Czarnowłosą cieszyło, że Batlhazaar nosił ze sobą unikalną w wyglądzie i przeznaczeniu broń.
-
No w końcu mam ze sobą świetnego tropiciela - odparła paladynka z mrugnięciem oka. -
Chodźmy. Mam nadzieję, że żaden nie będzie kombinować. Dobrze, że Virgo mnie przyuczył z wyceniania broni i pancerza - westchnęła spoglądając na wieżę. Skinęła głową na jaszczura i ruszyła przodem. -
Myślę, że jak wrócimy do Suzail to magiczna kolczuga, ta w twoim rozmiarze, może być już naprawiona - wspomniało jej się. -
Dobrze by było, żeby chroniło cię coś więcej niż tylko ta skórzana kurtka i twoje łuski.
-
Ta…- burknął pod nosem. Nagle drzwi przed nimi się otworzyły i ujrzeli małego chłopca z tubą na zwoje i listy. Chłopiec skinął głową Venorze i czmychnął w kierunku serca miasta. Sekundę później w drzwiach pojawił się dość niski i krzepki mężczyzna w nietypowej jak na te regiony zbroi.
Pełny pancerz o eleganckich zdobieniach, był sporo wart.
-
Mogę pomóc?- spytał nieco zdziwiony.
-
Eeee... - rycerka była zaskoczona napotykając ciężkozbrojnego wojownika. -
Powiedziano mi, że tu jest najlepsze miejsce na sprzedaż magicznych przedmiotów i jest też duży wybór ich zakupu... - odpowiedziała już pewnym siebie tonem głosu, uśmiechając się przyjaźnie do nieznajomego.
-
Jestem Balerick. Dobrze trafiłaś… Tyle, że mój pracodawca właśnie dostał ważną wiadomość i nie jestem pewien, czy przyjmie cię pani?...- zasugerował by się przedstawiła.
-
Oh, tak gdzie moje maniery... - czarnowłosa zarumieniła się zdając sobie sprawę, ze swojego złego zachowania. Widać wiele dni spędzone na uganianie się po lesie i trakcie na bezludziu zrobiło swoje z jej wychowaniem. -
Jestem lady Venora Oakenfold, paladyn zakonu Helma z Suzail - przedstawiła się w końcu, tak jak należało na samym początku.
-
Paladyn? Helma? Oh zapraszam do środka, gdyby to nie było ważne, pewnie byś tu nie zawitała- odsunął się od drzwi, otwierając je szeroko. Venora w pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, w końcu była tu zupełnym przypadkiem, a nie wiedzona ważną misją, ale skoro już otworzył przed nimi drzwi... Krótki korytarz zamienił się w spore pomieszczenie, gdzie znajdowało się wiele książek, elementów pancerzy i kilka nietypowych sztuk broni. W środku znajdowało się wiele skrzyń oraz trzy odnogi korytarza prowadzące do osobnych pomieszczeń. We wschodnich drzwiach pojawił się mężczyzna w czarodziejskiej szacie.
-
Musimy wyjść, kogo sprowadziłeś do kramu?- rzekł tonem z pretensją do Balericka.
-
Och, przepraszam za najście... Ja tylko chciałam sprzedać magiczne przedmioty które zalegają mi w torbie, a sklepikarz którego odwiedziłam nie miał już złota za które mógłby je kupić - wytłumaczyła się Venora, gdy poczuła się winna, że jednak się tu wprosiła. Spojrzała na wojownika, później znów na maga. -
Przyjdę później - dodała przepraszającym tonem.
Mag kiwnął głową odprawiając Venorę
-
Szybko! Musimy udać się do siedziby miejskiej straży! Klaren został posądzony o atak na strażnika miejskiego! Ponoć jego niedźwiedź zarżnął dwoje ludzi przed dziedzińcem świątyni Oghmy!- krzyknął zdenerwowany czarodziej.
Paladynka zainteresowała się tym.
-
Czy... Mogę jakoś pomóc? - zapytała, bo było to silniejsze od niej, nawet jeśli była pewna, że Balthazaara to może rozzłościć, że znowu się miesza w czyjeś sprawy. Mag spojrzał na rycerkę wymownie, po czym skierował spojrzenie na Balericka.
-
To lady Venora. Paladyn w służbie Helma. Przybyła tu by handlować- wyjaśnił.
-
Wybacz mi pani moje chłodne powitanie, lecz jestem przekonany, że straż popełniła błąd. Klaren był opiekunem lasu. Nie mordercą!- zacisnął dłoń w pięść.
-
Dobrze... Ale gdyby była potrzeba mojej asysty w jakikolwiek sposób, to zatrzymałam się na dzisiejszy dzień w szynku "Błogosławiony poranek" - odpowiedziała mu, uważnie się przyglądając czarodziejowi. -
Dobrze więc... Jak mówiłam, wrócę tu później, może nawet jutro o świcie, tuż przed tym jak wyruszę w dalszą drogę - dodała i skierowała się do wyjścia.
Czarodziej wyszedł z magazynu wartkim krokiem, lecz nie ciężkozbrojny wojownik
-
Pójdź pani z nami. Spojrzysz na sprawę na chłodno, straże nie będą śmiały cię nie zaprosić na osąd…- przekonywał ją Balerick. Venora czuła na sobie również wzrok Balthazaara, choć nie wyglądał na rozzłoszczonego.
-
Niech będzie, dla mnie to żaden problem, prowadźcie - odpowiedziała z powagą i skinęła głową. Spojrzała zaraz na smoczydło, upewniając się czy nie mruczy czegoś z niezadowoleniem pod nosem. O dziwo tak nie było. -
Chodź - powiedziała do niego.
Balerick wyszedł na zewnątrz, a panna Oakenfold i smoczydło tuż za nimi. Mężczyzna nawet nie fatygował się zamykać na zamek drzwi. Marszem przebyli miasto aż dotarli do murowanego budynku, skąd słychać było potworne krzyki i ujadanie.
-
To on! Sierżancie! Otwórzcie drzwi! Natychmiast!- krzyczał mag, uderzając w frontowe drzwi, lecz nikt ich nie trzymał i jeden ze strażników wpuścił ich do środka. Czarodziej znał drogę do lochu, skąd słychać było krzyk i płacz. Venora i reszta udali się do podziemi, mijając po drodze kilku strażników.
Na dole ujrzeli kilka cel, a w jednej z nich, szarpiąc kratę wił się mężczyzna o północnych rysach twarzy, w futrze i lekkim odzieniu, mimo chłodnawej aury. Szarpał kraty rękami ile miał sił w ramionach, a całemu zajściu towarzyszyła grupka strażników, którzy obserwowali zrozpaczonego druida.
Venora spojrzała pytająco na maga, ale nim ten cokolwiek mógł odpowiedzieć, paladynka skierowała wzrok na strażników.
-
Jestem lady Venora Oakenfold, paladyn z zakonu Helma w Suzail - przedstawiła się niezwłocznie. -
Proszę zostawić nas chwilowo samych z więźniem, chcemy z nim pomówić w spokoju - dodała tonem dowódcy.
-
Ależ pani!- zaprotestował jeden ze zbrojnych. -
Toż to nasz więzień! na mocy nadanej nam przez króla Azouna i królewską regentkę! Zaklinam cię pani, nie mieszaj się w tę sprawę- rzekł stanowczo.
Rycerka uśmiechnęła się uprzejmie.
-
Zakon Helma jest ceniony przez koronę w sprawach ochrony - zwróciła mu uwagę. -
Nie chcę nikomu wchodzić w drogę, a jedynie was wspomóc w dociekaniu prawdy - dodała nieustępliwie.