Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 22:29   #312
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na drodze między Venorą, a biegnącą wampirzycą stał jeszcze Balthazaar. Jego przeciwnik po raz kolejny nie dał rady trafić zwinnego wbrew pozorom jaszczuroludzia. Łuskowaty wojownik odpłacił mu tym samym, lecz ze znacznie lepszym skutkiem. Dwuręczniak przebił na wylot pierś ożywieńca, a Balthazaar zrzucił go ze swego ostrza potężnym kopniakiem w brzuch. Z wielkiej rany w piersi wydobyła się ta sama zielona mgła, co przed chwilą z przepołowionego przeciwnika.
Smoczydło uniosło swój miecz widząc rozpędzoną wampirzycę, zmierzającą w jego kierunku
-Dawaj tu ty blada szmato!- krzyknął jaszczur zapraszając do walki. Venora była niemal pewna, że smoczydło poradzi sobie z przeciwniczką, lecz w tym samym momencie zrozumiała, że ich główny cel zniknął. Wampir najzwyczajniej w świecie wyparował i nigdzie go nie było widać.
Po tym spostrzeżeniu paladynka wiedziała, że musi wytężyć swój zmysł wykrywania zła, by nie dać się zaskoczyć temu, który wydawał się być przywódcą całej zgrai. Na teraz jednak miała bardziej naglącą sprawę. Dwa wampirze pomioty, które nie dawały jej spokoju. Venora zamachnęła się na jednego z nich i w końcu posłała go... do tego ciemnego leża z którego wypełz, gdy ze zmiażdżoną głową padł jej pod stopy.

Wtedy z pomocą przyszedł Dundein, który widząc przeciągającą się potyczkę Venory postanowił wkroczyć i ją wspomóc. Jego płonący młot z impetem uderzył w pierś pomiotu odwracając uwagę nieumarłego na sobie. Venora skupiła się na wyczuwaniu negatywnej energii. Aura czarnego charakteru wampira krążyła wokół smoczydła, które nawet nie było świadome jego obecności. Jak zwykle walczył bardzo odważnie i mężnie. Wampirzyca uderzyła Balthazaara w ramię raniąc go ostrzem długiego miecza o falowanym ostrzu. Smoczydło natarło zajadle na przeciwniczkę rozcinając jej szaty na brzuchu szeroko. Drugi cios kobieta sparowała swoim mieczem, a przed trzecim uchyliła się w dół. Niestety jaszczuroludź wziął tak potężny zamach, że miecz wytrącił go z równowagi i poleciał gdzieś między skały.
Venora już miała krzyknął z ostrzeżeniem smoczydła o krążącym zagrożeniu, gdy to niespodziewanie się ujawniło. Wtedy już było za późno. Jego szponiasta dłoń złapała Balthazaara za bark i smoczydło w momencie padło na kolana szukając na ziemi jakichkolwiek sił.

~ Źle, źle, wszystko źle... ~ Venora przyglądała się temu ze złością na samą siebie. Bo gdyby szybciej uporała się ze sługami tamtego, to może by udało się jej szybciej zadziałać. Paladynka pędząc na ratunek towarzyszowi, szarżą ruszyła na wampira, wkaładając w atak energię karcącą zło.
Jeśli coś mogło dobrego wyjść z jej poprzednich niepowodzeń w walce z pomniejszymi wampirami to to, że te najsilniejsze zupełnie nie zwracały na nią uwagi, uznając smoczydło za największe zagrożenie. Dzięki temu Venorze udało się zaskoczyć przywódcę wampirów, który potężnie poczuł na sobie druzgocące uderzenie jej buzdyganu, gdy pladynka z wielką siłą przygrzmociła przeciwnikowi nim, gruchocząc mu biodro.

Dundein nie próżnował. Gdy wampirzy pomiot odsunął się o krok by wziąć rozpęd, krasnolud błyskawicznie złapał za swój święty symbol i raz jeszcze użył mocy odegnania nieumarłych. Na jego przeciwnika w zupełności wystarczyło. Pomiot padł na ziemię kuląc się w bolesnych spazmach, a po chwili z jego wykrzywionych w agonii ust wydobyła się zielona mgła. Na szczęście dwójka wampirów znajdowała się w zasięgu działania błogosławionej mocy i również odczuła bolesne poparzenia od pozytywnej energii płynącej od samego Wszechojca. Czując te pokrzepiającą energię Balthazaar wystrzelił w kierunku swojej przeciwniczki. Jego pazury rozorały jej smukłą szyję. Jaszczur złapał ją drugą łapą za włosy i potężnym szarpnięciem niemal nie urwał głowy poszerzając ranę na szyi do znacznie większych rozmiarów. Smoczydło otworzyło paszczę i wystrzeliło przeciwniczce prosto w głowę trzaskającą błyskawicą. Kobieta upadła na kolana i wsparła się na nogach Balhazaara, który niedbale i bez krzty szacunku strącił ją na ziemię.

Lord wampir nie miał zamiaru tanio sprzedać skóry i bronił się do ostatniej kropli krwi. Potężnym ciosem uderzył Venorę w napierśnik a jego pazury przebiły łączenia płytek pancerza i boleśnie wbiły w ciało. Rycerka poczuła jak zakręciło jej się w brzuchu i straciła cały zapas siły omal nie padając na kolana przed przeciwnikiem. Pierwszy raz doświadczyła czegoś tak paskudnego. A było to znacznie gorsze od wszelkich bólów fizycznych, które do tej pory odczuła.
Venora chyba tylko dzięki sile woli ustała na nogach. W głowie jej się kręciło, ale nie zamierzała się poddawać. Skupiła się na tyle, na ile była w stanie, wkładając w to energię karcenia zła i robiąc szeroki zamach od tyłu, uderzyła buzdyganem w wampira. Przeciwnik jednak był na to przygotowany i bez problemu uchylił się przed jej ciosem, uśmiechając się przy tym złośliwie do młodej paladynki.

Smoczydło rzuciło się na ratunek swojej podopiecznej, ale każdy zamach pazurzastą łapą kończył się chybieniem. Dundein, który uporał się z pomiotem również obrał za swój cel wampirzego lorda. Ten jednak, rechocząc uszedł z drogi masywnego kapłańskiego młota i ponownie doskoczył do mocno teraz osłabionej czarnowłosej niewiasty. Walnął w nią dłonią, wbijając pazury w dokładnie te same szczeliny między łączeniami elfiego pancerza. Venora straciła dech w piersi i poczuła jak wszystkie siły w jednej chwili ją opuszczają. Przed oczami jej pociemniało, a odgłosy walki zdawały się dobiegać do niej jakby z wielkiej oddali. Upuściła tarczę i buzdygan, a w głowie zaczęło jej huczeć. Poczuła jeszcze uderzenie w bok, by dopiero po chwili zorientować się, że było to spowodowane jej upadkiem na kamieniste podłoże. Ostatnie do zobaczyła to Balthazaara, który mijając ją, dopadł w końcu do wampirzego lorda i przyszpilając go do ziemi, zaczął rozszarpywać w furii.

~***~

Venora przyglądała się z uwagą grupie ciężkozbrojnych, wyczekujących jej przyjścia. Czarne jak smoła pancerze na tle piaskowej burzy wyglądały dość groteskowo. Grupa licząca około pięćdziesięciu podobnie uzbrojonych osobników otaczało półokręgiem wejście do jaskini, w której znajdował się aktualny dom Venory, jej ludzi i masy ocalałych, którzy postanowili podążać za nią wszędzie.
W końcu po kilku chwilach milczenia i obserwacji siebie nawzajem szereg ciężkozbrojnych rozstąpił się i Venora ujrzała osobnika swoich gabarytów, w adamantytowej, pełnej zbroi. Szedł powoli kołysząc barkami jak rasowy zwycięzca. U boku spoczywały mu trzy pochwy na miecze. W ręku trzymał dużą tarczę, na której widniał symbol byka o dwóch ogonach. Osobnik niespodziewanie wyciągnął dłoń w kierunku Venory w geście powitania.
Panna Oakenfold przełknęła ślinę i powoli wyciągnęła rękę do nieznajomego. Ścisnęła mu dłoń. Na jej twarzy pojawiła się ulga spowodowana tym, że nie czuła już tej słabości sprzed... Dosłownie chwili. To natomiast mogło obcemu dać mylne przesłanki co do powodów jej zadowolenia.
- Witajcie - odezwała się, bo stanie w milczeniu nigdy nie należało do jej mocnych stron. Problem jednak w tej sytuacji był taki, że nie miała pojęcia co mówić. Czy ich zna? Czy przyszli sami? A może ona ich wezwała. Całe mnóstwo problemów rodziło się w jej głowie i każdy mógł się wylać na światło dzienne jeśli tylko nieodpowiednio zacznie rozmowę. Dlatego na tą chwilę nie dodała nic więcej poza przywitaniem, czekając aż wypowie się obcy, a może coś jej jego słowa podpowiedzą.

~ Czy ja jeszcze żyję? ~ to pytanie nagle odbiło się echem w jej głowie, wywołując zimny dreszcz na plecach.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline