Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 23:21   #268
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Czarnowłosa spojrzała za oddalającą się aasimarką.
~ To strata czasu... ~ przeszło Venorze przez myśl, ale nie zamierzała tego mówić Marret na głos. Dla niej potwierdzenie tego czy jest istotą planokrwistą czy nie, miało niski poziom priorytetu. Tym bardziej, że dla niej, po tych wszystkich stoczonych walkach, było nader oczywiste jaka była prawda. Uważała, że owszem jej odporność na kwas czy lepszy wzrok są przydatne, ale nic więcej sobie z tego nie robiła ponad to, że odrobinę to jej życie ułatwiało. ~ A może właśnie utrudnia? ~ pomyślała z ironią, gdy przeszukiwała smoczydło. Przyglądała się Żelaznemu i wciąż nie mogła się nacieszyć tym zwycięstwem. Ze wszystkich wrogów to on przerażał ją do tej pory najbardziej... I teraz leżał w kałuży krwi z mieczem wbitym przez nią samą w jego pierś. Chyba żadne wcześniejsze zwycięstwo nie napawało ją taką radością, dumą i satysfakcją.
Pierwszą i największą rzeczą, którą Venora odebrała pokonanemu wrogowi był miecz. Ten tutaj nie był tak pięknie wykuty jak Pożoga. Ciężki i toporny, o ząbkowanym ostrzu musiała jednak zadawać tyle samo bólu co jego mniejsza wersja należąca do Venory. Rycerka zdjęła z szyi smoczydła złoty łańcuszek, na którym wisiał pierścień. Świecidełko było za małe na grube paluchy Żelaznego, ale najwyraźniej miało dla niego wartość. Napierśnik, który miał na sobie również musiał być nasączony magią, lecz jego gabaryty nie nadawały się dla człowieka. Ba, nawet rosłemu półorkowi byłby on za luźny. No i na końcu karwasze, które również emanowały magiczną aurą, ale przy okazji były zbyt wielkie by Venora nawet pomyślała o ich założeniu.

Paladynka wzięła, więc wyłącznie pierścień, bo osobiście zamierzała się dowiedzieć czy nie jest to jakiś ważny przedmiot. Rozejrzała się wkoło. Odkąd zwołała tu pomóc to zrobiło się w tym miejscu całkiem tłoczno i gestem zatrzymała jednego z akolitów.
- Zabierzcie do magazynu to co z niego zdejmiecie - powiedziała do chłopaka. Sama już miała pomysł komu może się ten ekwipunek przydać. Wstała i pospieszyła by wyjść z katedry i odebrać swój sprzęt z depozytu strażnicy. ~ Muszę znaleźć grupę kapłanów, bo sama na niewiele się zdam na ulicach w tej chwili ~ stwierdziła obmyślając plan dalszych swoich działań.

Pomimo obaw jakie miała panna Oakenfold, odzyskanie jej własności nie przysporzyło żadnego problemu. Strażnicy wydawali się być nawet zadowoleni, że mogą to uczynić. Paladynka dopiero biorąc w rękę Pożogę zdała sobie sprawę jak brakowało jej tego miecza.
By nie tracić czasu poprosiła jednego ze strażników by pomógł jej przywdziać zbroję. Z zaskoczeniem zauważyła, że pancerz został starannie wyczyszczony i teraz nie wyglądał już tak źle jak jeszcze cztery dni temu, gdy go zdejmowała w więziennej celi. Mając już na sobie pancerz półpłytowy założyła pas, uwiesiła do niego pochwę z Pożogą oraz buzdygan. Na palce założyła pierścienie, a na szyję założyła wisiorek z niebiańskim napisem. Przejrzała zawartość magicznej torby i na na koniec wzięła w rękę Bastion Rycerza.

Od razu poczuła się lepiej mając to wszystko przy sobie. Teraz musiała zebrać sobie ludzi. Wyszła na plac i pośród znajdujących się tam osób dostrzegła znajomą twarz.
- Wlad! - krzyknęła za paladynem, machając do niego ręką, by zwrócił na nią uwagę. Ruszyła w jego kierunku by nie wydzierać się więcej. - Pójdziesz ze mną na ulice Suzail. Sir Aleksander rozkazał pomóc mieszkańcom - powiedziała do rycerza. - Zbierz dwóch, może więcej kapłanów i spotkamy się w magazynie. Spróbuję dostać jakieś mikstury może albo chociaż bandaże.
-Tak jest lady Venoro! - zasalutował jej znajomy mężczyzna i w mgnieniu oka zebrał troję kapłanów chętnych na tę misję. Czwórka mężczyzn prędko dogoniła paladynkę idącą do magazynu.
-Ponoć świątynia Ilmatera oraz kler Tyra urządził szpitale polowe dla rannych pani! - Wlad szybko podzielił się informacjami, które sam zasłyszał.
- To dobre wieści - stwierdziła z uznaniem. - U nas pewnie też to zrobią - zamyśliła się nad tym. Problemem niestety było to, że zakon Helma nie miał tak naprawdę osoby, która mogła zarządzić działaniem całego swojego kleru, więc na razie nie mieli szans na tak sprawne działanie jak wspomniane przez Wlada zakony. - Naszym zadaniem na tą chwilę jest pójść z pomocą w teren. Widziałam, że w dzielnicy portowej były wielkie zniszczenia... Tam też się od razu udamy - wspomniała widok z sali nim smok zabił prawie wszystkich z komisji. Nic więcej nie dodała bo właśnie dotarli do drzwi magazynu i Venora wchodząc do środka udała się poszła prosto do kwatermistrza.

Tego dnia nikt nie pytał o glejty czy dokumenty potwierdzające zlecenia. Virgo z resztą nie potrzebował takowych by wierzyć Venorze na słowo. Sam dopiero co wrócił do magazynu, bo podobnie jak większość członków zakonu ruszył z pomocą na królewski zamek.
- Venora! - przywitał ją ciepło kuśtykając w jej stronę - Kiedy wróciłaś? - dopytywał.
- Nie powiedzieli ci? - zdumiała się. Teraz już przynajmniej nie dziwiła się czemu jej nie odwiedził. - Od czterech dni siedziałam w lochu z woli przeora - odparła mu kręcąc głową. - Ale mniejsza o to, opowiem później… - dodała naprędce by nie tracić czasu. - Potrzebuję czegokolwiek co możesz mi dać, a co przyda się w niesieniu pomocy na ulicach. Aleksander nakazał ruszyć. Zamierzamy zacząć od dzielnicy portowej - powiedziała wskazując skinieniem głowy na towarzyszących jej kapłanów i paladyna. - Im więcej tym lepiej, wezmę upakuję to na Młota. No i szykuj się, bo pewnie urządzimy na terenie świątyni szpital polowy. Nie możemy być przecież gorsi od Ilmaterytów i zakonu Tyra. - stwierdziła na koniec, wiedząc że Virgo jako kwatermistrz miał całkiem duży posłuch wśród Helmitów w świątyni.
Kapłan słuchał słów dziewczyny przytakując raz po raz. Kiedy skończyła mówić wziął głęboki wdech i rozejrzał się po swoim magazynie.
-Zabierz te skrzynie- nakazał jednemu z młodzików - Mam tu zapas zwojów leczenia. A tu mam bandaże i maści z ziół kojące ból ran od poparzenia… - mężczyzna układał wszystko żwawo i energicznie, a chwilowi podwładni Venory wynosili jeden po drugim wszystko co podawał im kapłan.
- Co z przeorem? Dlaczego Aleksander wydał polecenia w tak ważnej sprawie? - spytał gdy zostali przez chwilę sami.

Panna Oakenfold westchnęła ciężko. Wahała się czy mówić jak jest naprawdę, czy pozostawić to jako niedomówienie. Ale uznała, że Virgo powinien wiedzieć, bo ufała mu, że zachowa to dla siebie, albo chociaż przekaże tylko odpowiednim osobom. Poprosiła gestem dłoni by kapłan ruszył za nią na zaplecze, żeby mieć pewność, że nikt ich nie podsłucha.
- Przeor nie żyje - powiedziała wpatrując się Helmicie prosto w oczy. - Smok najpierw zaatakował salę, w której byłam przesłuchiwana za swoją samowolę. Zginęli prawie wszyscy członkowie komisji. Przeżyłam tylko ja, Marret, Aleksander i Glandir... No i Ludwik - ale ostatnia osobę wymieniła tonem jakby nie cieszyło ją to. - Wiele ważnych dla naszego zakonu osób straciło życie w jednej chwili... To wszystko była sprawka Żelaznego, tego smoczydła, przez które przeleżałam na szpitalnym łóżku dekadzień bez świadomości - wyjaśniła mu pokrótce - A ja zabiłam go. Znaczy smoczydło… No i Marret mi w tym wiele pomogła - sprostowała na koniec.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline