Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2017, 11:57   #277
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Chloe w tym czasie wpatrywała się w ledwo poruszające się usta gnolla.
Czarownik był ranny w ramię. Wokół leżało wiele ważnych dla niego fetyszy. Były w kawałkach. Ich moc zapewne uleciała. Oczy miał szeroko otwarte, ale spojrzenie nieobecne.
- M..sz…..a…
Powtarzał tak cicho, że nawet bardzo czułe uszy Chloe ledwo wyłapywały dźwięk…
Panna Vergest nie zamierzała ryzykować i dotykać fetyszy. Było to niebezpieczne, bo mogło się okazać, że któryś z nich wciąż był aktywny. Pochyliła się więc nad czarownikiem, złapała go za fraki i odciągnęła z dala od jego zabawek.
- Co z Rodem? - zapytała ojca i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegokolwiek co mogło się teraz przydać do udzielenia pierwszej pomocy. Wkrótce jej uwagę znów przykuł gnoll.
- Jaka msza? Co to za przedmiot na stole? - klepnęła czarownika po twarzy by ocucić go nieco.

- ...szyn… - Otworzył na koniec buzię Szepczący Webely, jakby chciał złapać powietrze, a spojrzenie powędrowało w kierunku stołu, na którym stała dziwna rzeźba.
Wtem, z dołu dobiegł cichutki odgłos zamka w drzwiach, który stanął okoniem blokując się o zasuwę, którą założył Theseus. Żelazny języczek, którym poruszała klamka opadł z rezygnacją i nastała cisza. Drzwi nadal broniły wejścia intruzowi.
- M..szy..a - Wybełkotał czarownik…
Panna Vergest w napięciu przysłuchiwała się odgłosom dobiegającym od drzwi. Szczęśliwie obeszło się bez łomotu zwiastującego chęci do wtargnięcia siłą do wnętrza domu. Znów skupiła się na gnollu.
- Maszyna, tak? Co ona robi? - powiedziała Chloe, uważnie oczekując reakcji czarownika na jej słowa. Znów poklepała go po policzku, tym razem mocniej. - Bik, możesz określić co to jest? - zapytała swojego konstrukta z nadzieją, że jeszcze funkcjonuje.
Stworzenie nawet nie wychyliło się z kieszeni Chloe. Po tak silnym ciosie jaki przeżył nie należało chyba oczekiwać od niego pomocy…
Szepczący Webly przełknął z trudem ślinę i kiwnął kostropatym palcem na dziewczynę by ta się zbliżyła.
Chloe nieufnie przyjrzała się czarownikowi.
- Jeden fałszywy ruch, a ukręce ci kark - szepnęła przestrzegając go i ostrożnie pochyliła się nad nim.
- Masz..a. Trz..a ją w..czyć - Wyszeptał z trudem gnoll po czym kurczowo chwycił dłoń gosposi, a na jego twarzy wymalował się wysiłek.
- Za.., zatrzm.. tn chaos… Użyj k…
Głowa starucha opadła bezwładnie, a ręka puściła nadgarstek. Zsunęła się do łokcia Chloe, zostawiając krawą smugę.
Tymczasem Cicerone westchnął, kończąc badać rany znachora. Rodolphe potrzebował całodobowej opieki i bezpiecznego miejsca, by wrócić do siebie. Nie był to czas na rehabilitację, mimo wszystko trzeba było się zająć krwawiącymi ranami. Dlatego odsunął się, w poszukiwaniu jakiegoś skrawka materiału, który mógłby wykorzystać w tym celu.

- Żyje, ale naprawdę mocno oberwał. Jest nieprzytomny - rzucił w międzyczasie do Chloe, kątem oka sprawdzając, co u niej.
Czarownik stracił przytomność lub umarł. Dla Chloe nie miało to już różnicy w tej chwili. Nic więcej się od niego nie dowie.
- Krew… - mruknęła pod nosem i uniosła spojrzenie na maszynkę. Wzrokiem zaraz powiodła ku duchownemu i nieprzytomnemu zielarzowi.

Panna Vergest podniosła się i zdjęła z siebie koszulę, zostając w samej koszulce bieliźnianej i odkrywając tym samym medalion Inkwizycji jaki miała uwieszony u szyi. Materiał swojej bluzki zaczęła drżeć na szwach i podeszła do ojca, dając mu strzępy.
- Odsuń go od tego - Chloe wskazała wymiociny. - Połóż go na boku i zatamuj mu krwawienie dociskając materiał do ran. Zaraz ci pomogę - to mówiąc odeszła od nich.

Nie miała niestety pojęcia kto tu kogo napadł. Rod był tutejszy, jak dzieci z sierocińca. I choć dziewczyna nie chciała myśleć, że mogło go to samo dotknąć, to jednak z uwagi na swoją pracę, musiała być nieufna lub co najmniej bezstronna w ocenie. Wróciła do gnolla. Nie była zadowolona z tego co planowała zrobić, ale nie miała innych opcji na szaleństwo, które działo się za oknami.
Kątem oka spojrzała na swojego ojca. Kanton Inkwizycji przydzielił jej to zadanie by zbadała śmierć poprzedniego Cicerone Szuwar i zarazem chroniła nowego. Uśmiechnęła się pod nosem. Jej zdaniem Wielki Budowniczy musiał maczać w tym swoje palce skoro akurat Theseus Glaive został przydzielony by nieść posługę w Szuwarach. Miała ochotę wyściskać jeszcze swojego ojca na wypadek gdyby miała być to ostatnia rzecz jaką robi w życiu. Ale nie mogła bo on wtedy domyśliłby się tego co zamierza.

Chloe Bergan, bo tak brzmiało jej prawdziwe nazwisko jakie dziewczyna otrzymała po matce, westchnęła cicho. Wiedziała, że sama musi to zrobić. Że jeśli maszyna jakkolwiek miałaby kogoś opętać, to ona sama miała największe szanse się temu oprzeć. W końcu całe lata poświęciła na szkolenie się pod okiem mistrzów Kantonu...

Panna Bergan zabrała czarownikowi jego sztylet. Jej własny był usmarowany trucizną i nie nadawał się do tego co zamierzała zrobić. Przetarła ostrze o swoją sukienkę, by mieć choć pozory, że jest ono czyste. Następnie stanęła przy urządzeniu, tyłem do duchownego, by zasłonić mu widok, żeby nie widział co jego córka robi i dopiero wtedy skrycie rozcięła lewą dłoń. Zaciskając ją przyspieszyła upływ krwi, by mogła skapnąć na maszynę.

W międzyczasie Theseus odciągnął zielarza i położył go tak, jak poleciła mu gosposia. Następnie wyjął manierkę z torby i nawilżając wodą strzępy materiału, zaczął delikatnie przemywać nieprzytomnego oraz jego rany. Ostatecznie spróbował przewiązać prowizoryczny opatrunek wokół jego głowy, tak by choć trochę zatrzymać krwawienie.

W dole słychać było przez chwilę jak drzwi łomoczą od nerwowych prób ich wyłamania. Po krótkiej ciszy nastąpiło silne uderzenie, od którego posypały się pierwsze drzazgi. Później kolejne...
Kropla krwi Chloe urosła i nabiegła na brzeg rany by, w końcu urwać się i polecieć bezwładnie uderzając o stalową kulę z runami.
Przez chwilę się nic nie działo…

Theseus opatrzył ranę Rodolpha i wiązał właśnie supeł, gdy nagle rozbłysło światło. Było jak eksplozja tylko bez tego całego huku. Światło sprawiło, że oboje widzieli teraz tylko jaskrawą biel, a ciała przeszyło rozedrgane powietrze. Chwilę później natarł podmuch.
Theseus osunął się na ziemię i bezwładnie uderzył głową o deski, tuż obok Rodolpha.
Chloe wypuściła sztylet, który z brzękiem upadł na ziemię. Podłoga zawirowała i gosposia ruszyła jej na spotkanie ledwo osłaniając się ręką.
Ostatkiem sił wpatrywała się w pulsujące światłem oko dziwnej maszyny. Roztaczało ono rytmicznie kręgi i kotłowało się nerwowo w swojej włóknistej materii.
Nie było czasu na to by myśleć, nie było siły by cokolwiek zrobić.
Chloe pozostała już tylko nadzieja, że podjęła właściwą decyzję...

Świat zgasł.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline