Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2017, 19:06   #240
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora zdecydowała, że wszyscy śniadanie zjedzą w drodze, by nie tracić więcej czasu. Rozdała więc dzieciakom prowiant, nawet Balthazaarowi wetknęła w rękę jedzenie, po czym zasiadła na tyle wozu, by mieć wszystkich na oku.
- Ruszajmy - powiedziała i wgryzła się w jabłko, które wyciągnęła ze skrzyni, w której trzymali zapasy jedzenia na drogę. - Tak mnie zastanawiało… Czy twoje imię jakoś się skraca? - zapytała paladynka smoczydło. Sama miała kilka pomysłów na to, ale nie chciała tego robić bez jego zgody, by go przypadkiem nie urazić.
Słysząc słowa Venory jaszczuroczłek zaśmiał się tylko pod nosem, patrząc na nią z lekkim politowaniem. Venora słyszała, że smoki i pochodzące od nich istoty nosiły bardzo egzotyczne i trudne do zapamiętania imiona. Być może tak samo było w przypadku tego smoczydła.
- Bo tak w walce to ciężko przywołać twoje imię - wyjaśniła paladynka powód zadania tego pytania. Balthazaar siedział niewzruszony, lekko zgarbiony, gapiąc się gdzieś w dal.
Venora westchnęła z rezygnacją.
- Jak wolisz… - mruknęła pod nosem. Zdecydowanie smoczydło było nie najlepszym towarzyszem podróży. Całe szczęście miała całą gromadkę chętnych do rozmów dzieciaków. I to paladynce wystarczyło by nie dłużyła się jej się droga.

Resztę dnia rycerka nie nudziła się w ogóle. Dzieci skutecznie walczyły z ciszą i nudą w trakcie powolnej podróży. Venora dowiedziała się o losach niektórych, a inne nie chciały w ogóle wspominać przeszłości. Spojrzała na bratanków i ucieszyła się, że chłopcy zaledwie liznęli okrucieństwa niewoli.
Do wieczora przebyli spory kawał drogi, lecz nie mieli szans dotrzeć do rodzinnego domu rycerki w nocy. Balthazaar zatrzymał powóz w małym jarze, kilkaset metrów od strumienia. Byli w tym miejscu bardzo bezpieczni. Smoczydło uwolniło Młota, który prychnął z ulgą i udał się w kierunku strumienia.
-Ciociu Ven, kiedy zobaczymy mamusię i tatę?- spytał Ergon.
- To będzie już jutro. Bądźcie cierpliwi - odparła mu z szerokim uśmiechem Venora, głaszcząc chłopca po policzku. Paladynka cieszyła się na jutrzejszy dzień równie bardzo co i dziecko. A droga niestety zajmowała im dużo więcej czasu niż by to trwało dla samotnego jeźdźca na grzbiecie silnego konia.

Smoczydło zajęło się rozpaleniem ogniska, po czym ułożyło się pod kołem wozu do snu. Venora czuła się zmęczona samą podróżą, lecz bywało znacznie gorzej, to też wzięła z pokorą tę rolę bycia pierwszej na warcie na swe barki i rozsiadła się obok ogniska.


Noc mijała jej spokojnie. W końcu uznała, że nadszedł czas zmiany, kiedy u wejścia do jaru dostrzegła zbierającą się nad brzegiem strumienia mgłę. To spostrzeżenie zaniepokoiło Venorę i sprawiło, że szybciej zaczęła się zbierać. W miarę cicho, na tyle na ile potrafiła, zbliżyła się do Balthazaara i szturchnęła go. Gdy ten tylko otworzył oczy, paladynka bez słowa wskazała mu ową mgłę.
Smoczydło otworzyło oczy i spojrzało na nią zdrowym okiem, następnie wejrzało w kierunku mgły. Batlhazaar puścił parę z nosa, zbierając się do pozycji siedzącej. W tym czasie Venora rozejrzała się uważnie dookoła ich obozowiska. Tutaj jeszcze mgła nie dotarła i panował spokój. Dzieciaki spały niewinnie, nieświadome tego co działo się wokół. Rycerka miała dziwnie złe przeczucia i od razu skorzystała z błogosławieństw objawionej mocy wyczuwania negatywnej energii. Gdzieś tam w mgle, po drugiej stronie strumienia, gdzie jej wyjątkowy wzrok nie sięgał czaiło się coś co wyczuła bez cienia wątpliwości.

Mgła powoli zbliżała się w kierunku obozu, a smoczydło widząc to wydało z siebie pomruk i dobyło swego miecza. Jaszczur wyglądał jakby nie miał zamiaru się tym przejmować, ale dla spokoju Venory ruszył dziarskim krokiem w kierunku wyjścia z jaru i szemrzącego strumyka.

Venora bez zwłoki położyła dłoń na rękojeści swojego miecza.
- Uważaj, tam się czai coś złego - mruknęła do pleców Balthazaara. Skupiła się w tym momencie na wyczuciu zła, by spróbować je określić. Zbliżyła się do wozu gdzie spały dzieci, żeby być gotową stanąć w ich obronie.
Czas uciekał, a Balthazaar nie wracał, znikając w ciemności i otaczającej go mgle. Rycerka zastanawiała się jak długo wytrzyma w napięciu. Coś jej podpowiadało by ruszyć za smoczydłem, ale śpiące na wozie dzieci skutecznie zbijały ją z tropu.
Paladynka stała więc w miejscu, nie mogąc się zdecydować co zrobić. Kątem oka spojrzała na podopiecznych by znów zacząć nerwowo przyglądać się mgle.
- Balthazaarze, znalazłeś coś? - odezwała się w końcu i wyciągnęła miecz.
Smoczydło jej nie odpowiedziało, lecz po krótkiej chwili usłyszała wściekły wrzask i coś w środku jej podpowiadało, że to był właśnie Balthazaar.
Paladynka gorączkowo zaczęła się zastanawiać co też mogło znajdować się w tej mgle. Po raz kolejny spojrzała na śpiące dzieci. Zdecydowała się pochwycić swoją tarczę w rękę i mając Pożogę w drugiej przestąpiła kilka kroków w przód, wychodząc naprzeciw temu czemuś. Zatrzymała się stając na drodze do wozu.
- Balthazaar odezwij się - wycedziła Venora przez zęby, ze zdenerwowaniem w głosie. Negatywna aura zła zniknęła, lecz jaszczuroludź wciąż się nie odzywał, a mgła nie wyglądała jakby miała zaraz zniknąć.

Panna Oakenfold cofnęła się, ale nie panikowała. Za dużo widziała smoczydło w akcji by nie martwić się o niego zbyt przesadnie. Za to myśli przywodziły jej jedno...
~ Wampir?! ~ zastanowiło ją, a w raz z tym pytaniem wróciła się prędko do wozu by zamienić Pożogę na buzdygan. Natychmiast spojrzała na wóz by upewnić się, że dzieciom nic nie dolega, ale też rozglądała się uważnie w koło, nie poprzestając w próbach wyczucia aury zła. Wszędzie dookoła panowała niesamowita cisza. Nie było słychać ptaków, żab, świerszczy. Tylko strumień. Rycerka już miała wracać do dzieci, gdy znów usłyszała ryk Baltazaara, gdzieś na zachód od miejsca, w którym znajdował się jar i ona sama.
Venora już zrobiła krok w tamtym kierunku, ale zatrzymała się, powstrzymując od pójścia tam. Odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła do wozu. Nie mogła ruszyć w niewiadome, zostawiając dzieci same. Jej energiczny, żołnierski krok rozdźwięczał jej pancerzem budząc ze snu Ergona
-Ciociu co się dzieje?- spytał przecierając oczy.
Venora dopadła do skrzyni okrytej kocem, pod którym znajdowała się broń i pancerz.
- Coś się dzieje, ale jeszcze nie wiem co - szepnęła do chłopca i wyciągnęła buzdygan. Pożogi nie odkładała, a jedynie schowała do pochwy, tak na wszelki wypadek. - Bądźcie spokojni, cokolwiek się nie wydarzy to obronię was - zapewniła i poprawiła uchwyt dłoni na rękojeści. Paladynka znów zaczęła rozglądać się po okolicy. Chciała zawołać smoczydło, ale obawiała się, że to może tylko zainteresować... to coś ich położeniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline