Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-12-2017, 18:04   #441
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Nie!- syknęła sparaliżowana strachem kobieta.
~Spieszcie się, bo nie ma czasu…~ Kay ponaglał Venorę mentalnymi wiadomościami.
- Teraz nie możemy się wrócić. Nie możemy się rozdzielić. Potrzebujemy ciebie. Jesteśmy już blisko celu. Zamknij oczy, przeprowadzę cię - powiedziała ostrym tonem Venora. Agness spojrzała jej głęboko w oczy, przełknęła ślinę i postąpiła zgodnie z instrukcjami służki Helma.
Kobiety przedarły się przez połowę długości korytarza i już widziały rozwidlenie, gdy na twarz Venory spod sufitu spadł wielki jak dłoń pająk. Panna Oakenfold energicznie pozbyła się robala z głowy, ale dla czarnej kapłanki to było zbyt wiele. Agness pisnęła. Trwało to tylko sekundę, zanim Balthazaar doskoczył i zatkał jej usta pazurzastą łapą. Smoczydło skrzyżowało spojrzenie z Venorą nasłuchując jednocześnie jakichkolwiek oznak zbliżania się mieszkańców tych lochów. Poza biciem własnych serc i wyjącym nad posadzką wiatrem nie było nic słychać, a to oznaczało, że tym razem im się upiekło. Panna Oakenfold odetchnęła z ulgą i spojrzała karcąco na Agness, kiedy z jednej z pajęczyn skoczył kolejny pajęczak.


To już było zbyt wiele dla byłej służki Bane’a, która sprawnie wyślizgnęła się z uścisku smoczydła i uciekła w kierunku schodów.
~Zatrzymaj ją, bo wszyscy zginiemy!~ usłyszała Venora. Jedyną nadzieją maruderów był fakt, że kobieta była tak przerażona, że nie mogła wydusić z piersi krzyku.
- Balthazaar, łapmy ją!- syknęła rycerka i ruszyła za wojowniczką z zamiarem powalenia.
I bez słów Kaya, paladynka wiedziała jak bardzo źle w tym momencie wyglądała ich sytuacja. Panna Oakenfold jeszcze zrozumiała by lękanie się przed smokiem czy jakimś nieumarłym, ale zupełnie nie rozumiała czemu jej towarzyszka tak panicznie bała się tych stworzeń.
Nim Balthazaar rzucił się do biegu, Venora zdążyła go wyprzedzić. Rycerka miała czarną kapłankę na wyciągnięcie ręki, lecz ta w ataku paniki zdołała umknąć. Balthazaar biegł tuż za Venorą, ale korytarz był za wąski by smoczydło było w stanie wyprzedzić towarzyszkę.
~Nie rozdzielajcie się, bo nie potrafię tak daleko sięgać umysłem!~ rycerka zrozumiała, że z tyłu stał jeszcze zdumiony sytuacją Dundein.

Rycerka przeklęła pod nosem.
- Agness, stój! Jeśli się rozdzielimy to wszyscy jesteśmy trupami! - rzuciła za kobietą, licząc że trafią jej słowa do rozsądku ex kapłanki.
~Kay, wejdź jej do głowy! Zrób cokolwiek !~ pomyślała mając przy okazji nadzieję, że Dundein się otrząśnie słysząc co powiedziała i ruszy za nimi, bo inaczej wszystko pójdzie na marne, a i skończą jeszcze gorzej.
Venora zdążyła wyobrazić sobie dramatyczny scenariusz, w którym jej grupa zostaje zdemaskowana przez illithidy i kończy z dziurą w potylicy gdzieś w bezimiennej jaskini pod górami. Wtedy do akcji wkroczył Balthazaar, który odepchnął rycerkę w bok i przecisnął się w ostatniej chwili, łapiąc Agness tuż przed schodami na początku zasłanego pajęczynami korytarza. Smoczydło runęło na ziemię, przewracając przy okazji byłą służkę Bane’a. Agness chwilę próbowała się szamotać, lecz Balthazaar nie dał jej szans, skrępował ręce w nadgarstkach, oraz przygniótł ciężarem własnego ciała.
-Mam ją…- warknął pod nosem. Panna Oakenfold odwróciła się i ujrzała próbującego dogonić ją Dundeina.
~Nie pozwól na taką sytuację więcej…~ syknął głowie Venory Kay.
~ Gdybym wiedziała wcześniej, że tak się ich boi to bym ze sobą nosiła słoik tych parszywków ~ odparła paladynka i przetarła dłonią pot z czoła, starając się opanować zdenerwowanie.


Ataku paniki Agness nie dało się opanować, lecz smoczydło nie miało zamiaru pieścić się z kapłanką i złapało ją za ramię, po czym jak gdyby nigdy nic przerzuciło przez plecy.
-Weź moją tarczę…- burknął tylko do Venory, ruszając w kierunku rozwidlenia korytarzy, a następnie w prawo. Wąski korytarz w końcu przerodził się w szerszy loch, a smoczydło mogło wypuścić Agness. Kobieta milczała. Wiedziała, że jej strach mógł sprowadzić na grupę poważne tarapaty.
~Uważajcie. Jesteście w pobliżu komnat łupieżców. Udajcie się wzdłuż korytarza, aż dotrzesz do kolejnych schodów. Tam udasz się na dół i dotrzesz do cel. Uważaj jednak, gdyż jest tu coś strasznego, co zdaje się być odporne na moje moce psioniczne…- wyjaśnił Kay.
Venora odetchnęła przeciągle, dając upust nerwom, które nabudowały się przez sytuację z Agness i jej fobię włochatych ośmionogów. Nadal rycerce w głowie się nie mieściło jak kultysta może się obawiać takich stworzeń.
- Teraz idziemy prosto, aż do schodów. Musimy być cicho bo tu są w okolicy łupieżcy. Na końcu tego korytarza idziemy w dół, gdzie są cele. Kay ostrzega, że kręci się tu coś strasznego, coś co opiera się jego zdolności - przestrzegła wszystkich paladynka, spoglądając jeszcze na Agness. - Miej w gotowości ten swój cień, ale użyj go tylko na illithida - po tych słowach ruszyła przodem.

Czarna kapłanka ciągle jeszcze drżała na wspomnienie o pająku na głowie. Na szczęście wszystko nadal zdawało się być pod kontrolą Kay’a. Kompani dotarli do miejsca, gdzie przez szparę pod drzwiami wydobywało się blade światło świec. Balthazaar wskazał palcem drzwi, a następnie dotknął nim ust by dać reszcie do zrozumienia by byli cicho.
A to wcale nie było łatwe zadanie zważywszy na ciężkie opancerzenie obu kobiet. Agness mimo wszystko poruszała się niczym kot najwyraźniej mając doświadczenie w skradaniu. Zbroja panny Oakenfold brzęczała mimo jej usilnych starań bycia cichą.
~Usłyszał was! Gotujcie się na bój! Drzwi na prawo!~ usłyszała w głowie głos Kaya.
Paladynka zatrzymała się i natychmiast obnażyła ostrze Pożogi. Języki ognia doświetliły korytarz. Końcem miecza wskazała drzwi z których miał nastąpić atak, wedle informacji od Kaya. Blask miecza panny Oakenfold rozbłysł większym blaskiem, gdy rycerka tchnęła w nie boską energię.
Drzwi uchyliły się energicznie, a niecierpliwiący się maruderzy ujrzeli mroczną i zarazem pełną świec komnatę, lecz nigdy nie było śladu łupieżcy umysłów. Venora nagle poczuła jakby coś próbowało wiercić jej w głowie i już wiedziała, że to sprawka illithida. Stwór nagle pojawił się na środku komnaty. Chudy, o blado szarej skórze, w eleganckich szatach. Tak brzydki jak został opisany przez Balthazaara i Agness.

]
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 16-12-2017 o 18:50.
Nefarius jest offline  
Stary 17-12-2017, 15:23   #442
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Łupieżca nawet się nie ruszył tylko patrzył na pannę Oakenfold i jej kompanów. Venora skupiła się z całych sił i poczuła jak ból w sekundę mija. Kątem oka dostrzegła jak smoczydło uprzedza ją i wbiega do pomieszczenia szarżując wprost na potwora rodem z Podmroku. Venora spojrzała w bok. Agness właśnie chwyciła za buzdygan a Dundein leżał na zimnej posadzce z pustym wzrokiem, śliniąc się przy tym lekko.
~Nie pozwól by złapał cię mackami!- usłyszała w głowie Kay’a.
~ Nie mam takiego zamiaru... ~ pomyślała w odpowiedzi. Paladynka czuła zło bijące od tej istoty z mackami zamiast twarzy. Venora rzuciła się na łupieżcę, a w swój miecz natchnęła moc zdolną niszczyć zło.
Smoczydło błyskawicznie doskoczyło do stwora wywijając zakrzywionym mieczem w powietrzu jakby wcale nie był taki ciężki. Pierwsza rana pojawiła się na udzie łupieżcy. Dwie kolejne rozpruły grafitowe szaty i otworzyły klatkę piersiową. Illithid nie wydawał z siebie nawet najcichszego jęku, a czekało go jeszcze starcie z rycerką.
Pożoga buchnęła ogniem, kiedy ostrze panny Oakenfold dwa razy rozcięło skórzane szaty łupieżcy i jego delikatną, bladą skórę. Illithid zachwiał się na nogach. Zapewne nie spodziewał się tak bolesnego ataku ze strony młodego dziewczęcia. Znów trysnęła krew. Stwór spojrzał malutkimi oczkami na Venorę. Sprawę załatwiła Agness, która jeszcze kilka chwil temu tarzała się po podłodze w strachu przed malutkim pająkiem. Jej czarny i masywny buzdygan rozbił głowę łupieżcy powalając go trupem na ziemię.

~Świetnie się spisaliście! Teraz szybko, musicie mnie uwolnić, bo pewnie powiadomił swoich kamratów! Nie ma czasu do stracenia!~ Kay ponaglał Venorę mentalnym przekazem.
Venora zamachnęła się jeszcze raz mieczem, oddzielając głowę illithida od korpusu.
-Szybko, pewnie reszta już jest tu w drodze. Bierzcie Dundeina - rzuciła w międzyczasie do towarzyszy. Przyklęknęła przeszukując kieszenie szaty łupieżcy dla sprawdzenia czy nie ma w nich klucza. Po kilku sekundach panna Oakenfold już wiedziała, że kluczy nie znajdzie przy cherlawych zwłokach łupieżcy. Długo jednak szukać nie musiała. Klucze wisiały na żeliwnym haczyku wbitym w kamienną ścianę.Zabrała je i dopiero wtedy wyszła z komnaty. Kiedy znalazła się na korytarzu, rozejrzała się i zobaczyła jak jaszczur i wojowniczka prowadzą kapłana w kierunku schodów.
Dundein jeszcze przez chwilę ślinił się, ale gdy zbliżyli się do końca korytarza, zaczął on odzyskiwać zmysły.
- Agness zostań z nim, by całkiem otrząsnął się po tym co zrobił mu illithid - powiedziała Venora i machnęła ręką na Balthazaara. We dwoje ruszyli od razu schodami w dół.

~ Kay, kieruj mną. Gdzie teraz? Która jest twoja cela? Czy poza tobą ktoś jeszcze jest tam uwięziony? ~ zapytała w myślach, kiedy szybko postępowała stopnie, powstrzymując się przed pokonywaniem kilku na raz.
~Korytarzem w prawo!~ jego głos był coraz wyraźniejszy i zaczynał brzmieć, jakby jego źródło było tuż obok rycerki. Biegnąc wąskim przejściem pomiędzy dwoma wielkimi komnatami Venora widziała kilkanaście gnijących trupów w różnym stopniu rozkładu. Każde z ciał wyglądało zupełnie naturalnie, poza dziurą wielkości pięści w głowie. Nie było tu czasu na dokładne oględziny. W końcu dotarli do lochu, gdzie znajdowało się kilka par solidnych drzwi. Metalowe okucia i wzmocnienia zdawały się powstrzymywać każdego więźnia. Jedne z drzwi były poobijane i zdewastowane od środka.
-Tu jestem…- fuknął z środka celi Kay pawdziwym głosem, co sprawiło, że inny z więźniów się przebudził. Coś kilka razy uderzyło potężnie w drzwi, próbując się wydostać na zewnątrz.Venora użyła klucza i odblokowała zamek. Drzwi uchyliły się prędko a przed oczami rycerki i jej towarzyszy pojawił się niski i krzepki człowiek odziany w bryczesy, wysokie buty i kilka przypadkowych elementów zbroi jak karwasz czy pojedynczy naramiennik.


Kay miał pomarańczową skórę, którą zdobiły liczne tatuaże łącznie z jednym na głowie. Osobliwa fryzura przypominająca irokeza sprawiała, że mężczyzna łatwo wpadał w pamięć. Kay od razu skoczył do Venory i złapał ją delikatnie za dłoń całując teatralnie.
-Wybawczyni!- uśmiechnął się zawadiacko.
Paladynka w pierwszej chwili wyglądała na zaskoczoną reakcją uratowanego, ale zaraz cofnęła rękę obdarzając mężczyznę chłodnym spojrzeniem.
- Nie ma czasu na wygłupy, wynośmy się stąd - powiedziała, kątem oka przyglądając się celi w której coś się tłukło. Machnęła ręką w geście ponaglenia by szli przodem, gdyż sama zamierzała osłaniać tyły.
Kay skinął głową i ruszył przodem wyprzedzając Balthazaara. Mężczyzna poruszał się bardzo gibko i zwinnie, nawet nie rozglądając się na boki, zupełnie jakby widział drogę psionicznymi zmysłami. Kay nagle stanął w miejscu, a biegnący za nim Balthazaar i Agness wpadli na niego.
-Illithidzi! Jest ich kilku! Musimy wrócić i się ukryć! Szybko!- warknął do pozostałych.
- Niby gdzie?! - syknęła Venora, która zaraz do nich dołączyła i spojrzała na Agness. -Możemy teraz użyć cienia, żeby się nimi zajął - zaproponowała.

-Do mojej celi! Zaatakujemy z zaskoczenia! Tu w korytarzu nie mamy szans z nimi!- syknął przez zaciśnięte zęby Kay.
Jak do tej pory pomysły nieznajomego się sprawdzały, więc rycerka przystała na jego plan. Szła ostatnia, wiec teraz wracając do cel musiała ruszyć jako pierwsza. Nie ociągała się i szybko stawiając kroki zaczęła się modlić do bogów by to się udało. Kay poprowadził grupę z powrotem do lochu i cel. Mężczyzna otworzył drzwi wpuszczając towarzyszy Venory przodem, po czym wykonał szybki gest ręki w kierunku powyginanych drzwi celi, gdzie siedziało coś jeszcze. Kay wskoczył do środka celi i przymknął za sobą drzwi. W środku było ciasno i duszno, a kompani musieli stać bardzo blisko siebie.
-Cisza! Są już blisko… Na mój sygnał atakujemy!- polecił. Za drzwiami słychać było szamotaninę.
-Teraz!- syknął i pchnął z impetem drzwi. Kompani wartko wybiegli na zewnątrz i ujrzeli dziwaczną scenę walki dwóch illithidów, a w zasadzie to egzekucji jednego na drugim.

Potężnie umięśniony łupieżca znacznie przewyższający tężyzną fizyczną swoich pobratymców trzymał niedbale ciało innego illithida. W korytarzu znajdowała się jeszcze dwójka łupieżców, którzy byli równie zdezorientowani tym widokiem, co Venora i jej ekipa.
Panna Oakenfold jeszcze w celi sprawiła, że boska energia nasączyła jej miecz. Po zapanowaniu nad konsternacją wywołaną dziwną sceną walki łupieżców między sobą, szybko podjęła decyzję co robić.
~ Wróg mego wroga będzie mniej chętny do atakowania mnie ~pomyślała. Mimo młodego wieku, jej doświadczenie w walce było nie małe i nie jedną nietypową sytuację miała za sobą, w tym również nawiązywanie tymczasowych i dziwnych przymierzy. Paladynka natchnęła ostrze Pożogi energią zdolną karcić zło i rzuciła się na jednego z chudych illithidów.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-12-2017, 18:06   #443
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora wybrała swoje cele, a te bez najmniejszych problemów odczytały zamiary rycerki czytając jej myśli. Głowy dwójki łupieżców od razu skierowały się w stronę panny Oakenfold. Venora nie poczuła nic konkretnego, nic co dałoby się opisać słowami. Obraz przed oczami nagle poczerniał, a w brzuchu zapulsowało i zrobiło się gorąco. Nogi niespodziewanie zmiękły w kolanach i w jej głowie zapanowała totalna pustka. Nawet nie wiedziała kiedy straciła kontrolę nad swym ciałem i upadła tuż obok nóg smoczydła. Nim straciłą przytomność, przez ostatnie sekundy widziała jak jej kompani padają jeden, za drugim pokonani mocą łupieżców umysłów.

~***~

Gdy Venora odzyskała świadomość dotarło do niej w jak wielkich jest teraz tarapatach. Panna Oakenfold miała skute za plecami ręce w kajdany. Jej nadgarstki były skrępowane i unieruchomione. Pożoga i reszta orężu Venory znajdowały się poza zasięgiem jej wzroku. Służka Helma znajdowała się w innym pomieszczeniu niż w tym, gdzie straciła kontrolę nad własnym ciałem. To było małe pomieszczenie przypominające starą zbrojownię, lecz poza dawno nie używanymi meblami i skrzyniami nic tu nie było.
-Venoro…- zza drzwi, które miała za sobą usłyszała głos Agness. -Słyszysz mnie?...- powtarzała czarna kapłanka.
- Słyszę... - mruknęła Venora. Pokręciła głową nie wierząc, że tak bardzo wszystko poszło źle. - Co... Co się wydarzyło?

-Nie wiem… Venoro… Dundein nie żyje- syknęła ponurym tonem, że Venora ledwie to usłyszała.
Panna Oakenfold poczuła lodowaty dreszcz na tą ponurą wieść. Oczami wyobraźni widziała martwe ciało krasnoluda, rzucone gdzieś w kąt, z wielką dziura w głowie. I ona była za to winna.
- Przepraszam... Gdybym się nie uparła... - szeptem wydusiła z siebie rycerka. Złość jaka w niej nagle wezbrała sprawiła, że szarpnęła się, chcąc oswobodzić z więzów.
-Balthazaar zabił tego wielkiego łupieżcę… Lecz chyba został opętany… To on zamknął mnie w celi i chyba on zapiął kajdany na twoich rękach…- podzieliła się równie złą wiadomością co poprzednia.
- Nie... To nie może się tak skończyć... Nie może... - Venora nie przestawała się szarpać w próbie oswobodzenia się. Robiła to pomimo bólu jaki odczuwała gdy kajdany ocierały jej skórę na nadgarstkach. - Musi być jakiś sposób... Musi... - powtarzała jak mantrę, szamocząc się przy tym.

~***~

Od tamtej pory minęło dobre, kilka godzin. Venora nie miała w sobie ani krzty siły na szarpanie i walkę z kajdanami. Krew z nadgarstków dawno zaschnęła jej na dłoniach. Agness również nie pomagała w żaden sposób. Milczała, lub zwyczajnie spała od zmęczenia. Venora podniosła półprzytomny wzrok, kiedy z korytarza, za rogiem usłyszała kroki. Cichego szurania łupieżcy umysłów nie mogła usłyszeć, lecz kroczącego za nim wiernie Balthazaara już owszem. Illithid wszedł swym dziwacznym krokiem do pomieszczenia rzucając rycerce puste spojrzenie malutkimi oczkami. Jego macki drżały i falowały, a żyły na wielkiej głowie pulsowały energicznie. Stwór był odziany podobnie do tego, któremu Agness odebrała życie buzdyganem. Jego szaty miały kolor ciemnego fioletu ze srebrnymi elementami dodatków. Był niemal tak wysoki jak Balthazaar, lecz przy okazji połowę chudszy. Stwór przeszedł bezszelestnie obok Venory i sięgnął kościstą łapą za starą skrzynię, leżącą w rogu pomieszczenia. Illithid wręczył Balthazaarowi oręż panny Oakenfold, a sam podniósł jej czarodziejską torbę przechowywania. Łupieżca rzucił badawcze spojrzenie Venorze i powoli otworzył worek, zaglądając do środka. Smoczydło w tym czasie stało nieruchomo niczym golem nie zwracając uwagi na otaczający go świat.


Paladynka przyglądała się łupieżcy przez chwilę. Wyglądało na to, że cały jej sprzęt był wraz z nią, w celi. To jeszcze bardziej podjudzało ją, ale przeniosła swój wzrok na smoczydło, bo wiedziała, że nie wyrwie się z kajdan. Nie pytała Agness o Kaya, bo musiałbyć on albo martwy, albo współpracował z łupieżcami. Tak czy inaczej ona i jej towarzysze byli już straceni.
- Jeszcze nigdy taki grzeczny nie byłeś - sarknęła do Balthazaara. Nie miała siły nawet rozpaczać, ale też coś w środku niej, nie pozwalało jej się poddać, wzmagając jej gniew. Teraz jedynie cud mógł ją uratować. Znów się szarpnęła, rozkrwawiając na nowo swoje nadgarstki.
Jaszczuroludź nawet nie drgnął. Jego zdrowe oko patrzyło się bez życia gdzieś w ścianę, a umysł był odporny przed jakimikolwiek ingerencjami z zewnątrz. Illithid wyjął kilka magicznych fantów z torby panny Oakenfold uważnie im się przyglądając. Po wszystkim schował rzeczy do torby i spojrzał na Venorę. Illithid odwrócił się na pięcie a smoczydło udało się posłusznie za nim.
- Balthazaar! Otrząśnij się do cholery! - Venora krzyknęła za smoczydłem. - Miałeś mnie chronić! - dorzuciła w złości, nie myśląc już trzeźwo. W tej chwili czuła się znacznie gorzej niż kiedy patrzyła na płonący las, zapalony przez armię nieumarłych. Smoczydło nie zareagowało w żaden sposób.

~***~

Po tym jak łupieżca w towarzystwie nowego “niewolnika” ograbił majątek panny Oakenfold w komnacie zapadła cisza. Rycerka walczyła ze sobą długą chwilę, aż w końcu usnęła ze zmęczenia. Nie miała pojęcia ile spała godzin, ale kiedy się zbudziła Agness pukała cicho w drzwi za jej plecami.
-Ciągle śpisz? Błagam obudź się! Nie umieraj…- marudziła podłamana kapłanka.
- Nie umieram... - mruknęła Venora, tonem głosu zdradzającym niezadowolenie tym faktem. - Zabrał moją torbę... Były tam wszystkie magiczne przedmioty... Niech to szlag! Mogliśmy po prostu pójść przez las i nic z tego by się nie wydarzyło! - rycerka znów zaczęła się szarpać.
-Co z tym psionem? Tym, którego uwolniliśmy? To była pułapka?- spytała Agness. -Zabiją nas prawda?- dopytywała, choć nie brzmiała jakby ją to przerażało.
Panna Oakenfold przestała się szamotać. Wbiła spojrzenie w brudną posadzkę i skrzywiła się na twarzy po pytaniach wojowniczki. Zamknęła w końcu oczy.
- Nie wiem... - odparła jej paladynka. - Możemy się już tylko modlić do Helma o ocalenie... - dodała i po tych słowach zaczęła modlić się na głos, tak by Agness mogła po niej powtarzać słowa, wspólnie błagając Wiecznie Czujnego o ratunek.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 17-12-2017, 20:08   #444
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Agness milczała. Choć panna Oakenfold słyszała jej oddech zza drzwi, to jednak czarna kapłanka nie miała najwidoczniej jeszcze ochoty modlić się do jakiegokolwiek boga. Czas mijał nieubłaganie. Zmęczenie coraz bardziej dawało się Venorze we znaki. W końcu znów usłyszała ciężkie kroki smoczydła i towarzyszącego mu Ilithida. Stwór z mackami na twarzy stanął na przeciwko siedzącej rycerki i poruszył nerwowo wszystkimi, czterema mackami.
W głębi serca Venora bała się, że swoimi ostatnimi działaniami rozzłościła Helma i nie miała co liczyć teraz na ratunek.
~ Tyle przetrwać by zginąć w tak parszywy sposób... ~ przeszło jej przez głowę, a na myśl o tym, że przez to wszystko życie nie tylko ona straci, ale i jej towarzysze... Dundein już zapłacił życiem za jej błędy... Łzy napłynęły jej do oczu i nie była w stanie powstrzymać by popłynęły po jej policzkach.

- A żebyś miał niestrawność po zjedzeniu mojego mózgu i zdechł! - warknęła na niego rozsierdzona paladynka.
~Nie martw się o moją niestrawność…~ usłyszała w swojej głowie, a łupieżca patrzył jej głęboko w oczy raz po raz poruszając przy tym zwisającą z policzków macką.
Nastała cisza a zza rogu wyłonił się drugi z łupieżców. Illithidzi wymienili krótkie spojrzenia, po czym skierowali wiercący wzrok w Balthazaara. Ten wyrwał z miejsca i błyskawicznie doskoczył do celi, gdzie uwięziona była Agness. Venora kątem oka widziała, jak smoczydło wymierza skrępowanej kapłance potężne razy pięścią w twarz. Venora przypomniała sobie jak Żelazny tak samo ją traktował i nie mogła wytrzymać tego widoku z perspektywy obserwatora. Kiedy Agness przestała protestować smoczydło zaczęło odrywać wielkimi łapskami płyty zbroi czarnej kapłanki. Wraz z kawałkami zbroi z jej ran tryskała krew, a ból jaki się pojawił na jej obitej twarzy był pewnie nie do opisania kobiecie.



Smoczydło zrzuciło ostatni skrawek napierśnika i złapało Agness za włosy ciągnąc ją z celi pod nogi łupieżców. Ten, który przemówił do Venory złapał rękę kapłanki, za drugi oplótł mackami jej głowę i część twarzy. Oczy kobiety zaszły łzami, a Venora bezradnie wszystkiemu się przyglądała.
Paladynka rzuciła się na łupieżców, ale kajdany sprawiły, że tylko sama poczuła większy ból w i tak już odrętwiałych ramionach. Venora chciała zrobić cokolwiek, by tylko się uwolnić. Szarpała się mimo bólu, warcząc i krzycząc przy tym niczym osoba obłąkana. Przeszło jej przez myśl, że chciałaby ich oślepić, choćby tyle zadać im bólu…
I wtedy cela rozświetliła się silnym światłem, na samym środku pomieszczenia. Moc Venory skoncentrowała objawioną moc w świetlistą, pulsującą kulę energii. Oczekiwany efekt powiódł się i dwójka łupieżców zasłoniła twarz górnymi mackami, lecz nim panna Oakenfold zdążyła cokolwiek zrobić poczuła na policzki potężny kopniak kolanem Balthazaara. Zapiszczało jej w głowie i przewróciła się na bok chwilę mierząc mętnym wzrokiem schwytaną Agness i bezmyślnego Balthazaara.

Nagle coś zwróciło uwagę illithidów, gdyż oboje spojrzeli na siebie i w głąb korytarza, którym tu przybyli. Mniejszy z łupieżców poluźnił uścisk swoich macek na twarzy Agness i odszedł znikając w półmroku, a tuż za nim ruszyło opętane smoczydło. Agness leżała na ziemi ciężko dysząc.
~Co mówiłaś o niestrawności?...~ usłyszała w głowie głos potwora, który podciągnął czarną kapłankę blisko szczęk i zatopił potężne kiełki w czaszce kapłanki. Po jej szyi popłynęła obficie krew, a oczy w sekundę zgasły z życia.
Venora obserwowała wszystko, lecz dopiero teraz odzyskała odrobinę sił po potężnym kopniaku Balthazaara. Łupieżca wypuścił trupa kapłanki, który bezwładnie padł na posadzkę i kołyszącym krokiem podszedł do Venory przyciskając jej głowę do podłogi, swoją nogą.
Potwór dotknął śliską i kościstą dłonią skroń Venory
~Moja niestrawność nie skończy się na twojej głowie… ~ syknął illithid i oplótł mackami głowę bezbronnej rycerki.
Panna Oakenfold nagle poczuła jak stwór grzebie jej swoją mocą w pamięci. Wspomnienia z dzieciństwa, z początków jej paladyńskiej misji i wiele innych w sekundę przewinęło jej się przez głowę.

Łupieżca niespodziewanie odsunął się o dwa kroki od Venory patrząc na nią z niedowierzaniem i niemożliwym do ukrycia dystansem. Illithid zawinął pelerynę swej szaty i zniknął w korytarzu.
Po kilku chwilach, kiedy rycerka odzyskiwała resztki sił dostrzegła kilku ciężkozbrojnych krasnoludów gotowych do boju. Jeden z brodaczy od razu doskoczył do Venory i podniósł jej głowę.
-Sir! Żyje!- krzyknął, a w komnacie pojawił się stary krasnolud w srebrnej zbroi.
-Podajcie jej leczniczy napar!- polecił swym podwładnym.
-Gdzie odeszli?! Ilu ich było?! Mów dziecko!- zwrócił się bezpośrednio do rycerki podchodząc do niej na wyciągnięcie ręki.
Venora była zalana łzami i nie mogła oderwać wzroku od martwego ciała Agness. Wydawała się być nieobecna, ale tak naprawdę to walczyła ze sobą, by zapanować nad rozpaczą. W końcu spojrzała na krasnoluda.
- Dwóch... - wydusiła z siebie, łamiącym się głosem.- Dwóch łupieżców... Opętali smoczydło... Nie wiem gdzie są - pokręciła głową i znów zalała się łzami niczym małe dziecko.
-Odkuj ją i uspokój!- polecił jednemu z swoich żołnierzy, po czym wraz z pozostałymi ruszył na poszukiwania illithidów.

~***~

Krasnoludy wróciły do komnaty, gdzie przebywała Venora po niespełna godzinie. Był to spory oddział tarczowników, ten sam który spotkali po drodze, nie tak daleko od szczeliny prowadzącej do tego miejsca.
-Wiedziałaś o istnieniu tej jaskini?!- spytał gromko stary, brodaty dowódca oddziału. -Czy może przypadkiem ją odnaleźliście?-
Paladynka siedziała pod ścianą, okryta kocem, który dał jej ten z brodaczy, który z nią został.
- A jak wy się tu znaleźliście? - odpowiedziała pytaniem, nie podnosząc spojrzenia na nich.
-Jakiś psion nas ostrzegł. Nie widzieliśmy go, wkradł się do mojego umysłu. Na twoje szczęście traktujemy poważnie nawet takie alarmy…- odparł chłodno. -Illithidzi zniknęli. Nie ma po nich śladu- dodał zerkając spod żelaznego hełmu na Venorę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 18-12-2017 o 22:35.
Mag jest offline  
Stary 19-12-2017, 12:53   #445
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Paladynka bez słowa wstała i skierowała się do wyjścia. Musiała znaleźć pozostałości swojego ekwipunku i tego co pozostało po jej towarzyszach. Miała jeszcze cień szansy na to, że uda jej się im pomóc, ale wpierw musiała odnaleźć ciało Dundeina.
-A ty gdzie, do ciężkiej cholery?!- krzyknął tarczownik.
Venora nie zwracała na niego uwagi, skupiona na swoim celu. Wyszła na korytarz i dostrzegła go. Ciało kapłana Wszechojca leżało pod ścianą. Na krótką chwilę ten widok zamurował rycerkę i musiała się mocno postarać by zmusić się do podejścia do ciała poległego towarzysza. W końcu stanęła nad Dundeinem. Leżał w kałuży krwi, z dziurą na potylicy. Venora z wahaniem sięgnęła po jego plecak, który ze zdenerwowaniem zaczęła przeszukiwać. Odrobinę się uspokoiła czując po opuszkami kartki zwoi. Tych które zabrała z wieży Dariusa. Wyciągnęła je, szukając dwóch, których teraz tak bardzo potrzebowała.
Znalazły się i panna Oakenfold ze szczęścia aż się popłakała. Chwilę zajęło jej opanowanie się, siedząc w klęczki, trzymając w objęciu dwa zwoje.

W końcu ręką przetarła twarz i podniosła się. Ułożyła ciało martwego brodacza w "wygodnej" pozycji i wtedy rozwinęła zwój. Wzięła kilka głębokich oddechów i zaczęła go uważnie czytać.
Po odczytaniu ostatnich słów, magiczny zwój zdematerializował się, a ciało kapłana rozbłysło bladym blaskiem. Venora w napięciu przyglądała się temu zjawisku, zaciskając z całych sił dłonie. Na jej oczach rany kapłana zasklepiały się, a krew wracała do jego ciała. Skóra zaczynała nabierać koloru. Panna Oakenfold położyła dłoń na ręku Dundeina oczekując jego wybudzenia.
-Aaaaahhh....- krasnolud wciągnął łapczywie powietrze do piersi. -Jak… Jak to się stało… Widziałem boską kuźnię Moradina… Widziałem jak przekuwa moją duszę do swej twierdzy...Byłem tam… Byłem- majaczył bez większego sensu.
- Zadziałało! - krzyknęła rozradowana Venora i rzuciła się na Dundeina by go wyściskać.
-Co się stało? Co się właściwie stało?- pytał podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Wszystko poszło źle, wszystko... - odparła paladyka, puszczając go. Wstała i nie czekając na Dundeina wróciła do pomieszczenia, w którym była więziona.
Zdeterminowanym krokiem podeszła do zwłok kobiety i przyklękła przy nich. Podobnie jak przy krasnoludzie, wpierw ułożyła w odpowiedniej pozycji ciało, ale tym razem głowę zabitej oparła na swoich udach. Venora rozwinęła zwój, odetchnęła i skupiła się na literach. Wyraźnie i dokładnie czytała słowa, trzymając w jednej dłoni zwój, a drugą ręką podtrzymując głowę wojowniczki.
Ostatnie słowo zostało wypowiedziane i zwój zniknął. Magia objawiona, podobnie jak to było w przypadku krasnoluda, otoczyła ciało Agness. Venora przyglądała się uważnie jak rany się zasklepiają, sińce i obrzęki ustępują. Paladynka położyła dłoń na piersi wojowniczki. Było to upiorne uczucie, bo ciało było zimne. Dopiero po wielu minutach, skóra przestała być szaro fioletowa. Nabrała rumieńców i panna Oakenfold w końcu wyczuła pod dłonią jak serce kobiety zaczyna bić, a klatka piersiowa unosi się, wraz z jej pierwszym oddechem.
- Przepraszam, przepraszam, tak bardzo przepraszam... - szeptała Venora i przytuliła mocno Agness, nim ta zdążyła się jeszcze dobrze wybudzić.

-Co… Co się stało?- Agness błądziła wzrokiem po sklepieniu i ścianach pomieszczenia.
-Dlaczego nie zabili ciebie?- dopytywał stary krasnolud, przewodzący tej grupie.
Paladynka pomagając swojej towarzyszce usiąść, spojrzała na krasnoluda. Chwilę zastanawiała się nad jego pytaniem, wracając do tej chwili kiedy illithid owinął macki na jej głowie.
- Nie wiem... - Venora zamknęła oczy i pokręciła energicznie głową. - Kiedy skończył z nią, złapał mnie za głowę, zaczął czytać wszystkie moje wspomnienia... I wtedy odskoczył ode mnie... Wydawał się być czymś zdziwiony, zdenerwowany... Może nawet wystraszony.
Uciekł i zaraz pojawiliście się wy... Nie rozumiem... miał dość czasu żeby mnie też zabić...

-Widziałam demony… Porywały dusze gdzieś na mroźnych pustkowiach… To było straszne…- mruczała pod nosem Agness.
-Nie wyznaje żadnego boga…- skomentował Dundein. -To dlatego po śmierci znalazła się tam, gdzie się znalazła. Nie powinna tego jednak pamiętać…- dodał. Sam wyglądał jakby jego własna śmierć wcale go nie przeraziła.
-Co z tym psionem?- spytał kapłan rozglądając się dookoła.
- Widzieliście smoczydło? - wtrąciła się Venora z nagłym ożywieniem, wbijając pełne nadziei spojrzenie w dowódcę krasnoludów.

-Nikogo nie widzieliśmy- odparł chłodno krasnolud.
-Sir! - do pomieszczenia wbiegł młody, tarczownik. -Budowla jest odcięta od Podmroku. Illithidzi musieli dostać się tu poprzez podróż przez plany lub teleportację.- zameldował.
-Przez tyle czasu patrolowaliśmy te korytarze i nie wiedzieliśmy o istnieniu tego miejsca…- dowódca oddziału pokręcił głową. -Dotrzecie do wyjścia, czy wysłać jednego z moich żołnierzy z wami?- spytał.
-Poradzimy sobie- odparł Dundein.
- Nigdzie bez niego nie pójdę - stwierdziła z całą stanowczością panna Oakenfold. Odsunęła się od Agness i wstała. - Przeszukajcie dokładnie to miejsce, nie widzieliście wejścia w to miejsce, więc mogliście nie zobaczyć dokąd uciekli - powiedziała rozcierając sobie okrwawione nadgarstki. Wyszła na korytarz, rozglądając się.
- Kay, gdzie jesteś!? Gdzie oni są!? - krzyknęła.

Krasnoludy zwyczajnie zignorowały postulaty Venory i jeden po drugim powoli udali się w kierunku wyjścia z kompleksu lochów. Kilka chwil później Venora i jej świta zostali sami, a nikt po za echem podziemnych korytarzy nie odpowiadało na jej krzyki i nawoływania.
Rycerka szybko założyła, że ten przez którego weszli do tych podziemi musiał być już daleko. Venora po raz pierwszy w życiu szczerze żałowała, że komuś pomogła. Klnąc na siebie za to, zaczęła na własną rękę przeszukiwać wszystkie pomieszczenia tego miejsca, szukając jakiegokolwiek śladu.
Paladynka błądziła wąskimi korytarzami szukając jakiegokolwiek śladu swego przyjaciela i obrońcy.
-Venoro!- donośny głos Dundeina zagrzmiał echem. Panna Oakenfold prędko odnalazła brodatego kapłana rozglądając się po okrągłej komnacie, w której znajdował się sługa Kowala Dusz.
-Czujesz?- spytał nie odrywając wzroku od okopconej posadzki. -Znam ten smród. Tak jak myślałem. Ilithidzi teleportowali się, zanim oddział krasnoludów zdążył tu dotrzeć. Zapewne zabrali ze sobą Balthazaara…- spojrzał w końcu na rycerkę.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-12-2017, 16:41   #446
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Przecież... To jest gorsze od śmierci... - Venora nie chciała dowierzać temu co widziała. Złapała się za głowę. Zrobiło jej się słabo i musiała usiąść w klęczki na podłodze. Na swoim ramieniu poczuła dłoń Agness, która próbowała nieśmiało pocieszyć towarzyszkę, mimo że sama dopiero co przeżyła ogromną traumę związaną z wspomnieniami z tego co widziała po swojej śmierci.
-Odnajdziemy go. Przysięgam ci, że go odnajdziemy!- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Rycerka pokręciła głową i zakryła dłońmi twarz. Nie miała już nawet siły płakać. W głowie wciąż mieszały jej się wspomnienia tego wszystkiego czego tu doświadczyła.
- Przeżył tyle lat, by skończyć tak marnie... Bo mi towarzyszył... - użalała się nad jego losem.
-Ej, ej… Co ty opowiadasz? Ja tyle lat służyłam Bane’owi, handlowałam niewolnikami i krzywdziłam niewinnych i bezbronnych aż w końcu spotkałam ciebie i moje życie się zmieniło. Towarzyszył ci świadomie. Wiedział, jaki los ci jest pisany i miał świadomość niebezpieczeństw, które są częścią bycia twoim kompanem- mówiła Venorze na ucho, stojąc tuż za nią.

-Gdyby chcieli go zabić, to by go zabili tutaj. To silny i niezłomny wojownik. Idealny na ochroniarza. Na pewno żyje. Odnajdziemy go i uwolnimy!- dodała szybko poklepując Venorę dłonią po naramienniku.
Venora wyprostowała się i spojrzała na wojowniczkę. Chwilę tak jej się przyglądała.
- Tak... Chyba... - spuściła wzrok, wytężając myśli by znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie. - Może jakiś doświadczony mag będzie wiedział jak go znaleźć... - mruknęła i podniosła się. - Muszę znaleźć cokolwiek co zostało z mojego ekwipunku... - stwierdziła wypranym z emocji głosem i wyszła z pomieszczenia.
-Gdzie idziesz?- spytał Dundein -Przecież zabrali wszystko ze sobą. Ja też nie mam swojego młota.- oznajmił.
-Mój buzdygan się ostał. Zbroja też- wtrąciła się Agness -Choć trzeba będzie ją oddać do naprawy, bo wiele wiązań i rzemieni popękało…- dodała.
Strata ich dobytku bolała paladynkę, ale nie tak jak świadomość, że smoczydło było niewolnikiem łupieżców. Żeby go uratować była gotowa poświęcić znacznie więcej. Venora zatrzymała się w miejscu. Odwróciła się na pięcie.
- Czemu do cholery mnie nie zabił? - zapytała spoglądając po towarzyszach.

Kompani Venory odpowiedzieli milczeniem. Oni również byli zdruzgotani utratą drogocennego sprzętu, oraz jakby na to nie spojrzeć ich porażką w spotkaniu z łupieżcami.
-A jeśli kiedyś spotkamy tego cholernego oszusta, to osobiście roztrzaskam mu łeb…- Agness wspomniała o Kay’u, przez którego to wszystko się wydarzyło.
-Ruszajmy. Nie ma co lamentować. Trzeba stąd wyjść. Udamy się do Suzail i na miejscu pomyślimy co dalej.- zaproponował Dundein.
- Marsember jest bliżej... - stwierdziła paladynka, lecz nim ustanowiła to miasto za ich cel stwierdziła, że jedyne czego teraz chce to wrócić do domu. Nie była w stanie podjąć jakiegokolwiek działania, bo straciła tak wiele, że w tej chwili wszystkie dotychczasowe zwycięstwa były dla niej przysłonięte dzisiejszą porażka. Z tego też powodu nie mała nawet cienia zaufania do własnych decyzji. - Tak, wróćmy do Suzail... - odparła w końcu.

~***~

Kompani w grobowym nastroju ruszyli w drogę powrotną do przejścia, którym się tu dostali. Agness znów miała atak paniki gdy przechodzili przez korytarz pełen pajęczyn, ale tym razem Venora z całych sił trzymała ją za ramię, odganiając pajęczaki. Paladynka przez cały czas musiała walczyć ze sobą i poczuciem winy jakie rozdzierało ją od środka, ignorując opowieści Agness co zrobi Kayowi jeśli tylko dorwie go w swoje ręce.

Po przeciśnięciu się przez wąski korytarz, rycerka i jej towarzysze wrócili na szlak. Młot ucieszył się i prawie przewrócił Venorę gdy ją zobaczył. Panna Oakenfold obejmując wielki łeb swojego wiernego rumaka odrobinę się uspokoiła. Chwilę później przepatrzyła tobołki umocowane na grzbiecie rumaka i to co znalazła rozdzieliła między towarzyszy. Dundein otrzymał młot, a Agness magiczną kolczugę. Venora umocowała przy pasie miecz, który był pamiątką zwycięskiego odwetu jaki przypuścili na wampiry. Pomimo wielkiego zmęczenia jakie dokuczało każdemu, w końcu ruszyli w dalszą drogę.

Paladynka cały czas była skupiona na szukaniu sposobu na znalezienie smoczydła. Wydawało się to być niemożliwe do wykonania, ale przecież tak samo myślała, gdy jej bratankowie zostali porwani. Z każdą kolejną godziną marszu Venora miała coraz bardziej zaciętą minę, a na postojach, o które upominali się jej towarzysze, ona sama nie potrafiła wysiedzieć.

~***~

Trudne było ocenienie ile czasu spędzili w podziemiach. Wychodząc na powierzchnię przywitał ich mrok nocy oraz grupka krasnoludzkich strażników, którym trzeba było oddać glejty. Zimne jesienne powietrze było orzeźwiające, ale przyjemne po takim czasie spędzonym w zaduchu. Najbardziej ucieszył się tym Młot. Rumak wyprostował się i wyrwał galopem przed siebie dając tym samym upust nagromadzonej frustracji. Wściekał się chwilę na polanie otaczającej wejście do jaskini.
- Macie siłę iść dalej? - zapytała Venora, spoglądając na kapłana i wojowniczkę. Jej słowa brzmiały jakby tylko od nich to zależało, bo sama mogłaby iść dalej. Niestety widać było po niej wyraźnie, że paladynka ledwo stała na nogach.
-Nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana. Domyślam się co teraz czujesz, ale nic ci to nie da.- odparł z nutką mentorskiego rozsądku w głosie Dundein. -Musimy odpocząć, musimy odzyskać siły. Wędrówka nocą na nic ci się zda jeśli twój koń źle postawi nogę i wtedy dopiero będzie problem!- zaapelował do rozsądku panny Oakenfold.

-Zhentarimowie mieli magów, którzy potrafili wyśledzić oddalone o wiele mil osoby.- wtrąciła się Agness, nadal próbując pocieszyć młodszą towarzyszkę. -Odnajdziemy jakiegoś tak doświadczonego maga, a w stolicy pewnie kilku takich się znajdzie.- dodała ze spokojem, którego brakowało paladynce.

Venora spojrzała na brykajacego niedaleko nich niczym źrebię Młota. Czuła jego radość, a ta w pewnym stopniu nawet paladynce przynosiła nieco ukojenia. Westchnęła ciężko i pokiwała głową.
- Dobrze... - zgodziła się i spojrzała po nich. - Moi mentorzy na pewno będą znali takich magów - stwierdziła w końcu z przekonaniem w głosie. - Znajdźmy jakieś miejsce na odpoczynek - dodała i nieco chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku swojego wierzchowca.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-12-2017, 21:51   #447
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
17 dzień Gaśnięcia 1372 roku rachuby dolin. Suzail

Podróż powrotna do Suzail trwała niespełna dekadzień. Większość czasu podróży spędzili na porośniętych wysokimi trawami równinach. Na szczęście od momentu opuszczenia podziemnego przejścia pod Grzmiącymi Wierchami, aż do samych murów Suzail nic nie niepokoiło Venory i jej towarzyszy. Wiatr z północnego wschodu przynosił coraz chłodniejsze powietrze a czarne chmury zwiastujące jesień sprowadziły na głowy podróżników niemal codzienne opady deszczu. Tym radośniej powitali stolicę Cormyru i dach nad głową w jakiejkolwiek karczmie.
Był wczesny wieczór. Rzemieślnicy już zamykali swoje miejsca pracy, za wyjątkiem karczmarzy, którzy jak co wieczór zacierali ręce na myśl o schodzących się klientach. Choć Agness zwracała uwagę swoim wyglądem, strażnicy na bramie nie zatrzymywali trójki podróżników, widząc święte symbole Venory i Dundeina. Czarna kapłanka i sługa Kowala Dusz towarzyszyli pannie Oakenfold aż do Górnego miasta, gdzie postanowili się rozłączyć.
-Słyszałem o tej gospodzie!- ucieszył się krasnolud, wskazując paluchem przybytek. -Prowadzi go krasnolud z Mirabaru. Najmiemy tu izby i spędzimy noc. Ty pewnie masz sporo rzeczy do załatwienia w świątyni.-

Rycerka czuła zdenerwowanie, które miała nadzieję że jej minie gdy okazało się, że nikt nie zaczepiał Agness. Najwidoczniej co innego było źródłem tego co w niej siedziało. Venora w końcu pokiwała głową Dundeinowi.
- Trochę mi się zejdzie, mam się z czego się spowiadać... - odparła i sięgnęła do tobołków. Wyciągnęła z nich sztylet. - Jest magiczny, sprzedajecie go i będziecie mieli złoto na pobyt tu - podała przedmiot Dundeinowi.
-Dobrze. Odpocznij, a my tu będziemy czekać- odparł krasnolud.
-Nigdzie się nie oddalimy- zapewniła Agness.
~ Odpoczynek to mnie chyba jeszcze nie czeka~ przeszło jej przez myśl.
Wymusiła na sobie uśmiech.
- Przyjdę do was jak tylko będę mogła - powiedziała i spojrzała na Agness. -Trzymaj się z dala od kłopotów - dodała, lekko się uśmiechając.

~***~

Z Górnego miasta do świątyni Helma droga była bardzo łatwa i szybka. Rycerka znała doskonale uliczki, którymi bezbłędnie trafiła do wysokich murów chroniących kompleks budynków poświęconych Wiecznie Czujnemu. Strażnicy nie wpuszczali tutaj nikogo po zmroku, lecz gdy ujrzeli znajomą twarz młodej paladynki bez chwili namysłu otworzono wielkie wrota. Venora przemaszerowała przez ogrody, minęła plac ćwiczeń młodzików i wielką katedrę, po czym dotarła do budynku gdzie swoje prywatne komnaty mieli kapłani i bardziej zasłużeni rycerze. Po zniszczeniach spowodowanych przez smoka nie było już praktycznie śladu a to oznaczało, że jej mentor i nowy przeor dobrze rozgospodarował złoto świątyni, oraz to podarowane przez pannę Oakenfold.
Venora uznała, że choć niesie bardzo ważne wieści ze swej wyprawy, najpierw uda się do sir Augusta, a dopiero gdy ten uzna za stosowne pójdzie jeszcze tego samego dnia do przeora Aleksandra.

Wysokie i chłodne korytarze świeciły pustkami o tej porze, a jedynym źródłem światła były oliwne lampy przytwierdzone do ścian co kilkanaście metrów. W końcu stanęła przed drzwiami do kwatery Augusta i zapukała.
-Wejść!- usłyszała odpowiedź starca w żołnierskim stylu.
Venora czuła się jakby całe wieki minęły odkąd ostatni raz słyszała głos sir Krispina. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się ciepły uśmiech. Wpatrując się w drzwi zaczęła się zastanawiać nad tym co mu powie. W końcu zdała sobie sprawę, że już niegrzecznie długo każe swemu przełożonemu czekać na odpowiedź. Panna Oakenfold popchnęła drzwi i weszła do środka.
- Wróciłam - odezwała się panna Oakenfold po przekroczeniu progu. Zamknęła za sobą drzwi i weszła w głąb pomieszczenia, podchodząc do sir Augusta.
-Dziecko!- mężczyzna zerwał się ze stołka i prędko podszedł do Venory by ją przytulić. W kwaterze panował półmrok, a jedynym źródłem światła były dwie dogasające świece.*
Paladynka odwzajemniła uścisk. Cieszyła się niezmiernie, że była w końcu w domu.
- Przepraszam, że tyle mnie nie było - powiedziała i rozejrzała się po izbie. - Jeśli przeszkadzam to przyjdę jutro - dodała oceniając po świecach, że kapłan szykował się już na spoczynek.

-Siadaj!- odparł prędko wskazując ręką stołek. Jak zawsze sięgnął po flaszkę z nalewką i od razu poczęstował młodą rycerkę kieliszkiem na rozgrzanie.
Czarnowłosa nawet nie zawahała się tylko od razu upiła alkoholu z naczynia. Rozsiadła się wygodnie na zdobionym drewnianym krześle i uniosła spojrzenie na kapłana.
- Pamiętasz książkę o cudach, którą mi dałeś do przeczytania po tym jak zostałam wskrzeszona? - wspomniała. - Podejrzewam, że to co przeżyłam, odkąd was opuściłam, gdyby spisać, to mogłoby być dwa razy tak grube jak tamta książka - wyjaśniła, a w jej głosie próżno było doszukiwać się przechwałek.
August w swoim zwyczaju podszedł do okna, choć na zewnątrz panował mrok i nie wiele po za miejską łuną było widać.
-Pewnie masz mi wiele do opowiadania, ale pozwól że najpierw przekażę ci dwie wiadomości…- odwrócił się i spojrzał na rycerkę.Czarnowłosa skinęła głową, a po jej minie było widać, że nie ma pojęcia czego się spodziewać.
-Królowa Regentka dowiedziała się o tobie. Pragnie cię osobiście poznać i poprosić o pomoc…- rzekł spokojnie i bez większych emocji, choć pewnie rozpierała go duma.

Venora z wrażenia aż otworzyła usta i wpatrywała się w kapłana jakby chciała dopatrzeć się w tym jakiegoś żartu.
- Ja... Oh... To... Niesamowity zaszczyt... - wydukała zupełnie zaskoczona tą informacją.
-To nie ostatnia z wiadomości…- dodał i usiadł, po czym rozlał kolejną porcję purpurowego alkoholu. -Dostałem list od Okhe. Albrecht opuścił kaplicę na Smoczym Wybrzeżu i zniknął kilkanaście dni temu…- dodał, upijając od razu zawartość kieliszka.
Ta wiadomośc zabolała ją. Było to dla niej tym bardziej dotkliwe, ze względu na świadomość co podobno kapłan do niej czuł, jak i niedawną utratę przyjaciela. Oblicze paladynki natychmiast się zmieniło i przybrało ponury wyraz, od razu zdradzający, że w jej wyprawie nie wszystko poszło po jej myśli. Venora spuściła wzrok.
- Czy Okhe wie dokąd mógł się udać? Czy mówił coś Helmitom, którzy tam do niego dołączyli? - dopytała.
-Nie, ale wspomniała, że przed opuszczeniem świątyni zachowywał się dziwnie. Był ponury i blady.- wyjaśnił.
- Czy ktoś ruszył go szukać? - dopytywała z nadzieją, że kapłan nie jest pozostawiony samemu sobie.
-Tak. Poszukuje go jeden z kapłanów, który do niego dołączył oraz niejaki Ricko. To ponoć twój znajomy i podwładny Okhe.- oznajmił, choć nie wyglądał jakby go to pocieszało.
- Tak, to prawda - skrzywiła się paladynka. - Będę musiała jak najszybciej tam ruszyć... - złapała się za głowę, bo wciąż nie miała rozwiązani na znalezienie Balthazaara, a teraz okazywało się, że jej najgorsze obawy co do Albrechta właśnie miały się ziścić. - Nie powinnam była go zostawiać... Pewnie myśli, że go opuściłam...

Rozdział X: Brzemię wybrańca

Zdobyte doświadczenie: 13 000 PD
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 20-12-2017, 20:43   #448
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Kiedy udasz się do Aleksandra… Znaczy do przeora?- August zmienił delikatnie temat. -Też pewnie jest ciekaw czego się dowiedziałaś…- dodał.
Venora czuła, że znowu zaczyna się załamywać. Przymknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech, zbierając się w garść. Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na Augusta.
- Możemy się udać do niego choćby w tej chwili - odparła.
Mężczyzna zaśmiał się blado i pokręcił głową.
-Udamy się tam jutro. Choć najpierw powinnaś spotkać się z królową. Regentka Alusair nie powinna czekać…- zasugerował.
Panna Oakenfold poczuła się jak wtedy, gdy przybyła tu po porwaniu jej bratanków. Żadna ze spraw nie mogła czekać, każda jedna była paląca. Jednak co innego wystawić przeora na wystawnym obiedzie, a co innego zignorować imienne zaproszenie na spotkanie z samą regentką. To mogłoby mieć wpływ na cały zakon Helma w stolicy, jak nie królestwie. Odpowiedzialność przygniotła pannę Oakenfold.
- Dobrze. Tylko doprowadzę się do porządku, by jutro godnie reprezentować nasz zakon przed Królową Regentką - powiedziała przez zaciśnięte gardło.

August uśmiechnął się blado i skinął jej głową.
-A teraz powiadaj, jakie miałaś przygody- rzekł i nalał kolejny kieliszek nalewki.
Panna Oakenfold westchnęła kilka razy, wypiła prawie jednym duszkiem zawartość kieliszka, poczekała, aż alkohol wejdzie jej w krew. To pomogło jej odsunąć chwilowo wszystkie zmartwienia jakie w tej chwili miała. Wyprostowała się na krześle, nieco nerwowo potarła nadgarstki, na których wciąż miała ślady po kajdanach i tak jak zawsze w tej sytuacji, zaczęła snuć swoją opowieść o przeżytych przygodach, idąc po kolei z wydarzeniami, opowiadała o tym co ją spotkało. Niczego nie przemilczała, nie ukrywając ile razy prawie, a może na pewno umarła.

Walka w obronie posterunku na moście, współpraca z Dzikiem by sprawdzić pogłoski o nieumarłych, spotkanie z druidami w borze Hullack, napotkanie hordy nieumarłych zmierzających by siać śmierć i zniszczenie na terenie królestwa Cormyru oraz uratowanie życia kapłanowi Moradina. Wysłanie gońca z ostrzeżeniem o idącym zagrożeniu, Napadnięcie przez wampiry i ucieczka przed nimi oraz leczenie ran po tym starciu, natrafienie na nekromantów i podsłuchanie ich rozmowy, zabicie wampirów z pomocą trolla, ucieczka przed siłami nekromantów, pożar boru, aż w końcu późniejsza walka z nekromantami uwieńczona ostatecznym pokonaniem ich dzięki wsparciu niebianki. Spotkanie z mędrcem, wyprawa do Toni Yeven. Poszukiwania klucza do portalu w zatopionej świątyni, walka z demonem, nawiązanie sojuszu z wodnym smokiem, na którego grzbiecie opływała jezioro i z którym toczyła walkę przeciw kapłanowi Talosa. Uwolnienie Lusiana i znalezienie klejnotu otwierającego portal. Podjęcie się rytuału oczyszczenia i odrodzenie się na nowo. Spotkanie kultystki w drodze powrotnej, walka i oszczędzenie jej życia. Venora od razu wytłumaczyła przełożonemu czym podyktowana była taka, a nie inna decyzja. Powrót na zamek Simona, po którym dostała do przeczytania księgę.

Czarnowłosa streściła Augustowi treść przepowiedni opisującej wybrańca. Później opowiadała o powrocie podczas, którego zawitali w Highmoon. A tam sprawa z oskarżeniem druida, poszukiwanie dowodów... Znalezienie przeklętego przedmiotu, walka z demoniczną istotą, likantropami i kult Malara, które stały za wrobieniem druida, by móc nieść zarazę w tamtych okolicach. Nie pominęła momentu, w którym Agness przyszła z pomocą i walczyła od tamtej pory po stronie Venory, porzucając wszystkie symbole dawnego boga. Następnie wybranie drogi przez podziemne przejście zaproponowane przez Dudeina. Wspomnienie o problemach jakie mieli z uzyskaniem zgód. Venora poskarżyła się kapłanowi, że do tej pory uważa zachowanie brodacza za niesprawiedliwe i łamiące prawo. W końcu doszła do najświeższych wydarzeń. Decyzja Lusiana, że zostaje w enklawie krasnoludów, a następnie podróż przez podziemia i wołanie o pomoc jakie do niej dotarło. Ciężko jej było mówić o tym co się działo udziałem illithidów, ale przemogła się i dokładnie je opisała od początku, po sam bolesny koniec, w którym ona i jej towarzysze ponoszą sromotną klęskę.

Opowiadając o tym jak dręczeni byli przez łupieżców, ledwo powstrzymywała łzy. Wyjaśniła, że zarówno kapłan Wszechojca jak i ex kultystka wrócili do życia za sprawą zwoi jakie miał przy sobie Dundein, a które Venora zdobyła jeszcze w wieży kapłana Talosa w Toni Yeven. Wyznała, że smoczydła nie udało się odnaleźć i wszystko wskazywało, że łupieżcy zabrali go ze sobą teleportując się.
Reszta opowieści była już szybka i wspominała głównie to jak wspierali ją Dundein i Agness, którzy dodając otuchy pomagali jej przebrnąć przez najgorsze myśli jakie w pierwszych dniach od tamtego zdarzenia miała młoda paladynka.

Mina paladynki zmieniała się wraz z opowiadanymi wydarzeniami - zacięcie, duma, smutek, radość, rozpacz i nadzieja. Ten monolog ciągnął się tak długo, że Krispin musiał rozpalić świeże świece. Dla Venory opowiadanie o tym było niczym spowiedź. Dzieląc się tym wszystkim z Augustem, poczuła się odrobinę lżej.
Na koniec wbiła spojrzenie w pusty kieliszek.
-... Kiedy ten łupieżca zabił moich towarzyszy, to nim zatopił zęby w mojej czaszce przejrzał wszystkie moje wspomnienia, a wtedy… Odskoczył ode mnie, jakbym co najmniej zatruta była. Zaczynam myśleć, że on wystraszył się tego co zobaczył w mojej głowie i dlatego mnie nie zabił… A miał dość czasu by ze mną skończyć... - zakończyła swój wywód, unosząc spojrzenie na twarz Augusta.
Mężczyzna już od dłuższej chwili przyglądał się Venorze podejrzliwie. Gdyby nie fakt, że znał ją na wylot i jej przysięga paladyńska zabraniająca kłamać, może by jej nie uwierzył. Nie miał jednak wyjścia. August nalał kolejny kieliszek “leczniczego naparu”, który wykrzywiał usta trochę bardziej niż alchemiczne mikstury, wypił zawartość i wziął głęboki wdech.

-Yyy… Od czego by tu zacząć…- być może nawet wszystkiego dobrze nie spamiętał. -To może zanim cokolwiek skomentuję, wyznaj mi proszę jakie masz plany po wizycie u królowej regentki?- spytał.
- Muszę naprawić swoje błędy - odparła przyglądając się kieliszkowi. Zastanawiała się czy powinna wypić czy już to jednak będzie dla niej za dużo. - Muszę uratować Balthazaara i znaleźć Albrechta... Obu muszę znaleźć... - zasępiła się. Nadal ją korciło by sięgnąć po kieliszek. - Co tak właściwie Regentka o mnie wie? Czemu chce akurat mojej pomocy? - uniosła wzrok na kapłana.
-Sam Aleksander jej o tobie mówił- odparł wartko -Nie wiem co dokładnie jej powiedział. Ale pewnie nic złego- zaśmiał się pod nosem.
Venora uśmiechnęła się. Była pewna, że przeor mówił o niej w samych superlatywach.
- Powinnam się chociaż z nim jeszcze dziś przywitać. Żeby przestał się o mnie martwić - stwierdziła i sięgnęła po kieliszek.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 28-12-2017, 17:50   #449
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Nie martwi się. Tak jak i ja. Oboje w ciebie głęboko wierzymy- odrzekł kładąc dłoń na jej dłoni. -Poszukiwania Albrechta zajmą wiele czasu… Tak samo jak i Balthazaara…- pokręcił głową.
- Wiem... - westchnęła żałośnie. - Nie mogę ich przecież zostawić. Obaj przeze mnie są tam, gdzie się znaleźli... Gdyby nie ja Albrecht nie zostałby opętany przez demona, bo może teraz właśnie to go pochłonęło, a Balthazaar nie stałby się kukiełką illithidów
-Przestań tak w ogóle mówić…- burknął kapłan, przyglądając się Venorze. -Ty codziennie narażasz swoje życie. Każdy z twoich towarzyszy musi znać ryzyko. Zarówno Albrecht jak i Balthazaar - powiedział chłodnym, nauczycielskim tonem. -Nie chcę słuchać rozczulania się nad sobą. Masz się wziąć w garść. To rozkaz. Nie zapominaj, że już nie jesteś zwykłą córką cieśli, a wybrańcem przed którym długa droga- pouczył ją August.
Pannę Oakenfold zatkało po tej reprymendzie i natychmiast się wyprostowała, czując się przywołana do porządku. Co prawda jej towarzysze mówili jej to samo, ale usłyszeć te słowa z ust osoby która była jej mentorem to już było coś zupełnie innego, brzmiało znacznie poważniej.
- Tak jest... - odparła w końcu Venora, w żołnierskim tonie. Wzięła głęboki oddech i powoli wstała z miejsca. - Czy jest ci wiadome czego może ode mnie oczekiwać Królowa Regentka? - zmieniła szybko temat.
Krispin skinął głową i uśmiechnął się lekko pod nosem.
-Ponoć północne marchie królestwa nawiedzają orkowie. Królowa wysyłała tam nieraz swe wojska, lecz poza drobnymi i nic nie znaczącymi zwycięstwami jej to nie dało. Tym razem królowa chce wedrzeć się w samo serce orkowego siedliska, zabić herszta zielonoskórych i przegnać ich raz na zawsze… A przynajmniej na długi czas- wyjaśnił kapłan. - Sama pewnie dokładniej nakreśli ci plany - dodał nalewając kolejny kieliszek nalewki. Na jego policzkach i czole pojawiły się drobne wypieki. - Nie podpalaj się za bardzo. Będzie jej w tej wyprawie towarzyszyć wielu znamienitych rycerzy - rzekł chłodnym tonem.

Paladynka uważnie słuchała go i na koniec chwilę się zamyśliła.
- Północne? - powtórzyła po nim i wypiła zawartość swojego kieliszka. - Jest szansa, że siły wroga będą teraz mniejsze, po tym jak nekromanci zniknęli i orkowie mieli dokąd wrócić.... - stwierdziła myśląc na głos. Zastanowiło Venorę to, czy przypadkiem do władczyni może dotarły wieści o tym co dokonała w okolicach Arabel wraz z tymi o jej dowodzeniu zbrojnymi udając się do Grumgish albo jak walczyła ze smoczydłem w katedrze.
~ O tym ostatnim na pewno wie, bo jej wysłannik był wtedy na sali przesłuchań gdy zaatakował czerwony smok~ wspomniało jej się.
Na uwagę Krispina by nie obrastała w piórka pokręciła głową i uśmiechnęła się do przełożonego. - Królowa Regentka ma do dyspozycji Rycerzy Purpurowego Smoka, Ostrza, zbrojnych kapłanów i paladynów wielu zakonów... Daleko mi by się z nimi porównywać - zapewniła. - Obiecuję, że będę godnie reprezentować nasz zakon i wykonam bez zwłoki wszystkie rozkazy jakie od niej otrzymam... A w międzyczasie będę szukać sposobu na znalezienie towarzyszy
-Bardzo dobrze- August uśmiechnął się ciepło, widząc jak jego podwładna odzyskała fason i wzięła się w garść. - To poważna misja skoro Lady Alusair wybiera się tam osobiście - dodał. - Udaj się na spoczynek, zasłużyłaś. Wybierz się rano do zbrojowni, może znajdziesz tam coś odpowiedniego dla siebie - polecił.

Venora pokręciła głową.
- Choć utraciłam większość swojego ekwipunku to nadal mam potrzebną mi do walki broń - na dowód tego poklepała rękojeść miecza który miała przy pasie. - No a kapłanowi Moradina postaram się odkupić oręż z tego co mi pozostało - stwierdziła. Wspomnienie o towarzyszach wprawiło paladynkę w pewne zakłopotanie. - Sir, ta kobieta, była kultystka Bane'a, o której wspominałam, ona mi teraz towarzyszy - powiedziała dla podkreślenia, na wypadek jakby ten fakt umknął mu w toku opowieści o jej przygodach. - Potrzebuję odnaleźć jej rodzinę, bo wierzę, że to będzie miało ogromne znaczenie dla misji jaką naznaczył mi Helm. To ród, który ma w herbie byka o dwóch ogonach. Ten który widziałam w swoich wizjach
-Obyś nie żałowała… - skomentował przyglądając się rozmówczyni. - Nawet jeśli w twoim uznaniu ta, cała Agness zasługuje na zaufanie, pamiętaj że należała do wrogiego naszemu klasztorowi ugrupowania.- August wziął głęboki wdech i raz jeszcze nalał różowego trunku do kieliszka. - Czyli koniec końców masz od cholery poszukiwań!- kapłan uśmiechnął się szeroko reasumując ostatnie kilka zdań, które wymienił z Venorą.
Venora zaczynała myśleć, że będzie potrzebowała cudu, żeby dokonać tego co miała w planach. Ta bezsilność sprawiła że zdecydowała się wypić kolejny kieliszek.
- Wiem... - odparła i było to odpowiedzią na całą wypowiedź przełożonego. Alkohol niewiele polepszył jej nastrój, ale przynajmniej sprawił, że poczuła się bardzo senna. - Dziękuję za rozmowę sir. Wrócę już do swojej celi - stwierdziła. - Życzę dobrej nocy - dodała i oczekiwała pozwolenia by odejść.

~***~

Na składaniu raportu i rozmowie z przełożonym zeszło tyle czasu, że na zewnątrz zastała ją ciemna noc, bo nieboskłon zasłaniały czarne chmury odcinając nawet nikłe światło Selune i ciągnącego się za nią warkocza wiernych gwiazd.
Idąc przez dziedziniec, Venora starała się ze wszystkich sił iść prosto, co stanowiło problem po tylu kieliszkach nalewki wypitej z Augustem. Wieczorny chłód był chyba jedynym co trzymało ją jeszcze w pionie. W myślach jedyne co miała to trafić do swojej celi i liczyć, że będzie miała jeszcze nieco sił na rozebranie się i umycie.
~ Oh... Miałam nie pić tyle... ~ zganiła się.
Drogę do budynku koszar znała na pamięć, więc przynajmniej nie było mowy by się zgubić. W końcu znalazła się przed właściwymi drzwiami i otworzyła je kluczem, który przechowywał dla niej przełożony. Bardzo dobrze, bo gdyby go miała ze sobą, teraz musiałaby wywarzać drzwi. Przy drugim podejściu paladynka trafiła w dziurkę kluczem i cela stanęła przed nią otworem. Weszła do środka i zamykając za sobą drzwi, rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko było tak jak zostawiła, z tym, że zadbano o porządek podczas jej nieobecności, która trwała wiele dekadni.
Rycerka odłożyła miecz oraz tarczę i przysiadła na krześle, na którego oparciu przewieszona była stara kolczuga. Venora przetarła po niej dłonią wspominając wydarzenia z nią związane. Wzrok mimowolnie spoczął na szafce, w której trzymała wszystkie listy. Również te najważniejsze dla niej, otrzymane od Morimonda.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 02-01-2018, 17:57   #450
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Od razu uderzył w nią smutek. Ostatnie dni mało co spała, a na nogach trzymała się tylko dzięki magicznemu pierścieniowi, który pozwalał jej odpocząć po nawet krótkim śnie. A w nich nie miała lekko. Koszmary, choć zwyczajne, wciąż zabierały ją do tej przeklętej jaskini. Były też uporczywe myśli o tym jak można było tego wszystkiego uniknąć. Pocieszała się, że gdy wróci do Zakonu to przynajmniej zobaczy w końcu Albrechta, lecz i to nie miało być jej dane.
- I czego ja się spodziewałam? Że wrócę, a on będzie tu na mnie czekał z otwartymi ramionami? - jęknęła, powstrzymując się od łez, bo właśnie na to po cichu liczyła.
I choć jej smutek był jeszcze większy niż przed rozmową z Augustem, to tak po prawdzie panna Oakenfold nie miała siły nawet płakać. Było jej w tej chwili bardzo ciężko. Dwóje jej bliskich przyjaciół przepadło, a ona nie miała pomysłu jak ich znaleźć. Po części Venora miała nawet pretensję do kapłana, że zniknął, bo przecież pisała do niego listy, prosiła, groziła…

~ Ale czy osoba, którą demon opętał może być winna swoich czynów? ~ natychmiast sama zaczęła go bronić i szukać tłumaczeń jego zachowania. Stan upojenia, w którym się znajdowała paladynka bardzo sprzyjał rozmyślaniom na trudne tematy.
~ Nawet Marret została opętana przez demona… ~ wspomniało jej się wyznanie paladynki, również będącej tak jak Venora aasimarem. Teraz czarnowłosa zastanawiała się czy początkowe wielkie zaangażowanie Albrechta w odbudowę budynku przeznaczonego na kaplicę Helma było może spowodowane jego próbą zagłuszenia piekielnych podszeptów.
~ Ale gdzie do cholery mógł zniknąć? Do czego demon mógłby chcieć go wykorzystać… ~ pokręciła głową i ciężko westchnęła. Pocieszające w tej sprawie było przynajmniej to, że ktoś już go szukał. Z pewnością na Helmicie, który ruszył w drogę za Albrechtem można było polegać, ale jeśli chodziło o Ricka… Chłopak choć niedoświadczony to miał łeb na karku, a i Okhe dbała by nie był po prostu kolejnym tępym zabijaką.

Venora wstała z miejsca i zachwiała się. Musiała oprzeć się o ścianę, by złapać równowagę. Chwilę tak postała, wpatrując się w przestrzeń przed sobą, aż w końcu sobie przypomniała, że powinna się rozebrać z pancerza.
Rozbrajanie się nie było proste, a i podniosło ono poziom irytacji, jaki dręczył rycerkę. Sporo czasu minęło nim się z tym uporała. Płyty spoczęły rozrzucone na podłodze, względnie tylko ułożone, by było którędy przejść przez pomieszczenie. Venora podeszła w końcu do stolika, na którym stała misa i lustro. Chwilę tak się przyglądała swojemu odbiciu, zastanawiając czy nie odpuścić już sobie. Było w końcu już bardzo późno i też ze zmęczenia ledwo co na oczy widziała.

- Nie, muszę się wziąć za siebie. Szczególnie jeśli mam się jutro widzieć z Regentką - odpowiedziała sobie. Więc kolejne minuty zeszły jej na toalecie, następnie na rozczesywaniu włosów, później na oglądaniu własnego ciała w poszukiwaniu nowych blizn, aż w końcu przebrała się w świeżą koszulę. Przynajmniej czysta poczuła się choć odrobinę lepiej.
Venora w końcu padła na łóżko i otaczając się kocem, skuliła się, wtulając głowę w poduszkę. Westchnęła z ulgą, bo była to naprawdę znaczna różnica od sypiania na ziemi przez ostatni dekadzień.
Upojenie alkoholem sprawiło, że nie musiała walczyć z bolesnymi wspomnieniami i prędko zasnęła.

18 dzień Gaśnięcia 1372 roku rachuby dolin. Suzail, świątynia Helma

Obudziła się kilka chwil przed świtem. Otulona kocem, z zaspanym spojrzeniem, usiadła na łóżku i wbiła wzrok w okno, gdzie nieboskłon zaczynał szarzeć wraz ze wschodem słońca.
Przez chwilę Venora miała wrażenie, że wszystko co złe tylko jej się przyśniło. Już miała wrócić do spania, ale przecierając twarz dostrzegła na nadgarstu ślady po otarciach. Venora jęknęła przeciągle i schowała ręce pod koc. Miała wielką ochotę zostać w swojej celi, wręcz schować się w niej przed światem.

Ale w miarę jak się wybudzała w niej świadomość oraz czuła jak bardzo suszy ją w gardle, docierało do niej jak niemądre były to myśli. Bo po pierwsze sama wybrała sobie tą drogę życia, to po drugie los i tak upomniałby się o swoje. Dlatego łatwiej pannie Oakenfold było uznawać, że sama świadomie się w to wszystko zaangażowała, choć dobrze wiedziała, że jej rola już była za nią zaplanowana nim przyszła na świat.
Porzucając marudzenie, Venora wstała i zaczęła się szykować. Umyła się dokładniej niż to zrobiła w nocy i chwilę spędziła przed lustrem zastanawiając się jak powinna zaczesać włosy. Nigdy nie przykładała uwagi do swojego wyglądu, ale tak jakoś świadomość, że ma się spotkać twarzą w twarz z Regentką obudziło w niej obawę, że nie wystarczająco godnie wygląda by dostąpić tego zaszczytu.

- Jakbym nie miała większych problemów... - fuknęła na swoje odbicie w lustrze i odłożyła grzebień na stolik, poddając się w kwestii upinania czarnych kosmyków. Skończyło się jedynie na kilku wsuwkach, które nie pozwalały grzywce na zasłanianie oczu.
~ August mówił, żebym sobie za wiele nie wyobrażała... Ale nawet jeśli Alusair ma wielu znamienitych rycerzy to jednak chce pomówić ze mną osobiście. Przecież wystarczyłby rozkaz przysłany tu do Aleksandra i bez gadania bym poszła na bitwę ~ zaczęła się zastanawiać gdy ubierała odświętne szaty, które ostatni raz miała na sobie stawiając się na audiencji u przeora. ~ Może chce mnie zobaczyć tylko dla zwykłej rozrywki, posłuchać moich opowieści? W końcu nawet moi przełożeni mają problem uwierzyć w nie ~ Venora zmarszczyła brwi.

- Muszę dać z siebie wszystko, żeby sprostać wyobrażeniu jakie ma o mnie Królowa… - spojrzała na swoją zbroję. Chwilę dłuższą wahała się czy nie powinna jej założyć. Ostatecznie uznała, że to nie będzie konieczne, choć w pancerzu przynajmniej wyglądałaby poważniej. Przytroczyła jedynie do pasa pochwę z mieczem
~ Odwiedzę jeszcze Aleksandra. Przywitam się z nim i dopytam go o etykietę dworską ~ zdecydowała, odpuszczając sobie zgadywanie co do tego jak powinna się zachowywać.
Wychodząc ze swojego pokoju zdała sobie sprawę, że na stołówce właśnie zaczęło się śniadanie. Tam też zapewne mogła spotkać Aleksandra… Choć, możliwe było, że od czasu jak stał się przorem to jadał już wyłącznie z najwyżej postawionymi w Zakonie. Po krótkim namyśle, Venora uznała, że pójdzie od razu do izby przeora, bo ani nie była głodna, ani też nie miała ochoty opowiadać o swojej podróży, a na stołówce z pewnością wszyscy by ją o to wypytywali.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172