Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2018, 00:48   #191
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Czuła się winna, że wymusiła na Williamie przyjazd, bo było to zupełnie nieprzemyślane z jej strony i bardzo niebezpieczne z powodu tego kim był jej mąż. Dużo tym ryzykowali. Lecz zdrowy rozsądek poszedł w odstawkę na rzecz poprawy jej samopoczucia. Nareszcie też zaczęła się wysypiać. Erika dopiero gdy odebrała swoich mężczyzn z lotniska poczuła ogrom tęsknoty w jaką wprawiła ją tak długa rozłąka z ukochanym.
Cudownie było mieć powód by wracać do domu. Co prawda było to wciąż tylko jej służbowe mieszkanie, ale już nie było w nim pusto. Znów zaczęła wychodzić z biura punktualnie, a w domu czekał na nią wspólny obiad z synem i mężem. Nareszcie mogła oczyścić głowę z tego co gnębiło ją jako Nadzorcą i zdała sobie sprawę jak bardzo brakowało jej nie tylko towarzystwa najbliższych, ale również prawdziwej siebie, na co nie miała miejsca gdy była w pracy.

Mijał kolejny radosny dla Eriki wieczór. Po spacerze w ogrodzie botanicznym wrócili do domu. Po zjedzeniu kolacji usiedli na kanapie by wspólnie obejrzeć z Izsakiem bajki na dobranoc. Chłopiec zasnął rozciągnięty na kanapie, z głową na kolanach matki. Blondynka przytulona do męża, delikatnie głaskała syna po plecach. William obejmując ją, po zerknięciu dla upewnienia się, że Izsak na pewno zasnął, przełączył program na sportowy. W takich momentach jak ten nachodziły ją myśli by rzucić to wszystko w cholerę i zaszyć się gdzieś na bezludnej wyspie, gdzie nikt nie będzie miał prawa zbliżyć się nawet na kilometr do jej ostoi. Ich wspaniała sielanka była bardzo ulotnym stanem przez co oboje zawsze gdy byli razem, ze wszystkich sił starali się podtrzymać tą ich iluzję normalności.

- Zaniesiesz Zacka do pokoju? - zapytała spoglądając kątem oka na męża. Westchnęła, bo obiecała sobie, że nie będzie nazywać syna tym zdrobnieniem imienia, ale przy Williamie było to wręcz niewykonalne. Nawet sam Izsak zaczął przedstawiać się w ten sposób.

- Już - odparł ochoczo, a na twarzy pojawił mu się ten łobuzerski uśmiech. Zapewne odczytał jej prośbę zupełnie jednoznacznie i nie krył zadowolenie z tego powodu.
Po chwili prawie przybiegł do pokoju i wręcz skoczył na kanapę, po czym zaczął się do niej dobierać. Erika uśmiechnęła się rozbawiona. Objęła go ramionami i przyciągnęła do siebie.
- Jesteś pewien, że mocno zasnął? - dopytała pomiędzy pocałunkami.
- Tak - mruknął zbyt zajęty skupieniem się na czymkolwiek innym niż jej ciele.
Zaczęli się powoli rozbierać. Nie spieszyli się mając cały wieczór dla siebie, ale że lato było gorące to i tak niewiele mieli na sobie ubrań. Wkrótce Erika zupełnie zapomniała o swoich zmartwieniach, skupiając się w pełni na przyjemności.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=qliFPn4ttRo[/media]


Wczesne położenie się do łóżka, zwłaszcza kiedy towarzyszyło temu wspólne cieszenie się bliskością, było zbawienne gdy na drugi dzień trzeba było wcześnie wstać. Pobudki były z każdym dniem coraz trudniejsze, bo wychodziło ogólne zmęczenie organizmu spowodowane długą przerwą od przemian i nagłą zmianą przyzwyczajeń by jak najlepiej dotrwać do rozwiązania. A do tego było jeszcze daleko. Erika przeciągając się w pościeli po porannym budziku, ułożyła się na boku, przyglądając się jak Will nadal śpi.

"Wygląda tak niewinnie..." przeszło jej przez myśl i zaczęła delikatnie gładzić go opuszkami palców po policzku. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy ktoś z Mroku próbował się z nim kontaktować by go wplątać w którąkolwiek z akcji jakie wyczyniali ci popaprańcy w ostatnim czasie na świecie. Nie pytała o to, bo szczęśliwsi byli gdy nie poruszali tych tematów. Wiedziała tylko tyle, że odciął się na ile mógł by nie zwracać na siebie uwagi i nie narażać ich związku na zdemaskowanie. Na razie ten ich związek całkiem dobrze im wychodził i trzeba było mieć nadzieję, że się to nie skończy.
Obdarzona powoli uniosła się na rękach i pochyliła by ucałować męża w policzek.
- Dzień dobry kochanie... - mruknął zaspanym głosem, otwierając oczy.
- Śpij, jest jeszcze wcześnie - powiedziała z ciepłym uśmiechem Erika, głaszcząc go po włosach.
- Nie, zrobię ci śniadanie - odparł i ziewnął przeciągle. Podniósł się, spojrzał na telefon i skrzywił się. - Chodź tu, gdzie się spieszysz... - Objął ją ramionami i ponownie zaciągnął pod kołdrę.


Od samego wejścia do biura kombinowała jak ugryźć temat zaczęty przez Theodora na ich spotkaniu w ogrodzie botanicznym. Jeśli jego informacje się potwierdzą to będzie nie lada orzech do zgryzienia.
"Czemu takie rzeczy muszą się dziać akurat kiedy jestem w ciąży?" westchnęła przeglądając to co jej na szybko wyszperali Lenny z Isą.
Pani Liggan była zarejestrowaną Obdarzoną która, jak można było się dowiedzieć na jej profilach społecznościowych, uwielbiała wydekoltowane stroje, kolorystycznie dobrane do ciemnopomarańczowego kryształu jaki miała na piersi.

Natomiast jeśli chodziło o pana di Veriego to jego osoba nie widniała w spisach. Nic co by dziwiło. Za to jego żona była kiedyś wziętą modelką. Ewidentnie nie posiadała kryształu. Na kilku umieszczonych na Facebooku zdjęciach z mężem i synem można było zauważyć, że pan polityk nigdy nie pokazuje nagiego torsu tak by było widać kryształ. Podejrzenie więc było. Węgiercie od razu w oczy rzucił się możliwy powód dla którego Weaver mogła chcieć się mścić na Evangeliście.
Erika znała bardzo wiele par Obdarzonych, którzy rozstawali się bo byli bezdzietni. Bzdurą było, że tylko kobietom tykał zegar, mężczyźni też pragnęli potomstwa. A o to, z powodu specyfiki przemian w przypadku kobiet, mogło nie być takie proste. Wredna sprawa biorąc pod uwagę, że z początku się świadomie nie chce dziecka, a gdy się zachce je w końcu mieć to już nie ma możliwości.


Po pierwszym spotkaniu z Theodorem w jej biurze mogła się uznać za niezłą aktorkę. Co prawda najwięcej pomogła jej irytacja wywołana huśtawką nastrojów z jaką się wewnętrznie zmagała, ale ważne, że zamierzony efekt został osiągnięty. Nerwowe spojrzenia oficerów SPdO którzy patrzyli na nią jak na tykającą bombę były wręcz niegrzeczne. Zupełnie jakby się spodziewali, że bez ostrzeżenia przemieni się i zatłucze Theo, wbijając jego ciało w ziemię.

Popijając białą herbatę z wrzuconymi kilkoma kostkami lodu, zastanawiała się na co przeznaczyć zwrot funduszy jakie poszły na badania profesora. Pieniądz, nawet jeśli miał ostatecznie i tak wrócić w te same ręce, to na pewno nie powinien siedzieć niczym mysz pod miotłą w jednym miejscu, trzeba było zagonić je do roboty jak każdego.
- Bitcoiny - wtrącił się w jej przemyślenia Proxy, spoglądając znad ekranu laptopa.
Erika już miała to skomentować, żeby lepiej nie wychodził poza swoją dziedzinę, ale… Tak jakby zahaczało to o nią.
- W sumie… Zanim się połapią, że to tylko… Jeszcze się to trochę napompuje... - Węgierka uśmiechnęła się na te myśli. Uwielbiała cyferki co akurat w obecnym zajęciu bardzo jej się przydawało i nie tak bardzo tęskniła za swoim poprzednim zajęciem. - Coś z tego może wyjść. Pociągnąć to może tak do grudnia...

Problemy, które miała na głowie Erika jak na złość nie chciały się rozwiązywać. Wolały ewoluować i zapraszać nowych kolegów. Jak choćby sprawa Informatora.
Można było odnieść wrażenie, że pozycja Nadzorcy na Amerykę Południową było przeklęte. Wpierw w niewyjaśnionych okolicznościach zginął Marko, teraz życie stracił Lovan. Obaj mieli grzeszki na sumieniu, szczególnie duże miał ten drugi. Oficjalne stanowisko po pierwszym czytaniu Erikę oburzyło. Dopiero jak ochłonęła to znalazła zrozumienie. Nieomylność Białego w osądzaniu swoich podwładnych było tym co dawało tym maluczkim poczucie bezpieczeństwa. Bez tego morale w Świetle mogłyby upaść bardzo drastycznie.

Podczas lunchu z Danielem Iacartonem dowiedziała się od niego, że powoli zaczyna się pakować. Jedno porozumiewawcze spojrzenie wymienione z Węgierką mówiło wszystko - gdyby go od razu obsadzono na stanowisku to można byłoby uniknąć tego co stało się w Argentynie. Żadne jednak nie odważyło się powiedzieć tego na głos. Wiadomo, nikt nie jest nieomylny w osądach a już na pewno nie mają wróżki na etacie, która by ich ostrzegała przed konsekwencjami podejmowanych decyzji.
- Mam nadzieję, że będziesz miał tam równie dużo do roboty co i ja - powiedziała Erika z mrugnięciem oka.
- Ta, kurwa, sprzątanie po poprzedniku wystarczy. Ty to masz przynajmniej Vinca... Ej, weź mi go daj - trzymając widelec z nabitym stekiem pochylił się nad stolikiem. - Oddam jak się ogarnie te biurowe bzdety.
- Zapomnij - pokręciła głową. - Z resztą Vince się nie zgodzi, ma tu rodzinę. Wyobrażasz sobie przenosić ją w tamte rejony?
- No chociaż na miesiąc!
- Nie ma mowy. Tu jest tylu Obdarzonych, że roboty nigdy nie brakuje. Nie martw się, dasz radę. Wierzę w ciebie - stwierdziła rozbawionym tonem blondynka.
- A nie masz jakiś koleżanek ze swojego danego działu, którą mogłabyś mi polecić na zastępcę?
- Popytam - odparła blondynka, nie chcąc niczego obiecywać.


Wracając autostradą do domu czuła jak głowa pęka jej z przeładowania informacjami. Namierzanie kont bankowych Lovana, sprawa mściwej kochanki polityka podejrzanego o bycie Obdarzonym, trzymanie w tajemnicy Beckett oraz badanie tego co wyłapał Lenny tuż przed wyciągnięciem z sieci Iskierki, czyli szperanie w systemie SPdO próbując ustalić czym konkretnie to ta jednostka nie dzieli się ze Światłem.
Najchętniej by się napiła czegoś mocnego.

Klakson auta za nią obudził ją z przemyśleń i z piskiem opon ruszyła spod świateł. Mercedes wyrwał do przodu, wciskając kobietę w siedzenie. Niedługo potem zajechała do podziemnego parkingu i wysiadła. Windą wjechała na ostatnie piętro, gdzie mieściło się tylko jej służbowe mieszkanie. Cały czas w głowie układała sobie możliwe scenariusze na sprawę diVeri-Liggan, lecz ciągle nie miała żadnego dobrego pomysłu. Co gorsze miała jedynie podejrzenia co do tego kim byli.
Chyba że…
"William powinien być w stanie rozwiać moje wątpliwości" Położyła dłoń na klamce, ale jej nie nacisnęła. Przygryzła wargę w zamyśleniu i zmartwieniu. Westchnęła i weszła do mieszkania. Od progu poczuła przyjemny zapach pieczeni.


Przyjemna domowa atmosfera nie zachęcała do poruszania drażliwych tematów. Aktywnie spędzone popołudnie na zabawie sprawiło, że wieczór nastał bardzo szybko. W międzyczasie Izsak pochwalił się, że ma nowych kolegów. William sam był pełen podziwu jak mały łatwo nawiązuje nowe znajomości i nawet bariera językowa nie stanowiła dla niego przeszkody w dobrej zabawie.
Po 22 chłopiec smacznie już spał. Erika od kwadransa wisiała na telefonie, obawiając się, że zaraz będzie musiała wrócić do bazy. Szczęśliwie tematy były tego poziomu ważności, że wystarczyły jej słowne polecenia. Zmęczona odłożyła telefon na stoliku kawowym. William, zapewne słysząc, że już skończyła rozmowę, wrócił z kuchni gdzie dla zabicia czasu tłukł się z naczyniami wyciąganymi ze zmywarki. Oparł się o framugę, spoglądając na nią pytająco.
- Chyba już nie będą dzwonić - powiedziała i poklepała miejsce na kanapie obok siebie. Szkot nie pytał o nic, podszedł i usiadł, obejmując ją. Odruchowo przełączył kanał telewizyjny na sportowy i przytulił ją do siebie.
Erika oparła głowę na jego ramieniu i wbiła zamyślone spojrzenie w telewizor. Po rozmowie z podwładnym znów wrócił jej pomysł, żeby zapytać Willa o tą jedną rzecz.

- Pamiętasz tego gościa, z którym wczoraj widziałam się w ogrodzie? - zapytała w końcu, spoglądając na niego kątem oka. Na pewno pamiętał. Gdy pytał się o niego zaraz po tym spotkaniu to krótka odpowiedź "sprawy służbowe" jak za dotknięciem magicznej różdżki zniechęciły go do dalszego tykania tego tematu.
- Oczywiście. Jakiś agent, którego nagle mają wykryć? Choć tego starał się nie pokazywać, czuć było od niego strach - wypowiedział to ze sporym współczuciem.
- Można tak to nazwać - westchnęła Erika. - Twierdzi, że od pewnej mściwej kobiety dostał zlecenie na zabicie żony jednego polityka
- Och… - zaskoczyła go. - Trudna sprawa…
Nie dodał nic więcej. Wiedziała, że celowo unikał pytania o szczegóły.

Normalnie nie zaczęłaby nawet tego tematu. Obiecywała sobie jednak, że robi to dla ich bezpieczeństwa i tylko ten jeden raz zrobi wyjątek.
- Szykuje mi się naprawdę poważna akcja z tym związana - ściszyła głos i wtuliła się w niego mocniej. - Bo jeśli potwierdzi się to co mi powiedział tamten mężczyzna... To Weaver nasyła go na żonę Evangelista...
William drgnął.
- A to suka - wyrwało mu się. - Przepraszam - dodał od razu.
Spuścił wzrok, widać było jak intensywnie myśli i walczy ze sobą. Wiadomość go na początku wzburzyła i rozzłościła, ale szybko starał się opanować. W końcu westchnął ciężko.
- Nie powinnaś mi o tym mówić… Postawiłaś mnie w bardzo trudnej sytuacji.
- Wiem... - jęknęła przepraszająco. - Przepraszam, ale próbuję ten konflikt zażegnać tak by nie skończyło się katastrofą naturalną. Sam zdajesz sobie sprawę jak może Evangelist zareagować na śmierć żony... Wyobrażam sobie, że ta, która chce się na nim mścić... Może chcieć go odzyskać - zmarszczyła brwi.
Mężczyzna pokręcił głową i poszedł do kuchni, skąd wyciągnął sobie z lodówki piwo. Zaraz jednak je odstawił sięgnął do barku po whisky. Wrócił do salonu z pełną szklanką.
Milczał wpatrując się w ścianę. Nawet nie umoczył ust w alkoholu, jedynie trzymał szklankę w dłoni.

Erika spojrzała na niego niepewna co powiedzieć.
- Czy... Mógłbyś potwierdzić na podstawie zdjęć czy podejrzewane osoby są Evangelistem i Weaver? - zapytała w końcu.
- Mieliśmy unikać tych tematów Erika - odpowiedział. - Nie mam dużych kontaktów z nimi i chciałem, by tak pozostało. Nawet Malcolm przestał się odzywać. Pomimo tego, coś im zawdzięczam. Choć spora część z nich to banda skurwysynów, to znalazło się tam kilku naprawdę w porządku ludzi. Nie chcę być wobec nich… zdrajcą - z niemałym trudem przeszło mu to przez usta. - A to o co mnie teraz prosisz, będzie właśnie czymś takim. Czy w ramach rewanżu udostępnisz mi… no nie wiem, listę słabych punktów waszych żywiołów, żeby podesłać ją Malcy’emu? - nie był na nią zły, tylko rozgoryczony.
Mocno musiała się powstrzymywać, żeby nie skomentować jego porównania. Nie chciała, żeby to przerodziło się w nikomu niepotrzebną kłótnię. Westchnęła przeciągle.
- Będę prosić o wsparcie Białego. Wkrótce będę musiała stanąć przed Evangelistem - wyznała mu wprost. - Uwierz mi, nie chcę poruszać tego tematu równie bardzo jak ty... Dobrze... - pokręciła głową. - Zapomnijmy, że o tym mówiłam. Nie powinnam była - dodała przepraszającym tonem.
- Mleko się już rozlało… - podniósł szklankę z whisky, ale się nie napił. Odstawił ją na stół. - Evangelist… Jest jednym z najbardziej w porządku Obdarzonych jakich poznałem. Ceni każde życie i nigdy nie zabijał jeśli nie musiał. Nie nazwałbym go swoim przyjacielem, ale…teraz gdy o tym wiem, będę musiał go w jakiś sposób ostrzec przed tym co chce zrobić Weaver.

Erika zmarszczyła brwi po jego wypowiedzi. Nie mogła się nie zgodzić z tym co powiedział o Evangeliście, który pomimo posiadania bardzo potężnego żywiołu to sprawiał chyba statystycznie najmniej kłopotów.
- I co mu powiesz? Że masz wieści prosto od Nadzorcy? - odparła kręcąc głową. - Wyprze się wszystkiego, mój człowiek zginie, a ona zrobi to i tak, tylko w późniejszym czasie - potarła dłonią twarz. - Żona di Vieriego jest bezpieczna póki jest przy niej mąż. Atak ma nastąpić, gdy on zostanie wysłany na akcję. Chcę... Wysłać kilku swoich ludzi by ją uratować. Możliwe, że tak jak moja siostra, nawet nie zdaje sobie sprawy kim jest jej mąż - westchnęła ciężko.
Will przetarł twarz dłońmi.
- Nie znam się na konspiracji i tajnych akcjach… ale rzeczywiście trzeba uratować żonę Johnny’ego. Tylko… Ech. Jebana Ceres, od początku jej nie lubiłem - zacisnął pięści. - Jeśli Johnny się dowie o jej machinacjach, poleci ją zabić. Tylko wtedy ofiar postronnych będzie tyle, że… - nie dokończył. - I tak źle i tak niedobrze - założył ręce na piersi.
- Coś będę musiała na to wymyślić... - skrzywiła się Erika i przeczesała palcami włosy, intensywnie się zastanawiając nad tym problemem.
- Czyli znasz już tożsamości Johnny’ego i Ceres… Co zamierzasz z tym zrobić? Oni naprawdę są silni. Ceres nie ma żywiołu, ale swoją bazową moc rozwinęła do tego stopnia, że może być uważana za taki.

- Znam ich możliwości bojowe Will - spojrzała na niego kątem oka. - Na razie skupię siły na niedopuszczeniu do śmierci pani diVieri i chłopca. Później zobaczymy... Może uda się nasłać Evangelista na Weaver w jakimś odludnym miejscu
- Jeśli to pomoże jego rodzinie... to zrobię co będę mógł Erika - zapewnił. - Ale nie proś o nic więcej, dobrze? Nie chcę się do tego mieszać.
- Wystarczająco już mi pomogłeś - uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła, by pocałować go w policzek. - Przepraszam, więcej nie będę... Obiecuję. Wybaczysz mi? - mruknęła zalotnym tonem głosu i zaczęła się do niego dobierać.
Pocałował ją w czoło i mocno przytulił, uniemożliwiając inne ruchy.
- Wybaczę. Ale teraz po prostu się do mnie przytul.
Węgierka spojrzała mu prosto w oczy i tym bardziej pożałowała, że zaczęła ten temat. Mężczyzna był bardzo zdenerwowany choć próbował z całych sił nie dać tego po sobie poznać.
- Will, przepraszam... - szepnęła i objęła go za szyję. Ten objął ją jeszcze mocniej i wtulił twarz w jej włosy. Nic nie mówił tylko skupił się na jej zapachu.

W całej tej sytuacji Erika po raz pierwszy w życiu cieszyła się, że Vidor zginął. Bo czy gdyby nadal żył to pozwoliłby naprawdę jej odejść? Czy nie popadłby w zazdrość gdyby widział ją z innym? Czy byłby równie zawistny jak Weaver?

Wieczór minął im właśnie w ten sposób. Wtuleni w siebie nawzajem, pozwolili sobie na odprężenie, aż zasnęli na kanapie. Dopiero około trzeciej w nocy obudzili się i jak dwa zombie powlekli do łazienki i dopiero stamtąd do łóżka.


Rankiem ponownie to William był pierwszym, który zdołał wstać z łóżka. Kobietę tym razem z łóżka wyciągnął dopiero zapach smażonych naleśników.
- Dzien dobry Kochanie - powitał ją mąż. Po wczorajszym złym humorze nie było już śladu. Zack właśnie kończył poranną toaletę, i korzystając z jego nieobecności Will powiedział - Postaraj się dogadać z Giovannim. On naprawdę jest rozsądnym facetem.
Zaskoczyło ją, że zdecydował się jej to powiedzieć. Pokiwała głową.
- Dobrze. Postaram się go przekonać - odparła. Wyprostowała się i wstała z łóżka. Podeszła do męża. - Kocham ciebie, wiesz? - uśmiechnęła się do niego i pocałowała go czule w usta. - I jesteś wspaniałym tatą - mrugnęła do niego, gładząc dłonią po swoim lekko już zaokrąglającym się brzuchu.
- Robię co mogę - uśmiechnął się zadowolony. - Powinnaś oszczędzać sobie stresów, wiesz o tym, prawda? - przypomniał jej oczywistość.
- Byłoby miło gdybym nie miała do tego powodów. Niestety moim zawodzie z tym ciężko - westchnęła. - Nie mam pojęcia co będzie... później. Boję się, że po ostatnich wydarzeniach na świecie Whistler zechce mnie odesłać na K2, dla bezpieczeństwa
- Przecież i tak się nie możesz przemienić, więc nie ma co się martwić o swój cenny żywioł - William wręcz parsknął.
- Już raz Mrok próbował mnie zabić tak po prostu z zemsty, kiedy miałam medyczne przesłanki by pozostawać w ludzkiej postaci - wyznała i potarła prawą dłonią lewą rękę.
- Teraz… Możesz być pewna, że Mrok da ci spokój - zrobił pewną siebie minę.
- Tylko w jaki sposób mam o tym przekonać swojego szefa? - westchnęła Obdarzona.
- Hmm… Faktycznie… Jakoś coś wymyślisz - nie tracił rezonu.
Erika tylko się uśmiechnęła i pocałowała go. Nie miała serca mu mówić, że na Białego nie da się po prostu czegoś wymyślić. Jeśli Whistler podejmie decyzję to nie ma odwrotu, a jego pytanie o zgodę jest jedynie ułudą posiadania wpływu.


Telefon służbowy rozdzwonił jej się jeszcze w trakcie wspólnego śniadania z Willem i Izsakiem. Po dotarciu do biura, przechodząc przez drzwi wzięła głęboki oddech jakby miała zanurkować w głębokiej wodzie. Widok ciemnowłosej Beckett zawsze poprawiał Erice humor w tym całym kotle jakim była jej praca. Isa podrzuciła jej nowe materiały.
- Dziękuję Ester - odparła Kalipso i z miejsca zabrała się za przeglądanie tego co dostała.

Czytając raporty jakie przy okazji do niej spłynęły, myślała już nad pretekstem na ściągnięcie Białego, bez którego nie mogła nawet myśleć o rozmowie z Evangelistem. Zmarszczyła brwi myśląc przez chwilę o tym, żeby odesłać Williama i syna, na wszelki wypadek, żeby nie było okazji, żeby Whistler chciał poznać jej małżonka. Po godzinie rozmyślań jednak zrezygnowała uznając, że Biały neguje istnienie życia poza pracą i po prostu posiadanie przez Erikę rodziny traktuje jak jedną wielką wadę.

Tego dnia ponownie spotkała się z Theodorem. Nie miał on jednak przy sobie komórki. Tą obiecał przynieść za kilka godzin, pod pretekstem okazania dowodu przelania brakujących kilku tysięcy euro. Lenny zajął się jego aparatem, wgrał potrzebne oprogramowanie które miało zamaskować jego kontakt z Nadzorcą gdy przyjdzie właściwy moment.

Po teatralnym wygonieniu Theodora z bazy Erika chwilę musiała ochłonąć i zebrać myśli przed najtrudniejszym punktem dnia. Nie dzwoniła do Białego. Wysłała do niego wiadomość z prośbą o pilne spotkanie w związku z podejrzeniem planowanego zamachu Mroku.
Kolejne dni miały jej minąć głównie na zbieraniu zespołu który będzie miał wziąć udział w akcji ratowania pani di Vieri. Jane była pewnikiem, na której głowie miała zostawić organizację tego wszystkiego. Dołączyć do niej miał ten Polak, który sprzedał Drwala. Swojego szwagra z oczywistych powodów nie mogła tam posłać. Jako wsparcie miał udać się jeszcze Storm. Grupa niestety nie mogła być duża, by omawiana z Theodorem ściema mogła się udać. Każdy musiał mieć świadomość, że Weaver pośle za Złotym jeszcze kogoś kto może zechcieć go sprzątnąć.

Na spotkanie z Białym mocno się stresowała. Jak zawsze zresztą. Nie miała pojęcia jak zareaguje jak przy okazji dowie się, że tak intensywnie szukana przez Światło Beckett siedzi u niej. A przecież musiała namówić Szefa by z Evangelistem wejść w układ, zamiast go zatrzymywać czy eliminować na miejscu.
Plan napuszczenia Włocha na jego byłą był śmiały, a dobrze poprowadzony mógł sprawić, że bez zbędnego ryzyka dla swoich ludzi pojawiała się szansa na wyeliminowanie Liggan. Ale powodzenie tego przedsięwzięcia zależało od tego jak poradzi sobie grupa ratunkowa z Theodorem na czele.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 23-02-2018 o 01:09. Powód: kolorki kryształków :D
Mag jest offline