Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2017, 15:39   #292
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Panna Oakenfold mając wybór jaki zaprezentował krasnolud, oczywistym było, że wolała wybrać bezpieczniejszą trasę, nawet kosztem stracenia czasu. Stąd też pierwsza zaproponowana droga odpowiadała jej zdecydowanie bardziej. Ale chciałaby nowy towarzysz wiedział jakimi motywami się kieruje.
- Rozumiem. Tylko czy w przypadku kiedy będziemy musieli zmagać się z ciągłym zagrożeniem ze strony orków to czy będziemy w stanie walczyć z nekromantą? Nie jestem kapłanem i moje możliwości leczenia są mocno ograniczone - odparła mu Venora podając swój argument za podróżowaniem od północy. - Walcząc z nieumarłymi i ich władcą będziemy musieli wszyscy być w pełni sił.
-Znam pewnego druida, który mógłby nam pomóc przejść lasem bez śladu i zwracania na siebie uwagi... - brodacz spojrzał na Venorę. -To nawet po drodze na wschód…- wziął głęboki wdech -Ale to elf… Nie wiem czy będzie skłonny nam udzielić pomocy- zastanawiał się.
Venora po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się. Słyszała o tym jak elfy i krasnoludy nie za bardzo za sobą przepadały. A jednak często można było spotkać ich całkiem dobrze ze sobą współpracujących.
- Może uda mi się z nim pomówić, by nas wspomógł. W końcu cel naszej misji powinien być i jemu na rękę, bo spokojniej zrobi się w lesie - stwierdziła w końcu paladynka.

15 Dzień Słonecznego zenitu. Las Hullack

Dzik prowadził grupę na południowy wschód. Według zwiadowców był to najmniej nawiedzany przez orków fragment lasu. To właśnie te rewiry miał zamieszkiwać tajemniczy elfi druid. Szukanie sługi lasu w tak wielkiej puszczy mijało się z celem, gdyż druid mógł być w każdym miejscu tego zielonego królestwa. Dzik jednak był nieugięty i maszerował wyznaczoną trasą. Żołnierze maszerowali dziarsko nie marudząc na trudy podróży, a momentami nawet Venora i Balthazaar musieli zeskakiwać z siodła by przedrzeć się przez gęstszy kawałek lasu.
W końcu po kilku godzinach dotarli do miejsca, gdzie drzewa były tak wielkie i grube, że trzeba by było giganta z siekierą, aby je porąbać.

Nagle Balthazaar uniósł dłoń zatrzymując marsz. Jaszczuroludź zeskoczył z grzbietu wierzchowca i podniósł swój gadzi łeb jakby próbował wyłapać konkretny zapach w powietrzu.
-Czuje orków…- warknął. Smoczydło powoli, ostrożnie i cicho ruszyło w przód rozglądając się uważnie dookoła. W końcu zatrzymał się przy jednym z ogromnych dębów. Po chwili dołączył do niego Dzik, a także i Venora. W niewielkiej dolinie, przy brzegu strumienia kompani dostrzegli grupkę goblinów próbujących okiełznać rannego jelenia. Jeden z pokurczy podskakiwał w miejscu i gestykulował energicznie, zaś pozostali z raz po raz próbowali dźgnąć większego zwierza.
-Skurwiele próbują załatwić sobie wyżerkę…- syknął Dzik, gdy niespodziewanie zza gęstych krzaków, tuż obok strumienia wyłoniła się grupka orków. Było ich zaledwie kilku, a przewodził im potężny osobnik bez oka, ściskając w ręku symbol przeklętego Gruumsha.
Orkowie bez zastanowienia rzucili się na gobliny masakrując ich w ciągu krótkiej chwili. Teraz jeleń należał do zwycięskich orków.


Venora nawet odrobiny współczucia nie poświęciła na to co stało się goblinom, bo dla niej zarówno jedni jak i drudzy byli wrogami, którzy zakłócają tylko spokój bezbronnym wieśniakom.
- Trzeba by jak najszybciej doskoczyć do ich herszta - szeptem zauważyła paladynka i spojrzała to na Dzika to na Balthazaara. - Musielibyście ruszyć razem wprost na niego, ja jestem w swojej zbroi za wolna na to, więc bym was z resztą osłaniała.
-Nie trza mi niczyjej pomocy! Jestem Dzik!- odparł szeptem krasnolud -Takich jak on grzebałem w glebie na dziesiątki- zacisnął teatralnie pięść w powietrzu. Balthazaar tylko przewrócił oczami i spojrzał na Venorę jakby chciał by wydała ostateczną decyzję.
Paladynka zmrużyła oczy z niezadowoleniem.
- Ruszycie razem - odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu i sama wycofała się w tył do żołnierzy, by przekazać im aby szykowali się do walki. Odchodząc od Balthazaara i Dzika usłyszała gardłowy pomruk oraz kilka siarczystych uwag w krasnoludzkiej mowie.

Balthazaar sięgnął po dwuręczny miecz, zaś krasnolud najpierw postanowił spróbować swoich strzeleckich umiejętności.
Żołnierze kawałek dalej, też już byli gotowi. Najciszej jak się dało dobyli swych mieczy i tylko wyczekiwali znaku Venory, choć to nie ona nimi dowodziła. Rycerka krótką chwilę obserwowała smoczydło i krasnala, aż przebrany brodacz w końcu wypatrzył okazję do ataku i dał znak energicznym ruchem ręki. Czas był ruszać.
- Mamy tam kilku przeciwników, głównym celem jest kapłan - paladynka szeptem wprowadziła żołnierzy w sytuację. - Nim zajmą się w pierwszej kolejności Dzik i Balthazaar, ja do nich dołączę w drugiej kolejności. Teraz jednak naszym celem jest zajęcie się pozostałymi orkami - po tych słowach uniosła tarczę i uwolniła zaklętą w niej moc ochrony przed złem. Teraz i ona również była gotowa do akcji. Pożogę dobyła na końcu i prędko ruszyła do walki.

Spust kuszy zwolnił stalową linkę, która wypluła bełt prosto w pierś wroga. Pocisk świsnął w powietrzu między zielonoskórymi trafiając jednookiego orka między żebra. Bestia zgięła się wpół z bólu, nie wydając z siebie nawet jęknięcia. Nim pozostała trójka orków zajęta łapaniem jelenia, zdążyła się zorientować w sytuacji Balthazaar był w połowie drogi, pędząc w kierunku szamana ze swoim mieczem gotowym do ataku.
Dwuręczniak przeciął powietrze i boleśnie ranił zielonoskórego w ramię, przecinając biceps orka w pół. Krew trysnęła do strumienia, a ork dopiero teraz zawył. Troje barbarzyńców rzuciło się na pomoc kapłanowi. Jeden wybrał za cel Balthazaara, zaś dwóch pozostałych natarło na krasnoluda. Topór i maczuga pomknęły w stronę Dzika, lecz brodacz z niezwykłą finezją unikał ciosów rechocząc spod świńskiego hełmu. Balthazar miał mniej szczęścia. Jego przeciwnik - największy z całej czwórki, zamierzył się na niego dwuręcznym toporem. Cios spadł z boku pod skosem zostawiając na udzie smoczydła krwawiącą ranę. Balthazaar aż zasyczał z bólu.

W tym czasie paladynka wraz z żołnierzami przemierzała dzielące ją metry od walczących. Napełniła boską energią ostrze swojej broni i po zorientowaniu się w sytuacji, pośpieszyła z pomocą swojemu łuskowatemu towarzyszowi. Gdy tylko znalazła się w odpowiedniej odległości od orka z toporem, rzuciła się szarżą wprost na niego, robiąc szeroki zamach Pożogą.
Rozżarzone językami ognia i boską mocą ostrze bezbłędnie sięgnęło celu. Venora poprowadziła je od dołu w górę, rysując od podbrzusza aż po bok, głębokie cięcie, z którego po chwili polała się krew. Mordę orka wykrzywił grymas bólu, ale już wtedy czarnowłosa wyprowadziła w niego kolejny atak.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline