu. Znajdźcie mi takiego i zmuście go do współpracy - Hetalan gładził się po brodzie.

- Najpoważniejsze incydenty, jak to określiliście, nas ominęły albo o nich nie wiemy, bo szlak Rorystone nie jest patrolowany na całej długości. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, ilu kupców padło ofiarą tutejszych zawirowań. Thunderhold straciło kontakt ze swoim fortem granicznym, Elixer, wzniesionym na płaskowyżu Bendigroth. Klasztor Kuźni na północ stąd oblegany był przez... Krasnoludów, ale nie takich, jakich znamy. Podobno wędrujący tutaj z Thunderhold widzieli sześciogłową bestię czającą się na podróżujących szlakiem, ale nie zdarzyły się żadne ofiary.

- Póki co - burknął pod nosem Tallman.


- Bardziej zależy ci panie na jeńcu goblinie niż drowie? Chociaż taki pewnie będzie łatwiejszy do pojmania… - Zapytał się Rashad.

- Macie takie coś na szyjach, co powinno pomóc wam podejmować podobne decyzje, najemniku - Tallman postukał w swoją głowę.

- Chciałem tylko doprecyzować wydane przez lorda polecenie, ale skoro jest miejsce na pewną elastyczność to dobrze, zresztą cóż mnie marnemu najemnikowi równać się z pana oficerskim intelektem - odgryzł się Rashad.

Shillen ocknęła się z zadumy, po czym na wspomnienie o jeńcu uśmiechnęła się, zacisnęła dłoń w pięść i strzeliła kośćmi. - Kimkolwiek będzie, będzie cienko śpiewać.

- Jeszcze kilka pytań na koniec i zdaje się mam kilka rozwiązań, a przynajmniej jakiś szczątkowy plan działania na początek - czarodziej analizował wszystkie informacje. Celowo nie wtrącał się wcześniej ani nie przerywał pozwalając zarówno towarzyszom, jak i kapitanom i grododzierżcy odpowiadać na pytania.

- Interesuje mnie zniknięcie owej broni. Jak rozumiem wytworzenie takiej partii broni jest wysiłkiem całej społeczności, pozyskanie materiału, dni pracy…..transport, kosztowna inwestycja. Może powiecie coś więcej? - czarodziej chciał sprawdzić jeszcze jeden wątek.

- Nie możemy zdradzać za wiele na temat kontraktów z Miastem-Państwem. Zresztą tą sprawą za porozumieniem zajmuje się już wyłącznie Czarny Lotos, tajna policja Suwerena.

- Na koniec zostawiłem informację… pozyskaną wczoraj w … zamtuzie… spotkaliśmy trójkę nieznajomych. Prawdopodobnie byli w przebraniu, jeden był czarodziejem. Jeden krępy i niski, walczący rapierem. Jeden czarnobrody… czarodziej. Trzeciemu się dokładnie nie przyjrzałem. Czy ci ludzie pracują dla was, czy może to kolejny dopust bogów?

- O nikim takim nam nie wiadomo.

- Skoro dyskusja zmierza już do końca - zaczął kapitan Zultair - pozwolicie, że was przeproszę. - Jestem przed porannymi lekarstwami i modlitwą, a inne obowiązki służbowe również wzywają - starzec spojrzał na Hetalana. Ten pozwolił mu odejść. Oficer jeszcze zanim wstał otworzył modlitewnik na zaznaczonej stronie i pogrążył się w swoich rytuałach.

Kiedy Zultair wstał do wyjścia Rashad podszedł i wyciągnął do niego rękę:

- Bardzo miło mi było pana poznać, panie kapitanie, mądrość z pana słów przemawia… jest pan może kapłanem?

Poklepał Rashada po ramieniu, śmiejąc się.

- Bywam dobrym człowiekiem, a to trudniejsze niż kapłaństwo - i odszedł nie oglądając się za siebie.


Skandyk przez długi czas nie wtrącał się w rozmowę, zajęty pałaszowaniem swojej porcji gęstej zupy, jednak przez cały czas patrzył po zebranych spode łba. Dopiero gdy skończył, wziął soczysty łyk miodu, odstawił głośno kufel i powiedział:

- Niepokoi mnie jedna kwestia. Poruczniku, według tego, co niedawno prawiliście, drowy spodziewały się was. Idę o zakład, że mają swoich szpiegów w Byrny, warto sprawdzić także ten trop.

Porucznik popatrzył na Hetalana, a ten stwierdził:

- Na pewno pomagały im gobliny, które znają teren, a czy ktoś jeszcze... Brzmi to raczej niewiarygodnie. Myślę, że to robota dla was.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 13-05-2017 o 22:41.
Lord Cluttermonkey jest offline