Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2017, 10:22   #204
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Krasnolud za wiele się nie pomylił. Niedługo później, tuż po wyjściu z sztucznego tunelu kompani dostrzegli dziwaczną, paskudną bryłę galarety. Twór sunął ospale w ich kierunku, chyba nie będąc świadomym ich obecności.
Venora obyła miecz i tarczę, ale nie ruszyła na przeciwnika. Stała przyglądając mu się.
- Z której strony to ma przód, a gdzie tył? - zapytał, niepewna jak zabrać się za tego dziwacznego przeciwnika. - To zwierze jest? Roślina? - pytała dalej i spojrzała po reszcie towarzyszy. - Ogień to coś przypali? - dociekała.
-Walcie tak długo aż się całkowicie rozbryzga...- syknął Malvoin gotując się do natarcia.
- Oby nie było z kwasu… - mruknęła pod nosem paladynka w obawie o swoją zbroję i czekała aż krasnolud ruszy, by pójść w jego ślady.
-Nie dajcie, żeby jebaniec was wciągnął, bo wtedy nikt wam nie pomoże…- warknął, po czym żwawo ruszył w kierunku stwora. Za nim pognała Venora i reszta. Krasnolud wywinął młyńca toporem i potężnym sieknięciem uderzył w masę śluzu. Śmierdząca paskudnie wydzielina chlupnęła gdzieś na posadzkę, lecz nim potwór zareagował został zaatakowany przez resztę śmiałków. Tuż za krasnoludem biegła Venora. Rycerka wzięła poteżny zamach, lecz tuż przed celem nadepnęła na coś niebywale śliskiego i omal nie upadła jak długa wprost pod stworzenie. Krasnolud posłał jej gniewne spojrzenie, lecz od razu skupił się na przeciwniku.

Kolejne ciosy spadły ze strony Albrechta i Ricko, którzy celnie trafili stwora, pozostawiając na dziwacznej tkance głębokie bruzdy. Galaretowaty sześcian nie pozostał im dłużny. Jego ciało nagle zmieniło nieco kształt i wydłużyło się, uderzając boleśnie Ricko. Młodzik zatoczył się do tyłu łapiąc się dłońmi za twarz.
-To kwas! Trzeba go uleczyć!- krzyknął Albrecht. Wtedy cudowny śpiew elfki poniósł się echem po jaskini, a młodzieniec przestał jęczeć i wierzgać jak cielę. To magia lecząca elfki pomogła chłopakowi.

- Szlag by to! - warknęła paladynka widząc rannego Ricka. Czuła się winna bo gdyby nie spudłowała to może chłopak by nie oberwał. - Chodź tu parszywy glucie! - krzyknęła do przeciwnika. Choć wątpiła, że istota posiada inteligencję, to liczyła, że zwróci ona na nią uwagę, zostawiając pozostałych. W końcu to jej skóra była w pewnym stopniu odporna na kwas. Malvoin uderzył swoim toporem raz i porządnie, a śluz stracił swoją zwartą formę i dosłownie na ich oczach rozpłynął się, wsiąkając błyskawicznie w podłoże i skały.
Albrecht podszedł do młodzika i złapał go za rękę, pomagając mu wstać.
-Żyjesz?- spytała go Harfiarka. Młodzik skinął jej głową w odpowiedzi.
-Idziemy… - burknął krasnolud i grupa bez tracenia czasu ruszyła na przód.
-Czego jeszcze możemy się tu spodziewać?- Ricko poprawił przekrzywiony na nim pancerz i spojrzał to na Malvoina, to na Albrechta, lecz żaden z mężów nie odpowiedział.
- Za długo by wymieniać - odparła mu za to Venora, która uważnie przyjarzała się każdemu towarzyszowi by upewnić się, że nie wymagali leczenia po spotkaniu z glutem. Na koniec podeszła do Ricka i bez słowa, tak po prostu, przetarła mu dłonią twarz by upewnić się, że nie zostały mu na skórze resztki kwasu, po czym trzymając mu dłoń na policzku wyleczyła pozostałe obrażenia jakie miał.

~***~

Plądrowanie ogromnej jaskini szło powoli i mozolnie. Malvoin raz za razem kreślił białym kawałkiem skały znaki, by odznaczyć zbadane miejsce.
-Strasznie tu duszno…- skarżyła się Gritta, na co krasnolud w odpowiedzi tylko warknął. Venora podejrzewała, że w prawdziwym Podmroku było znacznie gorzej.
-Cisza!- syknął Albrecht -Słyszycie?- kompani wytężyli słuch, jednocześnie łapiąc za broń, lecz w tych strasznych ciemnościach wypatrywanie wrogich istot praktycznie mijało się z celem. Nawet Venora czy Gritta nie widziały wszystkiego. Rycerka nagle dostrzegła kształt, który śmignął jej gdzieś w oddali i już wiedziała, że przyjdzie im walczyć z nieumarłymi cieniami.
- Duchy - ostrzegła wszystkich Venora.
-Uważajcie! Są wszędzie!- krzyknęła Gritta, łapiąc za swój krótki miecz, który zalśnił bladą poświatą magicznej esencji. Albrecht czym prędzej złapał za swój święty symbol, wetknięty pod pancerz, uniósł w górę i krzyknął z całych sił -Helmie przepędź bękarty kostuchy!- lecz Helm najwyraźniej nie dosłyszał za dobrze, gdyż objawiona moc nie była dość silna by zniszczyć cienie, a jedynie kilka przegnała precz.

Venora, zaciskając mocno dłoń na rękojeści miecza, przyglądała się staraniom kapłana, myśląc co sama powinna zrobić. Walka mieczem przeciw duchom nie zapowiadała się dobrze. Dlatego postanowiła pójść za przykładem Albrechta i spróbować odegnać nieumarłych. Sięgnęła po swój medalion z symbolem boga i zaczęła recytować słowa modlitwy, podobnie jak jej kompan chwilę temu.
- Helmie, ześlij mi moc bym mogła przepędzić te potępione dusze - paladynka pierwszy raz to robiła, ale skupiła się na tym w pełni. Święty symbol Venory rozbłysnął momentalnie, jaskrawym światłem. Część cieni, które rycerka zdołała dostrzec na moment zatańczyła chaotycznie w powietrzu (pewnikiem z bólu), po czym uciekła daleko po za zasięg światła pochodni. Za plecami paladynki niósł się piękny śpiew Gritty. Pieśń opowiadała o dzielnych herosach walczących z siłami zła.
Ricko doskoczył do jednego z umrzyków i wyprowadził potężne cięcie z boku, lecz miecz tylko przeszedł bezszelestnie przez zjawę.
Malvoin również nie próżnował. Potężny cios topora rozproszył czarną materię, skupiającą nieumarłego w jedną całość. Brodacz wykorzystał impet wyprowadzonego ciosu, obrócił się wokół własnej osi i uderzył kolejny cień, z takim samym efektem. Cienie nagle zniknęły, jakby były świadome zbliżającej się porażki.
-Uważajcie, to jeszcze nie koniec…- ostrzegł ich Malvoin -Wszyscy cali?-

Panna Oakenfold puściła w końcu medalion, nie chowając go już.
- Jestem cała, a ty? - odparła do krasnoluda i rozejrzała się po wszystkich. - Gritta, w porządku? Albrecht? Ricko?
Dopiero po upewnieniu się, że nikt nie odniósł obrażeń mogli ruszyć dalej. Prowadził nie kto inny jak krasnolud. Pozostali zbytnio nie protestowali, gdyż po pierwsze maszerowali za znawcą podziemi, a po drugie za opancerzonym od stóp do głów wojakiem. Krasnolud nie wahał się ani przez chwilę. Dobrze wiedział, gdzie idzie i to budziło jeszcze większe zainteresowaniem osobą Malvoina u Venory. Brodacz szedł żołnierskim krokiem, milcząc i rozglądając się uważnie dookoła. Maszerowali dobre dwie godziny, nim grupa dotarła do ogromnej szczeliny w ziemi, szerokiej na piętnaście metrów, wysokiej na kilkaset metrów. Gdzieś tam hen wysoko, było widać blade światło słońca docierające do głębi przez pęknięcia w skalnym szczycie góry. Trudno było stwierdzić jak głęboka jest, lecz chyba każdy z grupy domyślał się, że w dół jest nie mniej metrów niż w górę. Powietrze tutaj było nieco lżejsze niż w poprzedniej jaskini. Momentami kompani czuli delikatny powiew podziemnego wiatru.
-Po drugiej stronie mostu znajduje się korytarz, wypełniony grzybami. Pod żadnym pozorem ich nie dotykajcie, gdyż wypuszczają otumaniający pył- przestrzegł ich.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline