~***~
Niebo przysłaniały szare chmury. Najwyraźniej pogoda miała nie sprzyjać rycerce tego dnia, ale Venora nie przejmowała się tym zbytnio. Pod wysokim żywopłotem czekał już na nią Balthazaar z Dundeinem oraz Michaelem.
-
Niechaj Moradin ma cię w swojej opiece- pobłogosławił ją Dundein, zostawiając ich samych.
-
Już mi powiedział, że musisz ruszyć tam sama- Balthazaar zabrał głos jako drugi.
-
Co poradzić - wzruszyła ramionami. -
Przynajmniej sobie odpoczniesz ode mnie - dodała uśmiechając się lekko do niego. Zaraz też spojrzała na niebianina. -
Mam nadzieję, że mogę liczyć na jakąś mapę - powiedziała do niego.
-
Droga jest prosta. Udasz się wzdłuż brzegu na wschód aż dotrzesz do miejsca, gdzie spotykają się dwie rzeki z jeziorem. Właśnie tam powinnaś znaleźć świątynię- wyjaśnił.
Skinęła głową. Miała nadzieję, że trasa faktycznie będzie taka prosta jak twierdził niebianin.
-
Jak daleko jest do tego miejsca? - dopytała.
-
Kilka dni na pewno. Zależy jak szybko będziesz się poruszać i jak często będziesz robić postoje-
-
I czy nic w międzyczasie nie postanowi się na mnie rzucić z zębami - dodała krzyżując przed sobą ramiona. -
Na szczęście nie muszę wiele spać, więc może to choć trochę przyspieszy moją podróż
-
Weź to. To prezent od Simona. Nie zmarnuj jej pochopnie- Michael wręczył rycerce flakon wielkości kciuka, w którym znajdowała się bardzo gęsta, błękitna substancja.
-
Las jest dość bezpiecznym miejscem, o ile nie wdepniesz w gniazdo jakiegoś zwierza. Niestety Toń Yeven, już takie bezpieczne nie będzie. Powinnaś uważać, bo można tam trafić od przemytników, po ukrywających się rabusiów i oprychów z Dolin- przestrzegł ją niebianin.
Rycerka wzięła do ręki podarek, przyjrzała mu się uważnie. Wyglądał podobnie jak te, które dostała od Virga gdy wybierała się na smocze wybrzeże. Schowała fiolkę do torby.
-
Dziękuję za miksturę i ostrzeżenie. Będę starać się nie pakować w kłopoty - zapewniła. -[
Na mnie już czas. Do zobaczenia wkrótce - dodała i spojrzała na smoczydło. -
Zaprowadzisz mnie do stajni? - poprosiła Balthazaara.
Jaszczuroczłek skinął jej głową i ruszył we wskazanym kierunku. Smoczydło zerkało na towarzyszkę zdrowym okiem raz po raz buchając parą z nozdrzy
-
Dasz sobie radę?- spytał lekko kpiącym tonem.
-
Zobaczymy - odparła idąca obok Venora, która odwróciła spojrzenie od smoczydła. -
Ale tobie przynajmniej się szykuje dłuższe wolne. Korzystaj, przyda ci się to bo gdy wrócę to będzie już tylko pod górkę - powiedziała z powagą.
-
Skąd pewność, że tu będę czekał? Znając ciebie i twoje ładowanie się w kłopoty nie będzie cię kilka dekadni- wzruszył ramionami.
-
Jest taka możliwość, że wrócę tu dopiero za miesiąc albo i dwa - skrzywiła się, bo to całkiem realnie mogło jej tyle zająć, tym bardziej, że niewiadome było jak jej próba miała wyglądać. -
A co? - spojrzała na Balthazaara i uśmiechnęła się zadziornie. -
Umówiony gdzieś jesteś? Ostatnio też mnie straszyłeś, a jakoś nadal tu jesteś - wypomniała mu.
-
No wiem i na co mi to było…- burknął, po czym ukazał kły w czymś na kształt uśmiechu.
-
Oj tam, wyglądasz jakbyś całkiem dobrze bawił się walcząc z tym co ja ściągam na siebie - stwierdziła i uśmiechnęła się do niego ciepło. -
No może poza tym jednym razem kiedy zniknęłam w lesie... Albo jak wampiry mnie dopadły.. Ale ogólnie sam przyznasz, że na nudę nie narzekasz - zaśmiała się lekko.
-
Uważaj na siebie- Balthazaar położył jej dłoń na ramieniu, mówiąc już zupełnie poważnie.
-
Ty to jednak trochę lubisz mnie - mrugnęła do niego. -
Oho, Młot się już niecierpliwi. Naprawdę nie służy mu siedzenie w boksie - dodała wbijając spojrzenie w budynek stajni, do którego się zbliżyli. Zwierz radośnie prychnął na widok swojej pani.
-
Nie zapomnij, że będziesz tam sama. Wycofaj się, kiedy tylko zajdzie potrzeba. Szkoda by było, żebyś poległa teraz, kiedy tak wiele osiągnęłaś- klepnął ją w ramię.
-
Obiecuję - powiedziała całkiem poważnym tonem. -
A jak wrócę, to spróbuję coś poradzić na twoje oko. To będzie dobre sprawdzenie dla moich umiejętności leczenia
-
Odpierdol się od mojego oka…- warknął, znów ukazując swoje zębiska. Smoczydło odwróciło się na pięcie i opuściło starą stajnię, gdzie przebywał tylko Młot. Balthazaar nie lubił pożegnać i najwyraźniej chciał mieć to już za sobą.
-
Dam ci spokój jak je wyleczę! - rzuciła za smoczydłem.
Venora położyła swoje rzeczy na skrzyni i wypuściła wierzchowca z boksu. Jej rumak domagał się uwagi, więc zanim dał się osiodłać, paladynka musiała go dokładnie wygłaskać. Dopiero po tym Młot w końcu stanął w miejscu i pozwolił narzucić na siebie siodło, a po nim całą resztę.
Rycerka dokładnie sprawdziła mocowania pasów, upewniając się, że nic nie obciera skóry ogiera. Młot wyraźnie nie mógł się doczekać wyruszenia w drogę przestępując z nogi na nogę. W końcu paladynka dosiadła go i już na grzbiecie zrobiła ostatnie sprawdzenie czy zabrała wszystko.
-
Teraz musimy sobie poradzić tylko we dwoje - powiedziała do wierzchowca i poklepała go po szyi. Młot prychnął i ochoczo ruszył naprzód, że aż Venora musiała go powstrzymywać by nie wpadł jej w galop.
26 dzień Słonecznego zenitu. Południowy brzeg Potoku Sember
Od wymarszu z dworku Simona minęły już trzy dni, a Venora ciągle nie mogła przywyknąć do ciszy i samotności. Jej wierny ogier regularnie o sobie przypominał domagając się uwagi, ale w środku rycerka czuła, że trudno jej będzie się teraz odzwyczaić. Okolica była piękna, ale bardzo monotonna. Jak okiem sięgnąć na południe las, a od północy woda (i las na drugim brzegu). Spokojna toń jeziora w końcu przemieniła się w nurt potoku, który kierował się wprost do miejsca, gdzie zmierzała panna Oakenfold. Droga była stosunkowo spokojna i bezpieczna, tak jak z resztą prognozował niebianin. Nawet pogoda jej sprzyjała, choć w pierwszym dniu wyprawy, tuż po wymarszu zaczęło padać niemiłosiernie.
Potok był znacznie węższym akwenem od jeziora Sember i z łatwością można było wypatrywać co działo się na drugim brzegu. Na szczęście po za dziką zwierzyną, nic nie zakłócało spokojnej wędrówki Venory.