9 dzień Gaśnięcia 1372 roku rachuby dolin. Szumiąca dolina
Nikt nigdy nie podważał pracowitości krzepkiego ludu. Brodaci rzemieślnicy tak samo w Królestwie Wielkiej Rozpadliny, jak i w każdej twierdzy Srebrnych Marchii również tutaj zakasali rękawy do ciężkiej pracy czasem nawet i jeszcze przed świtem. Venora otworzyła oczy, zbudzona dudnieniem z kuźni. Pogoda nie rozpieszczała. Niebo znów było ciemno od burzowych chmur, a wiatr kołysał okiennicami i szumiał między górskimi szczytami. Venora czuła, że czeka ją długi dzień i nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę lenistwa. Trzeba było zbudzić wszystkich kompanów, zjeść śniadanie i kupić wszystko na drogę. A potem już wystarczyło tylko uzyskać zgodę od trzech krasnoludów by przejść pod górą, skąd idealnie prosta droga do stolicy Comyru.
Paladynka usiadła na łóżku i zaspanym spojrzeniem powiodła po pokoju. Wstała z pościeli nim naszła ją ochota do ponownego położenia się w niej. Półprzytomnie zaczęła ubierać się. Szczęśliwie magiczny pierścień sprawiał, że znacznie szybciej się wysypiała i gdy tylko senność z niej uleciała to poczuła się całkiem rześko. Na razie nie spoglądała w kierunku pancerza i jedynie przytroczyła do pasa
Pożogę. Zarzuciła na plecy płaszcz i torbę na ramię. Rzuciła ostatnie spojrzenie na pokój i z niego wyszła. Zamknęła za sobą drzwi na klucz, a następnie przeszła do pokoju obok, który zajmowała Agness i zapukała w nie.
-
Wstawaj, czas zrobić zakupy - odezwała się rycerka i nie czekając na jej odpowiedź ruszyła w głąb korytarza. Tam znajdował się pokój zajmowany przez męską część drużyny. Venora zawahała się chwilę czy konieczne jest budzenie ich, ale ostatecznie uznała, że muszą i tak zejść na śniadanie. Zapukała więc głośno w drzwi.
-
Pobudka - rzuciła i złapała za klamkę.
Dundein spał na swym łóżku, zwinięty w koc. Lusiana, pod kocem nawet nie było widać, przez smukłe i filigramowe kształty, a Balthazaar siedział na ziemi, opierając się plecami o ścianę. Jego gadzie oko spojrzało w kierunku Venory -
No proszę. Mamy tu porannego ptaszka…- skomentował ukazując swoje żółte i wielkie zębiska w imitacji uśmiechu.
-
Zaraz dołączymy na dole- oznajmił i potrząsnął łóżkiem Dundeina.
Venora zmrużyła oczy w pytającym tonie.
-
Ty spałeś? Na podłodze, a nie w łóżku? - zapytała smoczydło, unosząc brwi.
-
Nie…- odparł lekko zmieszany jej dociekliwym pytaniem. Był świadom, że jeśli jego towarzyszka chciała poznać prawdę, potrafiła go dręczyć tak długo aż w końcu jej powie lub mocno się zirytuje.
-
Słyszysz kurduplu?!- warknął w stronę śpiącego Lusiana -
Ruszaj dupę!-
-
Spałeś choć trochę czy całą noc tak siedziałeś? - dopytywała dalej Venora, przyglądając się mu wnikliwie spojrzeniem błękitnych oczu.
-
Czemu miałbym niby nie spać? Wypiłem wczoraj więcej tego cholernego, ciemnego piwska niż ty na oczy widziałaś…- pokręcił głową i ruszył w kierunku wyjścia z izby na korytarz ciągle przy tym pochylając głowę, by nie uderzyć w sufit.
Venora przewróciła oczami i ruszyła za smoczydłem.
-
Jak ci jedno łóżko było za mało to trzeba było złączyć z tym drugim, a nie spać na deskach - powiedziała do pleców Balthazaara, gdy schodzili po schodach do sali jadalnej.
-
Przecież mówię, że spałem normalnie…- burknął i zamilknął, gdy w biesiadnej izbie ujrzał czekającą na nich Agness. -
Świetny początek dnia…- skomentował.
-
Będziesz się musiał przyzwyczaić do niej, bo trochę czasu z nami spędzi - odparła mu panna Oakenfold. -
Masz zapotrzebowanie na jakiś sprzęt? - zapytała zmieniając temat na dużo przyjemniejszy. -
Bo skoro jesteśmy u krasnoludów to warto zaopatrzyć się w dobry ekwipunek w ich sklepach
-
Znajdę coś dla siebie, nie martw się- odparł siadając na drugim końcu stołu, z dala od czarnej kapłanki. Agness powitała Venorę skinieniem głowy i bladym uśmiechem.
-
A gdzie reszta twojej kompanii?- zagadała.
-
Już wstają - odparła Venora uśmiechając się do niej przyjaźnie. -
Na razie nie ma dla nich pośpiechu, najpierw i tak musimy kupić dla ciebie zbroję, a ja muszę uzupełnić zapasy mikstur - wspominając o nich skrzywiła się, bo wciąż miała w ustach niesmak jak dwa dni temu piła jedną po drugiej.
Śniadanie zjedli w milczeniu, podczas którego Balthazaar i Agness usilnie nie spogladali w swoich kierunkach, skupiając się na jedzeniu. Venora nikogo nie zamierzała zmuszać do lubienia się, więc zwyczajnie ignorowała ich zachowanie. Paladynka głodna nie była i czekając aż wojowniczka skończy posiłek, wypiła jedynie kubek zaparzonych ziół, które ponoć miały sprawić, że przestanie ją boleć głowa.
Gdy talerze zostały opróżnione kobiety od razu udały się do wyjścia z karczmy. Jeszcze nim wyszły na zewnątrz, paladynka dostrzegła jak w sali pojawił się Dundein i Lusian, którzy zasiedli obok smoczydła.
~***~
-
To od którego miejsca zaczynamy? Idziemy po prostu do kuźni?- Agness spojrzała kątem oka na Venorę.
-
Tak, chodźmy od razu do płatnerza. Zawsze będzie miał czas, żeby wprowadzić drobne poprawki - zgodziła się paladynka rozglądając za kimś kto mógłby im wskazać drogę w odpowiednie miejsce. Na szczęście nie musiała długo szukać, ani nawet pytać. Szyld i rytmiczne dudnienie młota z łatwością doprowadziło Venorę na miejsce. Był to niski, kamienny budynek przeznaczony dla typowego krasnoluda. Brodacz nie zauważył dwóch obserwatorek stojących w progu jego kuźni, gdy akurat nogą tłoczył powietrze do pieca.
Krasnolud miał szerokie barki i wielkie przedramiona. Jego łysiejąca czaszka odbijała jaskrawe płomienie i rozżarzony kawał stali.
-
W czym mogę pomóc?!- spytał przyglądając się czerwonemu kawałkowi metalu.
Było tu przyjemnie ciepło i można było się ogrzać po krótkim spacerze po nieprzyjemnym chłodzie jaki panował na zewnątrz. Venora wyprostowała się i mogła puścić poły płaszcza którym szczelnie była opatulona.
-
Potrzebuję pancerza, dokładnie to pełnej zbroi płytowej dla mojej towarzyszki - powiedziała rycerka rozglądając się po pracowni, by na koniec skinąć głową na stojącą za jej plecami Agness.