Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2017, 22:19   #262
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venorze mocno rzucił się w oczy brak symboli Helma w sali. Wyglądało to dla niej jakby usilnie ktoś chciał nie dopuścić jego obecności w tym pomieszczeniu. Zaskoczyła ją ilość osób zebranych na sali. Panna Oakenfold przyjrzała się dokładnie każdemu zasiadającemu w komisji. Nieobecność sir Augusta ją martwiła i kazała się zastanowić czy ma to też związek z jego nie pojawieniem się wieczorem u niej w celi. Na widok sir Glandira nawet się ucieszyła, bo on powinien zaświadczyć o tym, że dobrze dowodziła jego zbrojnymi.
Pozostali byli dla niej niewiadomą. I Marret...
~ Co ona tu robi? ~ rycerka zapatrzyła się na kobietę i dopiero przemówienie przeora ją otrzeźwiło.
Czarnowłosa paladynka stała wyprostowana i choć serce waliło jej szaleńczo ze zdenerwowania to była opanowana i nie dawała po sobie poznać emocji, które nią targały. Musiała być ostrożna i dobrze ważyć każde jedno słowo. A to nie było proste, gdy całym sercem chciało się wyrzucić wszystko to co ją bolało w tym jak została potraktowana.
Nerwowym ruchem ręki przeczesała włosy, odsłaniając przy tym swoje świeże blizny na twarzy.

Odetchnęła głęboko.
- Po tym jak zostałam wskrzeszona, czego świadkami byli towarzyszący mi w walce z demonem paladyni, dostałam zgodę na udanie się w rodzinne strony by wypocząć po wyprawie do Grumgish, gdzie zadebiutowałam w roli dowódcy, w walce ze smoczydłem, którego oprychy terroryzowały trakt oraz otrzymaniu wieści o śmierci mojego pierwszego mentora - zaczęła tytułem wstępu i mówiła dalej by nikt nie wszedł jej w słowo. - Drugiego dnia pobytu w domu rodzinnym zjawiła się tam ciężko ranna elfka, która ostatkiem sił dotarła do domu. Uleczyłam ją i ta wyznała mi, że została zaatakowana przez grupę kultystów Bane'a. Chcieli oni zgładzić grupę pielgrzymów Ilmatera zmierzających do swej świętej studni. Harfiarka, bo tym okazała się być owa elfka, z miejsca chciała ruszyć by ich powstrzymać. Ja nie mogłam pozwolić by była w tym sama. Miałam przy sobie jedynie swój miecz i bez żadnej zbroi wskoczyłam na konia i pojechałyśmy. Udało nam się wyśledzić ich kryjówkę i pokonać. We dwie zabiłyśmy kilku kultystów i zniszczyłyśmy truciznę, którą chcieli zatruć wodę w studni. Później, by upewnić się że pielgrzymom nic nie grozi zostałyśmy przy studni strzegąc jej, aż zakończyła się ich uroczystość. Wtedy wróciłyśmy do mojego domu - Venora przełknęła.

- Jeden z kultystów w zemście, zaatakował moich bliskich i porwał moich bratanków… - panna Oakenfold zacisnęła pięści. - Natychmiast ruszyłam w pościg, a podążając za jej śladem dotarłyśmy do wybrzeża. Kultyści wsiedli na statek, który tam na nich czekał i odpłynęli. Na szczęście dostrzegłyśmy banderę. Wróciłam wtedy tu. Do Zakonu, który od lat jest mi drugim domem. Zostałam ostrzeżona o konsekwencjach mojego nie stawienia się na uroczystej kolacji wyprawionej na cześć zwycięstwa dowodzonych przeze mnie żołnierzy z oddziału sir Glandira - mówiąc to Venora spojrzała na wspomnianego człeka. - Wiedziałam, że jest to ważna uroczystość, lecz nie mogłam zostać. Musiałam jak najszybciej udać się na Smocze Wybrzeże, by mieć choć cień szansy uratować dwóch małych chłopców. -

Starzec w białej szacie napił się ze swego pucharu, przetarł serwetką usta i odkaszlnął lekko.
-Czy ty dziecko rozumiesz, jakie zarzuty spoczywają na twoich barkach?- spytał -Nie opowiadaj mi tu tych napisanych palcami wędrownego trubadura opowiastki. Każdy rycerz walczy ze złem. A twoje nie są niczym wyjątkowym!- zganił ją.
- Wypełniając obowiązki rycerza, moja rodzina została narażona na niebezpieczeństwo. Nie byli to zwykli bandyci, a wyznawcy Bane'a, największego wroga naszego boga - odparła spokojnie, choć poczuła zimny dreszcz na plecach. Postanowiła wspomnieć o tym co Albrecht jej mówił. - Na moją obronę może przemawiać choćby fakt, że pomimo moich decyzji, nie utraciłam swych paladyńskich mocy, co jest jasnym przekazem, że swoim zachowaniem nie uraziłam Wiecznie Czujnego.
Słysząc te słowa Aleksander uśmiechnął się pod nosem. Argument był twardy jak z żelaza. Mina przeora w momencie zbledła.
-Możesz to udowodnić?- spytała niespodziewanie aasimarka.
- Tak - odparła prędko. - Gdyby nie one, to po powrocie do Cormyru nie byłabym w stanie walczyć ani z liczem ani ze smokami na które natrafiliśmy poszukując jego relikwiarza - dodała z ożywieniem.

-Znowu te twoje historyjki! Przejdź do rzeczy!- fuknął niespodziewanie Kreigh.
-Sir, ilu twoich wychowanków może pochwalić się takimi zwycięstwami, abyś odbierał możność poszczycenia się komuś innemu?- wtrącił niespodziewanie Aleksander, że stojący z tyłu Ludwik aż się wzdrygnął. Kreigh spojrzał w bok na starszego od siebie rycerza i zamilknął
-Czy zdajesz sobie sprawę, jak ważną przysięgę złamałaś?- odezwał się jeden z nieznanych Venorze starców.
Panna Oakenfold skonsternowała się tym zapytaniem. Ale nie zamierzała tracić rezonu.
- Nigdy nie zhańbiłam się kłamstwem - odpowiedziała najpierw mentorowi Ludwika. - Podczas pasowania przysięgałam działać prawo i w imię dobra, oraz postępować zgodnie z dogmatem Helma. A on mówi by chronić słabych, biednych, rannych oraz młodych i nie poświęcać ich za nikogo ani tym bardziej za siebie - dodała z przekonaniem w głosie.

-W swoim życiu wiele wędrowałam…- zaczęła Marret -Na swej drodze spotykała druidów, samotników, męczenników i wielu innych dobrzodziejów. Każdy był panem swoim czynów. Słuchanie rozkazów nas od nich różni. Słuchanie rozkazów czyni nas klasztorem. To nasza dewiza- aasimark oparła się rękami o blat stołu nieustannie przyglądając się Venorze.
- Rozkaz, a raczej zakaz jaki otrzymałam odnośnie opuszczania królestwa, a który złamałam w chwili, gdy wkroczyłam na pokład statku, związany był z badaniem cudu jakiego dostąpiłam. Walcząc z demonem w porzuconych katakumbach otrzymałam śmiertelny cios w pierś. Umarłam. Lecz zostałam wtedy wskrzeszona przez niebiańskiego sługę Helma - pośpieszyła z wytłumaczeniem. - W tamtym czasie nie wypełniałam żadnych rozkazów, których niedopełnienie miałoby wpływ na kogoś więcej niż tylko mnie.

-Jeśli dostąpiłaś cudu i to z woli samego Helma, znaczy żeś ważna dla naszego kleru. Tak jak ja, tak i pozostali zebrani tutaj głęboko wierzymy, że cud jest świadectwem ważnego planu naszego boga- głos zabrał inny starzec, siedzący obok Aleksandra -Co by było gdybyś znów padła w walce? Co by było, gdyby twoją duszę opętał demon, albo wróg torturami złamałby w tobie ducha? Ponoć pokonałaś smoka, beholdera… Co jeszcze?- wyliczał na palcach -A gdyby ktoś opanował twoją wolę magią lub innym podstępem? Gdyby zmusił cię do zabijania dobrych istot i palenia wiosek? Masz pojęcie jak łatwo zboczyć ze ścieżki prawości kierując się tylko własnymi widzi mi się? To anarchia, to chaos, to nie świątynia Helma!- rzekł stanowczo i surowo.
Venora chwilę wpatrywała się w mężczyznę myśląc co odpowiedzieć.
- Smoki były trzy - zaczęła. - Na Smoczym Wybrzeżu dzięki starannym planom i pozyskanym sojusznikom, w zaledwie trzy osoby rozgromiliśmy około dwóch, może trzech tuzinów kultystów Bane'a. Mojej duszy nie opanował ani demon ani diabeł. Prawie, choć tego nie jestem pewna, straciłam życie z ręki złego druida, którego pająki zaatakowały nasz obóz. Lecz i wtedy Helm przyszedł mi z pomocą i uleczył mnie, bym mogła wstać i dobić przeciwnika. Helm był przy mnie przez całą wyprawę o czym świadczyło choćby to, że kapłan mi towarzyszący dzień w dzień otrzymywał od niego błogosławione czary.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline