Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2017, 15:54   #232
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka wolała nie myśleć o ryzyku jakie niosło porywanie się na beholdera. Była to okropna kreatura, która posługiwała się śmiertelną magią. Każdy rzucony przez nią czar mógł się skończyć natychmiastową śmiercią każdego z nich. Venora, choć czuła zdenerwowanie przed walką, to w żadnym razie nie zamierzała odpuścić, bo to nie leżało w jej naturze. Szczególnie, że wielce wierzyła w to, że dziś są w stanie odmienić losy mieszkańców Ilipur i przez likwidację całej Pomocnej Dłoni przynieść już nie tylko nadzieję na lepsze jutro, ale faktyczne poprawienie życia w tym mieście. A deklaracja Albrechta, choć bardzo nieprzemyślana to jednak sprawiła, że Venora mimowolnie zaczęła wyobrażać sobie jak powstaje w tym miejscu nie jakaś tam mała kapliczka, a świątynia Helma z prawdziwego zdarzenia. Te nadzieje ją napędzały, tak samo jak to, że najważniejszy cel tej podróży osiągnęła - jej bratankowie bezpiecznie czekali na nich na statku i teraz, już niezależnie od tego czy polegnie w tej walce czy nie, chłopcy wrócą do domu by móc wieść spokojny żywot na cormyrskiej wsi.
- Ruszamy - powiedziała głośno Venora nakazując otworzyć wrota do pomieszczenia z potworną istotą.

Przodem ruszył przyzwany przez Albrechta Archon. Niebiański rycerz z psią głową złapał za klamkę masywnych drzwi i pchnął je energicznie do przodu. Przez wąską szczelinę kompani ujrzeli wydrążony pod ziemią korytarz, o szerokości trzech metrów. Ze środka buchnął fetor zgnilizny i śmierci. Ogar przekroczył próg i poszedł przodem.
-Wasza kolej!- rozkazał Albrecht. Jeńcy już nimi nie byli. Teraz łączył ich z Venorą układ, a słowo paladyna to rzecz święta. Venora przyglądała się każdemu, który ją mijał. Kilku zdawało się być świadomym niebezpieczeństwa, które ich czeka. Drżeli panicznie, pocili się na potęgę i dyszeli bez opanowania. Rycerka wyobraziła sobie stwora, któremu miała rzucić wyzwanie. W końcu ostatni z zbirów Pomocnej Dłoni wszedł do środka.
-Idziemy- rzekł Albrecht -Trzymaj się blisko i nie daj się trafić promieniem...- dodał kładąc jej dłoń na ramieniu.
Venora odprowadziła kapłana wzrokiem do podziemnego korytarza i ruszyła za nim.


Kątem oka widziała zniecierpliwionego Malvoina, który znacznie się ożywił od momentu przybycia Venory i jej kompanów do Ilipur. Ten stary wojak w końcu przypomniał sobie jak to było w młodzieńczych latach. Brodacz aż się pchał by udać się jak najszybciej. Balthazaar zrównał się z Venorą i buchnął parą z nozdrzy. Jego wielki łeb przekręcił się w jej kierunku i rycerka poczuła na sobie jego dociekliwe spojrzenie.

Paladynka nie zwalniając kroku popatrzyła na smoczydło.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to teraz musi to już poczekać - powiedziała do niego i odwróciła wzrok, bo spodziewała się, że może chcieć ją odwieść od pomysłu walki z beholderem. Ona sama skupiona była na tym by nawet na chwilę nie okazać po sobie zwątpienia i by owa jej pewność siebie udzieliła się wszystkim w koło niej. Zamierzała trzymać się blisko kapłana, bo w tej chwili to o jego bezpieczeństwo martwiła się najbardziej. Jeszcze w ostatnim momencie, przyłożyła dłonie do swojej piersi i doleczyła ostatnie swoje skaleczenia, by w pełni sił walczyć. - Albrechcie, czy możesz, tak jak wtedy w młynie, rzucić na mnie i na siebie czary, które wzmacniają nasze zdolności?
-Kiedy tylko go ujrzymy, wesprę cię swoim psalmem- skinął jej głową. Kroczył szybko i po żołniersku. Na końcu szła Okhe i pilnujący tyłów Ricko. Podziemny korytarz zakręcił lekko i połączył się z wielką jaskinią. Gdzieniegdzie płonęło blade światło pochodni, lecz niewiele to pomagało. Nad ziemią unosiła się gęsta mgła i chyba nikt nie mógł wyjaśnić jej pochodzenia tutaj.
Nagle stal pancerza Albrechta zadzwoniła a kapłan o mały włos nie wyrżnął na twarz w mgłę.
-Co do cholery…- mruknął i podszedł do miejsca, gdzie się potknął. Kapłan machnął tarczą i z pod siwego kłębu wyłoniła się figura przedstawiająca pełzającego w panice człeka.
-Promień pertyfikacji…- skomentowała Okhe -Jeśliś za słaby zmieni cię w kamień…- dodała.

Zbiry Pomocnej Dłoni pochowali się za sporymi stalaktytami i za niewielką skałką. W półmroku jaskini widać było tylko małe ślepia, te najbardziej zabójcze i niebezpieczne.
-Wejdźcie i poczujcie się jak u siebie…- rozległ się głos beholdera -Słyszałem was jeszcze na górze… Drzwi uległy jak ze spruchniałego drewna. Wzięliście kogoś dużego do pomocy…- zakpił i wtedy w ciemności pojawiło się jeszcze jedno oko, znacznie większe od poprzednich.


Rycerka by ocenić sytuację również przyklękła za jedną z osłon i machnęła do towarzyszy by i oni nie wystawiali się na pokaz.
- Gritto strzelaj w niego - szepnęła Venora do elfki, a sama wyciągnęła miecz, który błysnął ogniem. Do beholdera dzieliło ich raptem paręnaście metrów, lecz po drodze było pełno przeszkód w postaci stalaktytów i... pokaźnej kolekcji figur kamiennych. - Postarajmy się do niego zbliżyć idąc jedno za drugim i kryjąc za figurami. Może tak uda się nam dojść w miarę bezpiecznie - mruknęła do Albrechta, Malvoina i Balthazaara.
Centralne oko zabłysło i przenikający wszystko na wskroś wzrok zbadał wszystko na około stwora.
-Jak go zobaczymy w tej ciemności…- fuknął Albrecht.
-Myślisz, że jak mnie zobaczysz to będzie ci łatwiej?!- spytał zdziwionym głosem i nagle jak na jego rozkaz pochodnie buchnęły jaskrawym blaskiej, który rozświetlił jego leżę, otoczone kamiennymi posągami wszystkich pokonanych wrogów. A Było ich wielu.
Beholder był ogromny i przerażająco paskudny. Jego wilgotna skóra mieniła się z daleka. Ogromna paszcza, pełna zębów była równie wielkim atutem co wszechwidzące oczy na czułkach.


-I co? Teraz lepiej?- spytał obserwator.
- Znacznie... - sarknęła Venora i wychyliła się odrobinę by dostrzec kolejną zasłonę na drodze do parszywca i jak tylko ją dopatrzyła to ruszyła tam by dać przykład pozostałym. Kilka osób na około zauważyło ten ruch i powtórzyło go wzorowo. Nagle jeden z zbirów wyrwał do przodu, minął kamienne posągi i padł przed beholderem na kolana
-Wybacz mi! Wybacz o wielkie i miłosierne oko! Wybacz błagam!- łkał jak pies. Obserwator wyszczerzył pożółkłe kły i nagle wystrzelił jasnozielonym promieniem w pierś człeka. Mężczyzna wstał i rzucił się do ucieczki, lecz nienaturalnie wolno. Małe oczy potwora rozglądały się czy ktoś zechce uratować skazanego na śmierć oprycha. Szybko jednak stracił cierpliwość, rozdziawił wielką paszczę i połknął mężczyznę w całości -Nie pogryzłem go… Strawię go żywcem…- uśmiechnął się paskudnie oczekując przeciwników.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline