Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2017, 21:31   #220
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Bezlitosne cięcie mieczem nie tylko odcięło ramię maga, w łokciu. Mężczyzna już nawet nie miał siły krzyknąć czy próbować w jakikolwiek sposób się ratować. Jego rany były tak rozległe, że osobnik padł trupem uderzenie serca później. Magiczne efekty jego zaklęcia przestały działać, a nim dziura w murze zniknęła Venora dostrzegła spadającą na ziemię drabinę, po której zeszła Czarna kapłanka i rozpędzonego konia, z jej plugawą osobą na grzbiecie.
- Ta suka znowu mi ucieknie! - z irytacji, Venora aż zamachnęła się Pożogą na ścianę. Poszedł snop iskier, ale nic poza zarysowaniem ściany, rycerka nie zdziałała. Zaczęła rozglądać się za innym wyjściem, myśleć nad szansami na dogonienie kultystki.
-Gritta…- warknął nerwowo Helmita, przypominając sobie o elfce i dzieciach. Słowa Albrechta otrzeźwiły Venorę, że pogoń za czarną kapłanką nie jest istotna. Kompani prędko zbiegli na dół. Agentka Harfy właśnie wyprowadzała spanikowaną gromadkę podrostków na zewnątrz starając się oszczędzić widoku rzezi, jak tylko się dało.

Paladynka zatrzymała się u dołu schodów, chowając miecz do pochwy i zaraz przetarła pot z czoła. Uważnie przyglądając się twarzom dzieciaków, by wyłapać tą znajomą.
- Netir? - wypowiedziała imię swojego bratanka, a jej serce w tym momencie zamarło w oczekiwaniu.
Chłopak wyrwał się spośród gromadki wychudzonych i zmęczonych dzieci -Ciocia!-
krzyknął i przytulił się mocno do jej nogi. Chłopak kojarzył ją doskonale, mimo iż widywał bardzo rzadko. Panna Oakenfold uśmiechnęła się szeroko i przyklękła. Odłożyła tarczę na podłogę i mając wolne ręce, wzięła w ramiona chłopca delikatnie go obejmując. Ze wzruszenia nie była w stanie niczego powiedzieć. Widząc to Gritta posłała Venorze porozumiewawczy uśmiech. Sielankową atmosferę przerwały ciężkie kroki niezapowiedzianego wsparcia. Smoczydło skończyło czyścić ostrze miecza kawałkiem płótna koszuli, jednego z pokonanych wrogów, cisnęło szmatką w bok i płynnym ruchem schowało dwuręczny miecz do pochwy na plecach. Smokoczłek zbadał Venorę spojrzeniem żółtego, gadziego ślepia. Z jego nozdrzy buchnęła para, a on sam ruszył powoli w stronę wyłamanych drzwi. Widząc to gromadka dzieci rozbiegła się ze strachu, on jednak to zignorował i sięgnął szponiastą łapą do sporego plecaka, skąd wyciągnął brzydki, żelazny diadem. Smoczydło podeszło do Venory i wyciągnęło w jej kierunku rękę z diademem.

Paladynka trzymając bratanka w rękach wyprostowała się. Wpierw spojrzała na to co chciał jej dać jaszczur, a później na jego pysk.
- Kim jesteś i czemu tu jesteś? - zapytała go przyglądając mu się nieufnie. Stwór wydał z siebie tylko niski pomruk, potrząsając lekko trzymanym diademem.
Venora przez chwilę mierzyła go wzrokiem. Wydawało jej się, że łuski smoczydła mieniły się metalicznie. Gdyby przyszło jej oceniać z jakim metalem jej się kojarzył kolor to powiedziałaby, że jest to miedź. Mówiło się że smoki chromatyczne są złe, natomiast ich przeciwieństwem były metaliczne. Ale i sama paladynka, niezależnie jak bardzo by się nie skupiała na wyczuciu intencji tej istoty, to niczego złego się w nim nie dostrzegała.
- Netir podejdziesz do Albrechta, to ten kapłan - wskazała chłopcu mężczyznę. - Ja muszę porozmawiać - po tych słowach opuściła dziecko, pogłaskała po policzku i gestem dłoni ponagliła go by odszedł na chwilę.
Mając wolne ręce Venora wyciągnęła dłoń po kawałek żelastwa jaki podał jej smoczy potomek. - Co to jest? - zapytała.

Smoczydło oddało pseudoozdobę i wyprostowało się nie wydając z siebie żadnego odgłosu przy tym. Gad odwrócił się na pięcie i znów podszedł do swojego plecaka. Jego ruchy były powolne i odrobinę niezdarne, ale w trakcie walki ruszał się jak genasi wody w falach oceanu. Bestia włożyła łapsko do wnętrza torby i wyciągnęła z niej solidną tubę na zwoje. Smoczydło wróciło przed oblicze Venory wręczając jej pojemnik, tak jak zrobił to z diademem.
Panna Oakenfold uniosła brew w pytającym geście, nie wiedząc o co chodzi nieznajomemu. Najpierw pojawia się on w środku walki, prawie gołymi rękami rozsmarowuje kilku kultystów, a teraz ją obdarowuje dziwnymi przedmiotami.
- Czy ty w ogóle umiesz mówić? - zapytała jaszczura i kątem oka spojrzała na swoich towarzyszy. Smoczydło tylko wykonało gest, który można było uznać za uniesienie brwi.
- A myślałam że już nic dziwnego mnie nie spotka… - powiedziała do siebie z nutką ironii w głosie. Wiedziona ciekawością otworzyła pojemnik, by zajrzeć co jest w jego środku.
Był to, pożółkły zwój pergaminu, zalakowany rodowym herbem sir Morimonda.


Venora zamrugała kilka razy, widząc znajomy symbol. Była w tak wielkim szoku, że w głowie miała pustkę. Uniosła spojrzenie na smoczydło i wpatrywała się w nie długo i w milczeniu. To był najbardziej nietypowy goniec jakiego można było sobie wyobrazić. W końcu złamała pieczęć i niecierpliwie rozwinęła zwój, chcąc spojrzeć na to co w sobie zawiera.
Litery wiadomości były dla niej niezrozumiałe, choć już wiedziała, że to język niebian. Miała okazję kilka razy w swoim życiu ujrzeć go na oczy.
Panna Oakenfold westchnęła bezsilnie i pokręciła głową. Jej mentor zdecydowanie powinien był o tym pomyśleć zawczasu i wysłać ją na nauki tego języka. Przynajmniej teraz nie byłoby nieporozumień. Zwinęła pergamin i zaczęła go chować do futerału.
- Dziękuję za pomoc i za dostarczenie tego - skinęła mu głową, podniosła z podłogi swoją tarczę i odchodząc od smoczydła, ruszyła do Albrechta i Gritty.

- Musimy jeszcze przeszukać to miejsce, najlepiej je spalić i wynosimy się z dziećmi… - powiedziała do towarzyszy. - Powinien tu być gdzieś wóz z koniem - przypomniało jej się z opisu tej grupy, gdy byli w wiosce.
-Pewnie z drugiej strony budynku zostawili wóz- Albrecht rzucił pomysłem -A co z nim?- spytał patrząc badawczo na smoczydło, na co gad tylko warknął.
Venora uniosła rękę z pojemnikiem.
- Przyniósł mi list. Ma pieczęć rodu Rolandsów - odparła mu przyglądając się reakcji kapłana. - I jest napisany tym samym językiem co poprzedni. Który ty mi przetłumaczyłeś - dodała.
-A to żelastwo?- wskazał ręką diadem, który trzymała w dłoni.
- Mi wygląda jak całkiem solidny przycisk do papieru - to wszystko było już tak niewiarygodne, że paladynka nie powstrzymywała się przed ironizowaniem. - Bo nie widzę, żeby jakaś dama chciała to nosić na głowie... - ale mówiąc o tym Venorze nagle coś przyszło do głowy. Zdjęła z głowy kamień Ioun i schowała go do sakiewki. - Założe go, miejmy nadzieję, że mnie to nie opęta... - powiedziała i założyła sobie na głowę diadem, po czym wyciągnęła ponownie list. Piękne runy nagle nabrały sensu i stały się dla rycerki zrozumiałe. Venora podekscytowana rozprostowała papier i wczytała się w treść
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline