-
Przecież... To jest gorsze od śmierci... - Venora nie chciała dowierzać temu co widziała. Złapała się za głowę. Zrobiło jej się słabo i musiała usiąść w klęczki na podłodze. Na swoim ramieniu poczuła dłoń Agness, która próbowała nieśmiało pocieszyć towarzyszkę, mimo że sama dopiero co przeżyła ogromną traumę związaną z wspomnieniami z tego co widziała po swojej śmierci.
-
Odnajdziemy go. Przysięgam ci, że go odnajdziemy!- wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Rycerka pokręciła głową i zakryła dłońmi twarz. Nie miała już nawet siły płakać. W głowie wciąż mieszały jej się wspomnienia tego wszystkiego czego tu doświadczyła.
-
Przeżył tyle lat, by skończyć tak marnie... Bo mi towarzyszył... - użalała się nad jego losem.
-
Ej, ej… Co ty opowiadasz? Ja tyle lat służyłam Bane’owi, handlowałam niewolnikami i krzywdziłam niewinnych i bezbronnych aż w końcu spotkałam ciebie i moje życie się zmieniło. Towarzyszył ci świadomie. Wiedział, jaki los ci jest pisany i miał świadomość niebezpieczeństw, które są częścią bycia twoim kompanem- mówiła Venorze na ucho, stojąc tuż za nią.
-
Gdyby chcieli go zabić, to by go zabili tutaj. To silny i niezłomny wojownik. Idealny na ochroniarza. Na pewno żyje. Odnajdziemy go i uwolnimy!- dodała szybko poklepując Venorę dłonią po naramienniku.
Venora wyprostowała się i spojrzała na wojowniczkę. Chwilę tak jej się przyglądała.
-
Tak... Chyba... - spuściła wzrok, wytężając myśli by znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie. -
Może jakiś doświadczony mag będzie wiedział jak go znaleźć... - mruknęła i podniosła się. -
Muszę znaleźć cokolwiek co zostało z mojego ekwipunku... - stwierdziła wypranym z emocji głosem i wyszła z pomieszczenia.
-
Gdzie idziesz?- spytał Dundein -
Przecież zabrali wszystko ze sobą. Ja też nie mam swojego młota.- oznajmił.
-
Mój buzdygan się ostał. Zbroja też- wtrąciła się Agness -
Choć trzeba będzie ją oddać do naprawy, bo wiele wiązań i rzemieni popękało…- dodała.
Strata ich dobytku bolała paladynkę, ale nie tak jak świadomość, że smoczydło było niewolnikiem łupieżców. Żeby go uratować była gotowa poświęcić znacznie więcej. Venora zatrzymała się w miejscu. Odwróciła się na pięcie.
-
Czemu do cholery mnie nie zabił? - zapytała spoglądając po towarzyszach.
Kompani Venory odpowiedzieli milczeniem. Oni również byli zdruzgotani utratą drogocennego sprzętu, oraz jakby na to nie spojrzeć ich porażką w spotkaniu z łupieżcami.
-
A jeśli kiedyś spotkamy tego cholernego oszusta, to osobiście roztrzaskam mu łeb…- Agness wspomniała o Kay’u, przez którego to wszystko się wydarzyło.
-
Ruszajmy. Nie ma co lamentować. Trzeba stąd wyjść. Udamy się do Suzail i na miejscu pomyślimy co dalej.- zaproponował Dundein.
-
Marsember jest bliżej... - stwierdziła paladynka, lecz nim ustanowiła to miasto za ich cel stwierdziła, że jedyne czego teraz chce to wrócić do domu. Nie była w stanie podjąć jakiegokolwiek działania, bo straciła tak wiele, że w tej chwili wszystkie dotychczasowe zwycięstwa były dla niej przysłonięte dzisiejszą porażka. Z tego też powodu nie mała nawet cienia zaufania do własnych decyzji. -
Tak, wróćmy do Suzail... - odparła w końcu.
~***~
Kompani w grobowym nastroju ruszyli w drogę powrotną do przejścia, którym się tu dostali. Agness znów miała atak paniki gdy przechodzili przez korytarz pełen pajęczyn, ale tym razem Venora z całych sił trzymała ją za ramię, odganiając pajęczaki. Paladynka przez cały czas musiała walczyć ze sobą i poczuciem winy jakie rozdzierało ją od środka, ignorując opowieści Agness co zrobi Kayowi jeśli tylko dorwie go w swoje ręce.
Po przeciśnięciu się przez wąski korytarz, rycerka i jej towarzysze wrócili na szlak. Młot ucieszył się i prawie przewrócił Venorę gdy ją zobaczył. Panna Oakenfold obejmując wielki łeb swojego wiernego rumaka odrobinę się uspokoiła. Chwilę później przepatrzyła tobołki umocowane na grzbiecie rumaka i to co znalazła rozdzieliła między towarzyszy. Dundein otrzymał młot, a Agness magiczną kolczugę. Venora umocowała przy pasie miecz, który był pamiątką zwycięskiego odwetu jaki przypuścili na wampiry. Pomimo wielkiego zmęczenia jakie dokuczało każdemu, w końcu ruszyli w dalszą drogę.
Paladynka cały czas była skupiona na szukaniu sposobu na znalezienie smoczydła. Wydawało się to być niemożliwe do wykonania, ale przecież tak samo myślała, gdy jej bratankowie zostali porwani. Z każdą kolejną godziną marszu Venora miała coraz bardziej zaciętą minę, a na postojach, o które upominali się jej towarzysze, ona sama nie potrafiła wysiedzieć.
~***~
Trudne było ocenienie ile czasu spędzili w podziemiach. Wychodząc na powierzchnię przywitał ich mrok nocy oraz grupka krasnoludzkich strażników, którym trzeba było oddać glejty. Zimne jesienne powietrze było orzeźwiające, ale przyjemne po takim czasie spędzonym w zaduchu. Najbardziej ucieszył się tym Młot. Rumak wyprostował się i wyrwał galopem przed siebie dając tym samym upust nagromadzonej frustracji. Wściekał się chwilę na polanie otaczającej wejście do jaskini.
-
Macie siłę iść dalej? - zapytała Venora, spoglądając na kapłana i wojowniczkę. Jej słowa brzmiały jakby tylko od nich to zależało, bo sama mogłaby iść dalej. Niestety widać było po niej wyraźnie, że paladynka ledwo stała na nogach.
-
Nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana. Domyślam się co teraz czujesz, ale nic ci to nie da.- odparł z nutką mentorskiego rozsądku w głosie Dundein. -
Musimy odpocząć, musimy odzyskać siły. Wędrówka nocą na nic ci się zda jeśli twój koń źle postawi nogę i wtedy dopiero będzie problem!- zaapelował do rozsądku panny Oakenfold.
-
Zhentarimowie mieli magów, którzy potrafili wyśledzić oddalone o wiele mil osoby.- wtrąciła się Agness, nadal próbując pocieszyć młodszą towarzyszkę. -
Odnajdziemy jakiegoś tak doświadczonego maga, a w stolicy pewnie kilku takich się znajdzie.- dodała ze spokojem, którego brakowało paladynce.
Venora spojrzała na brykajacego niedaleko nich niczym źrebię Młota. Czuła jego radość, a ta w pewnym stopniu nawet paladynce przynosiła nieco ukojenia. Westchnęła ciężko i pokiwała głową.
-
Dobrze... - zgodziła się i spojrzała po nich. -
Moi mentorzy na pewno będą znali takich magów - stwierdziła w końcu z przekonaniem w głosie. -
Znajdźmy jakieś miejsce na odpoczynek - dodała i nieco chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku swojego wierzchowca.