Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2017, 19:21   #151
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=aBlKPLeLU_s [/media]

Wymęczonym spojrzeniem przyglądała się szklance z sokiem. Gdyby nie pulsujący ból głowy, byłaby święcie przekonana, że cały czas śni. Nie miała pojęcia jakim cudem po takiej dawce alkoholu, nie dość, że nie zeszła z tego świata, to jeszcze była w stanie pół nocy kochać się z Willem. Na wspomnienie tego, aż dostała gęsiej skórki i poza pragnieniem dołączyło jeszcze uczucie pożądania. To wszystko było tak bardzo niewiarygodne, że czuła się jakby na raz znajdowała się w dwóch, przeplatających się, alternatywnych wymiarach. Jeden był tym tu, sielankowym, gdzie budziła się przy Williamie, a każde z nich usilnie odgrywało rolę normalnej osoby, która ma tylko zwyczajne codzienne problemy, jak pojechać do pracy, odsiedzieć swoje i wracając zrobić zakupy na obiad.
Lecz był jeszcze ten drugi wymiar, który wszystko komplikował i nie dawał Erice cieszyć się z tego co udało jej się odnaleźć przy jego boku. Bo w nim ona i Will byli dla siebie śmiertelnymi wrogami, co gorsza mężczyzna, którego darzyła wciąż rosnącym uczuciem był mordercą, dla którego życia innych się nie liczyły...

Węgierka sięgnęła dłonią po szklankę i uniosła się na łóżku, kołdrą okrywając szczelnie swoje nagie ciało. Pyszny świeży sok, był niczym balsam na jej wyschnięte gardło. Wypiła go duszkiem i już chciała paść na poduszkę, by skorzystać z propozycji Willa, lecz zdała sobie sprawę, że jej czas tu był drastycznie ograniczony. Przeczesała palcami włosy i wbiła spojrzenie w drzwi do sypialni. Teraz nie mogła sobie pozwolić na wylegiwanie, bo w pokoju obok, jej synem zajmował się Desolator...
Pokręciła głową z niedowierzaniem i skryła twarz w dłoniach. Wciąż nie była w stanie przyjąć tego faktu do wiadomości. Nie po tym jak go poznała Rusha od ludzkiej strony.

Na tyle szybko na ile pozwalał jej stan w jakim była, wstała z łóżka i zaczęła ubierać. Niestety nie była w stanie skompletować swojego stroju, więc w końcu stanęło na leżącej na fotelu męskiej koszuli z urwanymi kilkoma guzikami oraz jej własnej bielizny. Głęboki dekolt jaki powstał z braku guzików, odsłaniał błękitny kryształ Obdarzonej.
Erika nieco chwiejnym krokiem wyszła z pokoju kierując się prosto do kuchni, by w pełni ugasić swoje pragnienie i odnaleźć syna i… mężczyznę, od którego się uzależniła do tego stopnia, że nawet poznanie prawdy nie było w stanie jej otrzeźwić.

Poszukiwani siedzieli w salonie. Już dawno byli po śniadaniu i teraz mieli przy sobie kubki z czymś ciepłym. Po zapachu mogła się domyślić, że to gorąca czekolada.
William rozłożył na stole wysłużony, drewniany zestaw do szachów i tłumaczył powoli Zackowi jak poruszają się poszczególne figury.
Erika trzymała się w przejściu i oparła o ścianę przyglądając im. Ten widok cieszył jej oczy i całym sercem chciała zatrzymać tą bezcenną dla niej chwilę. Z jednej strony usilnie starała sobie wmówić, że William jest niebezpieczny, był przecież ludobójcą... Ale nie potrafiła, a może raczej nie chciała w to uwierzyć. Uśmiechnęła się do siebie blado, gdy zdała sobie sprawę, że sama wyszukuje wytłumaczeń na działania Willa, tak by go wytłumaczyć i oczyścić z zarzutów. W końcu Obdarzona westchnęła cicho i zdecydowała się do nich dołączyć.

- Zostajemy do jutra - powiedziała, przykuwając ich spojrzenie. Podeszła do syna, pogłaskała go po głowie i ucałowała w czoło, a następnie zbliżyła się do Williama, mając uradowaną twarz. Usiadła obok niego i oparła się o jego bok.
- Yay! - powiedzieli obaj jednocześnie i przybili sobie piątkę. Zaraz po tym Zack wspiął się na oparcie kanapy i wskoczył swojej mamie na szyję. - A wiesz, że tutaj niedaleko też jest przedszkole?!
Ta informacja mocno zaskoczyła Węgierkę. Zupełnie nie była przygotowana na to, szczególnie nie w stanie jakim się znajdowała. Spojrzała to na syna to na Rusha. Zaczęła zachodzić w głowę o czym musieli rozmawiać kiedy ona jeszcze spała. Wyglądało na to, że za jej plecami toczyły się już pewne rozmowy... Szkot zdawał się w pełni kontrolować chłopca.
- I skąd ty to wiesz? - zapytała w końcu Erika obejmując chłopca.
- Byliśmy na zakupach i sobie czytałem wszystkie napisy i na jednym tak pisało - wyjaśnił.

"Przynajmniej przedszkole, do którego chodzi jest warte swojej ceny" zaśmiała się w myślach Erika, wspominając lekcje języków obcych jakie zapewnia prywatna placówka do jakiej uczęszczał jej syn. Mimo to poczuła się dziwnie. Oczywistym zdawało się być teraz to co miało nastąpić, ale mimo to nie czuła się na to przygotowana. Zawsze była sama, mieszkała sama, sama zajmowała się synem. I to pomimo tego, że prawie od początku pracy w Świetle związana była z Vidorem. Czy była w stanie zmienić się z samotnika, którym stała się przez te lata? Może. W końcu definitywnie zamknęła tamten rozdział swojego życia.
Ostatecznie Erika zignorowała te wątpliwości i po prostu pozwoliła sobie porwać się teraźniejszości, bez myślenia o konsekwencjach.
- Z rana zrobię audyt SPdO tu, w Londynie... - wyjaśniła Willowi oficjalne powody. Choć raz jej stanowisko na coś mogło się przydać do celów prywatnych. - Inaczej już byśmy musieli się zbierać - dodała, ale choć wiedziała, że było to tylko odwlekanie nieuniknionego momentu rozstania, to jednak po takich ciężkich wyznaniach nie mogła od tak wyjechać. Czuła się zupełnie jakby swoim wyznaniem oświadczył się jej, a ona zostając przyjęła zaręczyny.

Westchnęła kręcąc głową na swoje skojarzenie. Ten mężczyzna sprawiał, że sama siebie nie poznawała.
- Mamy wiele do pogadania - szepnęła Willowi do ucha.
Przytaknął bez słowa i mocno objął ją w pasie, jakby obawiał się, że zaraz miała zniknąć.


W przeciwieństwie do dnia poprzedniego, ten spędzili spokojnie, przede wszystkim odpoczywając od atrakcji dnia poprzedniego. Największym wypadem tego dnia było odwiedzenie centrum handlowego w celu uzupełnienia garderoby w związku z przedłużeniem pobytu w Londynie i zrobieniu zakupów spożywczych również z tego samego powodu. Gdzieś w międzyczasie, kiedy Will zajmował się Izsakiem, Erika wysłała wiadomość do swojego zastępcy z informacją o planowanym audycie jaki zamierzała robić w londyńskim oddziale SPdO. W mailu założyła, że zajmie jej to dzień lub dwa. Idealna przykrywka by spędzić z Williamem więcej czasu. I ustalić jakkolwiek racjonalne zasady dla ich związku i relacji w związku z ich przynależnością do wrogich organizacji. Kogokolwiek by Drwal teraz nie sypnął to mimo wszystko ułożenie się z Desolatorem miało znacznie większy priorytet.

“Jestem naprawdę szalona jeśli sądzę, że mogę nad tym zapanować” pomyślała i dopiero po chwili zorientowała się, że od kilku minut wpatruje się nieobecnym spojrzeniem w opakowanie ryżu, stojącego na półce w markecie gdzie akurat przebywali.


William był doskonale przygotowany do jej wizyty. Nawet w swoim aucie miał zamontowany dla Izsaka fotelik w odpowiednim rozmiarze. Chłopiec zasnął na tylnym siedzeniu gdy przez zaśnieżone ulice wracali do centrum Londynu. Erika przyglądała się jak biały puch szczelnie przykrył ulice i chodniki, bo w tym rejonie nie był to tak częste zjawisko. Z tego też powodu na ulicach był naprawde mały ruch, bo każdy kto musiał ruszyć z domu to wybrał komunikację miejską, więc na drogę wyjechali jedynie ci, którzy mieli odpowiedni napęd w autach.
- Jesteś pewien że sobie z nim jutro poradzisz? - odezwała się do Willa, nie odrywając spojrzenia od bocznej szyby. - Bez problemu mogę go zabrać do pracy.
- Spokojnie. Wziąłem sobie na ten czas wolne - zaśmiał się. - Będziesz mogła się lepiej skupić na pracy i szybciej wrócisz - spojrzał na nią w wolnej chwili, gdy zatrzymali się na światłach.

Węgierka spojrzała w tylne lusterko, by upewnić się, że jej syn śpi.
- No dobrze... - mruknęła nie do końca przekonana czy to taki dobry pomysł. Skierował wzrok na Willa. - Jeśli ten nasz związek ma jakkolwiek mieć szansę zadziałać to musisz odejść z Mroku - powiedziała w końcu to, co jej leżało na sercu odkąd trzeźwiej zaczęła myśleć.
Westchnął ciężko.
- Odkąd Czarny usunął się w cień, to moja przynależność jest raczej honorowa... Nigdy nie lubiłem Mazzentropa - dodał. - Jednak… Zdajesz sobie sprawę, że nawet jeśli tylko jestem z nimi na piśmie, to w ten sposób zapewniam tobie i Zackowi lepszą ochronę, niż Światło byłoby w stanie kiedykolwiek zrobić.
Erika już otworzyła usta by się z nim nie zgodzić, ale nie mogła.
- Will, jestem w stanie zignorować twoją przeszłość - aż sama zdziwiła się jak gładko przeszły jej te słowa przez usta. - Ale nie zniosę... Sama siebie będę nienawidzić, jeśli dalej będziesz robił to czego chce od ciebie Mrok.
- Podniosę swój próg asertywności Erika. Zresztą... - chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. - Nie mają niczego na mnie, poza tym muszą się liczyć z Desolatorem. Można wiele o Malcolmie powiedzieć, ale nie to, że jest głupi.
Wspomnienie Mazzentropa, sprawiło, że Węgierce zrobiło się zimno.
- A jak dowiedzą się o nas?
- Wtedy powiem, że cię spacyfikowałem i mam sytuację pod kontrolą. O ile się tego dowiedzą - nie widział przeszkód, zupełnie jak ślepy koń na torze.

- Chciałabym być taką optymistką jak ty... - westchnęła Obdarzona i sięgnęła ręką do jego uda. Położyła dłoń na jego kolanie. - Jak wielu członków mroku kojarzy ciebie z ludzkiej postaci?
- Hmm… - zamyślił się. - Malky, Johnny, Joe… Volg i ruda suka. Łącznie pięć osób. Nie wliczając Czarnego.
- To... Bardzo mało... - zdziwiło ją to bo biorąc pod uwagę wiek Rusha i jego staż w Mroku to taka liczba była wręcz niewiarygodna. - A z nazwiska?
- Czy to przesłuchanie? - spojrzał na nią z ukosa, ale na ustach drgał mu uśmiech.

- Zapewniam cię że poznałbyś kiedy robię przesłuchanie. Mój niedoszły szwagier mógłby ci coś o tym opowiedzieć, ale aktualnie trzymam go w piwnicy jednej z baz SPdO - odparła mu Erika dla podkreślenia wagi sytuacji. - Szukam po prostu rozwiązania, żeby to wszystko się nie skończyło dla nas źle - westchnęła ciężko. - Bo gdybyśmy mieli... Na przykład zamieszkać razem... To pewne jest, że byłyby momenty gdzie ktoś mógłby sprawdzić twoją przeszłość. Mamy swoich informatorów... - nie dokończyła tylko spojrzała na Rusha.

- Strasznie często o tym szwagrze wspominasz… Masz wyrzuty sumienia? - wyszczerzył zęby. - I rzeczywiście… macie swoich informatorów, a pomimo tego usiadłaś w samolocie z Kanady do Wielkiej Brytanii obok Desolatora - rozłożył ręce. - Poza tym… Nie bez powodu mówi się, że najciemniej jest pod latarnią. Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek w Świetle pomyśli o tym, że Kalipso jest w związku z członkiem Mroku?
Węgierka ciężko oparła głowę o zagłówek fotela pasażera.
- Tak, to chyba wyrzuty sumienia. Wychodzę na straszną hipokrytkę. Przynajmniej wyszłabym gdybym się nie zahamowała i wygarnęła siostrze co wtedy myślałam o niej - odparła mu szczerze. Will miał rację, nie było szans by ktokolwiek ją kiedykolwiek podejrzewał by się związała z kimś z Mroku. Tym bardziej z Desolatorem, który mocno ją pokiereszował na początku tego roku. To jej zwróciło uwagę na inną kwestię. - Will, ty się teraz licz, że gdzie ciebie na świecie nie przyuważą to poślą właśnie mnie.
- Racja! To świetny sposób na planowanie wspólnych wakacji! Nawet urlopu brać nie będziesz musiała! - był hura-optymistycznie nastawiony.

Erika spojrzała na niego w wielkiej konsternacji malującej się jej na twarzy. Otworzyła usta, ale nie była w stanie znaleźć słów w odpowiedzi na jego komentarz. W końcu zakryła twarz dłonią.
- Nie. Nie. Nie. Tylko nie próbuj mi tego pomysłu wprowadzać w życie - zastrzegła poważnym tonem głosu. - Nie możesz po prostu nic nie robić, tak jak poprzednie dziesięć lat, tylko tym razem już tak do końca nic nie robić.
Westchnął, ale nadal miał uśmiech na ustach.
- Jak już mówisz o ostatnim dziesięcioleciu… Zauważ, że rzeczywiście nie działo się dużo. Były ataki niezarejestrowanych, ale nic na większą skalę. W stosunku do tego co działo się w latach dziewięćdziesiątych… To panował tutaj względny spokój.
- Tak, to prawda - zgodziła się z nim. - Ale czuję jakby to była tylko cisza przed burzą - pokręciła głową. - Czemu Czarny się odsunął, ustępująć miejsca Mazzentropowi? - zapytała.
- Też mnie coś skrobie po plecach, że wkrótce może się coś wydarzyć… - strapił się, zapominając przy okazji o tym co już się zdarzyło czyli Chicago. - A co do Czarnego… Po prostu… Zniknął. Ostatnie co mi powiedział, to że musi się zająć czymś innym. Wtedy… Byłem zirytowany, a teraz? Po prostu może zwątpił? Albo mu przestało zależeć? Nie wiem.

- Kiedy ostatnio go widziałeś? - dopytała. - U nas chodzą teorie, że Mazzentrop go zabił, ale to głupie, bo przecież ostatnim razem gdy go ktoś trafił na swojej drodze to nie miał żadnego z jego “żywiołów”.
- Zabić Czarnego? - Will spojrzał na nią z uśmiechem. - To nie jest możliwe.
- Jest taka szansa... - westchnęła i zrobiła kwaśną minę. - Teraz mam nadzieję, że mój szwagier da mi jakieś konkretne informacje, żebym miała pretekst go wypuścić. To się porobiło...
- Myślę, że jednak ten weekend możemy na plus zaliczyć, czyż nie? - wjechał na podziemny parking i chwilę później zatrzymał się na swoim miejscu.

Nadzorca Europy spojrzała na najbardziej poszukiwanego kryminalistę noszącego kryształ na piersi. Chyba byłaby szczęśliwsza gdyby oszczędził jej tej wiedzy, pozostawiając ją w błogiej nieświadomości... Z drugiej jednak strony, jak zareagowałaby, gdyby to nie od niego dowiedziała się o tym? Pewnie nie byłoby przyjemniej. Mogłaby zrobić coś głupiego jak choćby pozostawać głuchą na jego tłumaczenia, próbować go zabić. W złości ludzie są gotowi robić okropne rzeczy.
Erika lekko uśmiechnęła się.
- Tak, zdecydowanie ten weekend nam się udał - odparła mu. - Liczę że zawsze będziesz ze mną tak szczery - dodała. - rejestrować to ciebie raczej nie będziemy - westchnęła myśląc ile procedur musiałaby nagiąć by ominąć moment dokumentowania wizerunku jego postaci zbroi. - W tej chwili próba kombinowania z tym mogłaby zwrócić więcej uwagi niż zwykle zakładanie, że Kalipso związała się z facetem bez kryształu - mruknęła.

- Też tak myślę - przytaknął, a twarz miał dziwnie uśmiechniętą. Siedzieli jeszcze w samochodzie i William dopiero powoli odpiął pas. - Co do nas… - Spojrzał na nią. - Wiem, że w Londynie Zackowi się bardzo podoba, ale ogólnie uważam, że nie jest to najlepsze miejsce do wychowywania dziecka. Poza tym zbyt dużo tutaj kamer, a mimo wszystko wolałbym nie zwracać na siebie zbytnio uwagi. Dlatego… Kupiłem kiedyś posiadłość na prowincji… Co sądzisz o szkockim klimacie?
- Posiadłość? - Erika uniosła brwi w zdziwieniu jego słowami. Gdyby nie widziała jak mieszka tu w Londynie to by sobie wyobraziła jakiś mały błękitny domek z białym płotkiem, a tak wyobraźnia podsuwała jej różne pomysły. Czuła się dziwnie, chyba nie mogąc się do końca przyzwyczaić do tego jak szybko przeszli z etapu "po prostu spotykamy się bo przyjemnie spędza się wspólnie czas" na "to poważny związek". Było to nawet zrozumiałe, bo raptem poprzedniego wieczoru wszystko się zmieniło. - Co masz na myśli? - wydusiła w końcu z siebie.
- Żebyśmy zamieszkali razem - odparł bez chwili wahania.

Erika zamarła. Wyprostowała się i wbiła spojrzenie przed siebie, w przednią szybę auta. Zupełnie nie wiedziała jak zareagować na to. Gorączkowo myślała nad wszystkmi argumentami za i przeciw. Szaleństwiem zdawało się być podejmowanie decyzji o wspólnym zamieszkaniu gdy znali się od tak niedawna. Jednak Obdarzona sama coraz częściej myślała o tym, by na stałe zabrać syna od rodziców, do Niemiec, ale w tym kraju nie podobało jej się i nie miała za bardzo ochoty by Izsak się w nim wychowywał. Szkocja natomiast... Jeśli dobrze kojarzyła to na północy było tam pełno otwartej przestrzeni, rozległe wrzosowiska gdzie ciężko było uświadczyć drugą osobę. Idealnie dla pary obdarzonych, którzy nie życzą sobie zakłócania ich spokoju... Tylko jak miałaby rozwiązać problem pracy w Niemczech? Węgierka przygryzła wargę.
- Gdzie to jest konkretnie? - odezwała się w końcu, a jej spojrzenie nadal wydawało się być nieobecne.
- Aberdeen. Na przedmieściach. Cicha, spokojna okolica. Można powiedzieć, że nudna.
- Aberdeen... - powtórzyła po nim. Westchnęła i spojrzała na Williama. - Moim rodzicom się to nie spodoba - mruknęła, ale też uśmiechnęła się do niego ciepło. Odpięła pas i położyła mu dłoń na ręce.- Brzmi dobrze. Zostanie ci już tylko przypodobanie się moim rodzicom - mrugnęła do niego okiem, a zaraz pochyliła się ku niemu i pocałowała go czule w usta.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=sABmDc0ShzQ [/media]
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 21-02-2018 o 19:19.
Mag jest offline