Smoczydło potrafiło powozić i robiło to całkiem sprawnie, a gdy zbliżył się do Młota, to koń nawet nie drgnął. Nie czuł ani strachu ani lęku. Jaszczur dotknął szponiastą łapą po grzbiecie i pogłaskał przyglądając się badawczo reakcji wierzchowca. Venora patrzyła z podziwem, jak zapina wierzchowcowi dyszel powozu. Nim znaleźli odpowiedni lokal minęła niecała godzina, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Niebo było pastelowo pomarańczowe.
-
Dzbany Elii- przeczytała pod nosem nazwę przybytku. W środku panowała raczej pustka. Ledwie kilku gości zasiadało przy masywnych ławach w karczemnej izbie. Venora skierowała kroki do szynkwasu, gdzie z właścicielem dobiła targu na wynajęcie trzech pokoi. Wielkiego i dwóch pojedynczych. Starszy mężczyzna nie miał z tym problemu, tym bardziej że nie wybrzydzał w gościach.
Jedzenie tutaj było dość smaczne i warte swojej ceny, ale Venora miała świadomość, że nie musi pytać o nocleg w stodole, skoro po ciężkim boju zagarnęła łupy pokonanych.
Refleksje przerwało smoczydło, które w szponiastych łapach przyniosło dwa kufle, ociekające pianą gęstego piwa. Dzieci zaprowadzili na górę do izby, a właściciel zamknął na cztery spusty stodołę by nikt przypadkiem nie próbował dobrać się do dobytku Venory.
Balthazaar postawił kufel przed rycerką, usiadł i wlał sobie połowę swojego piwa do otwartej paszczy. Stwór przetarł jaszczurzy pysk i sięgnął ręką do plecaka, skąd wyjął tubę na zwoje. Dokładnie tą samą, w której miał list dla Venory. Smoczydło ostrożnie przebierało pazurami, aż w końcu złapało starą i delikatną mapę. Najpierw przetarł ręką blat stołu, a dopiero wtedy położył mapę przed Venorą. Był to pergamin przedstawiający Cormyr, część Sembii, oraz odrobinę południowego brzegu Smoczego Wybrzeża. Balthazaar zerknął zdrowym okiem na rycerkę i dotknął końcem pazura punkt podpisany jako Marsember. Venora powiodła wzrokiem za jego dłonią. Jaszczur skierował rękę na górę mapy, wskazując ogromny las, na północny wschód od Grzmiących Szczytów. Był to w kompletnie przeciwną stronę niż Suzail.
Paladynka przyjrzała się miejscu, które wskazywał jej towarzysz.
-
Przynajmniej nie jest to Thay... - mruknęła pod nosem Venora, wspominając ze smutkiem obawy Albrechta. Sięgnęła po kufel i upiła z niego piwa. Zastanawiała się kiedy będzie miała możliwość tam się udać. A to pozostawało wielką tajemnicą, bo nie była w stanie określić jak zostanie przyjęta w zakonie, czy nie wtrącą jej do lochu dla samego przykładu, czy nie dostanie nakazu by nie opuszczać bram miasta... No i w końcu czy uda jej się przekonać przełożonych by wysłali kapłanów na misję do Ilipur… I czy pozwolą jej w tym uczestniczyć.
~
Muszą, w końcu znam Okhe, będę najlepszą osobą do rozmów z nią ~ pomyślała w zadumie, wyciągając analogię do powodów, dla których postawiono ją na czele oddziału zbrojnych gdy ruszyli do Grumgish. A powrót do Ilipur przesuwał wyprawę do wskazanego przez Balthazaara miejsca o co najmniej cały dekadzień. Niby mogłaby po odprowadzeniu dzieci ruszyć tam… Ale wtedy złamałaby obietnicę daną sir Augustowi. I przecież nie po to zostawiła Albrechta samego by nie dopilnować wysłania Helmitów na Smocze Wybrzeże. Paladynka uniosła spojrzenie znad mapy na pysk smoczydła.
-
Jak mnie znalazłeś wtedy tam w młynie? - zapytała Venora zmieniając temat.
-
Znalazłem cię jeszcze w Suzail. Potem już wystarczyło za tobą podążyć, żeby mieć pewność, że to właśnie ciebie szukam- odpowiedziało nieoczekiwanie smoczydło. Miał zachrypnięty, gardłowy głos, lecz władał wspólnym bez kompleksów.
Venora aż się zakrztusiła piwem. Prędko odstawiła kufel by nie rozlać zawartości i zakasłała. Zupełnie nie spodziewała się, że jej odpowie, bo jeszcze w trakcie podróży statkiem uznała że jej łuskowaty towarzysz jest albo niemową, albo złożył śluby milczenia.
-
Ty mówisz... - palnęła, stwierdzając oczywistość. Zaraz też w jej głowie pojawiło się mnóstwo pytań,, które chciała mu zadać, lecz milczała dłuższą chwilę nie mogąc na żadne się zdecydować. -
Czemu wcześniej się nie odzywałeś? Od jak dawna mnie śledzisz? Sir Morimond cię przysłał? - zadała pierwsze z nich.
-
Powiedzmy, że wpłynął na moją obecność tutaj…- mówił wolno, jakby rozważał każde słowo. Resztę przemilczał.
Panna Oakenfold westchnęła. Nie lubiła gdy rozmówca wybiórczo podpowiadał na pytania, ale nie zamierzała naciskać.
-
Wiesz o jego śmierci? - spytała, bo wolała się upewnić.
-
Była dla mnie znakiem, że czas ruszać na misję- odparł Balthazaar, dopijając na raz resztę piwa w kuflu. Złocisty trunek spłynął mu między wielkimi zębiskami, a smoczydło otarło tylko ręką szyję i paszczę.
Venora zmrużyła oczy, nie rozumiejąc tej odpowiedzi.
-
Ale jaki to ma związek z jego śmiercią? - mruknęła, nieco zaniepokojona tym.
-
Morimond bardzo o ciebie dbał, kiedyś. Wiedział, że jego czas w końcu się skończy i nie będzie mógł cię dalej chronić i kształcić na wielkiego rycerza. Dlatego poprosił kilku wpływowych przyjaciół by się tobą zaopiekowali. Miał obsesję na twoim punkcie i zadbał o wiele byś ziściła legendę- smoczydło zaśmiało się lekko i spojrzało Venorze głęboko w oczy -
Walczysz świetnie, ale żaden z ciebie wybraniec. Uwierz mi, możesz spać spokojnie…- dodał Balthazaar, rozkładając się wygodniej na ławie.
Panna Oakenfold uśmiechnęła się z nostalgią. Jej mentor zawsze traktował ją tak jakby była najbardziej wyjątkową osobą na świecie. Jednak na zapewnienie Balthazaara skrzywiła się. Venora oparła łokciami o blat stołu i podparła głowę na rękach. Wbiła spojrzenie w ledwo ruszony napitek.
-
Na twoim miejscu nie zakładałbym się o to - stwierdziła. -
No chyba, że mówiąc o wpływowych znajomych mojego mentora masz na myśli kontakty u samych niebian - dodała cicho. Smoczydło zaśmiało się raz jeszcze ukazując skrawek pożółkłych kłów
-
Jak wspomniałem, twój mentor poprosił wpływowych przyjaciół- wzruszył ramionami -
Jego obsesja doprowadziła go do szaleństwa. To jest moje zdanie- skomentował chłodno.
-
Wszyscy tak o nim mówią… - westchnęła, ale nie było w tym pretensji. -
Ale ja tak o nim nie myślę. Nie po tym co działo się w moim życiu w ostatnim miesiącu - stwierdziła bez skrępowania i przejmowania się tym co pomyśli sobie o niej smoczydło. -
Czyli co teraz? Będziesz mi towarzyszyć jak długo? - zapytała. Balthazaar wzruszył tylko ramionami, raz jeszcze stukając pazurem w wyznaczone miejsce na mapie.
Panna Oakenfold powiodła wzrokiem na mapę.
-
Aha, czyli jak tam dotrzemy to skończy się twoja misja - skomentowała, w ten sposób tłumacząc sobie jego odpowiedź. -
Może uda się w miesiąc z tym uporać - oceniła. -
Ale wszystko będzie zależało od tego ile zejdzie mi się w Suzail - burknęła pod nosem i sięgnęła po kufel z piwem. W zamyśleniu, po raz kolejny rozważając możliwe opcje czekające na nią w stolicy, upiła kolejny łyk.