Panna Oakenfold zostawiła Młota przed wejściem do warsztatu kowala. Miała niezadowoloną minę słysząc słowa właściciela tego miejsca.
-
Co im dolega? Może jakoś mogę pomóc? - wtrąciła się podchodząc bliżej kowala.
Zielonoskóry spojrzał na rycerkę badawczo, mierząc ją od stóp do głów.
-
A wy to kto?- spytał gromko, jak na półorka przystało.
-
Razem z nim wyruszamy i potrzebujemy dwóch koni - odparła mu czarnowłosa. -
Jestem lady Venora Oakenfold, paladyn zakonu Helma - przedstawiła się.
-
Już mu mówiłem, że konie są osłabione. Nie pozwolę ich zabrać, bo jeszcze wam padną- nie zmieniał zdania.
-
Dlatego pytam co im dolega. Jeśli to jakaś choroba to mogę coś na to poradzić - odparła Venora spokojnym tonem głosu. Półork odłożył swój kowalski młot i zbliżył się do panny Oakenfold. Przyglądał jej się krótką chwilę, po czym skinął głową.
-
Możesz je zobaczyć. Nie jedzą od rana, są płochliwe i osłabione. Pierwszy raz coś takiego widzę- wyjaśnił i ruszył na tyły posesji, gdzie pod wiatą, w boksach znajdowały się jego wierzchowce.
-
Coś je może wystraszyło? Może jakiś drapieżnik tu się kręcił? - paladynka spojrzała na smoczydło. -
Wyczuwasz może jakiś zapach? - zapytała go, a sama zbliżyła się do koni by się im przyjrzeć. -
Jeśli to jakaś choroba to mogę je uleczyć - zaproponowała.
-
Hm… Nie, żadnego dziwnego zapachu… Chociaż śmierdzą strachem…- skomentował -
Jeśli je uleczysz zmarnujesz swój zapas psalmów, prawda?- dopytywał.
Venora pokręciła przecząco.
-
Paladyni mają szczególną moc uzdrawiania z chorób. Coś podobnego jak uzdrawianie ran przez sam dotyk - wyjaśniła mu. -
Leczenie chorób nie sprawia, że mam mniej czarów kapłańskich.
Balthazaar pokiwał głową na znak, że zrozumiał, a stojący za nim Khartus wykonał rękoma zapraszający gest, by Venora pokazała co potrafi.
Rycerka nie czuła się stremowana widownią jaką miała. Podeszła do pierwszego z wierzchowców i zacmokała do niego. Zwierzę nawet nie zareagowało. Venora weszła więc do boksu i powoli podeszła do konia, który nie bał się jej chyba tylko wyłącznie dzięki aurze dobra jaką roztaczała wokół siebie paladynka. Czarnowłosa pogłaskała zwierzę po szyi i przymknęła oczy zaczynając recytować szeptem słowa modlitwy do swego boga. Chwilę to trwało, a gdy paladynka odsunęła się od zwierzęcia te wyglądało jakby wszystkie dolegliwości odeszły w niepamięć.
Bez słowa Venora przeszła do drugiego boksu i powtórzyła czynność. Na koniec wyglądała na nieco zmęczoną.
-
Cokolwiek to było, dobrze żebyś ustalił aby na przyszłość się nie powtórzyło - powiedziała do właściciela zwierząt. -
Możemy je teraz wypożyczyć? Jeszcze dziś powinniśmy wrócić, najpóźniej o świcie
-
Na bogów…- westchnął półork zmieniając swoje nastawienie. -
Oczywiście pani. Jeśli konie wrócą do mnie całe i zdrowe, to tylko połowę stawki wam policzę, jak za jednego- pokłonił się przed rycerką.
-
Dziękujemy. Balthazaar, pojedziesz na Młocie. Bendricku bierzmy się za osiodłanie koni - mówiąc to sięgnęła po ogłowie wiszące przy boksie i zajęła się przygotowaniem konia do drogi. Kowal Khartus już nie przeszkadzał rycerce i jej towarzyszom. Kiedy ona zajęła się oporządzaniem koni, półork wrócił do swej pracy w kuźni. Niedługi czas później grupka była gotowa i ruszyła brukowaną uliczką w kierunku północnej bramy. Balerick znał kierunek ich celu doskonale i to on pędził na szpicy.
~***~
Gdy dotarli w okolice wieży, Venora przypominała sobie tę drogę. Była zdziwiona, że przechodząc tędy wcześniej nie zauważyła szczytu dachu budowli. Kilka chwil przedzierali się lasem, za swoim przewodnikiem aż w końcu ujrzeli cel w oddali między drzewami.
Ta wieża była wyższa i zdecydowanie starsza od Wieży Wschodzącego Księżyca. Budynek, do którego przylegała był również większy od wieży Dariusa na wysepce.
-
Jest wielka…- warknął jaszczur przyglądając się siostrzanej budowli wieży.
Grupka w końcu dotarła pod masywne, żeliwne drzwi otwierające się do środka.
-
Czuje krew. Ale to nie intensywny zapach… Być może przelano ją tu jakiś czas temu…- Balthazaar uprzedził pytanie panny Oakenfold.
-
Może to jakieś zwierzęta? Wilk sarnę dopadł na przykład - zasugerowała Venora, w dość optymistycznym tonie. -
Sprawdźmy to miejsce i czym prędzej wracajmy - stwierdziła i zeskoczyła z konia. Rozejrzała się wkoło, ale idąc ku budowli była przede wszystkim skupiona na wyczuwaniu zła.
Całe to miejsce zdawało się być siedliskiem czegoś mrocznego i posępnego, a Venora czuła, że to siedzi aż w murach wieży.
-
Ciekawe po co ten kupczyna tu niby chadza…- Balthazaar rozejrzał się dookoła i podszedł do drzwi by pchnąć je barkiem. Te ustąpiły pod naciskiem i otworzyły smoczydle drogę do wnętrza. Grupka ujrzała pólokrągły korytarz, wysoki na prawie trzy metry. Prawa odnoga wpadała do jakiegoś pomieszczenia za zakrętem.
-
Bądźcie czujni - odezwała się Venora. -
Wyczuwam wyraźnie zło bijące z tego miejsca. Możliwe, że znów nam się demon napatoczy - po tych słowach wyciągnęła Pożogę, której płonące ostrze dodatkowo rozświetlało wnętrze pomieszczenia. Panna Oakenfold zdecydowała, że w pierwszej kolejności udadzą się w prawo. Korytarz wił się na północ a kilka metrów dalej zakręcał w lewo, wpadając do sporej komnaty, oraz drugiej, sąsiadującej z nią. W suficie była ogromna dziura, a cały ten gruz, belki i dach zalegały na posadzce. Trudno było stwierdzić do czego to pomieszczenie mogło w przeszłości służyć.
-
Chyba nic tu nie znajdziemy…- fuknął Balerick.
Venora przeszła się w koło pomieszczenia, rozglądając po nim, starając się wyczuć czy zło w tym miejscu jest silniejsze czy słabsze niż u wejścia do wieży.
-
Może jakiś smok tu wleciał przez dach? - zasugerowała paladynka.
-
Może- odparł Balthazaar -
Ruszajmy dalej, nie ma czasu do stracenia. Niebawem zajdzie słońce- dodał i opuścił pomieszczenie. Nie uszedł daleko, bo tuż za rogiem ujrzał grubszą szczelinę w ścianie. -
Tajne przejście. Podejrzewam, że otwiera się od drugiej strony…- wyjaśnił i ruszył zakręcającym korytarzem.