Anielica nastroszyła pióra spoglądając na Lif.
- No co? - mruknęła Origa naburmuszona, nie rozumiejąc o co złości się na nią kapłanka Tahary. To natomiast sprowokowało skrzydlatą do wyrzucenia z siebie tego co miała na myśli w związku z ich obecną sytuacją. - Ja się nie pchałam na ten świat. Co więcej całkiem bardzo zostałam porwana z dworu przez piratów na wyprawę, o której wiem tyle co nic. Ale czy marudzę przez to? Nie - spojrzała wymownie na Nichaela. - Nie widzę jednak powodu bać się tego co jest w twierdzy, co czeka tam na nas, z bardzo prostego powodu. Bo jakby akurat oni mieli nas zabić to by już to zrobiły Ahri i Kaz - mówiąc to księżniczka spojrzała na tą pierwszą z wymienionych z imienia i uśmiechnęła się do niej ciepło. - Miały na to mnóstwo czasu, a trucizna w jedzeniu nawet Litwora by zmogła - dodała przekonana co do swoich spostrzeżeń. - No i po drodze nic złego nas nie spotkało, więc wyraźnie sprzyjający nam bogowie czuwają nad nami - stwierdziła Origa na koniec z przekonaniem w głosie.
-W jedzeniu to nie wiem, mogłoby nie dać rady, ale źle na to patrzysz, porównaj zachowanie zwykłego alezyjczyka, czy członka zakonu twojej matki, do postępowania rady, czy kapituły. I tu może leżeć problem.- Rzucił Aigam. -Zbrojownia się przyda, biblioteka też, jeśli wiemy czego szukamy. Oooo macie coś na temat niszczenia plugawych, kradnących duszę artefaktów? Albo jak powstał Kare-Nus?- Zapytał nagle.
- Mówisz, że tak powinnam na to patrzeć? - anielica uniosła brew w zdziwieniu, spoglądając na swojego opiekuna. - To dla mnie jeszcze lepiej, tym bardziej będę się czuła tu jak w domu - odparła, ale ciężko było stwierdzić czy sobie żartuje czy jednak mówi na poważnie. Wspomnienie o mieczu kradnącym dusze, Origa przekrzywiła głowę. - A czy taki artefakt nie przydałby się do walki z tą parką co kradnie magię z krainy? Zabić czymś takim i problem z głowy... - zasugerowała.
- Świetnie, twoim pierwszym przestępstwem, karanym w tej krainie śmiercią, jest fakt, że masz w sobie magię. Co do broni, to kradnącą duszę osoby, która nią włada. Opętanie dające sporo mocy, a na końcu unicestwienie. Nic przyjemnego. Ciężko się z tego wyleczyć. Zakrawa to na spory cud. - Powiedział Litwor, jakiego ktoś mógłby użyć przegryzając ciasteczka miodowe przy herbacie.
- Zupełnie bez sensu - Origa pokręciła głową z niedowierzaniem temu co słyszy. - Jak głupim trzeba być, żeby chcieć użyć takiego oręża? Chyba tylko może robić za "niespodziankę" dla kogoś kto nie ma pojęcia co bierze do ręki - skomentowała anielica.
- Desperacja potrafi skłonić do działań, które z pozoru pozbawione są sensu - odparła Lif, sprawiając wrażenie osoby, która wie co mówi. Nichael tylko prychnął, ale w owym prychnięciu nie było przekonania. Na jego obliczu widoczny był bowiem smutek. Widocznie wiedział o sprawie więcej niżby chciał, co biorąc pod uwagę jego koneksje rodzinne, nie powinno dziwić. Przynajmniej Litwora.
- W twierdzy sytuacja będzie wyglądała inaczej - w chwilę ciszy, która powstała po słowach kapłanki Tahary, wtrąciła się Ahri. - Tam niestety musimy przestrzegać wszystkich reguł zakonu, ale chronią was Moce, zatem nie powinno być problemu.
Oświadczenie to może by zabrzmiało pocieszająco, gdyby zostało wypowiedziane z nieco większą dozą pewności w głosie. Tej jednak w nim wyraźnie brakowało. Im bliżej bramy, którą wkrótce ujrzeli, tym postawa elfki wyrażała większą niepewność i zdenerwowanie. Zdecydowanie nie był to powrót do domu, do którego tęskniło serce. Prędzej zesłanie na ciężkie roboty lub szafot.
- To może szybkie ich przypomnienie? Reguły to nie jest moją mocna strona. - Rzucił Aigam, zastanawiając się w co się pakuje.
- Was one na szczęście obowiązywać nie będą - pokrzepiła Litwora Ahri, przy okazji także unikając odpowiedzi na jego pytanie.
- No! To tym bardziej nie ma się czym przejmować! - stwierdziła anielica z promiennym uśmiechem.
Origa wyprostowała się w siodle przyjmując - świadomie czy też nie - dumną postawę, której nawet anioł pełnej krwi by się nie powstydził. Potrząsnęła lekko skrzydłami, poprawiając sobie w ten sposób ułożenie piór na nich. Uśmiech zdradzający pewność siebie wykwitł na buźce księżniczki, gdy zbliżali się do wrót twierdzy.