Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2017, 23:26   #224
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Przede wszystkim chcę się dowiedzieć tego, co ma mi do przekazania - odpowiedziała nieco wymijająco. - No i może on będzie wiedział gdzie jest Wzgórze Berethina - dodała cicho, w zamyśleniu.
-I tak po prostu mu zaufasz i za nim pójdziesz?- spytał by mieć pewność.
Venora spojrzała na niego i przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu.
- Chciałabym… - szukała odpowiednich słów na określenie tego co miała w głowie. - Chciałabym się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Czuję jakby wkoło mnie działo się coś czego nie pojmuję... A ty co byś zrobił na moim miejscu? - zapytała go na koniec. Helmita wzruszył ramionami i spojrzał w okno -Pewnie bym posłuchał serca…- odparł zrezygnowanym tonem.
- Gdybym się kierowała rozsądkiem to by mnie tu nie było - uśmiechnęła się lekko i mrugnęła do Albrechta. - Nie mam pojęcia czego się spodziewać po tym smoczydle, ale ufam, że mój mentor nie wysłałby mi do pomocy kogoś kto chciałby mojej krzywdy - sama zaśmiała się ze swoich słów. - W czymkolwiek niby miałby mi pomóc - zasmuciła się zaraz. - W najlepszym razie okaże się po prostu, że szaleństwo sir Morimonda przeszło na mnie po jego śmierci - westchnęła ciężko.

Kapłan zadumał się na chwilę. Zdjęcie nagolenników zostawił już Venorze. Rycerka doskonale radziła sobie z zdejmowaniem własnej zbroi, więc poszło jej to błyskawicznie. Albrecht odwrócił się do niej plecami czekając, aż teraz zajmą się jego zbroją
-A co jeśli będzie chciał wywieźć cię do Thay, albo jeszcze dalej?- dopytywał -Pojedziesz za nim, tam gdzie cię skieruje?-
- Do Thay i dalej? - powtórzyła po nim zaskoczona Venora, która już sięgała ku barkom mężczyzny, gdy jego kolejne pytania zupełnie ją rozproszyły, ale też i dały jej samej do myślenia. Oparła ręce na napierśniku Albrechta i po chwili dopiero zorientowała się, że powinna rozmyślanie o tym odłożyć przynajmniej do czasu, aż kapłan pozbędzie się ciążącego mu pancerza. Wartko więc zaczęła rozsupływać rzemienie.
- Nie wiem... To na pewno nie byłoby mądre… - mruknęła przerywając krępującą ciszę. - Już powinno puścić - dodała gdy uporała się z ostatnim wiązaniem i pomogła mu zdjąć najcięższy element zbroi z jego barkó. - Ale może to nie będzie tak daleko? - wróciła zaraz do tematu ich rozmowy. Wyraźnie widać było po niej zagubienie, że sama nie miała pojęcia co począć ze sobą.

-Wszyscy mówią, że jesteś częścią czegoś wielkiego, jakiegoś ważnego planu, którego nawet nie rozumiemy…- pokręcił głową -Przykro mi, że to wszystko spadło na ciebie - rzekł chłodno ewidentnie się smucąc -Wiem, że nie zawsze będę przy Tobie… - zamilknął i zaczął sobie odwiązywać naramiennik.
- Wszyscy? - Venora uniosła brew nieco zaskoczona jego odpowiedzią.
-August, Morimond… Kilku rycerzy w świątyni też wspominało twoje imię - odpowiedział.
Venora spuściła głowę, nie wiedząc co o tym myśleć.
- Dodaj do tego moje niedawne wskrzeszenie to już chyba można za całkiem pewne uznać jaki mi los jest pisany - mruknęła i uśmiechnęła się blado. - Ah i diabeł zwyzywał mnie od niebiańskich bękartów, więc można moje próby planokrwistości sobie darować - dodała z lekkim sarkazmem.
-Chciałabyś, by było inaczej?- spytał zupełnie szczerze. -Żeby to dotyczyło kogoś innego?-
- Ja... - panna Oakenfold przyglądała się Albrechtowi, zastanawiając nad jego pytaniem. Na szybko przemyślała swoje ostatnie przygody. - To co uwielbiam najbardziej w tym co robię to patrzenie na radość ludzi, którym uda mi się pomóc. Jak w Grumghish, gdy wieśniacy urządzili na naszą cześć. Ta ich radość, która wstąpiła na ich twarze w miejsce strachu, jaki czuli wcześniej. Tak. Gdybym mogła wybierać to i tak bym się zdecydowała na ten los - odparła odzyskując na pewności siebie.
-Czyli nie ma sposobu, byś kiedyś porzuciła los podróżnika i bojownika o słuszną sprawę, na rzecz normalnego życia. Rodziny, domu, gromadki dzieci…- uniósł brew.

Zaskoczył ją po raz kolejny. Brzmiał nieco jak jej brat. Przewróciła oczami, ale nie zdecydowała się zbyć tego tematu.
- Wielu rycerzy ma własne rodziny i wcale nie rezygnują ze swej paladyńskiej ścieżki… - stwierdziła nie chcąc mówić wprost. - Ale kto o zdrowych zmysłach chciałby mnie za żonę? - odparła mu pytaniem na pytanie i wzruszyła ramionami. Albrecht spojrzał na podłogę i uśmiechnął się pod nosem -Idź spać. Jutro odpoczniemy, a potem czeka nas powrót do Cormyru - rzekł.
- Tak, nareszcie do domu - myśl o powrocie w rodzinne strony wyraźnie Venorę cieszyła. - Zapytam Okhe jutro… znaczy dziś, gdy się wypoczniemy, czy dużym problemem dla niej będzie, gdyby zabiła statkiem do portu w Marsember. Bo chciałabym osobiście odprowadzić bratanków do rodziny, a obawiam się, że straże w Suzail zaaresztują mnie jak tylko postawię stopę w mieście - dodała na koniec dla wyjaśnienia powodu zmiany miejsca .
-Tak zrób. Więc do zobaczenia rankiem - usiadł na łóżku, zdjął żelazne buty i położył się na swoim łóżku.
- Śpij dobrze - odparła mu Venora z troską w głosie i wyszła z jego izby. Zostawiła u niego swój pancerz by nie taszczyć go ciągle w tą i spowrotem. Czując błogą wolność, gdy nie miała już na sobie topornej zbroi, ostrożnie zakradła się do drugiej sypialni. Chłopcy zdążyli zasnąć, przytuleni do siebie. Panna Oakenfold rozczuliła się na ten widok, że aż łzy jej napłynęły do oczu. Przetarła dłonią tą, która spłynęła jej po policzku. Teraz jak wyjątkowo przydawało jej się to, że potrafiła widzieć w ciemności, bo nie musiała zapalać świec by móc się przebrać do snu.

Stojąc już nad łóżkiem i szukając dla siebie w nim miejsca, Venora nagle wróciła myślami do tego o czym rozmawiała z kapłanem. Chyba pierwszy raz zdobyła się na wyznanie tego komukolwiek i paladynka nie była w stanie wyjaśnić tego czemu tak łatwo się otwierała przed Albrechtem. I jak zawsze powiedziała mu całą prawdę.

Venora uwielbiała dzieci i wcale nie skreślała tego by kiedyś w przyszłości mieć swoje własne. Pomimo obranej przez siebie... a raczej narzuconej jej przez los drogi, Venora wcale nie zamierzała z tego przywileju rezygnować, choć zdawała sobie sprawę jak wielkie problemy będzie to jej robić. Panna Oakenfold była bardzo ambitną osobą, która jak sobie coś postanowiła to dążyła do celu nie zważając na sceptyczne spojrzenie tych, którzy byli w jej otoczeniu. Ale chcieć nie oznaczało od razu móc. I właśnie tu zaczynały się schody, bo znalezienie mężczyzny, który zaakceptuje ją taką jaka jest graniczyło z cudem...

Rycerka pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że akurat teraz naszło ją na rozmyślanie właśnie o tym.
~ Zdecydowanie jestem przemęczona ~ skomentowała to sobie w myślach i ostrożnie przesunęła Ergona na posłaniu. Na szczęście łóżko było szerokie, więc nie było problemu by zmieściła się w nim z dwójką małych dzieci.

Już miała się położyć, gdy przypomniała sobie o tym co było ważne, a tak często zdarzało jej się zapominać. Wróciła na środek izby i przyklęknęła składając dłonie do modlitwy. Odmówiła jedną krótką, w której dziękowała Helmowi za to, że nie pozwolił by krzywda stała się jej bratankom, prosiła by miał w opiece jej braci oraz by Albrechta nie nawiedzały koszmary. Dopiero gdy skończyła, wróciła do łóżka i ułożyła się w pościeli. Wystarczyło by położyła głowę na poduszce i od razu zasnęła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline