Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 22:35   #202
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Cóż ja za tobą…- zaczął zdanie, ale szybko odchrząknął -No jeśli usiedzisz tutaj na miejscu, poczekamy. Ale znając ciebie to pewnie nie przyjdzie ci to łatwo, a tak przynajmniej zrobimy coś pożytecznego. To moje zdanie- podkreślił.
Wyraźnie ucieszył ją tymi słowami, bo na jej twarzy było widać wyraźną ulgę.
- Chyba sam Helm mi ciebie zesłał - stwierdziła z szerokim uśmiechem. - Z Okhe mam pomówić jeszcze dziś po kolacji. Nie chciałam o niczym decydować teraz. Wszyscy jesteśmy umęczeni i musimy się przespać. Oh, nareszcie w łóżku - westchnęła. - Poprosiłam tą starszą kobietę o przygotowanie kąpieli. Powinieneś z niej skorzystać, ja najwyżej poczekam - zaproponowała i zaczęła odwiązywać drugi naramiennik.
-Skorzystam na pewno- odpowiedział z ulgą w głosie na samą myśl o balii ciepłej wody. Albrecht odsunął dłoń rycerki i sam zajął się rozwiązywaniem rzemieni z naramiennika.
-Ricko wspominał, że Okhe chce z nami wysłać swojego najlepszego wojownika - tego ciężko opancerzonego krasnoluda. Nie wyglądał na zbyt miłego osobnika, ale jeśli ma nam pomóc, to czemu nie…- zmienił temat.
Venorze nie pozostawało nic innego jak stać nieruchomo, niczym stojak i po prostu dać się mu rozebrać.

- Tropiciel by nam się bardziej przydał... - mruknęła przyglądając się jak kapłan siłuje się by rozplątać mocno zawiązany supeł. - Dobrze, że przynajmniej dostaniemy go do pomocy. No fakt przyjemniaczek to z niego żaden. Całkiem mrukliwy... Ale może taki jest tylko do obcych? Popatrz na Ricka, na początku tak się popisywał, ale później się uspokoił - zauważyła i zamyśliła się. Na jej twarzy pojawił się cień strachu. - Okhe mówiła, że jej informatorzy widzieli kultystkę jadącą na południowy wschód... Pewnie wywiozła chłopców do jakiejś twierdzy, a tam... - przygryzła wargę zmartwiona tym jak mieliby w takie miejsce wkroczyć. Ale też coś gorszego nie dawało jej spokoju. Nabrała powietrza w płuca i powoli wypuściła je. - Dziś w koszmarze, który miałam, widziałam jak składano ofiarę z młodej dziewczyny, jej krew spływała z rozciętego gardła... - wyznała wyjawiając jednocześnie swoje obawy, co do losu jej bratanków.
-Spójrz na to z drugiej strony. Jeśli chce mieć z nich pożytek musi dowieźć je żywe. A to oznacza opiekę, zapewnienie jedzenia. Może po prostu zostawiła ich tutaj, by pracowali gdzieś na jakimś magazynie, przy załadunku statków?- próbował ją pocieszyć.
Kapłan obszedł Venorę i stanął na przeciwko niej dotykając wskazującym palcem jej blizny na policzku.
-Nie myśl o tym w ten sposób. Myśl o tym, co spotka kapłankę Bane’a kiedy już ją dorwiemy…- uśmiechnął się złowrogo.

Panna Oakenfold, ze wzrokiem wpatrzonym gdzieś w przestrzeń, chwilę milczała myśląc nad tym co powiedział. Spojrzała w końcu na niego i lekko skinęła głową. W jej oczach pojawiła się czysta nienawiść, której jeszcze nigdy wcześniej nie czuła.
- Pożałuje dnia kiedy się urodziła - syknęła ze złością. Ale odetchnęła zaraz pełną piersią, opanowując się.
~ Nie powinnam tak... ~ I choć obecność nowego uczucia, które jej teraz towarzyszyło nie cieszyło jej to jednak poczuła się odrobinę lepiej. - Chyba nie dałabym rady sobie z tym, gdyby nie twoje wsparcie. Mam tylko nadzieję, że kiedyś uda mi się tobie odwdzięczyć. Jeśli mogę ci jakoś pomóc, by ta wyprawa była dla ciebie mniej uciążliwa to nie wahaj się mi mówić

-Może przyjdzie w końcu taki dzień, kiedy będę potrzebował twojej pomocy- odrzekł -Odpocznij. Obudzę cię na kolację- Albrecht pokłonił się lekko i zostawił rycerkę samą w izbie.

Venora przyglądała się chwilę zamkniętym drzwiom, po raz kolejny zachodząc w głowę czym też się przysłużyła Helmowi, że zesłał jej do po mocy tego kapłana. Ale mawia się też, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w potrzebie. Paladynka uśmiechnęła się ciepło, myśląc o Albrechcie i tym ile wysiłku i cierpliwości musiało go kosztować podróżowanie z nią, a jednak jedyny raz kiedy jakkolwiek wspomniał, o niewygodach to na pokładzie statku. Był naprawdę najwspanialszym przyjacielem jakiego można było mieć.

Czarnowłosa rozejrzała się po pokoju. Na podłodze leżały ułożone elementy jej zbroi, tarcze i plecak oraz brudne ubranie. Czuła, że była potwornie zmęczona i uznała, że nie wytrwa z czekaniem, aż Albrecht zakończy korzystanie z przyjemności ciepłej kąpieli w balii. Dlatego też Venora ograniczyła się do zimnej wody jaka stała w wiadrze w kącie izby.
Szybka toaleta ją odrobinę ożywiła. Na tyle, że rozpakowała plecak i przysiadła do pobieżnego oczyszczenia Pożogi. Gładząc jej ostrze naoliwioną szmatką, przyglądała się obu tarczom. Nowa była zdecydowanie bardziej poręczna i lżejsza. Jednym słowem wygodniejsza. Lecz poprzednia... Rycerka zaczynała coraz bardziej odczuwać tęsknotę za domem. Za Cormyrem, którego herb widniał na licu tarczy, którą otrzymała z zakonnej zbrojowni od Virga. Obiecała sobie, że po powrocie zwróci zarówno tarczę, jak i pancerz które otrzymała. Oczywiście najpierw odda do naprawy zbroję. Zaczęła rozglądać się po ścianach i zauważyła duży gwóźdź wbity w jedną, w jej centralnym punkcie. Wyglądało jakby ktoś szykował miejsce na uwieszenie tam podobnego straszydła jakie łypało na śpiącego w pokoju Albrechta. Venora jednak znalazła sobie inne zastosowanie dla niego.

Skończyła czyścić Pożogę i odłożyła ją na stół. Wstała z podłogi i wzięła w ręce ciężką tarczę. Podeszła z nią do ściany i uwiesiła na niej. Odsunęła się o krok i krzyżując ręce przed sobą, przyjrzała się temu co zrobiła. Symbol purpurowego smoka dostojnie spoglądał na nią. Od razu w izbie zrobiło się przyjemniej.
Paladynka ziewnęła przeciągle i wtedy zmęczenie zaatakowało ją ze wzmożoną siłą. Nie walczyła już z sennością i położyła się do łóżka.


A było ono zdecydowanie bardziej wygodne niż ostatnim razem. Ale zawsze takie się miało odczucie gdy po paru dniach spędzonych na spaniu na ziemi, najczęściej w zbroi wracało się do cywilizowanego sposobu odpoczywania. Venora ułożyła się wygodnie na nim wtulając twarz w poduszkę. Okryła się pledem cała, łącznie z głową, by wpadające przez okno promienie słońca nie budziły jej.

~***~

Venora spała twardym snem. Dopiero silne i natarczywe pukanie do drzwi dało radę ją zbudzić. Kiedy zebrała się z łóżka i otworzyła drzwi ujrzała Grittę z szerokim uśmiechem na twarzy
-No zbieraj tyłek! Trzeba coś obgadać!- klepnęła rycerkę w ramię ruszając w kierunku jadalni.
Przy stole czekali już wszyscy łącznie z Okhe.
-Udało mi się dowiedzieć, że jeden z twoich bratanków został sprzedany tutaj w Ilipur do robót w polu- oznajmiła głośno, dumna ze swojego zwiadu. -Odbicie go będzie trudne, gdyż został sprzedany wpływowemu kupcowi o imieniu Kara’iet
Venora aż otworzyła szeroko oczy z wrażenia. Było to dla niej tak dużym zaskoczeniem, że nie wiedziała co powiedzieć. Dłońmi przetarła energicznie twarz. O czymś podobnym mówił jej wczoraj Albrecht, gdy ją pocieszał i teraz przeszło jej przez głowę czy przypadkiem nie śni jej się to. Lecz lekkie szczypanie, jakie poczuła gdy nieopatrznie przejechała palcem po świeżej bliźnie na policzku, zapewniło ją, że jest na jawie. Zaraz też spojrzała na kapłana i uśmiechnęła się do niego z nagłą radością.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline