Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2018, 15:23   #488
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
12 dzień Opadania Liści. Królewski Las, miasteczko Waymoot

Pochód wojsk ciągnął się niemiłosiernie. Odczucie to towarzyszyło zarówno Venorze jak i wszystkim jej kompanom. Oni byli łowcami przygód z natury. Nudziło ich dworskie życie oraz monotonna i żmudna wędrówka w orszaku. Dundein z nudów dawno przestał się odzywać, a jego twarz pobladła od smutku. Gustav również zdawał się z każdym dniem w siodle być mniej towarzyski. Venora wiedziała, że tak to będzie wyglądać i musiała się z tym pogodzić. Na szczęście był to świetny czas dla Agness, która już teraz zaczęła powoli uczyć się modlitw do Tempusa, słuchała o rytuałach, świętach i zwyczajach.
Dni były coraz krótsze. Do tego od kilku dni otaczał ich wszechobecny las, co również wpływało na posępność żołnierzy. Na szczęście to miejsce zdawało się być w miarę bezpieczne i zwyczajne warty w zupełności wystarczały, a zbrojni nie musieli za wczasu lękać się o własne życie.
To chłodne popołudnie w końcu miało odmienić nieco monotonną drogę, kiedy zza zakrętu na królewskim trakcie ujrzeli wyrastającą ponad korony wysokich drzew twierdzę, otoczoną gospodarstwami i licznymi domostwami.


Waymoot było niewielkim miastem, lecz jak na ludzką osadzę zbudowaną w lesie, robiła wrażenie. Mieszkańcy żyli tutaj spokojnie, o czym świadczył brak nawet najmniejszej palisady. Liczne chaty postawione były na miejscu wykarczowanego fragmentu lasu, lecz nikt tutaj nie walczył z naturą i na każde wycięte drzewo posadzono dwa nowe. Pierwszym budynkiem, który powitał długi, zbrojny orszak była niewielka świątynia Tymory. Pulchny jegomość w eleganckich szatach błogosławił żołnierzy i królewską karocę. Nim pierwsi konni wdarli się pomiędzy domy, na przeciw wyjechał im lokalny lord Filfal Zabójca Trolli. Był gigantem wśród ludzi i wcale nie dziwił jego przydomek. Mąż w towarzystwie kilkudziesięciu zbrojnych pokłonili się jej królewskiej miłości oraz wyrazili wyrazy wdzięczności za tak wspaniałe spotkanie. Królowa została zaproszona wraz z najbliższymi osobami do twierdzy, która była domem Filfala i większości urzędników.
-Karczma! Prędko do karczmy! Bo zabraknie piwa dla Dundeina!- krasnolud nawet nie czekał na towarzyszy, tylko zeskoczył z siodła i pognał pomiędzy drewniane chatki znikając Venorze z oczu.

-Jasne! Biegnij! Ja zajmę się twoim koniem, kiedy ty będziesz wycierać pianę z piwa z wąsa kurduplu!- krzyknął za nim Gustav. Żołnierze mogli zapomnieć o wystarczającej ilości miejsc na nocleg dla wszystkich. Dwie oberże i jedna mała gospoda to za mało by pomieścić chociażby jeden oddział, ale może przynajmniej Dundein się załapie i wróci mu dobry nastrój. Słudzy i giermkowie od razu wzięli się za rozbijanie namiotów, a kilku zarządców z twierdzy prędko pomogło gospodarować miejscem wokół miasteczka wskazując gdzie będzie najlepiej rozpalać ogniska i tak dalej.
-No i co robimy?- Agness rozglądała się wokół.
Venora nawet nie miała najmniejszego zamiaru spierania się o miejsce noclegowe w karczmie. Jej nie przeszkadzało nocowanie w namiocie, który mimo wszystko był wygodny i mieścili się w nim wszyscy jej towarzysze.
- Możemy przejść się po domach i popytać czy ktoś ma na zbyciu domowy bimber - zaproponowała rycerka z mrugnięciem oka.
-Patrząc na klimat, podejrzewam że trudno będzie nie znaleźć takiej chaty…- skomentowała Anger, z uśmiechem pod nosem.
- Tym lepiej dla nas. Dundein kiedy wróci od razu nabierze humoru jak mu pokażemy kilka flaszek - stwierdziła z zadowoleniem panna Oakenfold. Im wszystkim z resztą przyda się wypić odrobinę na rozgrzewkę. - A jak wrócimy to wezmę ciebie Anger na sparing. Przyda się trochę nam rozruszać - stwierdziła.

Pomysł wszystkim się spodobał i zostawiając Gustava samego w namiocie, bo ktoś pilnować dobytku musiał, trzy kobiety wybrały się na spacer po okolicy.
Kapłanka Tempusa miała rację. Nie naszukały się i w pierwszym domostwie dostały wskazówki kto robi najlepszy alkohol w okolicy, a bimbrowników było kilku. Gospodarz jeszcze nim odeszły od drzwi jego domu zaproponował im sprzedaż świeżo pieczonej sarniny. Venora zgodziła się, zapłaciła i wkrótce Anger z zawiniątkiem w rękach wróciła do namiotu. W tym czasie paladynka i exkultystka odwiedziły bimbrowników co skutkowało zakupem kilku butelek bimbru i nalewek, a nawet jedno wino z malin. Jeśli tylko nie pokażą całych zapasów Dundeinowi na raz, to była nadzieja, że zapasy starczą im na dłużej niż trzy dni.

Zadowolone z zakupów wróciły do namiotu, gdzie okazało się, że Gustav robił Anger wyrzuty, że nie pytając go o zdanie kazały mu zostać i warować. Na szczęście złość przeszła mu, gdy zobaczył co przyniosły pozostałe towarzyszki.
- Chyba dopiero po nas reszta obozujących zorientowała się, że niekoniecznie trzeba pchać się do karczmy po alkohol - powiedziała Venora z rozbawieniem wywołanym tym z jakim zainteresowaniem Gustav oglądał butelki, odkorkowując każdą i wąchając zawartość.

Po drobnej degustacji zapasów Venora i Anger wyszły na zewnątrz, dzierżąc w rękach swoje miecze i tarcze. Bez zbroi przywdziewania na siebie musiały bardziej uważać przy wyprowadzaniu ciosów. Ćwiczenia przede wszystkim wprawiły je w świetny nastrój, a w międzyczasie zebrało się kilku gapiów zainteresowanych przyglądaniem się ich walce. Widownia nieco krępowała Anger, ale Venora widząc to zwyczajnie zaczęła się podkładać, by towarzyszka poczuła się pewniej.

Do namiotu wróciły kiedy już wystarczająco dużo siniaków sobie nawzajem nabiły, a z widowni coraz więcej zaproszeń do karczmy skierowanych do nich. Usiadły przy ognisku i wzięły swoje porcje sarnicy, podgrzane przy palenisku przez Agness.
- Gdyby Balthazaar tu był to byłoby więcej spokoju - skomentowała panna Oakenfold, która nawykła do tego, że w obecności smoczydła mężczyźni i nie tylko, trzymali się od niej na spory dystans. Venora wgryzła się w pieczyste i posmutniała, bo w smaku nawet nie równało się to z tym co potrafił przy ognisku przygotować jaszczur. - Jeśli Dundein zaraz nie wróci to trzeba będzie wysłać po niego misję ratunkową - powiedziała, zmieniając szybko temat i wymuszając na sobie uśmiech.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline