Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 23:43   #280
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Jadąc wpierw z Matrice do Chlupocic, w towarzystwie elfa Lamberta, a później będąc w drodze z Chlupocic do Szuwar, Chloe nawet w najgorszych przypuszczeniach nie zakładała, że może stać się to co się wydarzyło. Pierwsze co zrobiła gdy wstała po przebudzeniu się z letargu, w który wprowadził wszystkich impuls z Maszyny, to skryła swój medalion w dłoni i prędko znalazła sobie coś do okrycia się, gdyż chodzenie w samej koszulce bieliźnianej okrywającej pierś było wielce gorszące. Kolejne czynności robiła równie odruchowo. Rozejrzała się po otoczeniu by ocenić sytuację, a gdy ta okazała się być opanowana to panna Bergan zabrała się za pomoc rannemu Rodolphowi, a po nim opatrzyła stłuczoną głowę ojca, który tracąc przytomność nieco się poobijał. Na koniec objęła duchownego z całych sił, uradowana że oboje wciąż żyją.

Można by było uznać, że wraz z usmażeniem Gniazda problemy w miasteczku się skończyły. Ale nie dla Chloe. Jej praca teraz zaczęła się na poważnie. Wpierw, po powrocie do Świątyni, od razu spaliła listy, które napisała i zabrała się za tworzenie nowych. Tym razem był to jeden list, napisany szyfrem, z opisem tego co się wydarzyło. Zapieczętowany został przekazany za pośrednictwem duchownego, gońcowi, który dostając całkiem pokaźną zapłatę, został skierowany do Matrice. Teraz już tylko dzieliły ją dni kiedy Kanton Inkwizycji odpowie i przyśle odpowiednie osoby do badania sprawy.

A w oczekiwaniu na gości, Chloe nie próżnowała. Pierwszego dnia jednak dała sobie odpocząć i po krótkiej rozmowie z Barbarą, tłumacząc jej kim jest naprawdę i że będzie potrzebowała pomocy w pracy, wzięła w końcu kąpiel - choć tylko w zimnej wodzie, to chłód pozwolil jej się otrzeźwić, bo dziewczyna po tym co się wydarzyło, miała wrażenie jakby wciąż tkwiła w szalonym śnie. Po zrobieniu sobie opatrunków na skaleczeniach jakie miała po spotkaniu z opętanymi sierotami, padła bez sił na łóżko.
Lecz już od kolejnego dnia zaczęła pracę na pełnych obrotach. Miała tyle spraw do sprawdzenia, tyle rozmów do przeprowadzenia, że nie była w stanie zrobić tego sama. Ale nie była osamotniona. Z pomocą przyszła jej Barbara, Diego oraz jej własny ojciec. Z ich wsparciem przebrnięcie przez zapiski w domu Trouve poszło bardzo sprawnie, a notatki panny Bergan pęczniały. Czegoś takiego jak czas wolny Chloe nie miała i gdyby nie posiłki podsuwane jej przez skrzacicę to skrupulatnie pracująca dziewczyna pewnie by nie jadła.
Gdzieś w międzyczasie Bik został przekazany do naprawy.

Odwiedzeniu ponownemu wymagały podziemia. Dziewczyna, z uwagi na niebezpieczeństwo jakie niosła ze sobą magia, wraz z ojcem, agitowała by nikt tam nie wchodził bez obecności osób duchownych. Oczywiście Chloe nie omieszkała napomknąć to tu to tam iż to sam Wielki Budowniczy dopomógł im w ratunku - a robiła to na tyle wprawnie, że ludzie między sobą zaczynali to powtarzać.
Raz dziennie panna Bergan, najczęściej w towarzystwie Diega, podchodziła do granicy posesji należącej niegdyś do tutejszego maga. W sposób wielce naukowy, a o którym lepiej nie wspominać, a i zapewnić by żadne zwierze nie uległo krzywdzie nie było można, w końcu udało się stwierdzić, że bariera spalająca wszystko co żywe, przestała działać.


A tam dokumentacji było tak wiele, że po chwili namysłu Chloe zdecydowała się tam nocować. Wertowanie tego sprawiło, że poczynione przez dziewczynę zostało jeszcze kilka listów, a następnie przesłane zostały do Matrice, z równie zadowolonym z zapłaty gońcem. Odkrycia w wieży maga wymagały prędkiej interwencji magów z Loży. Nawet “Eldritch” przestał być tajemnicą. Biedny chłopak.
W tym czasie już praktycznie nikt nie wątpił, że drobna dziewczyna nie jest gosposią, a wysłannikiem Kościoła, co z jednej strony wywołało szacunek, a z innej wzbudziło dystans którego pozostali w miasteczku mieszkańcy nie mieli gdy była ona dla nich tylko prostą dziewczyną.

Pierwsi ludzie na usługach Kantonu Inkwizycji zaczęli się zjeżdżać do Szuwar, a panna Bergan robiła dla nich za koordynatora i przewodnika po mieście. Na plebanii wkrótce miało zabraknąć miejsca w pokojach gościnnych, również tych tymczasowo przerobionych z części dawnego sierocińca.

Po wielu dniach ciągłej pracy, nawet Chloe zaczęła być zmęczona. Bika udało się naprawić co też i odrobinę usprawniło jej zbieranie informacji. Prawą dłoń dziewczyna miała już czarną od atramentu, którym pisała listy, notatki i adnotacje w znalezionych zapiskach.
Tak, panna Bergan była wykończona tą misją. Marzyła o tym, że gdy wróci do Matrice to zrobi sobie długie wolne, by zebrać siły - oczywiście jak tylko załatwi wszystkie palące sprawy, jak choćby pomoc Diegowi, który miał być przecież świadkiem w sprawie Chlupocickich szeryfów....

Ale przede wszystkim Chloe była szczęśliwa. Szczęśliwa, że udało się przetrwać wydarzenia w Szuwarach. Szczęśliwa, że mogła znaleźć tak wiele odpowiedzi na te wszystkie pytania "dlaczego?".

I szczęśliwa, że odnalazła w tym całym chaosie swojego ojca. A właśnie z nim spędzała każdą wolną chwilę, chcąc choć odrobinę nadrobić stracony czas. Chloe nie naciskała Theseusa na nic, uznała, że zrobi co będzie chciał i sama go w tym wesprze. Nie była też zła na matkę za to co jak postąpiła, ale nie nalegała na ojca by podobnie jak ona jej wybaczył. Jedynie zasugerowała, że powinni się spotkać i porozmawiać.

- A może powinnam zmienić nazwisko? Wziąć je po ojcu… - pomyślała pewnego wieczoru, gdy świeca się dopalała, dając sygnał, że czas iść spać. Chloe już nie chciała za wszelką cenę kryć faktu kto był jej ojcem. Nawet zaczynała się przekonywać, że powinno to być jawne. Czuła wręcz, że powinna tak poczynić, bo było to jedyne co mogła dla niego zrobić by pokazać, jak bardzo jest dla niej ważny. Lecz najpierw musiała porozmawiać ze swym ojcem.
- Jutro przy kolacji - mruknęła do siebie pod nosem i uśmiechnęła się.
Z tą myślą poszła spać, by zakończyć kolejny dzień żmudnej pracy.


Wkrótce miał nastać dzień kiedy udawana gosposia miała opuścić Szuwary. Dlatego też Chloe postanowiła pożegnać się z co niektórymi mieszkańcami Szuwar. Po śniadaniu, mając ze sobą mały koszyk przykryty ściereczką, spod której dochodził przyjemny zapach świeżych słodkich bułeczek, przespacerowała się przez miasteczko do domu zielarza. Ubrana była schludnie, w długą białą sukienkę na ramiączka, ale włosy miała rozpuszczone i opadające jej na ramiona. Na jej szyi widoczny był medalion z symbolem inkwizycji, którego już nie kryła za ubraniem.
Rodolpha dostrzegła tam gdzie pani Barbara mówiła, że go znajdzie. Dziewczyna, bez pytania, przysiadła się do niego na ławeczce, stawiając koszyk między nimi.
- Jak się czujesz? - zapytała znachora uśmiechając się przyjaźnie, po czym odkryła koszyk. - Pani Barbara je upiekła dziś rano, pomyślałam, że przyniosę tobie kilka - powiedziała i poszerzyła uśmiech.

Rodolphe spostrzegł dziewczynę i odstawił fajkę na ziemię obok ławki. Przesunął się, robiąc miejsce i dopiero wtedy spojrzał na nią oczyma, z których nie można było wyczytać zupełnie nic. Te kilka razy, kiedy Chloe mogła zobaczyć zielarza przez ostatnich kilka dni, jego oczy miały nieustannie ten sam beznamiętny wyraz, nawet jeżeli usta się uśmiechały, a język wypowiadał miłe słowa.

- Dzień dobry, Chloe - przywitał się miłym głosem. - Przynoszone przez ciebie bułeczki zawsze sprawiają, że czuję się wspaniale. Jak dajesz sobie radę po ostatnich wydarzeniach?
Dziewczyna przyjrzała mu się przelotnie, lecz nienatarczywie. Na jej buzi można było dostrzec cień współczucia dla zielarza. Sięgnęła po słodką bułeczkę.
- Już mnie nadgarstek boli od pisania, a głowa pęka od informacji na temat tego co tu się wydarzyło... - westchnęła spoglądając w niebo. - Ale już lada dzień będę wracać do Matrice - mówiąc to wróciła wzrokiem na Rodolpha. - Dlatego powoli się ze wszystkimi tu żegnam.

Zielarz jakby zapomniał o słodkim pieczywie i wpatrywał ponad ramieniem Chloe w przestrzeń.
- Szkoda, że będziesz wyjeżdżała, panienko Chloe. I dziękuję, że przyszłaś się ze mną pożegnać. Z pewnością będę wspominał chwile, gdy siedzieliśmy na tej ławce, pogryzając bułki. - Przypomniawszy sobie o nich, wziął jedną i ugryzł. - Barbara z pewnością jest najlepszą piekarką, jaką znam. Wrócisz tu kiedyś? Czy świat odwrócił już wzrok od Szuwarów i spogląda w inne strony?

- Tak, pani Barbara jest wspaniałą gosposią - zgodziła się z nim i ugryzła kilka kęsów wypieku. Pokręciła głową na jego drugie pytanie. - Ja swój obowiązek spełniłam i najpewniej już tu nie wrócę, bo jest wiele spraw, które chciałam przypilnować już z Matrice. A co do Szuwar - zamyśliła się nad wizją tego co je czekało. - Choć ktoś mocno się postarał by skryć tu to co znajduje się pod miastem, to teraz świat prędko nie odwróci spojrzenia od Szuwar - odparła mu z westchnieniem. - Pracy jest tu co najmniej na dwa lata opisywania i badania wszystkiego, zabezpieczania znalezisk… - stwierdziła w zamyśleniu. - A co ty zamierzasz? Oglądasz... strasznie - powiedziała wprost, bez owijania.

- Nie mam pojęcia, co tu się wydarzyło, ani co tu miało być ukryte. Nie chcę wiedzieć. A co zamierzam? Będę robił to, co potrafię. Leczył ludzi. Starał się zapomnieć uczucia bezsilności. Sądzę, że to już wystarczające plany na długi okres czasu. Będę za tobą tęsknił, tak sądzę. Jeżeli byś znalazła kiedyś czas na wycieczkę po okolicy, to zapraszam na moją ławeczkę.

Dopiero teraz Rodolphe spojrzał na Chloe i w jego oczach pojawiło się coś, prawdopodobnie na kształt sympatii.
- Zdecydownie przerosło mnie życie. Wyobrażasz sobie, że chciałem na początku rzucić to wszystko i pójść na bagna? I łazić tam tak długo, aż nie omsknie mi się noga i nie zniknę pod taflą mętnej wody, by setki lat później jakiś pechowy rybak wyłowił mnie w idealnym stanie z torfowiska? Podobno w torfie nic się nie psuje, zdarzyło mi się kiedyś zobaczyć jakieś nieprawdopodobne zwierzę na bagnach, które wyglądało, jakby dzień wcześniej się utopiło. Ale nie mogłem zostawić tych ludzi. - Zatoczył ręką koło, wskazując całe Szuwary. - Nie ma tu chyba nikogo, kto mógłby im pomagać w trudnych chwilach i nie szukać jakiegoś zysku. Pewnie minie sporo czasu, nim ktokolwiek będzie potrafił tutaj komuś zaufać.
Panna Bergan położyła mu dłoń na ramieniu w geście wsparcia.
- Rodolphe, to co tu się wydarzyło było straszne. Szaleństwo opanowało to miejsce z powodu tego co się pod nim znajduje - dziewczyna cofnęła rękę i wyprostowała się. - Zupełnie się nie dziwię się, że wielu ludzi już wyjechało stąd, gdziekolwiek byle dalej. Żeby zapomnieć i żyć na nowo. Ty jesteś dobrym człowiekiem, więc ciebie to mocniej dotknęło.

Po tych słowach oparła się na ławeczce, obsuwając się nieco niżej na siedzisku, a spojrzenie wbiła w niebo.
- W swojej pracy widziałam wiele rzeczy. To tutaj było jednym z najgorszych, ale wcale nie zakładam, że gorszych już nie napotkam na swej drodze. Cieszę się, że potrafisz znaleźć dla siebie powód, który ciebie motywuje na tyle by... Nie zrobić tego co chciałeś na torfowiskach. Na świecie brakuje dobrych ludzi, a takich bezinteresownych jak ty jeszcze bardziej - Chloe spojrzała na Trottiera. - Mam jednak wrażenie, że to miejsce cię przybija, a wspomnienia będą ciągnęły w dół - stwierdziła bez zawahania. - Ale jeśli to miejsce ciebie przygnębia to może wyjedź? Jest wiele miasteczek, które potrzebują dobrej duszy, która przyjdzie z pomocą.

- Zbyt wielu musiałbym zostawić bez opieki. Skrzacica Barbara z reumatyzmem. Józef Zbażyn po wylewie. I wielu, wielu innych, którzy nie dadzą sobie beze mnie rady. Musiałbym znaleźć kogoś na zastępstwo, a nie wydaje mi się to wykonalne.

Chloe uśmiechnęła się do niego.
- Nie ma rzeczy niemożliwych, niektóre po prostu wymagają więcej czasu - mrugnęła do niego okiem. - A ty? Jest ktoś kto zajmie się tobą? Bo sam ewidentnie sobie z tym nie radzisz - dodała spoglądając na niego z troską.

- Nie przesadzajmy. Daję sobie jakoś radę, tak sądzę. Czy ma się mną kto zająć? Dawniej robił to po trochę Trouve, po trochę Iris. Ale nie jestem już merem, więc sądzę, że wraz z kozą damy sobie radę. Daje cudowne mleko - zauważył Rodolphe zbaczając z tematu. - A ty sobie poradzisz z tą całą odpowiedzialnością?

Panna Bergan roześmiała się rozbawiona wspomnieniem o kozie.
- No z tego co zdążyłam zauważyć po przyjeździe, to całkiem słabo idzie ci dbanie o siebie samego - uśmiechnęła się do niego i mrugnęła. - Poproszę Barbarę by cię pilnowała, przynajmniej dokarmiała. A ja... Radzę sobie - odparła radośnie. - Jestem stworzona do tego, można wręcz powiedzieć, że czuję powołanie - dodała z tajemniczym uśmiechem. - W każdym razie więc, że jakbyś zmienił zdanie to w Matrice zawsze znajdzie się zajęcie dla osoby o twoich umiejętnościach - stwierdziła całkiem poważnie. - Ale jeśli nie lubisz miejskiego zgiełku, co zupełnie rozumiem, to zawsze możesz przyjechać, odwiedzić. Zawsze chętnie cię ugoszczę - zapewniła go.

- Czasem trzeba uzupełnić zapasy o nieco bardziej egzotyczne składniki, więc zapewne zjawię się kiedyś w Matrice. No, dobrze. Zdaje się, że wzywają cię sprawy wyższej wagi, niż zmęczony życiem zielarz. Powodzenia. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy, panienko Chloe.

Rodolphe uśmiechnął się, uśmiech objął też na chwilę jego oczy.
- Tak to prawda - skinęła mu głową i powoli wstała z ławeczki. - Koszyk zostawiam, ale do zwrotu pani Barbarze - zażartowała. - No to dość łatwo mnie znajdziesz. Pytaj pierwszego z brzegu aptekarza o nazwisko Bergan. Moja matka jest całkiem sławnym alchemikiem i łatwo od niej do mnie trafisz - mrugnęła okiem. - Do zobaczenia, kiedyś - dygnęła przed nim i odwracając się na pięcie, tanecznym krokiem udała się w drogę powrotną do świątyni.

Oddaliła się od Trottiera spory kawałek i wtedy z jej kieszonki wyleciał mały konstrukt.

- Pi - Pisnął Bik.

Nie poradzi sobie sam



- Tak, wiem Bik. Też tak myślę. Poszukam kogoś kto do niego będzie zaglądał - odpowiedziała Chloe swojemu pomocnikowi.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline