Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2017, 20:49   #26
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Co goblina nie zabije, to go wzmocni

Lochy
Strażnica lorda Hetalana w Byrny
Region Miasta-Państwa Niezwyciężonego Suwerena


15 grudnia 4433 roku BCCC, środa, późny wieczór

Lodowato i pochmurnie



strażnik więzienny Tolbert

Ciężki pęk kluczy brzęczał przy każdym kroku Tolberta, strażnika więzi
ennego, grubego prostaka o ciemnych, zepsutych zębach i małych, czarnych oczkach. Lewą stronę jego twarzy pokrywała blizna po toporze, który odciął mu ucho i część policzka.

- Wszystkie kurduple siedzą w jednej ciemnej, się cudem zmieściły, dopchnięte kolanem - stan umysłu dorównywał jego urodzie. - Czegoś potrzeba do pieszczot czy idziecie tylko na wykopki? Później z nimi od razu na wieszak?


- To się zobaczy - Amira uśmiechnęła się szeroko - jak nas zbytnio nie zdenerwują pozwolimy im żyć, zbyt częste mordowanie niewolników nie służy interesom… dajcie nam przywódcę na pierwszy ogień...

- Się robi, pani - spojrzał przez kukiel, zaczął szukać odpowiedniego klucza. - Wiecie, lepiej zamordować stu takich niewinnych jak puścić płazem jednemu winnemu. Zresztą to goblin, nie człowiek.

Tolbert uchylił ciężkie drzwi. Z ciemności dobył się niski, nienawistny warkot, który przeszedł w wysoki pisk bólu po solidnym kopniaku w żebra butem z metalowym czubkiem. Strażnik wyciągnął za ucho trójrękiego stwora, który wyrzucał przez zaciśnięte zęby przekleństwa. Zakluczył celę.

Shillen uśmiechnęła złowrogo na widok trzyrękiego stwora, po czym zwróciła się do Tolberta - Jeśli chodzi o coś do “pieszczot”, to myślę że odpowiednie pytania i to... - zaczęła przerzucać sztyletem z dłoni do dłoni - spokojnie nam wystarczy. - Spojrzała na Amirę i szturchnęła lekko łokciem w ramię. - To co towarzyszko, zabawimy się?



goblin Dib

- Przejebane, na tego żaden różaniec nie pasował, to dostał aż dwa - trzy nadgarstki Diba skute były dwiema parami kajdan. - Tam na końcu prostej taka sala jest, w której zwykle maglujemy łorów. Zostawię wam szperacze, późno już. Ten i ten to do biżuterii tego pierdzielca - pokazywał poszczególne klucze - ten do ciemnej, ten do tamtej komnaty - położył cały pęk na dłoni Amiry i odszedł.


Amira chwyciła goblina pod jedno z zakłutych ramion i w parodii dworskiego spaceru poprowadziła w stronę katowni nie oglądając się na pozostałych. Odkluczyłaś drzwi do surowej, ponurej sali, wepchnęła goblina do środka i przyświeciłaś pochodnią. Znajdował się
tutaj tylko stół, do którego można było przytwierdzić kajdany więźnia, oraz para krzeseł. Ściany i podłoga cuchnęły od zaschniętej krwi.

Z którejś z cel w korytarzu odezwał się ludzki jęk. Ciekawiło was, kogo jeszcze trzymał tu Hetalan. Pewnie był to jakiś bydłokrad, chawiracz czy doliniarz, który zasłużył dzisiaj na tęgi wycisk od Tolberta. A może ktoś, o kim nikt przypadkowy nie powinien się dowiedzieć?

Dib zgarbił się. Oczy rozbłysły mu złowrogim blaskiem, czego nie widziała Amira. Przyłożył palec do nosa i z bliskiej odległości nasmarkał damie na czubek buta. Cierpliwość szlachcianki mogła sięgnąć granic możliwości.


Amira jednak nie przejęła się tym zanadto ot po prostu postanowiła wyczyścić buta o sprawcę kopiąc go z całej siły. Ot nic innego jak proste przy uczenie niewolnika do domowych manier. Upadł wprost na granitowy stół do tortur. Nie patrząc na pozostałych zajęła miejsce na krześle po czym dumnym niemal królewskim gestem wskazała na goblina.

- Ej ty zachowuj się jak bogi przykazują, a wtedy nasza rozmowa odbędzie się w miłej atmosferze a twym ludziom nic się nie stanie. W przeciwnym razie nakażę pociąć twych ludzi na plasterki (oszustwo przecież Amira nie uszkodzi dobrych niewolnikow). My chcemy się pozbyć drowow z tej okolicy a wy macie nam pomóc, to będzie w interesie nie tylko ludzi, ale i twojego ludu - Algrad przekładał jej słowa zdanie po zdaniu. .

- Łajno z tego wam będzie - rzucił Dib. - Tamto złoto truje, Dibowi wyrosła od niego ręka - pomachał dodatkową kończyną. - Dib nie wraca do kopalni.

Drowka przekrzywiła głowę niczym kot wpatrujący się w ofiarę. - Jak Dib nie będzie grzeczniej odpowiadał, to możemy przywrócić ilość kończyn do prawidłowej, oczywiście… - zaśmiała się pokazując goblinowi drobny sztylet - czymś takim nie pójdzie to zbyt szybko.

Goblin przełknął ślinę.

- Dib wolał ludzi od elfiaków. Custalcon to był dobry pan.


- Kto to jest Custalcon? - zapytała Amira z grzecznym zainteresowaniem. - Opowiesz mi coś więcej na temat tego pana? Byłabym wdzięczna.

- Custalcon to był dobry pan! - powtórzył Dib z zachwytem i nostalgią. - Widział w nas więcej niż tanią siłę roboczą. Ile rajdów na ludzi wspólnie odbyliśmy, na ich wioski, wozy, łodzie... - Dibowi zakręciła się łezka w oku. - A dla elfiaków? Jesteśmy tylko nędznymi robolami do kopania. Kopania trującego złota - wycedził. - Elfiaki zawsze zadzierają te swoje gładkie... czyste... wysmarkane... nakremowane... noski - powiedział z odrazą, przez zaciśnięte zęby. - Dlatego Dib uciekł.

Shillen zacisnęła zęby i siarczyście uderzyła otwartą dłonią w twarz goblina. - Panuj nad słowami kurduplu bo ci elfiak zaraz przemebluje tą niewyparzoną gębę! Zresztą w ludzkiej kopalni wcale nie potraktowano by cię lepiej - gdy drowka przypomniała sobie swój pobyt w kopalni miała wrażenie, że dawno zasklepione już blizny na plecach znów są palącymi niczym ogniem ranami. - A teraz wyjaśnij jak spod pieczy Custalona dostałeś się do elfów i czy może wiesz w jakim celu chcą one wydobywać te złoto skoro jest trujące? Chcą może wykorzystać jego właściwości do jakiś konkretnych celów?

- Shillien droga moja, celem tego pana z pewnością nie było aby cię urazić on po prostu opowiadał o swoich doświadczeniach życiowych. Po prostu nie podobało się panu w kopalni panie Dib - spojrzała na elfkę porozumiewawczo. - Nie rań pana bez potrzeby. Dib niech pan kontynuuje i odpowie na pytanie mojej koleżanki a potem się napijemy. - Amira wyciągnęła butelkę z za pazuchy.

- Jak zamkniecie ją w elfim rezerwacie, to może pogadamy - wyszczerzył się Dib.

- Ty myślisz, że my tu na rozmowę przy herbatce przyszłyśmy, bezczelny kurduplu?! - wycedziła elfka przez zęby. - Wyśpiewasz wszystko co chcemy wiedzieć i to falsetem jeśli tylko będę mieć na to ochotę! - pogroziła goblinowi kierując ostrze sztyletu w jego stronę.

- Panie Dib nie nadużywajcie naszej cierpliwości, tak miło się nam gawędziło a wy obrażacie moją towarzyszkę - cmoknęła i pogroziła mu palcem - chcecie abym pozwoliła mistrzowi mało dobremu zająć się wami? Albo może chcecie zabawić się inaczej - to mówiąc wyszeptała inkantację zamieniając go w ropuchę. Następnie pozwoliła mu delektować się tym doświadczeniem, a gdy uznała że ma już go dosyć przywróciła go do poprzedniego ciała - i jak będzie panie Dib będziemy rozmawiać w sposób cywilizowany czy inaczej - pomimo uśmiechu na jej twarzy sposób w jaki zostało zaakcentowane ostatnie słowo był bardzo nieprzyjemny.

Dib powrócił do swej postaci niedaleko od drzwi prowadzących do komnaty i bez kajdan - nawet zamiana w ropuchę nie pozbawiła go tchórzostwa typowego dla goblinów.

- No dobrze już, dobrze - krzyknął skulony. - Co tam wiem, to powiem...


- Nieźle, moja droga, nieźle. Ta zamiana w żabę była genialna - elfka zwróciła się do Amiry z aprobatą - a wspominałam kiedyś, że Rahnulf, mój wilk, uwielbia żaby? Gdybyś widziała jak rzuca nimi i szarpie zanim je zje, wygląda wtedy jak przerośnięte szczenię bawiące się piłką. Uroczy zwierzak... - drowka śmiała się pod nosem - Ale wróćmy do pytań - spojrzała na goblina. - To co wiesz coś o tym, po co drowom te trujące złoto?

Goblin wzruszył drżącymi ramionami.

- Złoto nie śmierdzi, nawet trujące.


- Ilu jest tam elfów, w tym ilu wojowników, jak mają podzielone warty - Amira zadawała kolejne pytania.

- Nie wiem, w kopalni siedziałem.

- A ilu było strażników w kopalni i co się stało że tam trafiłeś?

- Strażników? Kilka takich pająków - rozwarł drobne ręce wszerz, trzecią uniósł ponad głowę. Były białe jak kurze jaja. Macie może jedno? - oblizał się.

- Jak skończymy rozmawiać i będziemy zadowoleni dostaniesz tuzin jaj. Powiedz mi jak udało ci się uciec jeśli strzegły was takie pająki - zapytała. - Umiałbyś narysować mapę podziemi? I jeśli potrafisz narysuj mi proszę mapę kopalni.

- Elfiaki były zajęte bójką z ludkami, wtedy uciekłem - odpowiedział, zajęty rysowaniem. Po skończeniu podsunął Shillen pergamin z wymalowanym wielkim kutasem. Wyszczerzył się zjadliwie.

Gdy elfka spojrzała na kartkę podsuniętą przez goblina, cała aż zawrzała ze złości. - Ty bezczelny psie! - krzyknęła na Diba, po czym zgniotła kartkę i rzuciła mu nią w twarz. - Zaraz utnę ci twoją kuśkę, o ile w ogóle takową posiadasz!

Oscar lekko zdziwiony nachylił się nad zgnieciony pergaminem, wyprostował go i wybuchnął śmiechem - Postawię na tym czyjąś pieczęć i zapłacę, by dostarczono to Drudnakowi. Dobra Algrad, zapytaj go o tego całego Custalcona.

- A może zapytajmy innego? Mamy jeszcze cztery o ile dobrze pamiętam. A tego… - Shillen spojrzała na goblina. - A na tego chyba już pora - uśmiechnęła się złowrogo i dobyła krótkiego miecza, czekając jednak na reakcję towarzyszy.

- Poczekaj chwileczkę- szlachcianka spojrzała na Shillen- Dib podobasz mi się, nie chcesz zostać moim przybocznym?

Dib głośno przełknął ślinę, czując nóż na gardle.

- Pewnie, że chcę! Custalcon był dobrym panem, ale ty pani... coś czuję, że będziesz jeszcze lepsza! - powiedział szczerze.


- Mam nadzieję, że będzie się nam razem dobrze współpracować - pociągnęła łyk piwa z butelki i podała ją Dibowi - na dobry początek powiedz mi o Custalconie i jak to się stało że nie jesteście już razem.

- Custalcon to był dobry pan! - powtórzył po raz trzeci Dib, pijąc łapczywie piwo z butelki jak dziecko przez smoczek. - Mama i papa mówili mi, że kiedyś pojmali go i trzymali za niewolnika, ale uciekł przez tunele kopalni złota. Wrócił po latach, zbudował prawdziwą twierdzę i rozkręcił naszą bandę! Prawdziwy bohater! Tylko co z tego, jak wszystko zniweczyły drowy... Ale Dib ma plan! Dib zna tajne wejście! - kryczał rozgorączkowany goblin, szczerząc się jak głupiec. Jego entuzjazm momentalnie opadł, gdy spotkał się z nieufnym spojrzeniem Shillen.

Amira spojrzała na niego ciepłym, nieomal matczynym spojrzeniem:

- Ale cudnie, powiesz nam gdzie jest to wejście i czy ktoś go pilnuje, bo tak się zabawnie składa, że my właśnie chcemy tam iść i zarżnąć trochę mrocznych elfów, więc ta informacja by nam bardzo ułatwiła sprawę - to mówiąc uśmiechnęła się drapieżnie.

- Wejście jest w skale. Kiedyś spały tam trolle, ale... to było dawno temu i nieprawda! Mogę was zaprowadzić! - Dib kiwnął ochoczo głową, ale jego pomysł nie zabrzmiał najrozsądniej.

Shillen zmrużyła gniewnie oczy, słysząc jak Amira próbuje uczynić trzyrękiego goblina swym przybocznym. - Słuchaj kurduplu - warknęła w stronę Diba. - Może nasza skłonna do obrastania łuską towarzyszka postanowiła obdarzyć cię zaufaniem, ale ja ci nie ufam. I jeśli spróbujesz w jakikolwiek sposób nas zdradzić to obiecuję ci, że oskóruję cię żywcem, a ze skóry zrobię torebkę. Zrozumiano?!

- Moja pani mnie obroni - syknął wrogo Dib. - Elfiaki do rezerwatu!

- Twoja pani cię nie obroni, jeśli będziesz nadużywał jej cierpliwości - powiedziała Amira z matczynym napomnieniem - powiedz mi lepiej coś więcej o trollach i Custalconie, po tym jak nie chcesz powiedzieć co się z nim stało wnoszę, że zjadły go trolle albo zabiły elfy?

- Nie... Drowy trzymają mego pana przy życiu - powiedział zmartwiony Dib, choć dla większości z was brzmiało to raczej jak pobożne życzenie niż fakt. - Dib będzie grzeczny i obiecuje, że pozostali też będą, jeśli uda ci się go uratować, pani.

- Pozostali? Rozumiem, że chodzi ci o inne gobliny w kopalni? Dużo was tam jest?

- O moich kumpli - wyszczerzył się złośliwie. - Tam w celi jest ich... - policzył na palcach. - Czterech! - Macie coś do żarcia? Dib robi się głodny. Oni pewnie też - wskazał palcem na celę.

- Tyle to już wiemy kurduplu! - wrzasnęła na goblina Shillen, której nerwy już dawno puściły - Ta mała gnida jest kompletnie bezużyteczna Amiro, zresztą jak chcesz z nim rozmawiać? Algrad raczej nie będzie cały czas za tobą łaził i tłumaczył co to plugastwo ma do powiedzenia. Z tego co wiem to podobnie jak ja, nasz krasnolud nie darzy sympatią tych kurdupli - spojrzała na towarzyszkę. - Przecież od razu widać, że te małe gówno coś knuje. Wyraźnie robi sobie z nas jaja i raczej nic konkretnego nam więcej nie powie. Uważam, że powinniśmy się go pozbyć i spróbować wypytać pozostałe. Jak zobaczą co spotkało ich wodza czy kim tam dla nich był od razu zaczną śpiewać.

- Jak mogę wybierać - goblin uniósł do góry trzecią, środkową rękę - to od śmierci wolę być ropuchą - dodał Dib drżącym głosem. - Nikt nie będzie musiał tłumaczyć mojego rechotu. Jeść też będę jadł mniej, obiecuję!

Amira spojrzała na niego z uśmiechem tego rodzaju, który wielu śni się po nocach… w koszmarnych snach.

- Panie Dib, mimo że mnie bawisz to przeceniasz pan swoją aktualną pozycję negocjacyjną, ale jak tak bardzo chcecie nic nie stoi na przeszkodzie aby połączyć śmierć i ropuchę bo i spełnię ostatnie życzenie skazańca i piesek się naje i sprzątania nie będzie, a teraz liczę do trzech i albo powiesz mi coś wartościowego albo Rahnulf będzie miał wyżerkę - to mówiąc położyła rękę na medalionie.

Dib pokrył się zimnym, tłustym potem.

- Coś wartościowego, a najlepiej kto dowodzi drowami, które zamknęły was w kopalni - dodała drowka. - Swoją drogą, dzięki Amiro, że pamiętasz o moim wilku - uśmiechnęła się dziko w stronę Orichalanki.

- Aj! - Dib przeraził się komiczie. - Proszę nie! Tylko nie to! - skamlał rozedgrany goblin. - Rządzi... Rządzi nimi...

Shillen nie spodziewała się słów, które wyszły z parszywej zagrody zębnej stwora.

- Staloworęka! N... Nazywają ją... M... M... Maharet! Matką demonów!




drowy zastępują utracone kończyny odpowiednikami z adamantium

Amira spojrzała na Shillen:

- Możesz coś o niej powiedzieć?

Shillen na wypowiedziane przez goblina imię zesztywniała. - Maharet… Maharet to… Moja kuzynka - wyjąkała cicho. - Siostrzenica mej matki. To ona pomogła mi uciec, kiedy zabito mojego ojca. Jednak z czasów gdy ją ostatnio widziałam, nie pamiętam, żeby miała stalową rękę… Coś musiało się wydarzyć - nagle w Shillen obudziła się pewna myśl. - W takim razie nie możemy ich atakować! Jeśli to faktycznie Maharet przewodzi tej enklawie to możemy się z nimi dogadać. Przed moją ucieczką byłyśmy bardzo blisko. Myślę, że mnie wysłucha.

Rashad wściekły z powodu kradzieży sakiewki, dołączył do przesłuchujących, zastanawiając się co zajmuje im aż tyle czasu. Akurat usłyszał ostatnią wymianę zdań:

- Czyli przywódczyni drowów jest twoją znajomą Shillen, uważasz że jest to wystarczający powód by zmieniać nasz plan? - powiedział zmęczonym głosem.

Zza pleców wojownika wychynął czarodziej, wyglądający na zmęczonego. W ręku trzymał zamkniętą księgę zaklęć gnomów, zza której kartek wystawały niczym frędzle fiszki z pergaminu. Najpewniej elf pozaznaczał sobie interesujące zaklęcia, chcąc je co rychło przygotować.

- Coś długo wam schodzi z tymi paskudztwami - mruknął znudzony. - Udało się wam dowiedzieć czegoś interesującego? Poza najnowszą rewelacją?

Shillen wzruszyła ramionami - Oprócz tego, że złoto, które gobliny dały Anlafowi jest trujące i rosną od niego dodatkowe kończyny, oraz że to małe gówno - splunęła w stronę goblina - jest pyskate i wredne, to chyba nic ciekawego - elfka zamyśliła się na chwilę. - A no tak, bełkotał coś jeszcze że jego poprzedni pan Custalcon został pojmany przez drowy - przeniosła wzrok na Rashada - Nie jestem tego pewna w stu procentach czy to się uda, ale gdy jeszcze żyłam pomiędzy członkami enklawy byłyśmy z Maharet niczym siostry. Myślę, że będzie skłonna nas wysłuchać. Jednak w razie gdybyśmy się nie dogadali, będziemy mieć żołnierzy. Jak negocjacje nie podziałają, zawsze zostaje atak. Ale skoro wiemy, że enklawą dowodzi ktoś z kim może się dogadamy, to czemu nie spróbować?

- Spróbować zawsze można, byle się tylko nie okazało, że w razie fiaska negocjacji drowy nie tylko zostaną uprzedzone o planowanym ataku ale i wezmą ciebie jako zakładnika… - odpowiedziała Amira.

- Shillen, twoja… znajoma, Maharet może być opętana przez demona. Aby je płodzić, a taki został zrodzony słuchając opowieści zbrojnych, kapłanka musiałaby zostać wpierw opętana przez demona. Jeśli wbrew swojej woli, w co wątpię, być może egzorcyzm jest możliwy. Jedynie potężny kapłan mógłby tego spróbować i tu szanse są największe. Nie wiem, czy taki w Byrny jest. Możliwości czarodzieja są różne, ale sprowadzą się raczej do zniszczenia demona wraz z… nosicielem. Można próbować kilku zaklęć ochronnych niższego kręgu aby przerwać komunikację opętanego z demonem… o ile są rozdzieleni. Jeśli opętanie jest pełne… zniszczenie lub odesłanie. Bo ryzyka przywołania go i walki czy też odesłania wolałbym nie ponosić. Nie moja specjalność... choć gdyby jakieś odpowiednie księgi z zaklęciami i rytuałami były pod ręką... być może w siedzibie drowów takie księgi są. Demona będącego ojcem potwora wpierw trzeba było przywołać - Katon rozważał kilka opcji, ale nie wyglądało to zbyt zachęcająco.

- Jeżeli nie będzie możliwości wypędzenia demona… - Shillen wydawała się nieobecna - ja nie mogę jej zabić. Ona ocaliła mi życie, poza tym, może i moje ręce przelały wiele krwi, czego nie żałuję i nie obchodzi mnie co, kto o mnie sądzi. Ale nie chcę mieć na rękach krwi swej rodziny. - spojrzała na Amirę i Rashada. - Jakbyście się czuli, gdyby jedno z was musiało odebrać życie drugiemu? Albo innej bliskiej wam osobie? W każdym bądź razie… Jeśli będzie trzeba ją zabić, niech ktoś z was to zrobi.



Maharet wg wizji naszej graczki, BloodyMarry

Amira w milczeniu skinęła głową. Nie rozumiała Shilien - sama wolałaby zginąć od ręki krewniaka niż obcej przybłędy, ale widać drowy miały w tej kwestii inne zwyczaje które lepiej było szanować przynajmniej tak długo jak jedna z nich jest w twoje drużynie i może w nocnym śnie poderżnąć ci gardło.

Rashad spojrzał Shillen głęboko w oczy, zastanawiając się na ile mogą liczyć na nią w konfrontacji z drowami, kiedy przestała się kierować chęcią zemsty… sytuacja się komplikowała…

- Rozumiem co czujesz Shillen….Musimy podjąć szybką decyzję czy odwołujemy wymarsz do Troll-Wie przed świtem, zawsze możemy zastanowić się po drodze czy nie ma możliwości negocjacji przed atakiem, chociaż jeżeli faktycznie twoja “przyjaciółka” nie jest sobą to może uniemożliwić porozumienie…

- Nalegam, aby nie było zbyt wiele negocjacji. Może moim błędem było nie wtajemniczanie was w mój plan... być może dlatego kobiety tak nerwowo zareagowały w czasie narady z grododzierżcą. Być może powinienem zrobić to teraz, aby uświadomić niektórym z was, dlaczego opłaca się nam wszystkim zlikwidować ten drowi obóz - czarodziej wzruszył ramionami.

- Ale najpierw... gobliny raczej powinny wrócić do lochu a my powinniśmy udać się w jakieś dyskretniejsze miejsce.
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor
Lord Cluttermonkey jest offline