Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2017, 16:39   #206
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Niech cię nie zgubi pewność siebie. Ten czart nie jest wrogiem dobrych istot. Tak samo nienawidzi dobrotliwych rycerzy, jak i swoich. Gdyby doszło do walki nie oczekujcie żadnych schematów. Zaatakuje każdego, przy najmniejszej okazji. Nie spodziewajcie się po nim żadnej przewidywalności…- zamyślił się, a kiedy tak chwilę dumał aż ściskał dłoń na trzonku topora.
Venora pokręciła głową. Schematów zachowań się nie doszukiwała, w końcu jeden pokonany demon nie czynił jej w żadnym razie znawcą ich zwyczajów.
- Nie mówi przeze mnie pycha a rozsądek. Demony pragną niszczyć wszystko co dobre, a paladyni wyjątkowo działają im na nerwy. No i jestem też przecież kobietą, a to w jakiś dziwny sposób jeszcze bardziej rozjusza złe istoty - westchnęła.
Malvoin skinął jej głową, lecz nic więcej nie odpowiedział.
-Odpoczniemy jeszcze chwilę i ruszamy dalej- oznajmił. Venora jednak bardziej skupiała się na Albrechcie stojącym nieruchomo, ze wzrokiem wbitym gdzieś w ciemną dal.
- Albrechcie, co się z tobą dzieje? - tym razem panna Oakenfold zaczęła się poważnie o niego martwić. Ona sama nie wyczuwała niczego niepokojącego tam gdzie spoglądał kapłan, ale obawiała się, że mógł on ulec jakiemuś otumaniającemu działaniu otoczenia. Nie miała pojęcia jak go spod takiego efektu wyrwać, bo w tym stanie nie dość, że nie mogli liczyć na jego pomoc, która była im tak bardzo potrzebna to jeszcze sam mógł sobie zrobić krzywdę. W końcu Venora zdecydowała się na drastyczny krok. Uderzyła kapłana otwartą dłonią w policzek.

Mężczyzna otrząsnął się i spojrzał rycerce głęboko w oczy. -Wyczułem to…- szepnął do niej -przemówił do mnie w nieznanym mi języku… Słyszałem go w głowie…- rzekł do Venory.
- Niedobrze... - mruknęła z ciężkim westchnięciem paladynka spoglądając w kierunku gdzie do tej pory wpatrywał się Albrecht. - Nasz przeciwnik na pewno jest silny. Masz jakiś sposób by uchronić nas przed tym? - stwierdziła, bo nie wątpiła w to, że kapłan miał silną wolę. - Przepraszam, że cię uderzyłam - dodała zaraz.
-Znam zaklęcie, które uchroni nas przed opętaniem. Muszę, jednak wymodlić je w odpowiednim momencie, by starczyło nam czasu jego działania na walkę z potworem… - odpowiedział, ignorując wzmiankę o spoliczkowaniu go. Kapłan widocznie rozumiał intencje towarzyszki.
-Dobra… Koniec tego postoju. Ruszamy dalej!- warknął z tyłu krasnolud. Kompani zebrali się i ruszyli na przód.

Jaskinia ciągnęła się jeszcze kilkaset kroków, aż w końcu dotarli do ściany, w której znajdowało się wyciosane wejście.

- Miejcie się na baczności - odezwała się Venora nim ruszyli dalej. Uznała, że każdy powinien mieć tego świadomość. - Ta istota jest w stanie opętać. Albrecht w odpowiednim momencie użyje czaru, który nas przed tym będzie chronił, ale nie będzie on trwał za długo - przestrzegła.
Malvoin wszedł jako pierwszy. Korytarz był na tyle ciasny, że musieli maszerować pojedynczo, jeden za drugim. Na szczęście był krótki i już po paru chwilach dotarli do ogromnej komnaty. W środku znajdowały się ogromne, kamienne naczynia, wypełnione płonącą oliwą. Ogień doskonale rozświetlał większość pomieszczenia. Panował tutaj smród zgnilizny, siarki i zepsucia. Ricko nie wytrzymał i zwymiotował tuż po wyjściu z korytarza, gdzieś pod ścianą.
-A to co do ciężkiej cholery…- krasnolud wbił swój przenikliwy wzrok w żeliwną klatkę przymocowaną łańcuchami do sufitu, tak że zwisała metr nad posadzką. W środku znajdowała się czarcia istota o czerwonej jak krew skórze, czarnymi jak smoła włosami i małymi rogami wyrastającymi ze skroni. Stwór wpatrywał się złowrogo w przybyłych.
-Co tu się dzieje?...- syknął Albrecht.
-Nie wiem, ale to nie ten skurwiel, którego ostatnio tu widziałem…- odparł krasnolud.


Czarcie istoty były odporne na ogień. Dlatego paladynka sięgnęła po Ślepy Los, który bardziej się w tej chwili mógł przydać. Skupiła się na wyczuciu zła. Lecz, ku własnemu niezadowoleniu, nikogo poza uwięzionym w klatce piekielnym pomiotem, nie wyczuła.
~ Czyżby się ukrywał przede mną? ~ przeszło jej przez myśl.
- Nie rozpraszajcie się, szukamy zguby i wynosimy się - powiedziała Venora.
-Śmiertelnicy!- zawołała uwięziona istota we wspólnej mowie -Uwolnijcie mnie! Uwolnijcie, a nie pożałujecie!-
- Oczywiście - sarknęła paladynka. - Jak można by żałować nagłego ciosu w plecy? - dodała z ironią w głosie, gdy zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
-Nagłego ciosu w plecy?- oburzył się stwór. -Ja jestem Baatezu! A Baatezu zawsze dotrzymują danego słowa i nie łamią obietnic!- warknął zaciskając teatralnie dłoń w pięść.
- Gdzie jest ten drugi? - zapytała czarcią istotę Venora, mrużąc gniewnie oczy.
-Jest tu gdzieś… czeka na odpowiedni moment by zetrzeć was w pył… Tak jak poprzednich… Uwolnijcie mnie, a przysięgam na dziewięć piekieł, że pomogę wam się z nim rozprawić i odejdę nie robiąc wam żadnej krzywdy…- zarzekał się czart.
Na wspomnienie o innych osobach, które tu przybyły, Venora spojrzała na krasnoluda. Zastanowiło ją czy to właśnie giganci już kogoś nie wrobili wcześniej w szukanie dla nich zguby.
- I mamy ci tak zaufać, wierząc na słowo? - pokręciła głową paladynka. - Wskaż nam gdzie twój oprawca skrył kryształ, a rozważę na poważnie twoją ofertę - powiedziała na odczepne, nie wierząc, że czart się na cokolwiek im przyda.
-Nie rozumiesz nic bękarcie niebian… Beze mnie go nie zabijecie…- wyszczerzył pożółkłe kły.

- A to ciekawa obelga - odparła Venora, która do swojego niebiańskiego pochodzenia wciąż nie była w stanie się przekonać. - Wyjaśnij dlaczego bez ciebie go nie pokonamy? - zapytała, podchodząc na dwa metry od więźnia. - Dlaczego uwolnienie jednego czarta dla zabicia innego czarta ma jakkolwiek być w naszym interesie. - zapytała, ale spojrzała pytająco na Albrechta i Malvoina.
Krasnolud kompletnie ignorował gadanie czarta, szukając intensywnie klejnotu.

Gdy Venora spojrzała na Albrechta poczuła jak robi jej się w brzuchu ciepło. Mężczyzna zamachnął się swoim buzdyganem prosto w jej głowę. Kapłan minął celu o milimetry, a rycerka poczuła na twarzy powiew, który spowodował oręż. Jego oczy płonęły niczym piekło.
-Zdepczę was nędzne robaki!- krzyknął Albrecht, lecz nie swoim głosem. Czart w klatce wzdrygnął się na ten widok -Już tu jest! Zetnij łańcuch! Opuść klatkę, bo za chwilę nic z was nie zostanie!- ponaglił Venorę, lecz Albrecht nie dał jej czasu na myślenie, gdyż od razu natarł na nią po raz kolejny...
Venora była w ciężkim szoku po tym ataku. Mimo nienawistnego spojrzenia jakim spoglądał na nią mężczyzna to paladynka i nie była w stanie unieść broni przeciw kapłanowi.
- Albrecht opanuj się! To ja, Venora, nie chcesz mnie przecież skrzywdzić! - wrzasnęła osłaniając się tarczą i ruszyła na niego by go powalić i obezwładnić. Kątem oka spojrzała na więźnia.
Rycerka natarła na Albrechta, uderzając go barkiem z całej swojej siły. Kapłan nie zdołał zachować równowagi i padł na plecy, lecz nie miał zamiaru odpuścić i od razu zaczął się zbierać z ziemi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline