Smoczydło wzięło głęboki wdech i wzruszyło bezradnie ramionami.
-
Kiedy tu przybyłem chciałem go otruć. Dopiero potem miałem zamiar wbić mu miecz w serce.- wyjaśnił.
Venora na te słowa wbiła spojrzenie w sufit i na chwilę zamknęła oczy. Zasady które wpajali jej przez te lata mentorzy którzy ją szkolili nie dopuszczały takich metod. A mimo to, dopiero co wytruli cały obóz gigantów. Oczywiście nie wyszło to z jej inicjatywy, ale... Czy nie było to zbytnim chodzeniem na skróty?
Paladynka westchnęła długo i przeciągle, a kiedy otworzyła oczy od razu spojrzała na Agness. Mieli jeszcze tego jednego asa w rękawie jaki im został, a był nim Cień. W tych jaskiniach było to idealne rozwiązanie.
-
Przyszedłeś, żeby go otruć? Jak niby? Baranka nafaszerowanego trutką mu chciałeś podać na kolację? - skomentowała paladynka słowa Xalaz’sira. -
Mamy coś lepszego, co też go osłabi - dodała i spojrzała na Agness wymownie.
-
Jak to jak? Smoki też muszą spać i w ten przykład właśnie wtedy można im do mordy wlać trucizny. Też muszą jeść, a ten uwielbia młode bydlęta. Daleko nie byłaś z tym barankiem nafaszerowanym trutką- Xalaz’sir odparł rycerce puszczając jej oczko.
Paladynka uśmiechnęła się lekko.
-
I jak ten pomysł ci się udał? - sarknęła Venora i wymownie zlustrowała jego osobę, stojąca za kratami. -
Mamy inny pomysł. Wiesz gdzie w tych korytarzach znajdziemy tego gada?
-
Nie mam pojęcia. Zamek jest ogromny, a po za górnymi komnatami znajdują się dziesiątki długich, podziemnych korytarzy i jaskiń. Nie bez powodu wybrał to miejsce na zbudowanie swej siedziby.- odparł ze spokojem. -
A jaki to plan macie?- spytał zaintrygowany.
-
Opowiemy jak się uda. Jak nie to na pewno smok ci wszystko powie - odpowiedziała mu rycerka. Xalaz’sir skomentował to gardłowym pomrukiem.
-
Ruszamy dalej?- spytał Gustav. -
Skoro ten smok jest taki potężny to pewnie sypia na ogromnej górze złota.- zatarł ręce.
-
Spokojnie może go wam wystarczyć na otworzenie kaplicy Tempusa - odparła mu Venora z przymrużeniem oka. -
Ale nie dzielcie jeszcze skóry na smoku. Bądźcie bardzo, bardzo ostrożni - przestrzegła kompanów.
-
A więc w drogę- syknęła Anger. Kompani zebrali się do kupy i ruszyli korytarzem przed siebie.
-
Venoro…- zatrzymał ich jeszcze jaszczur. -
Nie wiem co cię tu przywiodło ale powodzenia…- zwrócił się do nich.
-
Zacznij się gorliwie modlić za nasze powodzenie - odparła mu paladynka.
-
Pójdę przodem.- oznajmił Dundein, złapał oburącz swój młot i pomaszerowali.
Korytarz ciągnął się kilkaset kroków, po czym rozwidlał się w prawo i lewo. Po obu stronach znajdowały się schody z tym, że jedne prowadziły na górę, a drugie w dół. W cytadeli panował paraliżujący mróz, który coraz bardziej doskwierał członkom grupy, a w szczegółności Agness, która nie była przyzwyczajona do takich warunków. Para z ust powoli zamarzała na jej smukłej, pokrytej tatuażami twarzy. Ciężko to znosiła, ale nie dawała po sobie tego poznać.
-
I co teraz? Chyba do góry nie?- spytał krasnolud.
-
Daj jej trochę bimbru na rozgrzewkę - poleciła Venora krasnoludowi, wskazując skinieniem głowy na Agness. -
Może lepiej iść w dół? Prędzej tam będzie jego skarb, a tak łatwiej go znajdziemy albo wręcz go na siebie ściągniemy
-
A co jeśli pilnują go kolejne golemy?- spytał Gustav.
-
Racja, ale możemy sprawdzić.- dodał brodacz, podając exkultystce flaszkę z mocnym trunkiem.
-
Golemy tak po prawdzie możemy wszędzie napotkać - skomentowała Venora. -
Chodźmy już
Venora wraz z towarzyszami zeszła po schodach na dół. Oblodzony korytarz pulsował delikatną łuną światła, tak jak w jaskiniach pod zamkiem. Kompani musieli stawiać ostrożnie kroki, by się nie przewrócić.
-
Ciekawe co to…- syknął Gustav dotykając dłonią wyraźnych śladów na ziemi.
-
Co to?- spytała Anger.
-
Myślę, że coś tutaj ciągnięto. Coś ciężkiego.- odparł, po czym wstał i ruszyli dalej. Po kilku dłuższych chwilach marszu dotarli do miejsca, gdzie korytarz przeobrażał się w wielką jaskinię, na środku której stały liczne posągi zamrożonych żywcem postaci.
-
Na bogów…- syknął Dundein poprawiając uścisk młota. Elfy, ludzie, krasnoludy, nawet gnomy. Wojownicy i magowie w pięknych szatach. Strzelcy z łukami gotowymi do strzału, oraz kapłani dzierżący święte symbole.
-
Smoczydło miało rację... - skomentowała Agness, której lica zaczerwieniły się od krasnoludzkiego trunku. -
Tylko nie wspomniało, że smok kolekcjonuje tych nieszczęśników…
Na ten widok nawet Venora wzdrygnęła się.
-
Przypomina mi to piwnice, w której siedział beholder... - mruknęła ponurym tonem.
Trudno było zliczyć czy chociażby oszacować zbiór lodowych brył, lecz sądząc po gabarytach jamy mogło ich być nawet setka a może i jeszcze więcej.
-
Bądźcie ostrożni, bogowie wiedzą co nas tu może spotkać.- syknął Gustav. Kompani ruszyli powoli pomiędzy zamrożonymi nieszczęśnikami kierując się w głąb jaskini. W końcu ujrzeli jej kraniec, wysoką ścianę, na której znajdowały się ślady zamarzniętej krwi, oraz wielki ołtarz z zmarzniętymi na kość zwłokami młodej kobiety.
-
Tej nie zamroził…- burknął krasnolud.
-
Co za różnica skoro i tak skonała w męczarniach…- wtrąciła Agness. Exkultystka skierowała się do ołtarza i powoli zaczęła się do niego zbliżać pokonując kolejne trzy stopnie prowadzące do niego. Na ciele zamordowanej kobiety znajdowały się liczne nacięcia nożem składające się na jakiś dziwaczny wzór.
-
To mowa demonów.- skomentowała. -
Widziałam takie rzeczy wiele razy…- dodała.
-
Mnie zawsze ciągnie w siedliska demonów... - skomentowała z ironią w głosie panna Oakenfold, która również podeszła do zwłok i im uważnie przyjrzała. -
Pewnie nie ma szans odmrozić ich tak, żeby wrócili do życia? - zapytała z naiwną nadzieją.