Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2017, 21:43   #222
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Może... Zabierzemy ich do Cormyru? - zaproponowała Venora. - Zakon Helma ich powinien przyjąć na nauki. W końcu to Wiecznie Czujnemu zawdzięczają ratunek.
-Najpierw zajmij się udobruchaniem wielkiego przeora, a dopiero potem próbuj ulokować w świątyni gromadkę dzieciaków…- odparł zupełnie szczerze Albrecht.
- Oh, czyli jednak zmieniasz zdanie co do tego jak zostaniemy przyjęci po powrocie? - panna Oakenfold spojrzała na kapłana, ale uśmiechnęła się do niego przyjacielsko. - Jak nie świątynia to mój ojciec i brat ich przyjmą - stwierdziła pewna swoich słów. - Dadzą zajęcie, przyuczą do zawodu.
-Nie zmieniam, ale jestem pewien, że nie przywitają nas owacjami. Złamałaś rozkazy przełeżoego, nie licz że przeor będzie myślał o Tobie jak o bohaterze, a o niesfornym dzieciaku- odrzekł kapłan.
- Ale ja właśnie zakładam, że mnie wyrzuci z zakonu - odparła mu szczerze. - Miałam zakaz opuszczania Cormyru, miałam nakaz stawienia się na wieczerzy - zaczęła wyliczać na palcach. - Nie dość, że nie dotrzymałam rozkazów to pobrałam jeszcze mienie należące do zakonu, część nawet uszkodziłam - spojrzała na swój napierśnik. - No i nie zapominajmy, że jeden z najlepszych kapłanów wyruszył ze mną - uśmiechnęła się do niego ciepło. - Albrechcie, po tym co mówił mi Krispin o przeorze to ja naprawdę liczę się z tym, że może być koniec mojej kariery. Mogę dostać wilczy bilet i nawet do armii mnie nie przyjmą - skrzywiła się.

-Wtedy zajmiesz się czymś innym. Dobrze walczysz, gildie najemników potrzebują trenerów- mężczyzna wziął głęboki wdech -Ale nie myśl teraz o tym. Odniosłaś sukces, odnalazłaś obu bratanków. A nie wiem czy pamiętasz jak przed wyprawą lękałaś się o ich los. Twój mentor miał rację. Helm nad tobą czuwa, co do tego nie ma wątpliwości. Bóg Strażnik nie pozbawił cię objawionej mocy, nie złamałaś w jego mniemaniu dogmatów świątyni, a to świadczy na twoją korzyść. Takie są fakty- kapłan pochylił się nad kupką sakiew, wrzucając je do swojego plecaka
-Pomóż mi z tym, załadujmy broń i zajmijmy się tą cholerną klatką na wozie, a potem ruszymy do Okhe- polecił rycerce.
Venora westchnęła.
- Może jakby sam Helm się wstawił za mną u przeora to miałabym jakieś szanse... Ale wiesz co? Niczego nie żałuję - uśmiechnęła się wesoło i zaczęła pomagać mu przy zbieraniu łupów. - To co czego tu dokonaliśmy... Nie sądziłam... Ha, to było niesamowite - wyprostowała się i podeszła do Gritty. Wyściskała elfkę, a później wróciła do kapłana i również go przytuliła. - Może i bóg czuwa nade mną, ale bez was by się to nie udało.

-E tam. Ode mnie się to zaczęło…- harfiarka machnęła ręką, zaś Albrecht niezwykle się ucieszył z reakcji Venory -Nie zapominaj o tym wielkoludzie- Gritta spojrzała przez ramię na nieruchomego Balthazaara.
-Przyszedł w odpowiednim momencie, racja. Ale bez niego też byśmy sobie poradzili. Widziałyście, jak Ogar wywijał mieczem?- uśmiechnął się, zbierając z podłogi część oręża. Venora pokiwała głową na jego słowa, podzielając jego zdanie, że poszłoby im świetnie nawet bez smoczydła.
Niedługo później kompani wspólnymi wysiłkami zrzucili klatkę z powozu i obładowali go w większości gromadką uwolnionych dzieci oraz zdobycznym ekwipunkiem. Paladynka poleciła kapłanowi by obmyli swoje pancerze z krwi wrogów w strumieniu, by nie straszyć na trakcie.
-W skrzyniach są spore zapasy- burknął Albrecht, siadając na koźle -Jeśli Okhe będzie chciała może sobie po nie przyjechać, ale my już tu miejsca nie mamy…- złapał za lejce i spojrzał na jadące obok Venorę i Grittę konno. Smoczydło maszerowało pieszo, kilka metrów za powozem, lecz jego wielgachne kroki wystarczyły by nie zgubić rycerki i jej towarzyszy.
-Nie boisz się go?- Gritta syknęła ściszonym tonem -Wygląda na groźnego osobnika…-
Paladynka spojrzała kątem oka na smoczydło.
- Trochę, ale to tylko przez to, że ostatnim razem jak spotkałam smoczydło to nie skończyło się to dla mnie dobrze... Albrecht ledwo mnie wyratował, tydzień byłam nieprzytomna po tym jak… - pokręciła głową. - Mój mentor ufał Balthazaarowi. To mi wystarczy - stwierdziła w końcu.

~***~

Towarzysze już w drodze zaczęli ustalać co powinni dalej poczynić. Do posiadłości kapłanki Kossutha mieli pół dnia drogi. Mogli więc, pomimo zmęczenia walką, jechać cały czas lub też zatrzymać się. Venora długo się nie zastanawiała i podjęła decyzję, że jadą bez dłuższego postoju. Zatrzymali się więc jedynie na chwilę by każdy zjadł posiłek i ruszyli dalej. Jazda w nocy nie była przyjemna, ale jadąca na przedzie Venora czujnie rozglądała się po otoczeniu.
Dzieci na wozie spały mimo niesprzyjających warunków. Albrecht, zapewne by do nich nie dołączyć, nucił sobie pod nosem pieśni pochwalne skierowane do Helma.

Venora natomiast, mimo że skupiona była na jeździe, to nie potrafiła się powstrzymać przed rozmyślaniem nad tym wszystkim co się wydarzyło. Udało się, Netir i Ergon zostali uratowani. Za to walka z kultystami była niezmiernie satysfakcjonująca dla rycerki. Zupełnie jak to miało miejsce w Grumgish. Raz po raz paladynka spoglądała na swojego bratanka, który nim zasnął, wpatrzony był w swą ciocię niczym w obrazek. Venora czuła się spełniona. Szczerze cieszyła się ze zwycięstwa i nawet już nie rozmyślała o czarnej kapłance, która im uciekła.
~ Może dobrze, że tak się stało? Miała cały wielki oddział a została pokonana... Wtedy przekaże dalej wieść, że nie są bezkarni i strach w nich wstąpi już na dobre ~ zastanowiła się. Nawet zaczęła nieco bardziej optymistycznie patrzeć na swój powrót do zakonu. Miała cichą nadzieję, że może jednak znajdzie się okoliczność łagodząca i przyjmą ją bez większego problemu. Najważniejsze jednak dla niej było, by Albrecht nie miał przez nią problemów. Rycerka zdała sobie sprawę jak wspaniałym doświadczeniem była ta wyprawa. Poczuła też coś na kształt żalu, że gdy wrócą, to Albrecht wróci do swoich obowiązków, a jej przecież z nim się tak dobrze podróżowało, walczyło ramię w ramię... i po prostu było.


Kolejne mile zostawały w tyle, księżyc unosił się wysoko na nieboskłonie czystego, rozgwieżdżonego nieba. Przed oczami podróżników pojawiły się znajome wisielce. Teraz jednak były jakby bardziej ususzone niż ostatnim razem.
- Dotarliśmy. Jesteśmy na czas - odezwała się Venora, a w jej głosie wyraźna była ulga nie mogąc się doczekać kiedy położy się spać. I spokojnie zdążyli by zabrać się do Cormyru statkiem Okhe. Młot prychnął z zadowoleniem i paladynka już wiedziała, że rumak cieszy się na wyjątkowo dobrą paszę, jaką dostawał w tutejszej stajni.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline