Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2017, 22:18   #256
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
~***~

Znów musieli brodzić w śmierdzącym bagnie, uważać by nie zgubić drogi i kierować się w dobrą stronę. Znów Venorze kilka razy zebrało się na wymioty, gdy odór mokradeł stawał się nie do wytrzymania. Jednak teraz było tak jakoś łatwiej, wiedząc, że osiągnęło się to po co ten wysiłek w ogóle się podjęło.
Nareszcie dostrzegli linię drzew, zdrowego lasu. Paladynka tak się ucieszyła, że nawet pomimo oblepienia błotem i zmęczenia, przyśpieszyła kroku. Już od jakiejś chwili mentalnie czuła zaniepokojenie Młota, zastanawiając się co też może być tego powodem.

W końcu towarzysze wyszli na porośniętą soczyście zielony mchem ściółkę leśną. Venora zaczęła gwizdać i cmokać, by przywołać swojego wierzchowca. Szukali go jeden kwadrans, później drugi. Balthazaar prychał, komentując, że pewnie konie coś zeżarło, lecz paladynka czuła, że Młot gdzieś jest w okolicy. Trudno było opisać to uczucie, ale po prostu to wiedziała.
Godzinę później usłyszeli znajome rżenie i po kolejnych nawoływaniach Venory, czarny wierzchowiec stępem zjawił się przed nią. Obwąchał swoją właścicielkę dokładnie, parskając przy tym. Szturchnął kilka razy Venorę, domagając się pieszczot.
Zaraz za nim zjawił się kasztanek.

~***~

Droga do rodzinnego domu zajęła im niewiele czasu. Przynajmniej w porównaniu z całą wyprawą. Jeszcze przed kolacją dojechali na miejsce. Tam, przywitała ich cała rodzina Venory, również zaadoptowane przez nich sieroty. Matka panny Oakenfold nie szczędziła jej komentarzy, na temat tego jak niebezpieczne było to co zrobiła. Ojciec natomiast nie szczędził jej pochwał, z pełną powagą rozumiejąc jak wielkie zagrożenie wyeliminowała. Paladynka chciała wyruszyć od razu, lecz brat i przekonał ją, że powinna chociaż doprowadzić się do porządku… I zjeść coś.

Możliwość umycia się w balii gorącej wody było niczym powstanie z martwych. Venora ubrała na siebie czyste szaty i czuła się jak nowo narodzona. Natychmiast zaatakował ją głód, więc wspólnie ze wszystkimi - poza Balthazaarem, który znów zostawił Oakenfoldów samych sobie - zjadła kolację. Nie wspomniała o tym jakie problemy mogą na nią czekać w stolicy. Choć obawiała się konsekwencji jakie może wyciągnąć względem niej przeor, to nie mogła zwlekać już ani chwili dłużej. Szczególnie, że nie wykluczone było iż licz wskrzesi się jeszcze tej nocy. Bez pomocy kapłanów z zakonu Venora nie miała szans zniszczyć tego przeklętego relikwiarza.

Ostatecznie Venorze i jej kompanowi udało się zrezygnować z konieczności zabrania wozu. Kasztanowy rumak przyzwyczaił się do smoczydła a i Balthazaar przestał umyślnie go płoszyć. W ocenie paladynki smoczydło albo uznało, że powaga zadania dostarczenia relikwiarza jest znaczna i nie mogą tracić czasu… Albo zwyczajnie uznał, że im szybciej dojadą do stolicy to będzie miał ją, Venorę Oakenfold, z głowy. Przynajmniej na jakiś czas.
W końskie juki zapakowała wszystko co już leżało przygotowane od dnia poprzedniego, a z przemoczonego plecaka przepakowała wszystko do torby, którą znalazła u licza. Zadziwiające było to jak lekka ona pozostawała pomimo zapakowania w nią wielu przedmiotów.

Pożegnanie było krótkie i łzawe, bo nie tylko dzieci nie chciały by Venora odjeżdżała. Wytłumaczyła im, że to konieczne, ale jak tylko będzie miała czas to przyjedzie do nich na choćby jeden dzień.
Będąc już na trakcie, z rodzinnym domem daleko za sobą, Venorę opuścił dobry nastrój, gdy wróciły zmartwienia. W myślach zaczęła się martwić czy zwój był w stanie przywrócić do życia Albrechta, o którym myślała w każdej wolnej chwili… Albo czy zdąży dojechać do stolicy nim licz się odrodzi. Zamartwiała się czy będzie w stanie go pokonać ponownie, jeśli na trakcie im nagle wróci do życia.

27 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Błonia Suzail.



Venora zatrzymała Młota i wbiła spojrzenie w miasto, które przed nimi wyrosło. Był wczesny świt i leniwe promienie słońca przedzierały się przez chmury sunące po niebie. Panna Oakenfold czuła jednocześnie ulgę i obawę. Denerwowała się jeszcze bardziej, ale dzielnie starała się tego nie dawać po sobie poznać. Wiedziała, że teraz czeka ją nie lada starcie. Nie było przecież wykluczone, że zostanie pozbawiona wszystkiego i wtrącona do lochu, by dać przykład pozostałym.
- Ciekawe czy ktoś przede mną tak potraktował przeora… - mruknęła pod nosem, ale dla dodania sobie pewności siebie, w koło wspominała słowa Albrechta. Tak jak on mówił, nie straciła swych paladyńskich mocy w wyniku swoich decyzji, więc to było największym jej atutem, gdy zacznie się tłumaczyć ze swojego zachowania. - Gdzie zamierzasz się zatrzymać w mieście? - zapytała spoglądając na Balthazaara.
-A chcesz by wtrącili mnie do lochu razem z tobą?- odparł wpatrując się w oddalone mury stolicy Cormyru.
- Nie przypominam sobie, żebyś należał do zakonu, więc nic ci nie grozi z mojego powodu - westchnęła, przewracając oczami na tą jego złośliwość.

-Ilu takich jak ja w życiu widziałaś?- spytał ponuro.
Paladynka zasępiła się i spuściła wzrok.
- Jesteś drugim smoczydłem, które spotkałam. Pierwszego spotkania prawie nie przeżyłam - wyznała. - Rozumiem, że znajdziesz mnie jak będę... Jak naprostuję swoje sprawy? - zapytała spoglądając znów na towarzysza.
-Pytaj o mnie w kaplicy Nobaniona w dzielnicy kupieckiej. Tam mój przyjaciel powie ci, gdzie mnie szukać. Nie licz jednak, że będę tygodniami wyczekiwał twojego nadejścia, podczas kiedy ty będziesz gniła w lochu- mówiąc to zeskoczył z końskiego grzbietu wręczając jej wodze.
-Powodzenia Venoro- burknął i ruszył w kierunku plaży i wybrzeża otaczającego Suzail od południa.
- Przyda mi się - odparła i przytroczyła wodze kasztanka do siodła Młota. - Do zobaczenia - rzuciła jeszcze, odprowadzając go spojrzeniem.
W końcu, po zebraniu się w sobie, rycerka ruszyła w kierunku bramy miasta.
~ Mam nadzieję, że nie wtrącą mnie do lochu ~ zmartwiła się jeszcze bardziej.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline