Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2017, 23:12   #266
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora włożyła w cios więcej siły niż jej się wydawało. Nienawiść, czy też swego rodzaju strach przed Żelaznym najwyraźniej dodały jej sił. Ponadto natchnęła zastępczy oręż boską mocą, która raziła dotkliwie każdą istotę o złych intencjach. Miecz świsnął płynnie w powietrzu rozcinając twardą skórę na udzie Żelaznego, że aż trysnęła krew. Smoczydło odwróciło się i spojrzało wrogo na Venorę. Rycerka jednak nie traciła werwy i natarła raz jeszcze, lecz tym razem gad zdążył zasłonić się swoim płonącym mieczem. Smoczydło plunęło kwasem w kierunku Venory. Paladynka bez większego problemu uniknęła żrącej śliny, wszak utrata miecza czy tarczy zmniejszyłaby jej szanse do minimum. Żelazny skupił jednak się na Marret. Dwa druzgocące ciosy spadły na aasimarkę pozbawiając ją sił na dalszą defensywę. Marret zbladła i opuściła pokiereszowaną rękę. Żelazny uderzył ją potężnie nogą w pierś rozwalając jej ciałem balustradę na schodach. Rycerka z hukiem i łoskotem spadła na posadzkę głównego holu. Venora już miała rzucić jej się na pomoc, ale nagle zrozumiała, że kwas smoczydła nie miał zrobić jej krzywdy, a jedynie oddzielić ją chwilowo od jaszczuroludzia. Kwas bowiem wyżarł sporą dziurę w schodach zmuszając ją do odsunięcia się o krok w tył. Teraz musiała uważać nie tylko na płonący miecz, ostre jak brzytwa pazury oraz długie na dwa metry skrzydło, ale i na walące się pod nogami schody.

~ Jak ja mam z nim walczyć?! ~ myślała gorączkowo Venora. Spojrzała kątem oka na Marret i w duchu liczyła, że kobieta podniesie się z tego. O ile smoczydło nie wykończy jej.
Czarnowłosa paladynka wycofała się w tył, pochwyciła rękojeść miecza oburącz i z rozbiegiem zamierzała przeskoczyć nad wyrwą i zadać cios smoczydłu. ~ Przynajmniej zginę wypełniając rozkaz ~ stwierdziła z ironią, gdy z całych sił zamachnęła się mieczem, który został przez nią obleczony pozytywną energią niszczącą zło.
Rycerka rozpędziła się na ile pozwalały jej okoliczności. Rozpędzona skoczyła nad wypaloną w schodach dziurę uderzając całym swoim impetem. Miecz przebił się przez płytki pancerza potwora. Smoczydło źle stanęła i zwyczajnie nie było w stanie utrzymać równowagi. Venora sama się zdziwiła, kiedy wraz ze swoim przeciwnikiem wypadła przez balustradę. Sekundę później Żelazny huknął boleśnie na posadzkę nieopodal Marret, z mieczem wystającym z jego mięsistej piersi. Sama jednak też poczuła ból w rękach od upadku.

Panna Oakenfold czym prędzej chciała podnosić się na nogi i odskoczyć od smoczydła, na którym siedziała, a dzięki któremu jej upadek nieco się zamortyzował. Widząc jednak gdzie jest jej klinga natychmiast zmieniła plany. Skupiła się i odpychając się jedną ręką by utrzymać równowagę na klacie Żelaznego, wyciągnęła się by dobyć rękojeści miecza. Musiała się pomimo bólu ramion, uchwycić klingi i dopchnąć jej ostrze mocniej w jego pierś, zatapiając najgłębiej jak będzie w stanie.
Udało się i kiedy już złapała całą objętością dłoni rękojeść ostrza, smoczydło otworzyło oczy i złapało ją swoim pazurzastym łapskiem, za nadgarstek ukazując przy tym szereg śmiercionośnych zębów.
Paladynka zagryzła zęby i spoglądając z nienawiścią w ślepia Żelaznego naparła całym ciałem na miecz, wykrzesując z siebie wszelkie pozostałe jej jeszcze pokłady siły.

Przerażający, gadzi ryj już nie wyglądał tak groźnie. Żelazny zerkał to na Venorę, to na jej dociskające miecz dłonie trzesąc się całym ciałem. Bał się o życie i tracił nad tym kontrolę. Miecz zsunął się w końcu z żebra i z łatwością wszedł głębiej, przebijając płuco i zatrzymując się dopiero na kości skrzydła. Z paskudnej paszczy pociekła stróżka krwi, a wrogi wzrok skierował się na majaczące nad jego głową uszkodzone schody. Venora dyszała ciężko i intensywnie, ale dopiero kiedy smoczydło przestało dychać mogła wyszarpać rękę z jego potężnego uścisku. Na nadgarstku będą straszne siniaki, ale nic to. Właśnie poczuła jak zabija swój największy do tej pory lęk. Przebiła trzewia największego wroga, zabijając go z łatwością. Sama praktycznie nie miała na sobie żadnych, nawet najmniejszych ran
-Ja… Ja w ciebie wierzyłam…- syknęła niespodziewanie Marret przerywając zwycięską euforię Venory -Tam na przesłuchaniu… Wiedziałam, że to… Że to jest jakaś bzdura…- uśmiechnęła się. Była mocno poobijana i cierpiała od upadku z wysokości, ale chyba była w stabilnym stanie.

Czarnowłosa spojrzała na aasimarkę i blado się uśmiechnęła. Zacisnęła kilka razy dłonie by pozbyć się uczucia odrętwienia. Jeszcze raz przyjrzała się czy na pewno jej wróg zginął po czym zeszła z niego i podeszła do Marret.
- Leż, zaraz cię spróbuję trochę podleczyć- mruknęła Venora, która była wciąż w euforycznym szoku po zwycięstwie. - Komisja... Czy ktoś poza tobą... Ktoś jeszcze przeżył? - zapytała spoglądając w oczy aasimarce. Po zadaniu tego pytania Venora wypowiedziała słowa modlitwy i na koniec dotknęła ramienia Marret, by błogosławiona moc Helma wyleczyła część jej ran.
-Na pewno ktoś tam stękał…- odparła -Idź… Zaraz wymodlę błogosławieństwo leczenia… Mam mikstury w swojej komnacie… Poślij paladynów na schodach jeśli żywi…- wymamrotała z trudem.

- Dobrze, tak zrobię… - pokiwała głową Venora w odpowiedzi i rozejrzała się wkoło. - Przyprowadzę kapłanów by pomogli - dodała i ruszyła najpierw sprawdzić stan dwójki rycerzy, których wcześniej dopadł Żelazny.
Nim Venora dobiegła do pierwszego stopnia schodów, usłyszała poruszającą się klamkę do frontowych drzwi w wielkim holu, za swoimi plecami. Venora stanęła jak wryta na myśl o podobnych Żelaznemu istotach, lub może coś jeszcze gorszemu. Przez ramię spojrzała w tamtym kierunku, a kiedy drzwi się lekko uchyliły oczom rycerki ukazał się Elz. Tajemniczy półork -Wiedziałem, że zastanę cię tutaj…- rzekł prędko do niej podchodząc -Widziałem wszystko. Jak smok spadł z przestworzy, prosto na świątynię. Kiedy poleciał w kierunku zamku wiedziałem że tak odwraca uwagę strażników, paladynów i Purpurowych Smoków. Wiedziałem, że zobaczę tu ciebie…- pokręcił głową.
-Znam tego drania. To Baltoorin, znany wśród Cormyrskich band jako Żelazny… Ty go zabiłaś?- zdziwił się przyglądając się Venorze.
Mina paladynki zdawała się mówić “co ty tu robisz” ale sama sobie odpowiedziała na to. Wszyscy byli zajęci walką ze smokiem więc on mógł przekraść się przez bramę. Chwilę zastanawiała się jak go potraktować, w końcu tak naprawdę rozmawiali tylko raz, więc wciąż nie była pewna jego intencji.
- Marret go pokiereszowała, a ja dokończyłam dzieła - odparła tonem wyjaśnienia, by nie wyszło, że przypisuje sobie całość zasługi zgładzenia parszywca. - Przeszukaj go, ja idę po pomoc - i nie czekając na odpowiedź ruszyła przed siebie.

-Venoro ten smok, ciągle krąży nad zamkiem! Twój król jest zagrożony!- ostrzegł rycerkę, lecz nim zdążyła mu odpowiedzieć budynkiem wstrząsnął potężny trzask, a spod sufitu posypały się kawałki zarwanego dachu, drewniane belki i cegły. Bez wątpienia była to sprawka smoka. Gad zawył raz i drugi, lecz nie słysząc odzewu Żelaznego zwyczajnie wzbił się w powietrze odlatując cholera wie dokąd.
-Spotkaj się ze mną za magazynami, w dzielnicy portowej. Będę każdego dnia o zmierzchu czekać na twoje przybycie…- pokłonił się i wybiegł z budynku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 06-08-2017 o 23:31.
Mag jest offline