Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2017, 15:23   #442
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Łupieżca nawet się nie ruszył tylko patrzył na pannę Oakenfold i jej kompanów. Venora skupiła się z całych sił i poczuła jak ból w sekundę mija. Kątem oka dostrzegła jak smoczydło uprzedza ją i wbiega do pomieszczenia szarżując wprost na potwora rodem z Podmroku. Venora spojrzała w bok. Agness właśnie chwyciła za buzdygan a Dundein leżał na zimnej posadzce z pustym wzrokiem, śliniąc się przy tym lekko.
~Nie pozwól by złapał cię mackami!- usłyszała w głowie Kay’a.
~ Nie mam takiego zamiaru... ~ pomyślała w odpowiedzi. Paladynka czuła zło bijące od tej istoty z mackami zamiast twarzy. Venora rzuciła się na łupieżcę, a w swój miecz natchnęła moc zdolną niszczyć zło.
Smoczydło błyskawicznie doskoczyło do stwora wywijając zakrzywionym mieczem w powietrzu jakby wcale nie był taki ciężki. Pierwsza rana pojawiła się na udzie łupieżcy. Dwie kolejne rozpruły grafitowe szaty i otworzyły klatkę piersiową. Illithid nie wydawał z siebie nawet najcichszego jęku, a czekało go jeszcze starcie z rycerką.
Pożoga buchnęła ogniem, kiedy ostrze panny Oakenfold dwa razy rozcięło skórzane szaty łupieżcy i jego delikatną, bladą skórę. Illithid zachwiał się na nogach. Zapewne nie spodziewał się tak bolesnego ataku ze strony młodego dziewczęcia. Znów trysnęła krew. Stwór spojrzał malutkimi oczkami na Venorę. Sprawę załatwiła Agness, która jeszcze kilka chwil temu tarzała się po podłodze w strachu przed malutkim pająkiem. Jej czarny i masywny buzdygan rozbił głowę łupieżcy powalając go trupem na ziemię.

~Świetnie się spisaliście! Teraz szybko, musicie mnie uwolnić, bo pewnie powiadomił swoich kamratów! Nie ma czasu do stracenia!~ Kay ponaglał Venorę mentalnym przekazem.
Venora zamachnęła się jeszcze raz mieczem, oddzielając głowę illithida od korpusu.
-Szybko, pewnie reszta już jest tu w drodze. Bierzcie Dundeina - rzuciła w międzyczasie do towarzyszy. Przyklęknęła przeszukując kieszenie szaty łupieżcy dla sprawdzenia czy nie ma w nich klucza. Po kilku sekundach panna Oakenfold już wiedziała, że kluczy nie znajdzie przy cherlawych zwłokach łupieżcy. Długo jednak szukać nie musiała. Klucze wisiały na żeliwnym haczyku wbitym w kamienną ścianę.Zabrała je i dopiero wtedy wyszła z komnaty. Kiedy znalazła się na korytarzu, rozejrzała się i zobaczyła jak jaszczur i wojowniczka prowadzą kapłana w kierunku schodów.
Dundein jeszcze przez chwilę ślinił się, ale gdy zbliżyli się do końca korytarza, zaczął on odzyskiwać zmysły.
- Agness zostań z nim, by całkiem otrząsnął się po tym co zrobił mu illithid - powiedziała Venora i machnęła ręką na Balthazaara. We dwoje ruszyli od razu schodami w dół.

~ Kay, kieruj mną. Gdzie teraz? Która jest twoja cela? Czy poza tobą ktoś jeszcze jest tam uwięziony? ~ zapytała w myślach, kiedy szybko postępowała stopnie, powstrzymując się przed pokonywaniem kilku na raz.
~Korytarzem w prawo!~ jego głos był coraz wyraźniejszy i zaczynał brzmieć, jakby jego źródło było tuż obok rycerki. Biegnąc wąskim przejściem pomiędzy dwoma wielkimi komnatami Venora widziała kilkanaście gnijących trupów w różnym stopniu rozkładu. Każde z ciał wyglądało zupełnie naturalnie, poza dziurą wielkości pięści w głowie. Nie było tu czasu na dokładne oględziny. W końcu dotarli do lochu, gdzie znajdowało się kilka par solidnych drzwi. Metalowe okucia i wzmocnienia zdawały się powstrzymywać każdego więźnia. Jedne z drzwi były poobijane i zdewastowane od środka.
-Tu jestem…- fuknął z środka celi Kay pawdziwym głosem, co sprawiło, że inny z więźniów się przebudził. Coś kilka razy uderzyło potężnie w drzwi, próbując się wydostać na zewnątrz.Venora użyła klucza i odblokowała zamek. Drzwi uchyliły się prędko a przed oczami rycerki i jej towarzyszy pojawił się niski i krzepki człowiek odziany w bryczesy, wysokie buty i kilka przypadkowych elementów zbroi jak karwasz czy pojedynczy naramiennik.


Kay miał pomarańczową skórę, którą zdobiły liczne tatuaże łącznie z jednym na głowie. Osobliwa fryzura przypominająca irokeza sprawiała, że mężczyzna łatwo wpadał w pamięć. Kay od razu skoczył do Venory i złapał ją delikatnie za dłoń całując teatralnie.
-Wybawczyni!- uśmiechnął się zawadiacko.
Paladynka w pierwszej chwili wyglądała na zaskoczoną reakcją uratowanego, ale zaraz cofnęła rękę obdarzając mężczyznę chłodnym spojrzeniem.
- Nie ma czasu na wygłupy, wynośmy się stąd - powiedziała, kątem oka przyglądając się celi w której coś się tłukło. Machnęła ręką w geście ponaglenia by szli przodem, gdyż sama zamierzała osłaniać tyły.
Kay skinął głową i ruszył przodem wyprzedzając Balthazaara. Mężczyzna poruszał się bardzo gibko i zwinnie, nawet nie rozglądając się na boki, zupełnie jakby widział drogę psionicznymi zmysłami. Kay nagle stanął w miejscu, a biegnący za nim Balthazaar i Agness wpadli na niego.
-Illithidzi! Jest ich kilku! Musimy wrócić i się ukryć! Szybko!- warknął do pozostałych.
- Niby gdzie?! - syknęła Venora, która zaraz do nich dołączyła i spojrzała na Agness. -Możemy teraz użyć cienia, żeby się nimi zajął - zaproponowała.

-Do mojej celi! Zaatakujemy z zaskoczenia! Tu w korytarzu nie mamy szans z nimi!- syknął przez zaciśnięte zęby Kay.
Jak do tej pory pomysły nieznajomego się sprawdzały, więc rycerka przystała na jego plan. Szła ostatnia, wiec teraz wracając do cel musiała ruszyć jako pierwsza. Nie ociągała się i szybko stawiając kroki zaczęła się modlić do bogów by to się udało. Kay poprowadził grupę z powrotem do lochu i cel. Mężczyzna otworzył drzwi wpuszczając towarzyszy Venory przodem, po czym wykonał szybki gest ręki w kierunku powyginanych drzwi celi, gdzie siedziało coś jeszcze. Kay wskoczył do środka celi i przymknął za sobą drzwi. W środku było ciasno i duszno, a kompani musieli stać bardzo blisko siebie.
-Cisza! Są już blisko… Na mój sygnał atakujemy!- polecił. Za drzwiami słychać było szamotaninę.
-Teraz!- syknął i pchnął z impetem drzwi. Kompani wartko wybiegli na zewnątrz i ujrzeli dziwaczną scenę walki dwóch illithidów, a w zasadzie to egzekucji jednego na drugim.

Potężnie umięśniony łupieżca znacznie przewyższający tężyzną fizyczną swoich pobratymców trzymał niedbale ciało innego illithida. W korytarzu znajdowała się jeszcze dwójka łupieżców, którzy byli równie zdezorientowani tym widokiem, co Venora i jej ekipa.
Panna Oakenfold jeszcze w celi sprawiła, że boska energia nasączyła jej miecz. Po zapanowaniu nad konsternacją wywołaną dziwną sceną walki łupieżców między sobą, szybko podjęła decyzję co robić.
~ Wróg mego wroga będzie mniej chętny do atakowania mnie ~pomyślała. Mimo młodego wieku, jej doświadczenie w walce było nie małe i nie jedną nietypową sytuację miała za sobą, w tym również nawiązywanie tymczasowych i dziwnych przymierzy. Paladynka natchnęła ostrze Pożogi energią zdolną karcić zło i rzuciła się na jednego z chudych illithidów.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline