Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2017, 10:56   #306
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Panna Oakenfold odstawiła czyste naczynie na kamieniu obok torby, z której wyciągnęła świeże ubranie i zaczęła się rozbierać. Rozejrzała się jeszcze czy ktoś jej nie podgląda, ale dobiegające z oddali odgłosy rozmów z obozowiska zdawały się zapewniać ją, że nikt za nią nie poszedł. Umycie się w zimnym strumieniu ożeźwiło Venorę, a ubranie świeżej bielizny i koszuli było jak zawsze przyjemne dla ciała. Przeprała jeszcze przepocone szaty i dopiero wybrała się z powrotem do obozu.

Jej pojawienie się wywołało chwilową ciszę wśród towarzyszy, ale na szczęście ta szybko minęła. Paladynka odłożyła naczynia na torbę Balthazaara, który spał, albo tylko udawał i wróciła na swoje miejsce, nieopodal którego, na gałęzi rozwiesiła ubranie do wyschnięcia. Zaproponowała Dzikowi, żeby również się zdrzemnął, a ona zajmie się pierwszą wartą, bo po kąpieli w strumieniu zupełnie nie chciało jej się spać. Krasnolud przynajmniej nie próbował kwestionować każdego jej pomysłu i od razu położył się na wznak, zasypiając bardzo szybko. Venora zasiadła więc w klęczki na swoim posłaniu i zabrała się za czyszczenie zbroi. Obóz wkrótce ucichł i jedynie trzaskanie płomieni w ognisku towarzyszyło myślom rycerki.

W trakcie jej warty było zupełnie spokojnie. Nawet jeden trzask nie dobył się spoza obozowiska, który by zaniepokoił paladynkę. Czarnowłosa uznała, że pewnie druid jakoś musiał wciąż nad nimi czuwać. Dzik obudził się akurat gdy kończyła polerować ostrze Pożogi. W samą porę bo oczy już zaczynały jej się kleić ze znużenia. Panna Oakenfold ułożyła się zaraz na swoim posłaniu i obejmując dłonią rękojeść miecza zamknęła oczy, zasypiając w końcu.

18 Dzień Słonecznego zenitu. Grzmiące Wierchy

Venora zbudziła się, niedługo przed świtem. Balthazaar już powoli pakował swoje rzeczy i składał posłanie, wcale nie starając się zrobić tego jakoś szczególnie cicho. Żołnierze Dzika zakładali swoje zbroje, zaś ich dowódca przyglądał się ostrzu większego topora, wyściubiając czubek języka z ust. Niebo było zakryte ciemnymi chmurami, zwiastującymi załamanie pogody, ale nie to było ich największym zmartwieniem. Czekały ich trudne i żmudne poszukiwania śladów nekromanty.
Zgodnie z poleceniem Srebrnego Sokoła kompania udała się na południe mając góry po swojej lewej stronie, aż w końcu dotarli do kanionu, gdzie znajdował się szlak przez góry. Miejsce straszyło z oddali upiornym wyglądem. Venora na szczęście nie wyczuwała negatywnej energii w okolicy, więc nie przejęła się ponurym obrazem okolicy.

Ścieżka pięła się pod dość ostrym kątem pod górę. Młot na szczęście znał znacznie gorsze wysiłki i tego typu wyprawa nie była dla niego żadnym wyzwaniem. Masywny wierzchowiec z radością piął się do przodu, a Venora wcale nie narzekała z tego powodu. Balthazaar jechał tuż za nią, milcząc od rana. Najwyraźniej, jej przegadywanie o paladyńskim leczeniu wpłynęło na niego zbyt mocno. Czarne chmury nad górami nie zapowiadały zbyt przyjemnej i co najważniejsze bezpiecznej podróży. Mimo wszystko panna Oakenfold straciła już i tak zbyt wiele czasu na wyprawie do tajemniczego starca, który to według słów Balthazaara miał udzielić jej odpowiedzi na dręczące ją pytania. Teraz na drodze stał jej niestety nekromanta, oraz jego pomioty szwędające się po okolicach.
-Wygląda mi to na burzę…- warknął jaszczuroludź
-No właśnie! Tam od północy błyska jakby się Talos zesrał! Jedziemy dalej, czy szukamy jakiejś kryjówki?- wtrącił się Dzik.
- Dobrze byłoby zabezpieczyć się na wypadek ulewy, znaleźć jakąś nie zamieszkaną jaskinię. Ale póki nie pada to warto zrobić zwiad okolicy - wypowiedziała się paladynka, która stanęła w strzemionach, rozglądając się wkoło.

Ogromna półka skalna służyła za specyficzną ochronę. Jej pochyłość dawała grupie ochronę od góry przed deszczem, oraz spory kawał przestrzeni wokół zabezpieczony przed wiatrem. Gdyby, coś ich zaatakowało nie mieliby szans na ucieczkę, lecz skały skutecznie ich ukrywały i po uzgodnieniu, że nie palą ogniska ich poczucie bezpieczeństwa trochę wzrosło.
Balthazaar wręczył Venorze wodze i władzę nad swoim wierzchowcem, po czym ruszył na zwiad po okolicy. Poszedłby nawet gdyby Venora tego nie proponowała.
Rycerka znalazła idealne dla siebie miejsce na nocowanie i rozsiadła się wyczekując powrotu smoczydła.
Nie minęło pięć minut gdy Balthazaar wrócił zdyszany do obozowiska, kryjąc się za skałą, z dwuręczniakiem w dłoni. Venora błyskawicznie skoczyła na nogi i pognała w kierunku kompana. Ten ruchem ręki nakazał jej zwolnić i schować się pod ścianę.

Kiedy w końcu dołączyła do kompana, mogła wyjrzeć zza jego pleców i zbadać sytuację na własne oczy. Na niewielkim wzniesieniu maszerowała liczna horda ożywieńców. Zombie, kościeje, nawet ożywione trolle. W powietrzu krążył pokraczny stwór o ciele ogromnego lwa, z smoczymi skrzydłami i trzema łbami.
-Chimera - ożywieniec… Jak miło- mruknął jaszczur przyglądając się bandzie truposzy.
- Może to znak, żebyś zmądrzał i przestał mi się opierać - odparła paladynka z pełną powagą, spoglądając wymownie na jego oko.

Nagle, nieopodal rozbłysło jaskrawe światło. Venora ujrzała jak kilka szkieletorów rozpada się w drobny mak, a na szczycie wzniesienia pojawia się złotobrody krasnolud, dzierżąc płonący młot. Brodacz nawet się nie zastanawiał i od razu doskoczył do najbliższego ożywieńca, rozbijając mu czaszkę swoim młotem!
-Moradinie! Wbij to ścierwo z powrotem do grobu i zmiażdż całą swoją siłą, by już nigdy nie powstało na nogi!- krzyknął, a jego ciało zalśniło ciepłą, złotą aurą.


- Chyba komuś zrobimy pozytywną niespodziankę - skomentowała Venora, uśmiechając się promiennie na widok kapłana Moradina. Schowała Pożogę do pochwy i sięgnęła wzamian za nią po buzdygan, szykując się mentalnie do walki. Rozglądała się po polu walki szukając sposobu by dać krasnoludowi znak, że jest jego sprzymierzeńcem.
~ Po co się głowię, po prostu stanę przy grupie zdechlaków i ich odegnam ~ sama ukróciła swoje niepotrzebne kombinowanie.
- Może jednak weźmiesz ten płonący półtoraręczny miecz? - zasugerowała spoglądając na Balthazaara. - Nie ma czasu do stracenia, trzeba od razu działać. Wracaj po resztę, wprowadź ich w sytuację, a ja zacznę już tu działać i spróbuję się dogadać z tamtym - skinieniem głowy wskazała na krasnoludzkiego kapłana.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline