Minęła dłuższa chwila nim wszyscy wrócili na swoje miejsca i zasnęli. Venora znów pozostała sama ze swoimi myślami. Nie bez powodu wybrała pierwszą wartę. Chciała się mentalnie przygotować do kolejnego starcia z koszmarami, jakie zapewne miały ją nawiedzić po raz kolejny. Cały czas rozprawiała nad tym od czego są one zależne i czy w ogóle coś je wywołuje, czy po prostu tak miała i już jej miało pozostać.
~
A miałam nadzieję, że na dobre się ich pozbyłam ~ westchnęła i uniosła spojrzenie na sklepienie wykarczowanej kryjówki. ~
Ciekawe czy dożyję takiego wieku by się do nich przyzwyczaić ~ pomyślała sceptycznie.
By dłużej nie myśleć o tym, przyklękła i złożyła dłonie do modlitwy, prosząc Helma o zesłanie jej wsparcia, jak co dzień to robił w swej hojnej łasce.
Czas wlókł się powoli, senność zaczynała coraz bardziej jej dokuczać. W końcu uznała, że nadszedł koniec jej warty i wstała. Rozprostowała się cała i rozejrzała po obozowisku. Już miała zamiar podejść do Balthazaara i go obudzić, ale uznała, że powinien on odpocząć porządnie, więc lepiej będzie jak zostanie dla niego ostatnia warta. Chwilę jeszcze się wahała by obudzić któregoś z żołnierzy, ale przecież oni nawet nie będą widzieć co mają przed sobą w ciemnościach. Dlatego podeszła do Jarreda i go szturchnęła.
-
Wstawaj, twoja kolej - mruknęła i upewniwszy się, że krasnolud się wybudził, odwróciła się na pięcie, idąc do swojego posłania. Odpięła
Pożogę i ułożyła się na swoim posłanu, miecz kładąc tuż obok siebie, mając zaciśniętą dłoń na jej rękojeści. Z klingą leżącą blisko niej, czuła się nieco pewniej. Może tym razem w koszmarze nie będzie pozbawiona broni.
Z obawami kłębiącymi się w jej głowie, Venora w końcu zasnęła.
16 Dzień Słonecznego zenitu. Las Hullack
Rankiem zbudził ją Balthazaar, który przejął ostatnią wartę. Rycerka czuła się wypoczęta i wyspana. Promienie słoneczne przebijały się przez gęste chaszcze otaczające grupkę dookoła. Dzik od samego rana był małomówny i nie zwracał na siebie wielkiej uwagi. Krasnolud zbudził się tuż po pannie Oakenfold, dobudził swoich ludzi i wszyscy zjedli szybki posiłek, a następnie ruszyli dalej. Las wydawał się tak samo piękny i malowniczy jak poprzedniego dnia. Grupa maszerowała na wschód. Piechurzy milczeli, podobnie jak przewodzący nimi brodaty wojownik. W końcu po kilku godzinach trudnej przeprawy dotarli na miejsce, gdzie ziemia zdawała się zapaść o kilka metrów jak po wielkim trzęsieniu ziemi. Venora od razu przypomniała sobie jaskinie Podmroku i podejrzewała, że to może być jednym z powodów takiego ukształtowania terenu. Przypominało to wielki, naturalny labirynt.
-
Idziemy tam?- spytał jeden z żołnierzy. Trasa wiodła kompanów na wschód przez te dziwaczne tereny.
-
Nie zgubimy się tam? - zapytała Venora, sceptycznie przyglądając się widokowi jaki przed sobą miała.
-
Pani!- odezwał się jeden z żołnierzy -
Słyszałem o tym miejscu. Ten labirynt ciągnie się na wiele mil…- wyjaśnił zbrojny. Balthazaar miał w poważaniu decyzje Dzika, lecz opinia Venory znacznie bardziej go interesowała. Smoczydło wyczekiwało jej werdyktu.
Paladynka zignorowała natarczywie wpatrujące się w nią smoczydło.
-
Obejdziemy to. Więcej czasu stracimy krążąc w tym miejscu niż idąc dookoła - stwierdziła bez chwili zawahania. Dopiero teraz spojrzała na Balthazaara i zmrużyła oczy.
~
Świetnie, najpierw wyciąga mnie w te lasy i teraz ja mam mówić w którym kierunku mamy iść ~ przeszło jej przez myśl, ale powstrzymała się by tej uwagi nie powiedzieć na głos.
-
Jak to obejdziemy?!- krasnolud zorientował się, że nie bierze udziału w ustalaniu tak ważnych szczegółów wyprawy -
Nie mam czasu błądzić po tej przeklętej puszczy dekadniami!- rzekł i jak gdyby nigdy nic zeskoczył na skalną półkę metr niżej. Z niej zeskoczył kolejny metr niżej i po chwili był już na dnia labiryntu -
Kompania! Na co wy tam kurwa czekata?!- zakrzyknął za zbrojnymi, którzy jeden po drugim minęli Venorę i ruszyli w ślad za krasnoludem.
-
I po co ja się wogóle wybieram do tego całego mędrca... Powinnam zajmować się poważnymi sprawami, a nie tłuc drugi dekadzień na trakcie… - rycerka niezadowolona z decyzji żołnierzy, pomarudziła sobie chwilę pod nosem, unikając patrzenia na Balthazaara. -
Mam nadzieję, że nie czeka tam na nas żaden minotaur, czy zasadzka orków… - kręcąc głową zsiadła z konia i zaczęła rozglądać się za ścieżką najbezpieczniejszą dla ich wierzchowców, by podążyć za żołnierzami.
Długo nie musiała szukać. Kilkanaście metrów dalej rycerka znalazła prowizoryczne stopnie z poukładanych kamieni i głazów. Młot wydawał się zupełnie spokojny. Wierzchowiec Balthazaara również, w końcu aura paladynki działała na każdą istotę znajdującą się w jej towarzystwie.
~***~
Kolejne trzy godziny błądzenia pomiędzy skalnymi występami i opadającymi zewsząd korzeniami pojedynczych drzew doprowadziły ich do nikąd. Dzik podniósł z ziemi skrawek materiału który rozerwał sobie na swoich pasiastych bryczesach, gdy zahaczył nogą o jeden z ostrych kamieni.
-
Psia mać! Już tu byliśmy!- warknął brodacz.
-
Mówiłam, że tak będzie… - jęknęła Venora zła na siebie, że dała się na to namówić. Rozglądała się wkoło. -
Trzeba zacząć oznaczać drogę, którą przebyliśmy - spojrzała pod nogi. -
Kamienie układać w specyficzny sposób, z oznaczeniem, w którą stronę poszliśmy na rozwidleniu - zaproponowała rozwiązanie.
-
No chyba nie ma wyjścia...- odrzekł rozgoryczony krasnolud, ciężko dysząc. Maszerujący z tyłu zbrojni również skorzystali z tej chwili postoju rozsiadając się na większych kamieniach.
-
Ej ty, jaszczur...- krasnolud wskazał palcem Balthazaara -
A może byś się wspiął na drzewo i spróbował coś wypatrzeć?- zaproponował. Smoczydło nie było zbyt skłonne do wykonywania tego typu poleceń, a na pewno nie od takiego osobnika jakim był Dzik. Coś jednak w duszy podpowiadało mu, że może akurat to jest wyjście i powinien chociaż spróbować.