Grupa dość szybko trafiła z powrotem do lochów, gdzie siedziało przemarznięte szmoczydło. Xalaz’sir podniósł wzrok i wziął głęboki wdech w płuca.
-
Niech zgadnę. Nie da się przejść do górnej części zamku?- spytał jak doświadczony wieszcz.
-
Nie inaczej - skinęła głową Venora. -
W podziemiach znaleźliśmy coś w rodzaju składu trofeów... Chyba umieścił tam wszystkich poszukiwaczy przygód jacy stanęli mu na drodze. Każdy zamieniony w lodową statuę. Jest też ołtarz i zamrożone zwłoki złożonej na nim ofiary, która miała wycięte na ciele jakieś demoniczne runy - zaczęła mu opowiadać po kolei. -
Było też inne pomieszczenie, z jarzącą się jasnym światłem olbrzymią kolumną z lodu, stojącą na środku ogromnej sali, śmierdzącej zgnilizną i siarką. No i na koniec, idąc ostatnim korytarzem, stanęliśmy przed ślepą uliczką... - pokręciła głową. -
A mianowicie były tam wielkie stalowe wrota z inskrypcją w smoczym języku. Mówi ona, że wejść przez nie może tylko ktoś godzien oglądania tronu. Jakieś pomysły jak rozwiązać ten problem? - na koniec wbiła pytające spojrzenie w smoczydło.
-
Jestem wojownikiem, nie mędrcem- odparł, po czym potarł szponiastą łapą o zmarznięty łeb. -
Macie może coś do jedzenia?- spytał niespodziewanie. -
W jaskiniach widzialem lodowe mefity. Ale wątpie żeby wiedziały coś o zamku. A co z tym ołtarzem? Może trzeba złożyć jakąś ofiarę by otworzyć przejście?- wzruszył ramionami.
Panna Oakenfold sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej pakunek z kawałkiem mięsa usmażonego w obozowisku gigantów, a którego sama nie zjadła, bo nie miała apetytu, a żal jej było zostawiać i marnować. Podała go jaszczurowi.
-
Nienawidzę tego miejsca - westchnęła paladynka, bo wyglądało na to że nie obejdzie się bez utoczenia krwi. -
Mam nadzieję, że ten rozlew krwi był jedynie przejawem sadyzmu a nie konieczności... Może moja krew będzie się bardziej liczyć... -
Chodźmy do piwnicy... - rzuciła ponuro i tam skierowała swoje kroki.
-
Jeśli macie jakieś naczynie oddam wam i trochę swojej juchy.- rzekł z pełnymi ustami, łapczywie żując odgryziony kawałek mięsa.
-
Ja nic nie mam, ale jak okaże się, że krwi jest za mało to weźmiemy hełm, któregoś z poległych wojowników i wrócimy po twoją krew - Venora mówiła o tym z wyraźnym obrzydzeniem jakie wywoływało w niej samo wspominanie o tym.
~***~
Mina paladynki robiła się coraz bardziej posępna gdy zbliżali się do sali trofeów. Przechodząc ponownie pomiędzy lodowymi figurami, Venora przypomniała sobie dzień kiedy jeden z paladynów którzy jej towarzyszyli gdy przeszukiwała katakumby, poległ zamordowany w ofierze do przyzwania demona. W walce z nim ona sama poległa. Venora nerwowo potarła dłonią swój napierśnik, czując nagłą duszność jak wtedy kiedy topór zmiażdżył jej pierś.
~
Teraz przynajmniej sama potrafię stanąć do walki z demonem... ~ pomyślała na pokrzepienie się.
Panna Oakenfold zatrzymała się przed ołtarzem i dokładnie go obejrzała.
-
Nie ma co zwlekać... - stwierdziła i dobyła miecz w dłoń. -
Powinnam sobie naciąć rękę? - zapytała, spoglądając na Agness.
-
Tak.- odparła rzeczowo exkultystka. -
Każdy z nas sobie natnie, a ty nas uleczysz swoją paladyńską mocą, żeby rana się zasklepiła. Zbliżcie się.- nakazała i po chwili towarzysze zbliżyli się do ołtarza nadstawiając ręce w gotowości.
-
Będzie bolało tylko chwilę. Zaciskajcie dłoń, to szybciej się utoczy.- poinstruowała ich.
-
Kto by pomyślał, że będziesz nam takich rad udzielać…- mruknął Dundein. -
Jeśli poczujecie się słabo, to od razu mówcie. Trzeba uleczyć wasze rany, zanim osłabniecie. Nie wiadomo co nas czeka kiedy krew zasili ołtarz.- dodał i pozwolił Venorze naciąć sobie rękę nad nadgarstkiem.
Paladynka w głowie miała całą masę argumentów za tym, że nie powinni tego robić. Zdjęła magiczny pierścień który chronił ją przed pomniejszymi zranieniami. Odetchnęła głęboko po czym zacisnęła zęby i nacięła swoją skórę. Zapiekło ją, ale nie na tyle by się skrzywić, zgodnie z tym co poradziła ex-kultystka, zaczęła rozluźniać i zaciskać pięść co faktycznie przyspieszyło upływ krwi. Karmazynowa ciecz w końcu zaczęła skapywać na ołtarz.
-
Oby cel uświęcił środki... - mruknęła pod nosem Venora.
Po krótkiej chwili każdy z członków grupy w imię wyższego dobra naciął sobie ręce, a parująca krew zaczęła powoli wypełniać wydrążone w granitowym blacie kanaliki. Krew w końcu dotarła do otworów w ołtarzu.
-
No i co?- fuknęła Anger, która najgorzej znosiła utaczanie własnej krwi. -
Zaczyna mi się robić miękko w nogach…- skomentowała a jej twarz nieco pobladła.
Nagle spod zmarzniętych zwłok, zapulsowała czerwona energia, a po chwili wypełniła ona ściany i sufit. Teraz już delikatna poświata zmieniła kolor na krwiście czerwony.
-
Chyba działa. Ulecz nas.- polecił Dundein i zanim skończył zdanie w komnacie zapachniało siarką. Venora skinęła głową i nie zwlekając ani chwili uleczyła każdego, po czym nałożyła spowrotem na swój palec magiczny pierścień.
-
Na Tempusa!- Gustav wzdrygnął się wskazując sąsiedni kraniec komnaty. Wtedy dostrzegli rosłą i skrzydlatą sylwetkę. Czart miał blado błękitny kolor skóry, a z jego skroni wyrastały długie i zakręcone rogi. Stwór miał ponad trzy metry wzrostu a jego skrzydła dwa razy tyle. Oczy mieniły się niebieską energią. Jego ciała nie chronił żaden pancerz, ale gruba warstwa lodu, służąca za naturalną zbroję. Demon wyszczerzył swoje zębiska i wyprostował się.
-
Cóż to za kpina! Jak śmialiście użyć plugawej krwi niebian by mnie przywołać?!- zagrzmiał, a jego głos poniósł się echem pomiędzy zamarzniętymi ciałami. Demon uniósł ramię przed siebie, a w jego dłoni zmaterializował się wielki sopel lodu, który przybrał kształt miecza. Na tym się jednak nie skończyło, gdyż czart powtórzył czynność i już po chwili trzymał w lewej ręce długą na dwa metry lodową włócznię.
-
Wypatroszę wasze truchła i wykąpię się w waszej krwi!- krzyknął i jednym, potężnym ciosem przepołowił trzy najbliższe ciała uwięzione w lodzie.
-
Twoje niedoczekanie! - krzyknęła Venora, chcąc skupić na sobie uwagę demona. Uwolniła magię zaklętą w Bastionie Rycerza, a klinga jej miecza rozświetliła się wyraźnym blaskiem.